Jan Lewandowski

Czy teizm powinien podlegać eksperymentalnemu potwierdzeniu?

dodane: 2017-04-07
Czy postulaty teizmu powinny podlegać eksperymentalnego potwierdzeniu, jak chce ateista, a jeśli nawet to co by z tego wynikło? Sprawdzimy.

         Ateista twierdzi czasami, że brak możliwości eksperymentalnego potwierdzenia religii dyskredytuje ją samą, wraz z teizmem. Ateista wręcz niekiedy wyobraża sobie, że istnienie Boga powinno być eksperymentalnie potwierdzone, dokładnie w taki sposób jak na przykład istnienie krwinek białych podczas analizy laboratoryjnej.

         W niniejszym eseju będę argumentował, że są to kolejne ateistyczne tezy pozbawione sensu. Tezy te są problematyczne już u samych swych podstaw i w zasadzie ateista nigdy nie będzie w stanie wykazać, że którekolwiek z tych twierdzeń ma jakąkolwiek „substancję”, zwłaszcza przy próbie zaatakowania teizmu za pomocą tych twierdzeń. Co więcej, jak będę również argumentował dalej, nawet jeśli przyznamy rację postulatowi ateistycznemu, że należałoby coś zatwierdzać eksperymentalnie, to nie da się tak naprawdę nic w sumie potwierdzić eksperymentalnie. „Fakty” i eksperymenty nie dowodzą niczego, o czym wiedzieli już kantyści. Mało tego, z historii nauki wynika wręcz, że te same „fakty” i eksperymenty były używane zarówno do potwierdzania, jak i obalania tej samej teorii. Niżej jeszcze rozwinę to zagadnienie i wzbogacę je o przykłady.  

         Rozpocznijmy więc na razie od omówienia podstaw logicznych zagadnienia. Ateista twierdzi, że sens mają tylko te twierdzenia, które można potwierdzić eksperymentalnie. Problem w tym, że nie da się potwierdzić eksperymentalnie tego właśnie twierdzenia, że sens mają tylko te twierdzenia, które można potwierdzić eksperymentalnie. Każde ewentualne potwierdzenie tego byłoby bowiem koliste z zasady. Dlaczego? Dlatego, że przesłanka wyjściowa zakładająca to, że jakikolwiek eksperyment ma sens musi zostać przyjęta odgórnie przed jakimkolwiek eksperymentem, choć przecież to właśnie tę przesłankę mielibyśmy dopiero eksperymentalnie dowieść. Posługujemy się więc założeniem w rozumowaniu, którego to założenia mamy dopiero dowieść (przesłanka wyjściowa w rozumowaniu jest tu zarazem tym, co ma dopiero zostać wywnioskowane). Musimy więc z tego dowodzenia zrezygnować aby nie wpaść w błędne koło, zatem rzeczona przesłanka, optującą za koniecznością przeprowadzania eksperymentów, sama w sobie nie podlega możliwości eksperymentu i może pozostać wyłącznie niedowodliwym założeniem teoretycznym. Twierdzenie to jest więc samowywrotne skoro samo nie wynika z żadnego eksperymentu, postulując jednocześnie konieczność eksperymentu dla wykazania prawdziwości jakiejkolwiek tezy.

         To wcale nie jest jedyny problem. Kolejnym problemem jest właśnie to, że eksperyment jako taki nie dowodzi po prostu niczego, nawet jeśli uznamy potrzebę jego stosowania i pominiemy logiczne problemy wspomniane już wyżej. Weźmy przykłady z historii nauki. Eksperyment Michelsona-Morleya w oczach jednych obalał teorię eteru, zaś w oczach drugich ten sam eksperyment potwierdzał teorię eteru[1]. Na dodatek naukowa teoria eteru upadła i dziś już nie obowiązuje, pomimo tego, że przeprowadzono wiele eksperymentów rzekomo ją potwierdzających. Pewien podręcznik do fizyki z 1902 roku, autorstwa niejakiego Chwolsona, podawał nawet, że „prawdopodobieństwo hipotezy eteru zbliża się do pewności[2]. Imre Lakatos omawia też wiele innych takich przykładów z historii nauki i na ich podstawie konkluduje, że „Nie ma czegoś takiego jak eksperymenty rozstrzygające”[3]. Dodaje też: „Morał z tej opowieści jest znów taki, że to, czy eksperyment jest, czy nie jest «rozstrzygający», zależy od statusu teoretycznego współzawodnictwa, w którym jest on osadzony [...] zmieniać się mogą interpretacja i ocena eksperymentu[4]. „«eksperyment rozstrzygający» może utracić ten honorowy tytuł i z porażki zmienić się w nowe zwycięstwo programu[5]. Tak więc doświadczenie i eksperyment jako takie nie dowodzą niczego. Doświadczenie i eksperyment dowodzą tego, tamtego, lub niczego, w zależności od z góry powziętego nastawienia z jakim do nich podchodzimy.

          Eksperyment jest tak pewny, jak przekonania na jakich się opiera. Mówiąc zaś to samo ale dużo bardziej dosadnie: sam eksperyment jest w zasadzie bez znaczenia i nie mówi nam o świecie po prostu nic, tak długo dopóki nie wpleciemy go w łańcuch naszych teoretycznych przekonań aby móc cokolwiek o tym eksperymencie powiedzieć. Nasze teoretyczne przekonania nie są już jednak doświadczalne i próba ostatecznego zweryfikowania ich przez kolejne doświadczenia skończy w regressie ad infinitum. Zawsze możemy też zmienić nasze przekonania i tym samym zmieni się nasza ocena danego eksperymentu. Zatem nauka nie opiera się na obserwacji skoro teoria wyprzedza obserwację. Aby wykazać poprawność zdania obserwacyjnego należy się odwołać do teorii, nie do obserwacji. Sama obserwacja pozostanie jałowa. Bywa, że zdania obserwacyjne upadają gdy upada teoria założona w akcie obserwacji. Na początku badań sądzono, że naelektryzowane pręty stają się lepkie, ponieważ „przyklejają” się do nich kawałki papieru. Dziś już wiemy, że ten sąd jest błędny. Błędne pojęcie lepkości zostało zastąpione pojęciami przyciągania i sił co rzuciło nowe światło na obserwację, która przecież pozostała taka sama. Spróbujmy też wyobrazić sobie, że prezentujemy odczyty woltomierza buszmenowi nie znającemu w ogóle elektryczności. Taki odczyt byłby dla niego pustą obserwacją, z której kompletnie nic nie wynika, a na pewno nie to co my z tego wyczytujemy w naszej kulturze przesiąkniętej techniką. Również zaprezentowanie wnętrza woltomierza buszmenowi niczego by mu nie wyjaśniło. Samo działanie woltomierza mógłby on jakoś próbować sobie „wyjaśniać” na mocy teoretycznych konstruktów kultury z jakiej pochodzi, na przykład przy pomocy szamanistycznej „teorii duchów przodków”. Ruch wskazówki mógłby być dla niego zarazem jakąś „wskazówką z zaświatów”, która następnie powinna podlegać wykładni dokonanej przez szamana. Spekuluję tutaj jedynie ale swoją drogą bardzo ciekawe jest to jak wyjaśnialiby sobie działanie woltomierza buszmeni nie znający zagadnień związanych z elektrycznością. Ten przykład jeszcze dobitniej potwierdza, że uteoretyzowane są nawet te z naszych obserwacji, które uważamy za „oczywiste”. Widzimy tym samym jak duży wpływ ma uprzednio założona teoria w rozumieniu obserwacji. Ateista nie uwierzy w doświadczenie wskazujące na istnienie Boga tak długo, jak chce pozostać ateistą, bez względu na to jakie byłoby to doświadczenie. Aby doświadczenie było przekonujące musi istnieć wpierw sam przekonany, tymczasem nie można uwierzyć w doświadczenie z góry wykluczone przez własne przekonania. Dlatego też mieszanie doświadczenia i eksperymentu w zagadnienie istnienia Boga nie jest niczym więcej jak tylko pustą grą językową pozbawioną głębszego sensownego znaczenia.  

         Tym samym brak eksperymentu, który mógłby „potwierdzać” teizm lub istnienie Boga, nie wynika z problemów teizmu, ale właśnie z problemów związanych z samym eksperymentem. Dowodzący czegokolwiek ostatecznie eksperyment po prostu nie istnieje i nie może istnieć.

         Osobną kwestią jest zagadnienie tak zwanej powtarzalności eksperymentu. Ateiści twierdzą często, że to właśnie możliwość powtarzalności jakiegoś eksperymentu i uzyskania dzięki temu powtarzalnych wyników daje ateiście przewagę nad teistą. Teista nie posiada bowiem już takiego powtarzalnego eksperymentu związanego z istnieniem Boga. Pominąwszy to, że taka argumentacja ateisty nadal nie rozwiązuje żadnego z powyżej wspomnianych problemów związanych z zagadnieniem eksperymentu, to innym problemem pozostaje również to, że żadna liczba skończonych obserwacji nie daje ateiście podstaw do formułowania zasadnych wniosków na przyszłość. W nieskończonym Wszechświecie nawet miliard powtarzalnych obserwacji N może bowiem zostać obalony przez zaledwie jedną banalną obserwację N+1 (wystarczy przypomnieć sobie słynny przykład związany z czarnymi łabędziami). Upuszczona cegła spadała jak dotąd zawsze w dół ale nikt nie może wykluczyć, że pewnego dnia spadnie w górę gdyż być może istnieje gdzieś w nieskończonym Wszechświecie jakieś nieodkryte prawidło, którego jeszcze nie znamy i które spowoduje taki nieoczekiwany obrót spraw. Zdanie „cegła spadnie w górę” jest jak na razie nieobserwacyjne ale jest zarazem logicznie poprawne i jak najbardziej możliwe. Zdanie to nie jest bowiem sprzeczne ze zbiorem zdań opartych na dotychczasowej obserwacji cegły spadającej w dół ponieważ zbiór tych zdań nie jest zbiorem nieskończonym i tym samym pozostaje on otwarty na modyfikacje związane z kolejnymi obserwacjami (nietrudno zauważyć, że w tej sytuacji nawet na pozór oczywista hipoteza heliocentryczna posiada prawdopodobieństwo zerowe skoro ona również może zostać sfalsyfikowana w przyszłości przez jakąś nagłą i nieoczekiwaną zmianę zasad rządzących światem). Gdybyśmy ponadto mieli uznawać zdania oparte wyłącznie na powtarzalnej obserwacji czegoś w przeszłości to musielibyśmy odrzucić większość współczesnej fizyki, która niejednokrotnie wprowadzała byty jakie nie tylko nie były oparte na jakiejś powtarzalnej obserwacji, ale nie były wręcz oparte na żadnej obserwacji, na przykład neutrina, niewidzialne struny w teorii strun etcetera. Koncepcja darwinowska i koncepcja Wielkiego Wybuchu również postuluje istnienie procesów niepowtarzalnych i zarazem nieobserwacyjnych ponieważ o ich istnieniu wnioskuje się jedynie post factum z pewnych przesłanek, które nie są jednoznacznie oczywiste.       

         Należałoby wreszcie zadać pytanie, czy brak możliwości „eksperymentalnego potwierdzenia” teizmu lub istnienia Boga obala per se teizm i zasadność istnienia religii? Nie. Brak dowodu nie jest bowiem dowodem na brak. Brak ostatecznego i przekonującego wszystkich „eksperymentalnego dowodu” na teizm nie dowodzi automatycznie ateizmu. Tak samo jest z brakiem dowodu na cokolwiek innego. Co więcej, jak słusznie pisał Lakatos, „pewne zdania mogą być prawdziwe, choć nie są dowiedzione; a inne fałszywe, choć mają prawdziwe konsekwencje”[6]. Tak więc zagadnienie eksperymentu i dowodzenia nie ma żadnego wpływu na to, czy teizm i twierdzenia religii są prawdziwe, czy nie są. Tym samym ateista nie ma żadnych podstaw aby zaatakować teizm również z punktu widzenia zagadnienia eksperymentu i tak zwanego niezależnego doświadczenia.

         Jan Lewandowski, kwiecień 2017



[1] Por. I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, Warszawa 1995, s. 124.

[2] Cyt. za I. Lakatos, tamże, s. 124, kursywa ode mnie.

[3] Tamże, s. 142.

[4] Tamże, s. 141, kursywa ode mnie.

[5] Tamże, s. 143, kursywa ode mnie.

[6] Tamże, s. 178, kursywa ode mnie.

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane