Jan Lewandowski

Czy chrześcijanin powinien być pacyfistą?

dodane: 2004-09-10
    Niniejszy tekst jest odpowiedzią na tekst Mariusza Agnosiewicza pt. Chrześcijanin jest pacyfistą, który został zamieszczony w jego serwisie racjonalistycznym[1]. W tekście tym Agnosiewicz próbuje za pomocą pewnych odosobnionych przypadków i wyjątków „dowodzić”, że w pierwszych wiekach swego istnienia chrześcijaństwo było ruchem o charakterze zdecydowanie pacyfistycznym. W tekście Agnosiewicza zmieniam też tym razem nieco kolejność jego wywodów, aby w ten sposób ułatwić i uporządkować sobie nieco polemikę. Na samym początku Agnosiewicz pisze:

Jeśli katolicy mieliby być w istocie chrześcijanami, to nie musieliby kombinować jak wywinąć się od służby wojskowej, gdyż religia im tego zabrania.

Zacznijmy od świadectwa samego biskupa rzymskiego, Hipolita, który pisał w Tradycji apostolskiej (pocz. III w.): "Żołnierzowi w służbie gubernatorskiej należy zwrócić uwagę, że nie wolno mu zabijać ludzi (wykonywać wyroków śmierci), nawet gdyby otrzymał taki rozkaz; o ile nie chciałby się na to zgodzić, trzeba go odesłać z powrotem. Dostojnik posiadający prawo miecza lub wysoki urzędnik miejski uprawniony do noszenia purpury, mają albo zrezygnować z godności albo odejść. Zarówno katechumena, jak wiernego, który chciałby wstąpić do wojska, należy wyrzucić, gdyż byłoby to lekceważeniem Boga" .

Apologeta chrześcijański pochodzący z Afryki - Tertulian (ok. 155- ok. 220), napisał dziełko przeciwko służbie wojskowej chrześcijan, pt. De corona (O wieńcu), w którym wyraża również swe radykalne poglądy w kwestii kary śmierci i przelewu krwi. Zapytuje się tam: "Jakże ten, komu nie wolno mścić własnych krzywd, - czyli chrześcijanin - może wykonywać karę śmierci i tortury, więzić i zakuwać innych w kajdany." (11). Orygenes w swej apologii wymierzonej przeciw Celsusowi (połowa III w.): "My chrześcijanie walczymy więcej, niż inni, dla cesarza; prawda, że nie idziemy za nim na wojnę, nawet kiedy nam to rozkaże, ale tworzymy dla niego armię pobożności i wspomagamy go naszymi modłami" (Przeciw Celsusowi, VIII, 73).

 

Odpowiedź:

            Zaprezentowane powyżej stanowisko Tertuliana, Hipolita i Orygenesa nie było stanowiskiem większości chrześcijan w ówczesnym czasie. Wręcz przeciwnie, było jedynie skrajnym wyjątkiem, co Agnosiewicz oczywiście tendencyjnie przemilczał (bo mu nie pasowało to do tezy), i o czym świadczą nam jednak historycy Kościoła. Jedno z opracowań podaje na ten temat:

 

„Niektórzy rygoryści, jak Tertulian, Hipolit i częściowo także Orygenes, potępiali wstępowanie do urzędów państwowych oraz służby wojskowej, jednakże już do końca II wieku nie mało było chrześcijan w państwowych urzędach oraz w wojsku”[2].

 

Tak samo podaje inne opracowanie:

 

„Służba wojskowa była dozwolona [w chrześcijaństwie - przyp. J.L.]. Wyjątkowo tylko powstawały przeciw niej głosy przesadnych rygorystów, z innych zaś, jeżeli ktoś odradzał chrześcijanom służbę wojskową, to tylko ze względu na moralne niebezpieczeństwa, na które zawsze narażała”[3].

 

Cała manipulacja Agnosiewicza polega zatem w tym miejscu na tym, że za pomocą części wydaje on osąd o całości, skoro na bazie odosobnionych głosów stara się dowieść, że coś w starożytnym chrześcijaństwie było normą, od której potem odstąpiono. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, bowiem to właśnie argumentacja Agnosiewicza opiera się na świadectwach poświadczających jedynie odstępstwo od normy. Odstępstwa od normy i wyjątki nie ustalają zaś jeszcze normy i reguły powszechnej, a taką normą powszechną było w starożytnym chrześcijaństwie właśnie odbywanie służby wojskowej, nie zaś sprzeciwianie się jej. Świadczy o tym o wiele więcej świadectw i danych, niż wyżej zaprezentowane przez Agnosiewicza zaledwie trzy świadectwa na krzyż (nie biorę pod uwagę poniższych przytoczonych przez Agnosiewicza świadectw, które są bez wartości, bowiem – jak wykażę - są naciągane), świadczące na tle świadectw zupełnie przeciwnych co najwyżej o istniejącym w ówczesnym chrześcijaństwie marginesowym poglądzie, sprzeciwiającym się służbie wojskowej. Służba wojskowa nie była bowiem oficjalnie zakazana przez Kościół już od początku. Zgadza się z tym nawet taki niewierzący i krytyczny badacz chrześcijaństwa jak Archibald Robertson. Choć uważa on, że za czasów Marka Aureliusza większość chrześcijan nie chciała już wstępować do służby wojskowej, bowiem – jak pisze wcześniej – „dla coraz większej liczby poddanych życie pod panowaniem imperium stało się nieznośne, że nie warte było obrony”, to jednak napisał on również, że „Kościół nigdy oficjalnie nie zabraniał służby wojskowej, […]”[4].   

 

Przeanalizujmy teraz konkretne przykłady historyczne mówiące o służbie wojskowej jako o czymś powszechnym już wśród najstarszych pokoleń chrześcijan.

 

    Zacznijmy od czasów najdawniejszych. A więc tak, chrześcijańskich pretorian (żołnierzy – por. choćby słowniczek w Biblii Tysiąclecia [dalej: BT] oraz Mt 27,27) spotykamy już za Nerona[5].

 

     Następnie, Aziz S. Atiya donosi o istniejącym już na przełomie I i II wieku (za cesarza Trajana, czyli między 98 a 117 rokiem) oddziale 11 000 żołnierzy będących chrześcijanami[6].

 

    Dalej, nawet wspomniany wcześniej żyjący w II wieku Tertulian, choć z powodów osobistych sam był niechętny służbie wojskowej, to jednak świadczył swym piórem o tym, że sam był wyjątkiem, bowiem inni chrześcijanie normalnie odbywali w tym czasie służbę wojskową. Tertulian pisał do pogan:

 

„Spotykamy się razem z wami na okrętach, razem odbywamy służbę wojskową, razem uprawiamy rolę i razem prowadzimy handel”[7].

 

W tym samym dziele Tertulian przyznaje nie tylko jeden raz, że za jego czasów liczni chrześcijanie służyli w armii. Czyni to także w innych miejscach swego Apologetyku[8], gdzie pisze, że „Zapełniliśmy nawet wojskowe obozy”.

 

Przy innej okazji Tertulian relacjonuje również przykład żołnierza chrześcijanina jaki nie chciał nałożyć wieńca na skronie bo mu się to kojarzyło z pogaństwem. Miał on z tego powodu kłopoty. Władza kościelna znała jego przypadek ale nie interweniowała ani w kwestii tego wieńca, ani w tej sprawie, że był żołnierzem[9].

 

O tym, że chrześcijanie w pierwszych trzech wiekach służyli w wojsku donosi też Euzebiusz, który w swej Historii Kościelnej[10] wspominał o istniejącym w 174 roku oddziale wojskowym złożonym z chrześcijan. Byli to żołnierze tzw. legii meliteńskiej, którzy w opisie Euzebiusza mieli nawet wziąć udział w konkretnej walce na polu bitwy. Potwierdza te wydarzenia także Tertulian w swym Apologetyku[11]. Wiadomo też o innym oddziale wojskowym złożonym w dużej mierze z chrześcijan – legionie III stacjonującym w Lambese w Afryce Północnej[12].

 

W innym miejscu swej Historii Kościelnej Euzebiusz wzmiankuje o istniejących licznie i prześladowanych przez swego zwierzchnika żołnierzach chrześcijanach żyjących na początku IV wieku[13]. Jak pisał Euzebiusz, prześladowano wówczas nawet tych chrześcijan, którzy w wojsku zajmowali „dobre stanowisko” a otwarte prześladowania powstrzymywało tylko chyba to, że w owym czasie w armii była „wielka liczba wiernych”[14]. Chrześcijanie, „którzy w wojsku służyli”, jak pisał Euzebiusz[15],  byli także na początku IV wieku prześladowani i zmuszani do zaparcia się Chrystusa przez cesarza Galeriusza[16]. Z tego głównie powodu istniała czasem w najstarszym chrześcijaństwie niechęć do służby wojskowej, a nie z jakichś niby powodów pacyfistycznych.

 

     Posiadamy też dzisiaj wiele napisów nagrobkowych żołnierzy chrześcijan jacy polegli w II i III wieku[17].

 

Inny dowód istnienia wśród chrześcijan zwyczaju wstępowania do wojska w pierwszych trzech wiekach znajdujemy w osobie samego Juliusza Afrykańczyka. Ten słynny dziejopisarz chrześcijański żył w czasach Orygenesa, a więc jakby na nieszczęście dla propagandy Agnosiewicza właśnie w pierwszej połowie III wieku, czyli w czasach gdy niby chrześcijanie nie mogli pogodzić swego sumienia z obowiązkiem służby wojskowej. Jak podaje przypis na stronie 285 w Historii Kościelnej Euzebiusza, w wydaniu z serii dra Jana Sajdaka[18], Juliusz to był „rzymski oficer, uczestnik wyprawy Septymjusza przeciwko Osroeńczykom”.

 

    Żyjący w II wiekuKlemens Aleksandryjski pisał do żołnierzy chrześcijan:

 

„Wiara zaskoczyła cię w armii, to słuchaj dowódcy, który nakazuje ci sprawiedliwość”[19].

 

Słuchanie dowódcy polega jak wiadomo na wykonywaniu rozkazów tegoż dowódcy, a te dotyczą przede wszystkim wojaczki, o czym wiedzą nawet dzieci bawiące się w wojnę. Pisząc w ten sposób Klemens potwierdził tu więc po raz kolejny to, co wynika z wielu przytoczonych przez mnie powyższych świadectw, mianowicie, że chrześcijanie brali czynny udział w służbie wojskowej.

 

W aktach z przesłuchania chrześcijanina Maksymiliana Theveste, sądzonego w 295 roku za odmowę służby wojskowej, pada stwierdzenie prokonsula (wypowiedziane do Maksymiliana), który mówi mu, że przecież w ich czasach „znajdują się żołnierze chrześcijańscy i pełnią służbę wojskową”[20]. Maksymilian odpowiada na to: „Oni sami wiedzą co im wypada”[21].

 

Jak widać więc, Maksymilian był jakimś tam tylko wyjątkiem wśród chrześcijan pod względem odmawiania służby wojskowej, bo od dawna normalną rzeczą było w III wieku już to, że w tych czasach istnieli chrześcijanie żołnierze. Agnosiewicz o tym nie wspomniał oczywiście ani słowem, bo inaczej nie mógłby na bazie przytoczonych przez siebie wyjątków próbować „udowadniać” rzekomej „reguły” jaką było niby „powszechne” odrzucanie przez chrześcijan w tym czasie służby wojskowej. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Didaskalia, czyli Katolicka nauka dwunastu Apostołów i świętych uczniów Zbawiciela naszego, pochodząca z początków III w. ze środowiska chrześcijan z północnej Syrii, zaostrza rygor w tej kwestii, wprowadzając zakaz przyjmowania ofiar na rzecz sierot i wdów od osób, które parają się niegodziwymi czynnościami, w tym związanymi z przelewem ludzkiej krwi, czyli od "morderców, oprawców sądowych, a także wszystkich urzędników rzymskich, splamionych wojnami i przelewających bez sądu krew niewinnych." .

 

 

Odpowiedź:

           

Nie trudno zauważyć, że przytoczony wyżej przez Agnosiewicza tekst wcale nie poświadcza tego co on chce. Z tekstu tego wynika co najwyżej, że Didaskalia sprzeciwiają się nadużyciom w strukturach władz rzymskich, w których są „mordercy” odpowiedzialni za prowadzenie wojen wobec „niewinnych”. Od tego jeszcze zaś daleka droga do negowania samej służby wojskowej. To tak jakby twierdzić, że ktoś był pacyfistą przeciwnym służbie wojskowej jako takiej, bowiem sprzeciwiał się morderczym posunięciom wojsk Hitlera. Takie rozumowanie byłoby czystym naciąganiem, jednak do takiego rozumowania posuwa się właśnie wyżej Agnosiewicz w oparciu o Didaskalia. Powyższy tekst z Didaskaliów jest zatem przez Agnosiewicza naciągnięty do jego tezy, bowiem nie sprzeciwia się tak naprawdę samej idei służby wojskowej (nic o tej idei wręcz nie wspomina). Przechodzę do dalszej części komentowanego tekstu:

 

           

Jako ciekawostkę podam fragment tekstu, na jaki natknąłem się w Katolickim Serwisie Apologetycznym (www.apologetyka.katolik.pl), gdzie jeden z tamtejszych mędrców, niejaki Jan Lewandowski, podjął próbę uspokojenia umysłów swoich owieczek po lekturze Deschnera.

 

 

Odpowiedź:

 

            Jakich niby moich „owieczek”? Nie jestem (ani nigdy nie byłem) biskupem, księdzem, ani nawet diakonem, tylko zwyczajnym świeckim. Agnosiewicz najzwyczajniej fantazjuje, rozpisując się o jakiejś rzekomo mojej trzodzie. Przechodzę do dalszej części komentowanego tekstu:

 

 

Zamyślił obalić całe jego pisarstwo, wydłubując kilka wątpliwych przykładów, w liczbie 9 sztuk.

 

 

Odpowiedź:

 

            Jakoś nigdzie Agnosiewicz nie wykazał, że są one „wątpliwe”. Ciekawe, czy Agnosiewicz zgodziłby się bez sprzeciwu z tego typu oświadczeniem na temat jego pisarstwa, w którym to oświadczeniu ktoś bez merytorycznego uzasadnienia stwierdziłby tylko gołosłownie, że to co Agnosiewicz napisał jest „wątpliwe”. Myślę, że nie. Dlatego ja też się z tego typu oświadczeniem nie zgadzam, póki nie będzie ono uzasadnione merytorycznie (jak na razie Agnosiewicz nie był w stanie tego zrobić) Ponadto, mój wspomniany tekst został już obecnie poszerzony o wiele więcej niż 9 przypadków przekłamań w wykonaniu Deschnera[22], będzie też z czasem poszerzany sukcesywnie o dalsze taki przypadki. Wreszcie, każdy normalny człowiek zgodzi się chyba z tym, że pisanie sprostowania do wypocin Deschnera i wodolejstwa jakie zajmuje mu tysiące stron mija się z celem. Bo kto by to przeczytał? Dlatego ograniczyłem się w polemice z Deschnerem do kilku sztandarowych przykładów, czego powody wyjaśniłem w tamtym tekście. Sam Agnosiewicz zresztą nie był w stanie znaleźć w moim tekście choćby 9 przypadków jakichś nierzetelności. Ograniczył się tylko do… jednego, który też – jak wykażę niżej – został przez niego „podparty” „argumentami” mającymi się w rzeczywistości nijak do omawianej kwestii. Dalej Agnosiewicz pisze:    

 

 

 

Oto próbka jego argumentów: "W I tomie swojej Kryminalnej historii... Deschner pisze: "wciągu pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa nigdzie nie jest dozwolona służba wojskowa!" (str. 158). Następnie na tej samej stronie cytuje (bez podania źródła) słowa Tertuliana, aby dowieść, że tenże Tertulian cytuję "ostro przeciwstawia obowiązki chrześcijanina i służbę wojskową". Tendencyjności Deschnera nie ma końca. Ten sam Tertulian pisał przecież o wspólnym życiu chrześcijan i niechrześcijan: "Spotykamy się razem z wami na okrętach, razem odbywamy służbę wojskową, razem uprawiamy rolę i razem prowadzimy handel" (Tertulian, Apologetyk, 42, 3)." Niestety apologeta nie był tak biegły w sztuce, której się podjął, aby odnaleźć dziełko O wieńcu, którego fragmencik przytoczyliśmy powyżej. Tak więc, panie Janie, jak to z tym Tertulianem - potępiał czy też nie?

 

Odpowiedź:

            A czy ja pisałem w powyższym przytoczonym przez Agnosiewicza fragmencie mojego tekstu, że Tertulian potępiał, czy też nie służbę wojskową? Nie! I w tym cały sęk. Przywołałem świadectwo Tertuliana tylko jako potwierdzenie, że w jego czasach byli chrześcijanie służący w wojsku. Uważałem, i nadal uważam, że zakrawa na ironię cytowanie przez Deschnera przeciw istniejącej w chrześcjaństwie pierwszych trzech wieków służbie wojskowej świadectw pochodzących od Tertuliana, skoro w jego dziełach można znaleźć świadectwa potwierdzające (podałem je wyżej, a także w tekście jaki komentuje Agnosiewicz), że taka służba wśród chrześcijan jego czasów była odbywana powszechnie. Dlatego napisałem to co napisałem. W moim tekście w ogóle jednak nie było mowy o tym, co na temat służby wojskowej myślał sam Tertulian, tym bardziej, że nie jest to istotne, skoro jest on – jak pisałem wyżej – jednym z wyjątków odnośnie do negatywnych poglądów względem tej kwestii. Tym samym powyższy „kontrargument” Agnosiewicza w stosunku do mojego wywodu jest chybiony, i opiera się na zniekształceniu wymowy mojego tekstu. Natomiast co do powyższego odsyłania mnie przez Agnosiewicza do dziełka O wieńcu Teruliana, to warto zauważyć, że Agnosiewicz nie był w stanie wyżej przytoczyć z tego dziełka (o antywojennej wymowie)fragmentu, który sprzeciwiałby się służbie wojskowej. Jedyne słowa jakie Agnosiewcz wyżej zacytował z tego dzieła Tertuliana to: „Jakże ten, komu nie wolno mścić własnych krzywd, - czyli chrześcijanin - może wykonywać karę śmierci i tortury, więzić i zakuwać innych w kajdany”. Nie trudno zauważyć, że w cytacie tym Tertulian nie mówi tu nic o służbie wojskowej, potępia jedynie tortury więzienne, i karę śmierci. Z jego przytoczonych przed chwilą słów nie wynika, że musi to mieć coś wspólnego ze służbą wojskową. Dalej Agnosiewicz pisze:      

 

Ok. 250 r. Laktancjusz pisał: "Od tego przykazania [informacja dla katolików: chodzi o V, pt. Nie zabijaj - przyp. M.A.] nie może być uczyniony żaden wyjątek, zawsze bowiem zabicie człowieka jest niesprawiedliwe, jako, że z woli Bożej życie ludzkie musi pozostawać niezagrożone" (Boże nauki 6,20,15)

Podobne przesłanie zawierają Kanony Hipolita, powstałe ok. IV w. w Egipcie lub Azji Mniejszej: do gminy chrześcijańskiej można przyjąć tylko i wyłącznie tych, którzy powstrzymują się od rozlewu krwi. Jeśli wierny korzysta z prawa miecza związanego z wykonywanym urzędem i wykonuje wyroki śmierci, winien być wykluczony ze wspólnoty chrześcijańskiej.

Odpowiedź:

            Tutaj mamy kolejne naciągnięcie. Powyższe teksty znów nic nie mówią o służbie wojskowej, co najwyżej potępiają karę śmierci. Służba wojskowa nie zawsze musi wiązać się z zadawaniem śmierci (czy np. każdy z naszych żołnierzy będących w Iraku już kogoś zabił? Wcale nie), podobnie jak choćby służba w Policji. Z kolei kat wykonujący wyroki śmierci w ogóle nie musi być wojskowym, zaś wojskowy zabijający w walce wcale nie wykonuje w ten sposób żadnego wyroku śmierci. Agnosiewicz ewidentnie miesza tu ze sobą na siłę zagadnienia, które wcale nie muszą się ze sobą wiązać. Mam wrażenie, że Agnosiewiczowi zwyczajnie pomyliła się tu tematyka. Swój niniejszy tekst powinien on poświęcić nie służbie wojskowej, ale zagadnieniu kary śmierci w najstarszym chrześcijaństwie. Teksty jakie Agnosiewicz bowiem przytacza w komentowanym przeze mnie tutaj jego „elaboracie” odnoszą się do zagadnienia kary śmierci, nie zaś do kwestii służby wojskowej. Przechodzę do dalszej części komentowanego tekstu:   

 

Jeszcze św. Jan Chryzostom (IV/V w.) utrzymywał, że heretyków nie wolno poskramiać za pomocą kary śmierci (PG 57,477). Jednak był to już inny okres w dziejach chrześcijaństwa. Jego zdanie się już nie liczyło.

 

Odpowiedź:

            O, tu znowu, tak samo jak wyżej. Tutaj chyba najwyraźniej widać, że Agnosiewicz cytuje wyżej teksty tyczące się zagadnienia kary śmierci, nie zaś samej służby wojskowej. Jest to naciąganie, lub w najlepszym przypadku pomieszanie zagadnień. Jak pisałem wyżej, wykonujący karę śmierci wcale nie musi być wojskowym, zaś wojskowy zabijający w walce wcale nie wykonuje w ten sposób żadnej kary śmierci. To zwykłe pomieszanie zagadnień.  Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Jak pisze o tej epoce pewien katolicki teolog-moralista: "(...) w całym okresie, którym się tu zajęliśmy, nie znajdziemy u żadnego pisarza chrześcijańskiego ani jednej aluzji do tego, iż zabijanie w obronie koniecznej jest dozwolone; ci którzy poruszają ten temat, dopatrują się w obronie koniecznej grzechu (...) Słowa Kazania na Górze [o tym by nadstawiać zawsze drugi policzek] są zawsze rozumiane dosłownie (...) Tamte słowa [które Jezus skierował do Piotra, aby ten schował swój miecz do pochwy] cytuje się niezmiennie jako wszechogarniający zakaz zabijania" (Prawo zabijania u pisarzy wczesnochrześcijańskich sprzed epoki konstantyńskiej, Schöpf).

 

Odpowiedź:

            Znów mnie widzę tu nic o służbie wojskowej. Mowa tylko o „prawie zabijania”, co znów naprowadza prędzej na kwestię kary śmierci w najstarszym chrześcijaństwie. Nawet sam fakt, że mowa tu o obronie koniecznej nie musi oznaczać, że mowa o służbie wojskowej, bowiem zagadnienie obrony koniecznej wiązano w chrześcijaństwie właśnie z kwestią obrony koniecznej. Schöpf nie dopatruje się takiej motywacji w pismach chrześcijańskich pierwszych wieków, co jeszcze o niczym nie przesądza. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Proszę odnieść to teraz do Głódzia i jego kompanów w mundurach z koloratkami! Proszę to przede wszystkim jednak odnieść do całej historii Kościoła i jego trzody wyznawców, ponoć religii chrześcijańskiej (bez różnicy: katolików czy protestantów)

 

Odpowiedź:

            A dlaczego? Przecież sam Schöpf nie odnosi tego jasno do służby wojskowej chrześcijan, więc to byłoby naciągnięcie. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Pacyfizm chrześcijan zakończył się wraz z równouprawnieniem religijnym Konstantyna.

 

Odpowiedź:

Jaki pacyfizm, jakich chrześcijan? Tych będących (co ukazałem wyżej) jedynie marginesem ówczesnego chrześcijaństwa? W takim wypadku nie ma nawet sensu mówić o żadnym pacyfizmie, który, zdaniem Agnosiewicza, „zakończył się wraz z równouprawnieniem religijnym Konstantyna”.  Przechodzę do dalszej części komentowanego tekstu:   

 

W podzięce synod biskupi w 314 r. odbywający się w Arelate "przypomniał" służącym w armii chrześcijanom, aby nie unikali walki, oraz zawczasu ekskomunikował wszystkich dezerterów chrześcijańskich. Konstytucje Apostolskie pochodzące z IV lub V w. stanowią wprawdzie, iż zabicie jest grzechem, jeśli ofiara jest niewinna, jednak wobec przestępcy jest kara ta dozwolona.

 

Odpowiedź:

            I wszystko wskazuje na to, że tak było od początku w chrześcijaństwie (patrz niżej). Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Wprawdzie poszczególni pisarze oraz biskupi chrześcijańscy miewali jeszcze czasami pewne rozterki natury etycznej (np. św. Augustyn), zostały one jednak ostatecznie rozwiane przez papieża Innocentego I (401-417), który zawyrokował w 405 r., że władza świecka ma prawo miecza od samego Boga i stosuje to prawo dla odpłaty za popełnione wykroczenia przeciwko niej

 

Odpowiedź:

 

            I słusznie. Jednak Innocenty I wcale nie był twórcą tej idei. Tak uczył już św. Paweł, który pisał o władzy świeckiej:

 

„Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle” (Rz 13,4, BT).

 

Popieranie używania miecza przez władzę świecką do karania winnych było jak widać obecne już w Nowym Testamencie. Jak podaje Hamman, pisząc o czasach Justyna (połowa II wieku), w chrześcijaństwie „Odmawiający służby wojskowej z pobudek religijnych pojawiają się dopiero sto lat później”[23]. Hamman pisze też: „Służba państwowa – czy chodziło o urzędników cesarskich, miejskich, czy nawet żołnierzy – nie od razu była przyczyną konfliktu sumienia chrześcijan drugiego stulecia. […] Kościół wysunie zastrzeżenia dopiero sto lat później”[24].

 

Już choćby w świetle tego upada cały powyższy wywód Agnosiewicza, próbujący uczynić chrześcijaństwo czymś pacyfistycznym w swej istocie już u początku jego istnienia. Warto też przypomnieć, że to właśnie nikt inny jak sam Jezus nie zabronił pewnego razu apostołom posiadać mieczy (por. Łk 22,38).

 

Jan Lewandowski

 



[1] Por. M. Agnosiewicz, Chrześcijanin jest pacyfistą, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1256.

[2]K. Bihlmeyer, H. Tuchle, Historia Kościoła, tom I, Warszawa 1971, s. 142.

[3] Józef Umiński, Historia Kościoła, tom I, Opole 1959, s. 128.

[4] A. Robertson, Pochodzenie chrześcijaństwa, [b.m.w.] 1961, s. 272.

[5]Por. A. G. Hamman, Życie codzienne pierwszych chrześcijan, Warszawa 1990, s. 103.

[6] Por. A. S. Atiya, Historia Kościołów Wschodnich, Warszawa 1978, s. 151.

[7]Tertulian, Apologetyk, 42, 3.

[8] Tamże, 36, 4.

[9] Por. Andrzej Bober, Antologia patrystyczna, Kraków 1965, s. 56.

[10] Euzebiusz, Historia Kościelna, V, 5, 2.

[11] Por. Euzebiusz, Historia Kościelna, V, 5, 5.

[12]Por. A. G. Hamman, Życie codzienne....., dz. cyt., s. 74.

[13]Por. Euzebiusz, Historia Kościelna, VIII, 4, 2-5.

[14] Tamże, VIII, 4, 4.

[15]Tamże, VIII, dodatek 1.

[16] Tamże.

[17]Por. A. G. Hamman, Życie codzienne...., dz. cyt., s. 74, przypis nr 83.

[18] Euzebiusz, Historia Kościelna, pod red. J. Sajdaka, Poznań 1924, tom III serii Pisma Ojców Kościoła, tłum. A Lisiecki.

[19]Klemens aleksandryjski, Napomnienie do Greków, X, 100.

[20] Cyt. za Andrzej Bober, Antologia patrystyczna, dz. cyt., s. 84, gdzie znajduje się cały tekst akt sądowych z przesłuchania Maksymiliana.

[21] Cyt. za Tamże.

[22] Por. Jan Lewandowski, Fałszerstwa antyfałszerzy, czyli Karlheinz Deschner w akcji, http://www.effatha.pl/apologetyka/deschner.php.

[23]Por. A. G. Hamman, Życie codzienne...., dz. cyt., s. 74.

[24] Tamże, s. 72.

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane