O.K.

Jeszcze szybszy sposób na unieszkodliwienie „naukowego” ateisty

dodane: 2015-09-10
2

Niedawno na naszym portalu Jan Lewandowski przedstawił esej pt. Szybki sposób na unieszkodliwienie „naukowego” ateisty[1]. I choć z główną konkluzją („nauka nie nadaje się do wykluczania istnienia Boga”) jak najbardziej się zgadzam, to jednak uważam że “naukowego” ateistę da się unieszkodliwić jeszcze szybciej.

Gość twierdzi że nauka (domyślamy się że chodzi tu o nauki ścisłe i przyrodnicze: fizyka, chemia, astronomia, biologia, geologia, paleontologia itp.)  udowodniła że Boga nie ma. Proszę bardzo, skoro tak to niech pokaże naukowy dowód na nieistnienie Boga. To na nim ciąży ciężar dowodu. Niech pokaże jakieś artykuły w recenzowanych periodykach naukowych z danej dziedziny, materiały z jakichś konferencji naukowych, publikacje akademickie (np. podręczniki akademickie) w których jasno i wyraźnie pokazano że Boga nie ma. Bo tam właśnie jest nauka. Samo pojęcie “nauki” jest dość mętne, i nie ma żadnej jednoznacznej i wszędzie akceptowanej definicji czym jest nauka, czym się zajmuje a czym nie, co jest “nauką” a co nią nie jest. Jednak można na razie z grubsza przyjąć że nauką jest to, co ustalili ludzie się nią parający (“naukowcy”)  i co zamieścili w tzw. publikacjach naukowych.[2] Więc gdzie są recenzowane publikacje naukowe jawnie negujące istnienie Boga?

A nawet jak oponent znajdzie jakiś taki papier (w dzisiejszych czasach istnieje niestety wiele „recenzowanych” periodyków naukowych które za pieniądze opublikują wszystko), to jeszcze nie zamyka problemu. Bo to że coś zostało opublikowane w recenzowanej publikacji naukowej, nie oznacza to jeszcze że jest to ustalonym faktem naukowym. W nauce w ogólności nie ma nic niepodważalnego, mimo iż pewne rzeczy (wzór chemiczny wody, średnia odległość do Księżyca, poziomy energetyczne w atomie wodoru itd.) są ustalone z taką pewnością, że nikt nawet nie śmiałby ich podważać. Jednak wiele, zwłaszcza świeżo opublikowanych wyników, jest mocno niepewnych i wymaga dodatkowego potwierdzenia. Wiele wyników, z braku konkretnych danych jest opartych na pewnych dość dyskusyjnych założeniach (np. szacowanie masy gromady galaktyk na podstawie założeń o statycznym rozkładzie prędkości obserwowanych galaktyk), taka jest niestety praktyka metodologi naukowej. Wreszcie zawsze istnieje możliwość popełnienia błędów, czy nawet oszustw niewykrytych w recenzji (recenzent nie powtarza badań, tylko sprawdza poprawność przedstawionych wyników, rozumowań i wniosków, zakładając uczciwość autorów pracy).

Stąd każdy nawet zaprezentowany wynik można dyskutować.

Niezależnie czy „naukowy ateista” ma jakiś papier by podeprzeć swoje racje, czy nie, i tak musi przedstawić jakieś rozumowanie „naukowe” pokazujące że Boga nie ma. Czyli wychodząc od A,B,C, zatem D,E,F,G, zatem... ergo Boga nie ma. I tu jest pies pogrzebany, bo jeśli dowód ma być naukowy, to przesłanki A, B, C, a następnie D,E,F,G... muszą się odnosić do naszego materialnego świata. A jak się na ogół przyjmuje, jednym z podstawowych przymiotów Boga jest transcendencja, czyli istnienie poza, niezależnie od świata materialnego. Stąd nauka nie jest w stanie wykluczyć istnienia takiego Boga, ale także w drugą stronę, nie jest w stanie samodzielnie Jego istnienia potwierdzić.

I teraz jeszcze jedna rzecz która wymaga doprecyzowania. Na razie mówiliśmy o Bogu jako o pewnej koncepcji filozoficznej, bez odwoływania się do konkretnych religii (chrześcijaństwa, judaizmu, islamu, zaratusztrianizmu itd.). Jako o wszechmogącej, wszechwiedzącej istocie, Absolucie będącym praprzyczyną wszystkiego. Praktyka jednak pokazuje, że pierwsze co robi „naukowy” ateista, to wyciąga Księgę Rodzaju i zaczyna bredzić coś o zamieszczonym tam w pierwszych rozdziałach opisie Stworzenia, a także o Wielkim Wybuchu, teorii ewolucji itp.  Chce przez to pokazać że opis zamieszczony w świętej księdze jest niezgodny z ustaleniami dzisiejszej nauki, zatem Bóg w wersji chrześcijańskiej nie istnieje. Na to można odpowiedzieć np. w ten sposób, że większość chrześcijan (poza najbardziej fundamentalistycznymi odłamami) nie bierze zamieszczonych tam relacji dosłownie, tylko jako pewien obrazowy przekaz pewnych religijnych prawd. Bóg w swej dobroci stworzył ten świat, stworzył także człowieka, a w jaki konkretny sposób, to już mniej istotne.

Inne kwestie związane z Biblią i wiarygodnością przedstawionego w niej Objawienia (istnienie Mojżesza i Jezusa, wiarygodność relacji przedstawionych w Starym i Nowym Testamencie, historii narodu Izraela oraz pierwotnego Kościoła itp.), to już przede wszystkim kwestia nauk humanistycznych (historia, archeologia, egzegeza, hermeneutyka, krytyka tekstu itp.) gdzie nauki przyrodnicze odgrywają rolę co najwyżej pomocniczą. I każda z tych kwestii jest tematem na osobne szczegółowe opracowania, zarówno znajdujące się na naszym portalu, jak i gdzie indziej.[3]

 

Wrzesień 2015


[1] Jan Lewandowski, Szybki sposób na unieszkodliwienie „naukowego” ateisty
http://lewandowski.apologetyka.info/ateizm/szybki-sposob-na-unieszkodliwienie-naukowego-ateisty,863.htm

[2] Oczywiście taka robocza definicja nadal nie jest idealna, bo można by się chociaż spytać kim właściwie są naukowcy i czym są publikacje naukowe. Na co dalej można próbować dodefiniować, że są to pracownicy naukowi akredytowanych uczelni, a publikacje naukowe to są te, które są uznawane za takie przez owych ludzi i owe uczelnie. Co rodzi dodatkowy problem, mianowicie kto i na jakiej podstawie udziela akredytacji... Ponadto istnieje wiele wartościowych prac, czy chociaż zbiorów danych, które z takich czy innych powodów nie zostały opublikowane w recenzowanych publikacjach, a także znajdą się przykłady naukowców „amatorów”, którzy opublikowali wartościowe wyniki w publikacjach naukowych, nie będąc jednak formalnie związani z żadną instytucją.

[3] Co do zasadniczego tematu poruszonego w artykule, można również odesłać np. do eseju Kennetha Howkinsa Odpieranie zarzutów w: Przewodniku po Biblii Vocatio, Warszawa 1996 (i wydania późniejsze) str. 42-47.

 

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości