Jan Lewandowski

Światopogląd ateisty jest samowywrotny

dodane: 2017-05-05
Ateiści lubią się przechwalać, że ich światopogląd jest „racjonalny”, „naukowy” i „bardzo logiczny”. Opierają się oni wyłącznie na „faktach” i „argumentach”. Taki obraz jest przez nich rozpowszechniany we wszelkich możliwych miejscach. W rzeczywistości nie ma nic bardziej bałamutnego.

       Ateiści lubią się przechwalać, że ich światopogląd jest „racjonalny”, „naukowy” i „bardzo logiczny”. Opierają się oni wyłącznie na „faktach” i „argumentach”. Taki obraz jest przez nich rozpowszechniany we wszelkich możliwych miejscach. W rzeczywistości nie ma nic bardziej bałamutnego. Okazuje się bowiem, że jakakolwiek myśl ateisty nie ma najmniejszej wiarygodności poznawczej. Niektórzy mogą być zaszokowani tym odkryciem ale to prawda. W niniejszym eseju nie pozostawię co do tego najmniejszych wątpliwości.

       Na samym początku należy zauważyć, że ateista nigdy nie będzie w stanie udowodnić, że jego myśli o świecie i tym samym wszelkie osądy są jakkolwiek prawdziwe, gdyż aby dowieść, że myślenie prowadzi do jakiejkolwiek prawdy zawsze popadnie w błędne koło. Musi bowiem rozpocząć dowodzenie od jakiegokolwiek rozumowania, którego słuszność przyjmuje już na dzień dobry, a przecież tej właśnie słuszności ma dopiero dowieść. Nikt nie ujął tego celniej niż genialny C.S. Lewis:

„Jednostki, których myśli byłyby w ten przypadkowy sposób bardziej prawdziwe niż myśli innych ludzi, osiągnęłyby przewagę w walce o byt. A jeśli nawyki myślowe są dziedziczne, dobór naturalny stopniowo wyeliminowałby ludzi o mniej użytecznych rodzajach myślenia. Mogło więc teraz dojść do tego, że obecny typ ludzkiego umysłu i ten rodzaj myślenia, który przetrwał, są wystarczająco wiarygodne. Lecz to na nic się nie zda. Rozumowanie nasze ma wartość tylko wtedy, jeśli istnieją dziedziczność, walka o byt, dobór naturalny. O tych jednak rzeczach i ich istnieniu w przeszłości wiemy tylko przez wnioskowanie. Jeśli zatem nie przyjmiemy, że wnioskowanie prowadzi do prawdy, to nie możemy o nich nic wiedzieć. Musimy założyć, że wnioskowanie prowadzi do prawdy, zanim jeszcze zaczniemy tego założenia dowodzić. A dowód, który zaczyna od przyjęcia tego, co ma dowieść, nie ma sensu. Lecz pomińmy ten punkt. Przyjmijmy dziedziczność i wszystko inne jako dane. Nawet wtedy nie można udowodnić, że nasze procesy myślowe prowadzą do prawdy, jeśli nie wolno nam rozumować w sposób następujący: „Ponieważ myśl jest użyteczna, więc musi być (przynajmniej częściowo) prawdziwa”. Lecz to jest przecież wnioskowanie. Jeśli mu zaufamy, to znów przyjmiemy tę samą prawdziwość, którą mamy udowodnić. Aby uniknąć niekończącego się marnowania czasu, musimy uznać raz na zawsze, że tak będzie z każdym rozumowaniem, które by próbowało dowodzić lub obalać prawdziwość myślenia. Zdając się w ogóle na rozumowanie, już tym samym przyjęliśmy to, o co toczy się spór. Wszelkie rozumowania na temat prawdziwości myślenia czynią milczący, wbrew prawidłowemu postępowaniu, wyjątek na korzyść myślenia przeprowadzonego w danej chwili. Musimy zostawić myślenie poza obrębem dyskusji i po prostu wierzyć w nie w prosty staroświecki sposób […]. Jest zatem zawsze niemożliwością zaczynać od jakichkolwiek danych i na ich podstawie wykazywać, czy myślenie prowadzi do prawdy”[1].

            Tak więc nie da się w ogóle i bez popadnięcia w błędne koło udowodnić poprawności myślenia i trzeba w to jedynie wierzyć, co sprawia, że ateiści próbujący uniknąć wiary mają poważny problem.

           Ponadto ateistyczny naturalizm już na wstępie podkopuje racjonalną podstawę dla poprawnego logicznego wnioskowania ponieważ redukuje „racjonalne” procesy wyłącznie do neurochemicznych reakcji fizycznego mózgu. Ateista nie wierzy bowiem w duszę będącą częścią świata niematerialnego i zarazem źródłem naszej świadomości. W światopoglądzie ateisty wszystko jest zredukowane do materii i jej pochodnych. Jeśli coś nie jest materialne to po prostu dla niego nie istnieje. Jednak czy jeden stan elektrochemiczny mózgu, który prowadzi do innego stanu elektrochemicznego mózgu, może sam w sobie produkować poprawne myśli i wnioski logiczne? Jeśli tak, to niby jak? Jak to jest możliwe, że skoro różne mózgi posiadają odmienne neurochemiczne uzwojenie to tam gdzieś we Wszechświecie wydaje się niby istnieć zestaw praw logiki, do których różne mózgi muszą odwoływać się aby uzasadnić lub obalić swoje konkluzje? To sugeruje, że różne fizyczne mózgi albo odwołują się do tych logicznych praw, odkrywają je, ale nie tworzą ich. Jednak to obala niezbędne naturalistyczne założenie, że fizyczne mózgi są w stanie w jakiś sposób tworzyć poprawne logicznie wnioski.

         Ponadto, kolejnym nieprzezwyciężalnym dla ateisty problemem jest to, że jeśli tak zwana „logiczna konkluzja” jest tworzona w mózgu osoby, to wtedy ta konkluzja jest automatycznie „prawdziwa” dla tegoż fizycznego mózgu ponieważ jest to rezultatem koniecznym dla tego szczególnego mózgu i jego neurochemicznego uzwojenia. Jednak w tym momencie nie istnieje sposób na zweryfikowanie prawdy lub fałszu tejże konkluzji jeśli nie zostanie przywołane jakieś zewnętrzne niezależne źródło istniejące poza tą osobą, z którym można by tę konkluzję skonsultować. To oznacza, że osoba musi odwołać się do standardów logiki, które są absolutne i niezależne od tej osoby i neurochemicznego uzwojenia jej mózgu. Ale jak to jest możliwe w naturalizmie skoro poza mózgiem ludzkim nie istnieje żaden domniemany wzorzec logicznych norm? Błędne koło zamyka się.

         Mówiąc jeszcze prościej, naturalizm podkopuje poprawne logicznie wnioskowanie redukując zachowania mózgu do praw fizyki, ale prawa fizyki same w sobie nie są w stanie tworzyć poprawnych logicznie wniosków. Jeśli potraktujemy myśl ludzką wyłącznie jako kłębek reakcji elektrochemicznych, to nie ma żadnej gwarancji, że jakakolwiek myśl ateisty wiarygodnie odwzorowuje rzeczywistość. No bo w jaki niby sposób? Brak tu jakiegokolwiek pomostu. Skoro materialistyczny ateizm sprowadza ludzkie umysły jedynie do kłębka reakcji elektrochemicznych to nie istnieje żaden sposób na to aby przypisać tym reakcjom jakikolwiek status odkrywania prawdy, bo kto miałby tam wbudować taki mechanizm? Nie istnieje nic takiego więc ateistyczny materializm obala sam siebie. W tym momencie jakikolwiek osąd o świecie dokonany przez ateistę, włącznie z samym jego ateizmem, nie ma żadnej wiarygodności poznawczej i ateistyczny naturalizm jest w ostatecznym rozrachunku samowywrotny.

         Materializm ateistyczny zakłada ponadto, że jesteśmy tylko przypadkowym zbiorem pulsujących atomów i tym samym żadnej naszej myśli nie można przypisać głębszej wartości. Zbiór atomów próbuje tłumaczyć sam siebie jako zbiór atomów, co jest błędnym kołem i tym samym ateistyczny materializm jest tu znowu samowywrotny.

         Argumentacja ta została rozbudowana o wątek darwinowski przez znanego apologetę teistycznego Alvina Plantingę, który popularyzuje ją w różnych esejach i wywiadach. Warto przyjrzeć się więc tej argumentacji nieco bliżej gdyż jest ona praktycznie nie do zbicia.

        Wyobraźmy więc sobie na początku, że nasz praprzodek hominid o imieniu Paweł widzi tygrysa i zaczyna uciekać. Paweł może co prawda wskoczyć na drzewo, skałę, wejść do ciasnej jamy, lub skoczyć do jeziora, ale przyjmijmy, że zaczyna uciekać. Co musi spowodować aby Paweł zaczął uciekać przed tygrysem? Czy to musi być akurat jego przekonanie, że nie chce być zjedzony? W żadnym wypadku! Może to być zestaw przeróżnych przekonań, z tymi najbardziej absurdalnymi i błędnymi włącznie, które zawsze poskutkują dokładnie tym samym adaptacyjnym działaniem (ucieczka przed tygrysem). Paweł może na przykład pomyśleć, że tygrys chce się z nim akurat bawić ale Paweł nie ma na to ochoty i postanawia się ulotnić, więc ucieka. Albo Paweł myśli, że jednak chce się pobawić z tygrysem w chowanego i dlatego ucieka aby ten go gonił w ramach zabawy. Albo Paweł wręcz myśli, że owszem chce być zjedzony ale nie przez tygrysa i też ucieka. Albo Paweł chce podbiec do tygrysa ale pomieszało mu się i zamiast podbiec ucieka. Albo Paweł myśli, że wizja tygrysa to iluzja, która jest sygnałem startowym do rozpoczęcia biegu na 1000 metrów sprintem w celu zrzucenia wagi. Albo..... albo...... można tu wstawić wiele innych poglądów, które bez względu na swoją zawartość i tak kończą się zawsze tą samą decyzją, że Paweł zaczyna biec jak najdalej od tygrysa. Jedne z tych poglądów mogą być rozsądne, inne mniej, jednak wszystkie one w efekcie wywołają ten sam jak najbardziej adaptacyjny i przystosowawczy skutek: Paweł zaczyna uciekać jak najdalej od tygrysa. Jego pogląd dlaczego to robi nie ma najmniejszego znaczenia dla ewolucji i nie musi być w ogóle poprawnym osądem o świecie.

          Co z tego wynika? Ano to, że w procesie adaptacji i przystosowania ewolucja w ogóle nie musiała dbać o to aby osądy mózgu o świecie były jakkolwiek poprawne, liczyło się wyłącznie to żebyśmy dokonywali działań umożliwiających nam przetrwanie. Tak więc z punktu widzenia ateistycznego materialisty, ewolucji w ogóle nie było potrzebne to aby wykształtować w naszych mózgach poprawne przekonania o świecie. Jedyne co się liczyło to abyśmy podejmowali wyłącznie adaptacyjne działania. Z tego punktu widzenia nie musimy mieć w ogóle poprawnych osądów o świecie aby przetrwać. Ateista uznając więc zarazem darwinizm jak i materializm obala wiarygodność własnych osądów o świecie, bo ewolucja w żadnym wypadku nie gwarantuje, że są one poprawne, nawet jeśli są jak najbardziej przystosowawcze. W tym wypadku mózg ateisty posiada jedynie cechy adaptacyjne potrzebne do przetrwania i tym samym nie jest wyposażony w funkcję odkrywania głębszych prawd o rzeczywistości, która wykraczałaby poza powierzchowną percepcję niezbędną do funkcjonowania w zakresie życia codziennego. Ateizm to metafizyka a więc wykracza poza percepcję życia codziennego i tym samym ateista przyjmując zarazem darwinizm jak i materializm w swym własnym światopoglądzie nie jest w stanie zagwarantować, że jego głębsze sądy o świecie są warte więcej niż osądy małpy, od której pochodzi.

         Jako ciekawostkę należy odnotować fakt, że nawet i sami darwiniści dostrzegają ten problem. W swojej przedmowie do książki Richarda Dawkinsa pt. Samolubny gen Robert Trivers podkreśla wagę jaką Dawkins przypisuje oszukiwaniu w życiu zwierząt i dodaje, że „konwencjonalne przekonanie, że dobór naturalny faworyzuje układy nerwowe, które tworzą bardziej dokładny obraz świata należy uznać za bardzo naiwny pogląd na temat ewolucji umysłu”[2]. Również sam Darwin dostrzegał ten problem.

        Plantinga postanowił też dokonać pewnego wyliczenia prawdopodobieństwa tego na ile wiarygodne są osądy ateisty o świecie. Probabilistyczny szacunek wiarygodności wynikającej z takiego osądu jest 50/50, jak przy rzucie monetą (czasem Plantinga pisze, że „trochę mniej” niż 50/50). Jeśli mamy w głowie 100 poglądów na jakiś temat, choć pewnie mamy ich dużo więcej, to nie możemy dowieść prawdziwości niczego przy takim probabilizmie, w tym ani samego materializmu, ani darwinizmu. Prawdopodobieństwo, że grupa przekonań jest prawdziwa jest równe wielokrotności prawdopodobieństw każdego indywidualnego elementu z danej grupy przekonań. Nawet jeśli przyjmiemy, że 2/3 (67%) naszych przekonań jest prawdziwe, to ogólne prawdopodobieństwo, włączając w to prawdopodobieństwo materializmu i darwinizmu, jest bardzo niskie, coś koło zaledwie .0004. Więc jeśli akceptujesz zarówno materializm jak i ewolucję to przy tak niskim prawdopodobieństwie musisz uznać, że wiarygodność obu tych poglądów jest praktycznie zerowa. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo tych poglądów musisz odrzucić albo darwinizm, albo materializm, inaczej po prostu obalają się nawzajem. Tyle Plantinga, w ogromnym skrócie.

          O ile całe rozumowanie Plantingi jest niewątpliwie poprawne, to powyższy sposób wyliczenia prawdopodobieństwa dla wiarygodności myśli ateisty nie wydaje się być bezdyskusyjny, co zresztą on sam przyznał w swym eseju pt. An Evolutionary Argument Against Naturalism, będącym zapisem jego przemówienia na Biola University[3]. Nietrudno zauważyć, że niskie prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia nie wyklucza wcale, że nie może ono nastąpić. Wygrana w totka też cechuje się ekstremalnie niskim prawdopodobieństwem zdarzenia jednak regularnie ktoś tam gdzieś staje się wybrańcem losu i zarazem dziedzicem bajecznej fortuny dzięki wygranej na loterii. Tak więc element probabilistyki jest chyba najsłabszym ogniwem w całej powyższej argumentacji Plantingi, dobra wiadomość jest jednak taka, że gdy pozbawimy tę argumentację tegoż elementu to nadal pozostaje ona w mocy. Wiarygodność głębszych i nieadaptacyjnych osądów ateisty o świecie nadal jest w tym wypadku zakwestionowana, z samym jego ateizmem włącznie.

         W obliczu całej tej argumentacji niektórzy ateiści w akcie desperacji uciekają się zwyczajowo do swojej ostatniej deski ratunku, jaką jest rzecz jasna „nauka”. Twierdzą, że przecież nauka dość dobrze sprawdza się w praktyce i w technologicznym świecie, więc osądy ateisty o „rzeczywistości” nie są pozbawione wiarygodności. Latamy na Księżyc, używamy komputerów i tak dalej. Jest to jednak klasyczna ateistyczna erystyka. Po pierwsze nauka, która sprawdza się w naszej codziennej rzeczywistości, nie jest głębszym osądem o świecie ale raczej stosunkowo powierzchownym i właśnie adaptacyjnym wykorzystaniem pewnych zjawisk. Natomiast tam gdzie nauka wdaje się już w próby głębszych osądów o rzeczywistości, typu początki Wszechświata i geneza życia, jest już ona czysto hipotetycznai spekulacyjna. Zgaduje. A przecież to jest wyłącznie obszar, w którym spotyka się spór teizm/ateizm. Istnienie smartfonów i laptopów nie obala teizmu, tak samo jak to, że ludzkość wylądowała na Księżycu też go nie obala. Nie obala teizmu też to, że chodzimy do lekarza i stosujemy leki, jak też i to, że wciskamy pedał hamulca w samochodzie. Tak więc ateiście nic nie pomoże w tym momencie odwołanie się do nauki skoro ona również operuje jedynie na powierzchni pewnych osądów o świecie, które sprowadzają się jedynie do obserwowania i wykorzystywania pewnych korelacji zjawisk, bez potrzeby dogłębnego wyjaśniania natury tych zjawisk. Opisy naukowe nie muszą w ogóle znać prawdy o tych zjawiskach aby je wykorzystywać. Chińczycy w ogóle nie musieli znać wzorów chemicznych aby wynaleźć i wykorzystywać proch. Nauka nie wyjaśniła też natury światła a mimo to jesteśmy w stanie budować urządzenia oparte na działaniu światła, na przykład światłowody. Nawet zwierzęta są w stanie wykorzystywać pewne mechanizmy nie rozumiejąc ich natury. Na przykład sfilmowano ptaki rzucające orzechy pod koła samochodów aby rozłupywać je. A przecież zwierzęta nie rozumieją praw fizyki. Na tej samej zasadzie również i wykorzystywana przez człowieka nauka w ogóle nie musi zapewniać nam prawdziwych osądów o świecie abyśmy mimo to skutecznie wykorzystywali ją w praktyce, tak samo jak Paweł w ogóle nie musi generować prawdziwych osądów o tygrysie aby przed nim prawidłowo reagować i uciekać. Nauka nie pomoże ateiście w żaden sposób w uwiarygodnieniu jego osądów o świecie. A poza tym nawet gdyby nauka generowała prawdziwe osądy o świecie, na co ateista i tak nie ma żadnej gwarancji, to i tak nie wesprze ona ateizmu gdyż nie jest wszechwiedząca ani wszechobecna i do tego jest dziurawa jak ser szwajcarski w swych spekulacjach. Ponadto nauka jest często omylna i zmienna w swym opisie „rzeczywistości”, na co można znaleźć wiele przykładów takich jak zarzucona teoria cieplika, flogistonu, eteru i wiele innych.

          Mysz w klatce też można nauczyć prostych sztuczek adaptacyjnych, nagradzając ją pożywieniem, co nie znaczy, że cokolwiek ona rozumie o mechanizmach z jakich korzysta, choć przecież wyłapuje pewne korelacje i dobrze adaptuje się do naszych sztuczek. Naukowcy z Iowa State University i University of Cambridge zaobserwowali też jak małpy robią narzędzia podobne do dzid a potem używają ich do polowania na małe małpiatki galago senegalskie[4]. Adaptacja i wyłapywanie pewnych korelacji w zjawiskach przyrody nie dowodzi więc tego, że generujemy prawdziwe osądy o Wszechświecie. Jesteśmy na wyższym poziomie adaptacyjnym niż mysz w klatce ale to też nie daje żadnej gwarancji, że w ogóle rozumiemy naturę bytu. Możemy wciąż jedynie ślizgać się po powierzchni rzeczywistości.

         Tak więc ateista nie ma żadnej gwarancji na to, że jego osądy o świecie są wiarygodne. Tyczy się to również ateizmu samego w sobie. Tym samym ateizm jest światopoglądem samowywrotnym i niewiarygodnym.

         Jan Lewandowski, maj 2017



[1]Cudy, Warszawa 1957, s. 35-37, kursywy ode mnie.

[2] Robert Trivers, Przedmowa, w: Richard Dawkins, Samolubny gen, cytowane za Robert Wright, The Moral Animal (Pantheon, 1994), s. 263-264.

[3] Plantinga ujął to tak we wspomnianym eseju: „Of course the argument for a low estimate of P(R/N&E) is pretty weak. In particular, our estimates of the various probabilities involved in estimating P(R/N&E) with respect to that hypothetical population were pretty shaky. So perhaps the right course here is simple agnosticism: that probability is inscrutable; we just can't tell what it is”.

[4] Podaję to info za internetową wersją magazynu „Current Biology”, PAP – Nauka w Polsce, 2007 rok.

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane