Jan Lewandowski

Czy Jezus przepowiedział Apostołom koniec świata za ich życia?

dodane: 2004-09-10
    Niniejszy tekst jest polemiczną odpowiedzią na tekst Mariusza Agnosiewicza pt. Eschatologia, czyli dzień uboju, jaki został zamieszczony w internetowym serwisie racjonalistycznym[1]. W tekście tym Agnosiewicz, wytaczając bardzo poważne zarzuty przeciw Jezusowi i Apostołom, utrzymuje, że Jezus, a wraz z nim autorzy NT zapowiadali koniec świata na I wiek naszej ery. Zarzut ten nie jest oczywiście nowy, bowiem wytacza się go przeciw chrześcijaństwu z różnych stron już od czasów Reimarusa, czyli co najmniej od jakichś 250 lat[2]. Także w Internecie wielu jawnych wrogów chrześcijaństwa lubuje się we wspomnianym zarzucie. Agnosiewicz nie był więc nowatorem w tej sprawie, odgrzał raczej stare argumenty i spostrzeżenia innych, czyniąc to jednak w sposób na tyle bogaty, obszerny i wyczerpujący, że to właśnie na podstawie jego tekstu postanowiłem odnieść się do tych zarzutów. Od dawna bowiem chciałem wypowiedzieć się wyczerpująco na ten temat, nad którym głowiłem się dość często, i tym razem mam ku temu wreszcie dogodną okazję. Ponadto polemizowanie z tym, co ma do powiedzenia Agnosiewicz, uchroni mnie przed ewentualnym zarzutem różnej maści wrogów chrześcijaństwa, którzy mogliby stwierdzić, że nadmiernie upraszczam sobie polemikę czy obalam coś, czego nikt w ogóle nie twierdził.

 

Na poniższy tekst Agnosiewicza odpowiadam więc w całości, niczego nie pomijając. Na samym początku swego tekstu Agnosiewicz pisze:

 

Wcześni chrześcijanie wierzyli w bliskie nadejście końca świata. Wierzono, że jeszcze za ich życia nastąpi to co zapowiedział im Chrystus - nastanie Królestwa Bożego, nad którym panował będzie sam Chrystus, który przyjdzie powtórnie w glorii i chwale. Wiarę w niedługie nadejście końca świata u pierwszych chrześcijan obecnie się przemilcza lub tłumaczy, że on przecie nadszedł - odszedł stary świat, przyszedł nowy, w którym zapanowało chrześcijaństwo (to nic, że nowy okazał się być gorszy od starego, a chrześcijaństwo okazało się być katolicyzmem).

 

Odpowiedź:

Jak na razie mamy tu do czynienia z czystym gołosłowiem, Agnosiewicz nie podał bowiem żadnego chrześcijańskiego komentatora, który twierdziłby, że rzekomo zapowiadany przez NT rychły koniec świata należy rozumieć przenośnie. Po drugie, nawet gdyby komentator taki się znalazł, to niewiele to zmienia, bowiem są też tacy komentatorzy katoliccy, którzy nie komentują zapowiedzi Jezusa w ten sposób[3]. Nie istnieje więc w tej kwestii dogmatyzm, lecz dowolność. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Tym niemniej to destruktywne wierzenie jest silnie zaakcentowane w wielu miejscach Nowego Testamentu, bynajmniej nie może być ono interpretowane w sposób przenośny. Potwierdz to m.in. kilka fragmentów Ewangelii, które mówią o Królestwie wyraźnie w sposób materialny, nie zaś duchowy (Łukasza 22:30: "Abyście jedli i pili za stołem moim w królestwie mojem, i siedzieli na stolicach, sądząc dwanaście pokoleń Izraelskich."- oczywiście można mówić, że owa uczta w Królestwie to coś symbolicznego, nie takie gwałty teologia czyniła na interpretacji Biblii, aby ratować jej sens; Mateusza 19:28: "A Jezus rzekł im: Zaprawdę powiadam wam: Iż wy, którzyście mię naśladowali w odrodzeniu, gdy usiądzie Syn człowieczy na stolicy chwały swojej, usiądziecie i wy na dwunastu stolicach, sądząc dwanaście pokoleń Izraelskich." - oczywiście można mówić, że owe stolice to są jedynie symboliczne obszary władzy duchowej, bądź sfery Nieba, można mówić i nie takie rzeczy; Marka 9:43: "A jeźliby cię gorszyła ręka twoja, odetnij ją; bo lepiej jest tobie ułomnym wnijść do żywota, niżeli dwie ręce mając, iść do piekła w on ogień nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. A jeźliby cię noga twoja gorszyła, odetnij ją; bo lepiej tobie chromym wnijść do żywota, niżeli dwie nogi mając, być wrzuconym do piekła, w ogień nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. A jeźliby cię oko twoje gorszyło, wyłup je; bo lepiej tobie jednookim wnijść do królestwa Bożego, niżeli dwoje oczu mając, wrzuconym być do ognia piekielnego, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie." - oczywiście można mówić, że owe amputacje są jedynie duchowymi zabiegami chirurgicznymi, a choć trudniej pojąć jak duchowo można wejść jednookim, kulawym mańkutom do Królestwa Bożego, to myślę, że i z tym teologia sobie poradziła. Warto się przy tym wszystkim solidnie zastanowić co mieli w istocie na myśli autorzy owych słów Ewangelii). Pewne uduchowienie Królestwa zaczął Ewangelista Łukasz. Mogłyby jego słowa (17, 20: "Królestwo Boże jest pośród was") dowodzić, że Królestwo już jest. Mówić to miał Jezus w I w.

 

Odpowiedź:

Ciekawe, najpierw Agnosiewicz przez kilkanaście zdań walczy z ideą interpretacji uduchowienia królestwa Bożego na podstawie NT, a czyni to tylko po to, żeby na końcu samemu podać wers z Łk, który nawet jego zdaniem poświadcza ideę uduchowienia tego królestwa. Widać zamęt, sprzeczności i niekonsekwencję w tej argumentacji. Skoro jednak nawet i Ewangelia Łk poświadcza, iż idea uduchowienia królestwa znajduje się w NT, to zdając sobie z tego sprawę, Agnosiewicz musiał sięgnąć po argument czysto racjonalny, czyli z nieco innej półki. Oto on:

 

Proszę ocenić dalsze dzieje świata aż do dziś: najazdy barbarzyńskie IV-V w., triumf islamu na Bliskim Wschodzie, połączone wielokrotnie z wyparciem chrześcijaństwa, barbarzyńskie dzieje katolicyzmu, wielki podział w łonie chrześcijaństwa i wydzielenie się prawosławia, dalsze podziały w czasie reformacji połączonej z krwawymi wojnami religijnymi, wyprawy krzyżowe wyznawców Chrystusa, inkwizycja, palenie czarownic, holocaust Indian, dwie wojny światowe, holocaust Żydów, bomby atomowe etc. etc. - czy tak miało by wyglądać owe Królestwo Boże? Jeśli przystaniemy na te myśl ewangeliczną i uznamy ją za autentyczną, będziemy musieli przyznać, że Królestwo Boże to po prostu triumf katolicyzmu, a chyba każdy uczciwy chrześcijanin uważa to za oczywisty absurd!

 

Odpowiedź:

Nie ma się co dziwić, że dla Agnosiewicza wszystko, co chrześcijańskie, będzie absurdalne niejako z zasady czy z założenia. Jest on w końcu szefem antychrześcijańskiego serwisu racjonalistycznego i tym samym nie można oczekiwać od niego odrobiny zrozumienia dla spraw, jakie krytykuje. My zaś wiemy, że sam Jezus – mimo wojen i zła na świecie – w I wieku powiedział jakby na przekór Agnosiewiczowi, że królestwo Boże już przyszło (Mt 12,28; Łk 11,20; 17,20-21). Również autor Apokalipsy św. Jana jakby polemizował z Agnosiewiczem, gdy stwierdzał, że mimo cierpień, jakich doznał, jest „współuczestnikiem w ucisku i królestwie” (Ap 1,9). Jest to wyraźne nawiązanie do idei królestwa Bożego istniejącego na ziemi mimo wszelkich cierpień. Z punktu widzenia autorów NT cierpienia, ucisk i zło wcale zatem nie muszą wykluczać duchowej fazy królestwa Bożego na ziemi. Z punktu widzenia Agnosiewicza muszą zaś wykluczać. Jednakże nie wiem, czemu mniemania Agnosiewicza mają być kryterium rozstrzygającym cokolwiek w tej kwestii. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Tamci ludzie (I w. n.e.) prawdziwie wierzyli, że obaczą niedługo Pana Jezusa jak z mieczem zstępuje na obłoku wywierając zemstę nad tym bluźnierczym padołem grzechu. "Pocieszające byłoby móc powiedzieć, że Jezus patrzył na koniec świata, jak na mit, że jego posłanie brzmiało «żyj tak, jakby jutro wszystko, łącznie z tobą, miało przestać istnieć». Wielu kaznodziejów sądzi, że mówiąc to dokładnie naśladują Jezusa, «nie jesteście na tym świecie na zawsze. To jest czas próby. Żyjcie ta, jakbyście mieli umrzeć w każdej chwili». Problem polega na tym, że Jezus w ogóle w ten sposób nie myślał. Nie było tam żadnego jakby. On wierzył, że wielki finał zakończy ten świat, przepisy ceremonialne i żywieniowe, wszystkie bieżące problemy Izraela. Ludzie mogli wstrzymać oddech, tak blisko był koniec. Schweitzer powiedział, że teolodzy wyliczają Jezusa na poparcie ich własnej etyki afirmującej świat. Rzeczywisty Jezus przeczył światu, przeczył mu totalnie. Oto jeszcze inny powód, dla którego jest nam obcy."

 

Odpowiedź:

Czy Jezus istotnie w to wierzył, dopiero się okaże. Przechodzę do dalszych wywodów Agnosiewicza:

 

Na podstawie zawartej w Ewangelii Mateusza wiary w paruzję możemy ustalić datę jej powstania na pierwszą połowę ósmej dekady I w., gdyż Mateusz zapowiada koniec świata bezpośrednio po zburzeniu Świątyni w 70 r.

 

Odpowiedź:

Wcale nie. Jak podaje jeden z komentarzy biblistycznych do NT, dziś wśród egzegetów (niezależnie od ich proweniencji wyznaniowej lub bezwyznaniowej) Ewangelię Mateusza uważa się za dzieło tworzone etapami przez Mateusza i jego szkołę, ukończone dopiero po roku 70, gdzieś w latach 75-85[4]. Przytacza się na to wiele argumentów[5], a jednym z nich jest przykładowo argument wskazujący na to, że Mt 22,6-7 zawiera aluzję do zniszczenia Jerozolimy w 70 roku, czego nie ma już z kolei w tekście paralelnym u Łukasza (Łk 14,16-20). Wskazuje się także na opis judaizmu zawarty w Mt. Cechy tego opisu wskazują na powstanie Ewangelii Mt po roku 70[6]. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Tak oto Jezus opowiada o oznakach i okolicznościach końca:

"Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim" (Mt 16,28, BT)

 

Odpowiedź:

Agnosiewicz wyrwał ten tekst z kontekstu, stąd nie widać, o jakie ujrzenie Syna Człowieczego w Jego królestwie naprawdę tu chodziło. Wyjaśniają to wersy następne, które rozwijają ten wątek w temat chwalebnego przemienienia Jezusa na górze Tabor, gdzie ukazał się w towarzystwie Mojżesza i Eliasza (szczególnie silnie Ewangelista Łukasz łączy w Łk 9,28 kwestię widzenia Jezusa, Mojżesza i Eliasza z góry Tabor z powyższymi słowami o ujrzeniu Jezusa w królestwie). U wszystkich trzech ewangelistów synoptycznych powyższe słowa Jezusa mówiące o ujrzeniu Go w królestwie przez niektórych Jego słuchaczy konsekwentnie następują tuż przed opisem wspomnianego eschatologicznego widzenia Mojżesza i Eliasza obok Jezusa na górze Tabor (Mk 9,1-8; Łk 9,27-36; Mt 16,28 – 17,8), co wskazuje na to, że ci autorzy nierozerwalnie wiązali te dwie kwestie ze sobą w jeden wątek i w jedną całość tematyczną. Przejdźmy do następnych tekstów, jakie omawia Agnosiewicz jako „dowody” na to, że koniec świata miał według NT nastąpić w I wieku naszej ery:

 

"Wtedy wydawać was będą na udrękę i zabijać was będą (...) wówczas wielu się zgorszy, i nawzajem wydawać się będą i nawzajem nienawidzić (to opis prześladowań Noronowych, które podzieliły chrześcijan, wielu zwątpiło i wyparło się wiary, nawzajem donoszono na siebie; można również widzieć w tym opis wojny rzymsko-żydowskiej z lat 66-70, wielu Żydów nie chciało walczyć, jednak zostali "wydani na udrękę" przez zapał najbardziej sfrustrowanych, głównie zelotów, wojna ta podzieliła społeczeństwo żydowskie) (...) I powstanie wielu fałszywych proroków i zwiodą wielu (faktycznie okres ten obrodził w Mesjaszów, którzy szybko znajdowali posłuch i wiarę naiwnych Żydów z dawien dawna czekających na pogromcę wrogów; często wystarczała zwycięska potyczka z wojskami rzymskimi, aby jej wodza natychmiast obwołano Mesjaszem; nie może dziwić trwoga chrześcijańskiego autora owych słów, broniącego swego Mesjasza) (...) Gdy więc ujrzycie na miejscu świętym ohydę spustoszenia, która przepowiedział prorok Daniel (tak samo jak pseudoDaniel przepowiedział profanację świątyni jerozolimskiej przez Antiocha IV, tak pseudoJezus przepowiada profanację tejże świątyni przez wojska rzymskie) (...) Wtedy ci, co są w Judei niech uciekają w góry (faktycznie autor usprawiedliwił chrześcijan, którzy umknęli z Jerozolimy w czasie największej pożogi)

 

Odpowiedź:

Warto w tym miejscu sobie odnotować, że Agnosiewicz czyni tu uwagę wskazującą na to, że opis ten powstał po roku 70 n.e. Przyda się to niżej w kwestii pewnych uwag. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

(...) Gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus, albo tam, nie wierzcie (przed zburzeniem świątyni było wielu Mesjaszów, toteż przestrzegano przed dawaniem im wiary; po zburzeniu należało wierzyć w Mesjasza, gdyż wtedy wierzyli w niego już tylko chrześcijanie, reszta zaś Żydów niemalże powszechnie zwątpiła w dawną ideę zbrojnego Mesjasza, wtedy to ewoluowała jego idea) (...) A zaraz po udręce owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem, i gwiazdy spadać będą z nieba, i moce niebieskie będą poruszone. I wtedy ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy biadać będą wszystkie plemiona ziemi, i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach nieba z wielką mocą i chwałą. I pośle aniołów swoich z wielką trąbą, i zgromadzą wybranych jego z czterech stron świata (ten dość jasno zapowiedziany na lata 70-te koniec świata

 

Odpowiedź:

Tekst ten wcale nie musiał mówić o końcu świata w roku 70 n.e. Kilka uwag: Jak wyżej pisałem, zarówno egzegeci, jak i nawet sam Agnosiewicz są zgodni co do tego, że powyższy tekst z Mt został zredagowany po roku 70. Zatem gdyby naprawdę tekst z Mt 24 można było zrozumieć tylko i wyłącznie jako zapowiedź końca świata na rok 70, to Jezus musiałby być wtedy uznany już przez autora rozdziału 24 Ewangelii św. Mateusza za fałszywego proroka. Jednak ani autor Mt, ani wspólnota chrześcijańska, jaka współtworzyła i przechowywała tekst Ewangelii św. Mateusza w I wieku nie podzielają nigdzie takiego mniemania. Ba! Piszący po roku 70 autor tej części Mt nie stara się nawet wyjaśniać tej kwestii, co wskazuje, że z punktu widzenia leksykalnego nie niosła ona dla niego żadnych problemów. Oznacza to więc, że Mt 24 nie musiał mówić o końcu świata w roku 70 n.e., jak to chce Agnosiewicz.

 

Następnie istotnie, w Mt 24,29 czytamy w kontekście zburzenia Jerozolimy w roku 70, że Jezus przyjdzie „zaraz po udręce owych dni”, jednakże użyte w tym wersie greckie słowo eutheos – „zaraz”, niekoniecznie zakłada natychmiastowe wystąpienie jakiegoś wydarzenia po czymś opisywanym wcześniej. Pośrednio zauważa to nawet sam Agnosiewicz, gdy – jak zobaczymy niżej – cieszy się, że Ewangelia św. Marka nie używa już słów „zaraz po udręce owych dni”, zakładających odstęp czasowy między zburzeniem świątyni w 70 roku i przyjściem Jezusa opisanym w Mt 24.

 

Aby dowieść, że greckie słowo eutheos („zaraz”) z Mt 24,29 może zakładać dłuższy odstęp między opisem dwóch wydarzeń jakby spiętych za pomocą tego słowa, wystarczy wskazać na takie miejsca występowania tego słowa w Biblii jak Mk 4,15, gdzie czytamy, że „zaraz” (eutheos) po tym, jak słowo Boże zostało zasiane w sercach słuchaczy, szatan wyrwał z ich serc to słowo. Proces „wyrywania” wiary przez szatana z czyjegoś serca może nastąpić dopiero po okresie kilku lub nawet kilkudziesięciu lat, więc widać tu, że zwrot „zaraz po” (eutheos de) z Mt 24,29 nie musi zakładać natychmiastowego wystąpienia końca świata po zburzeniu Jerozolimy, jakie nastąpiło w roku 70 n.e. (por. też Mk 11,3; 15,1).

 

Podobnie jest w Mt 13,5 i Mk 4,5, gdzie czytamy, że ziarna wzeszły „zaraz” (eutheos, euthus)po tym, jak spadłyna skałę. W skali jednosekundowego rzutu ziarna i w skali opisu, którego Jezus dokonał najprawdopodobniej w ciągu kilku minut, kilkudniowy proces wyrośnięcia rośliny określony przez słowo „zaraz” (eutheos), nie zakłada więc żadnej natychmiastowości, wręcz przeciwnie, zakłada w tej skali czasowej bardzo długi okres.

 

Wers z 3 J 14 również jest dobrym przykładem niezastosowania słowa „zaraz” (eutheos) w sensie natychmiastowego następstwa wydarzeń po sobie, lecz w sensie upłynięcia dość długiego okresu czasu od jakichś wydarzeń. Autor 3 J pisze do Gajusa, że ma nadzieję „wkrótce” (eutheos) go zobaczyć, co przecież może być okresem dłuższego czasu, zważywszy na to, że w tamtych czasach podróżowano dość długo (czasem nawet po kilka miesięcy).

 

Również w Mk 1,21 czytamy, że po tym jak Jezus wszedł do Kafarnaum, zaczął „zaraz” (euthus) nauczać ludzi w szabat. Tu też widać, że element natychmiastowości zostaje wykluczony, bo przecież Jezus nie zaczął nauczać „od razu”, jak wszedł do Kafarnaum, musiało minąć kilka dni lub choćby godzin (w tym czasie mógł spożyć posiłek i odpocząć po podróży).

 

Jak zatem widać, tekst z Mt 24,29, mówiąc o tym, że Jezus powróci „wkrótce” (eutheos) po zburzeniu Jerozolimy w roku 70 n.e., może być rozumiany tak, że Jezus powróci w bliżej nieokreślonym odstępie czasu od tego wydarzenia. W skali czasu istnienia świata dla Boga może być to zaledwie chwila, „zaraz”, co obrazowo tłumaczy w kontekście oczekiwań na powrót Jezusa wers z 2 P 3,8. Istnienie takich kategorii biblijnych dobrze ilustrują takie wersy z Biblii jak Ag 2,6, gdzie czytamy, iż do czasów opisywanych jako mesjańskie upłynie tylko „jedna chwila”, „malutko” (hebr. meh-at, który ma podobny wydźwięk jak słowo eutheos – „wkrótce”, użyte przez Jezusa w Mt 24,29. Por. np. Oz 1,4; 8,10). W Iz 29,17 czytamy, że „wkrótce (meh-at) Liban zamieni się w ogród”, czyli mowa tu o czasach mesjańskich. To samo słówko hebrajskie pada w Ps 37,10 (por. też Iz 10,25), gdzie jeszcze wyraźniej czytamy o tym, iż do pełnych pokoju czasów mesjańskich upłynie tylko „chwila”. Tymczasem, już w czasach Jezusa widziano, że ta wspomniana w Ps 37,10 „chwila” trwa już ok. 1000 lat (w czasach Jezusa wierzono, że autorem Psałterza był król Dawid, żyjący dziesięć wieków wcześniej) a jednak nikt wśród Żydów tych czasów (znających bardzo dobrze Psałterz, a także księgę Aggeusza) nie uważał tego za coś dziwnego. Tym samym uprawniony jest więc wniosek, że również dla Jezusa i Apostołów, wywodzących się ze środowiska semickiego, biblijne pojęcie „chwili” trwającej blisko 1000 lat było określeniem jak najbardziej akceptowalnym z punktu widzenia kategorii literackich stosowanych w ST, i użytych na określenie bardzo długiego okresu czasu („chwila”). Stąd w zgodzie z duchem tych biblijnych pojęć „chwili” również i Jezus mógł jak najbardziej użyć słowa „wkrótce” w Mt 24,29, na oznaczenie okresu, jaki ma dzielić czas Jego powtórnego przyjścia od dnia zburzenia Jerozolimy w 70 roku naszej ery, i nie oznacza to wcale, że powrót ten miał nastąpić bardzo szybko. W tym wypadku owo „zaraz” z Mt 24,29 może tak jak owa „chwila” z Ps 37,10 trwać setki a nawet tysiące lat. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

interpretowany jest dzisiaj różnie, najciekawiej bodaj czynią to katolicy, którzy utrzymują, że ten koniec świata oczywiście nastąpił, a Królestwo Boże urzeczywistniło się w glorii Kościoła - "Chrystus objawiający się w triumfie Kościoła" - jak piszą, ów "Znak Syna Człowieczego" interpretują jako krzyż (zapewne na wszechotaczających kościołach); cóż z tego, że gloria Kościoła nastąpiła dopiero 300 lat później oraz że nie nastąpiły owe cudowne zjawiska atmosferyczne, jak zaćmienia słońca i księżyca, burze meteorów (Łukasz dorzucił jeszcze nawałnice morskie) oraz zjazd Pana na chmurce w towarzystwie aniołów z trąbami, wszak to tylko detale...)(...)

 

Odpowiedź:

Nie tylko nie znam takiej interpretacji w wykonaniu katolickim (gdzie paruzję z Mt 24 tłumaczy się jako „Chrystusa objawiającego się w triumfie Kościoła”), ale się za nią nie opowiadam. Być może istnieje, jednak nijak nie można tego sprawdzić, bowiem nasz „racjonalista”, „opierający się tylko na dowodach”, tzn. Agnosiewicz, w ogóle nie podaje żadnych dowodów na swe roszczenia. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Zaprawdę powiadam wam, nie przeminie to pokolenie aż się to wszystko stanie" (podobnież Łukasz - 21, 32 i Marek - 13, 30; wytłumaczenia tych słów są już tak nieudolne, że nie warto ich przytaczać) (Mt 24, 9-34).

Marek 13,30: "Zaprawdęć wam powiedam: Żadnym sposobem nie przeminie ten wiek, aż gdyby wszytki ty rzeczy były uczynione." (Biblia brzeska, Biblia Gdańska i Wujka mówią: ten rodzaj, łacińska Vulgata: to pokolenie).

 

Odpowiedź:

Szkoda, że Agnosiewicz, jak sam pisze, nie chce przytoczyć wytłumaczeń wspomnianych słów o „pokoleniu, które nie przeminie”, abyśmy rzeczywiście mogli zobaczyć, czy naprawdę są one nieudolne. W rzeczywistości tłumaczenia te są bardzo sensowne.

 

Jedno z tłumaczeń słów o pokoleniu zakłada (za tym tłumaczeniem osobiście się opowiadam), że Jezus, mając na myśli „pokolenie, które nie przeminie”, mówił o tych, którzy mieli zobaczyć zburzenie Jerozolimy wspomniane w Mt 24 (por. przypis w Biblii Tysiąclecia (dalej: BT) do Mt 24,34). I rzeczywiście zobaczyli. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby uznać takie wytłumaczenie, i nawet sam fakt, że Jezus powiedział, iż „wszystko” (an panta), o czym mówił w Mt 24, nastąpi, nim „przeminie to pokolenie”, nie przesądza, że w zakres tego „wszystkiego” wlicza się również kwestia końca świata, o jakim Jezus mówił w Mt 24,29-31. Z uważnej lektury i badania kontekstu Mt 24,32-35 jednoznacznie wynika, że termin „wszystko” z Mt 24,34 nie dotyczy wszystkiego, co opisał Jezus w Mt 24 (czyli także końca świata), lecz nawiązuje do tego samego słowa „wszystko” (znów panta) padającego w poprzedzającym go Mt 24,33, gdzie słowo „wszystko” dotyczy tylko znaków poprzedzających przyjście Jezusa („kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach” – Mt 24,33), co dodatkowo zostało zilustrowane przypowieścią o gałązce drzewa figowego (Mt 24,32). Zburzenie Jerozolimy było jednym z tych znaków i o tym Jezus mówił w Mt 24,33, gdy rzekł „ujrzycie to wszystko”.

 

Konkludując zatem: słowa „nie przeminie to pokolenie, aż ujrzycie to wszystko” dotyczą w Mt wydarzeń związanych ze zburzeniem Jerozolimy w 70 roku n.e., jakie mogli ujrzeć niektórzy słuchacze Jezusa.

 

Również z leksykalnego punktu widzenia nic nie rozstrzyga za tym, że Jezus, mówiąc „nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie”, na pewno miał na myśli także koniec świata. Wyżej bowiem wspomniane we fragmencie na temat pokolenia słowo panta („wszystko”) z Mt 24,34, występujące w Biblii, może zakładać wyjątki. Np. w Ef 1,22 i Hbr 2,8 czytamy, że Bóg poddał „wszystko” (panta) pod stopy Jezusa. Słowo „wszystko” (panta) nie oznacza tu jednak bezwzględnie wszystkiego, bo przecież Bóg Ojciec poddając Synowi wszystko nie poddał mu siebie, jak o tym mówi św. Paweł w innym liście (por. 1 Kor 15,28). Podam też przykłady z Ewangelii św. Mateusza, bo przede wszystkim sposób użycia tego słowa w związku z Mt 24,33 dyskutujemy. I tak w Mt 12,15 czytamy że tłumy towarzyszyły Jezusowi, a on „uzdrowił ich wszystkich (panta)”. Oczywiście wiadomo, że słowo panta nie dotyczy tu każdego jednego człowieka z tych tłumów, bo tylko niektórzy z nich potrzebowali uzdrowienia. W Mt 23,5 czytamy, iż „wszystko” (panta), co robią faryzeusze, jest na pokaz. Oczywiste jest, że były też rzeczy, których faryzeusze nie robili na pokaz, i słowo „wszystko” – panta, zakłada tu po raz kolejny wyjątki. W tym miejscu oznacza ono raczej to, że faryzeusze robili wiele rzeczy na pokaz, nie zaś dosłownie wszystko. W Mt 24,39 czytamy, że potop zmiótł „wszystkich” (apantas; por. Łk 17,27: pantas), choć wiemy, że nie wszystkich, bo przeżył przynajmniej Noe z rodziną (por. 1 P 3,20).

W Mk 11,24 Jezus mówi, że „wszystko” (panta), o co wierzący będą prosić w modlitwie, będzie im dane. Oczywiste jest, że słowo „wszystko” należy tu rozumieć względnie, bo jeśli wierzący modliliby się o coś sprzecznego z wolą Boga, to nie otrzymają tego (por. podobne użycie panta w Dz 13,22).

 

W Mk 13,23 Jezus mówi do uczniów, że przepowiedział im „wszystko” (panta), co oczywiście nie może być brane dosłownie i w kontekście odmowy udzielenia odpowiedzi przez Jezusa Apostołom w Dz 1,6-7 na ich pytanie o to, kiedy nastąpi „przywrócenie królestwa”, jasne jest, że Jezus nie przepowiedział im wszystkiego.

 

W Kol 1,28 Apostoł Paweł pisze, że wraz z innymi nauczał „każdego” (panta) człowieka, co oczywiście nie powinno być rozumiane dosłownie, bo w jego czasach nie wszyscy jeszcze słyszeli jego nauki. Podobne przypadki użycia słowa panta można mnożyć, jednak podane przykłady zupełnie wystarczą.

 

Warto wreszcie wspomnieć, że słowo „pokolenie” – genea z Mt 24,34 nie musi być rozumiane w sensie generacji wymierającej po określonym okresie czasu, bowiem słowo to może też oznaczać plemię czy po prostu naród żydowski (por. takie użycie słowa genea w Septuagincie w Pwt 32,20 oraz w NT: Mt 12,39.41-42.45; 16,4; 17,17; 23,36; Mk 8,12.38; 9,19; Łk 7,31; 9,41; 11,29-32.50; Dz 2,40; 13,36; Flp 2,15; Hbr 3,10) rozumiany nawet jako Żydzi żyjący na przestrzeni wszystkich dziejów[7]. Te ostatnie znaczenie słowa pokolenie jako cały naród żydowski istniejący na przestrzeni wszystkich dziejów dobrze widać w Łk 11,50-51, gdzie winą za śmierć wielu proroków z ST Jezus obarcza „to pokolenie”. Również w Dz 8,33 i w Hbr 7,3 (por. Hbr 7,6) słowo genea („pokolenie”) i wywodzące się od niego agenealogetos zostało najwyraźniej zastosowane do rodowej linii genealogicznej przodków Jezusa, czyli do wielu pokoleń, a nie tylko do jednego (por. też Kpł 25,41; Ps 48,20 i 72,15 w Septuagincie).

 

Podobnie jest w Septuagincie, gdzie słowo geneas zostało użyte w Jr 10,25 na określenie narodów, na które Bóg wyleje swój gniew (por. też podobne użycie słowa genea w Septuagincie wobec narodów: Iz 61,3; So 3,9; Mdr 3,19; Ps 44,18; Lb 13,28 – genean – „naród” – zastosowane wobec Anakitów; Enach w LXX).

 

Zatem można przyjąć, że słowo „pokolenie” jest w ST (LXX) i NT używane wyraźnie odnośnie do wielu pokoleń razem wziętych, a także odnośnie do całego narodu żyjącego na przestrzeni wszystkich dziejów. Stąd niektórzy egzegeci w sposób uzasadniony interpretują wspomniane w Mt 24,34 „pokolenie, które nie przeminie” na zasadzie pewnej nieokreślonej liczby pokoleń Izraela jako narodu żyjącego na przestrzeni wszystkich dziejów (por. przypis do Mt 24,34 w BT). Być może rzeczywiście w takich szerokich kategoriach czasowych myślał Jezus, skoro w następnym zdaniu (Mt 24,35) rozważał nieprzemijalność swoich słów w kontekście ogromu czasu, w jakim istnieją niebo i ziemia. W zasadzie nie jest to jednak aż tak istotne, bowiem – jak wyżej już wspomniałem - wszystko wskazuje na to, że Jezus, mówiąc w Mt 24,34 o pokoleniu, które nie przeminie, miał na myśli pokolenie, które ma zobaczyć zburzenie świątyni w 70 roku. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Można przytoczyć jeszcze słowa Ewangelii Marka: "Zaprawdę powiadam wam, iż są niektórzy z tych, co tu stoją, którzy nie ukuszą śmierci, ażby ujrzeli, że królestwo Boże przyszło w mocy." (9,1; BG)

 

Odpowiedź:

 

Nie wiem, po co Agnosiewicz wraca tu do argumentów, jakie podawał już wyżej. Również omawiałem to już wyżej i nie będę się powtarzał. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Nie wiem jak wierni czytając te słowa tłumaczą je sobie, muszą posiadać jakieś sprytne wytłumaczenie, gdyż jasno wynika z nich, że Jezus mówił o tym, iż niektórzy z żyjących w jego czasach ujrzą powtórne jego przyjście, kiedy zapanuje Królestwo Boże.

 

Odpowiedź:

Po o wiele głębszych analizach tekstu biblijnego niż powierzchowna analiza Agnosiewicza widać, że jak dotąd żaden z przytoczonych przez niego tekstów NT nie mówił wprost o tym, że niektórzy z żyjących w czasach Jezusa ujrzą Jego powtórne przyjście. Oddajmy znów głos Agnosiewiczowi:

 

W późniejszej Ewangelii Łukasza, autor miał już jednak pewne wątpliwości co do szybkiego nadejścia Chrystusa (opisując znaki, które wieszczą paruzję po zburzeniu Jerozolimy, nie mówi już, że stanie się to "zaraz po udręce owych dni", jak jeszcze twierdził Mateusz).

 

Odpowiedź:

Co do owego „zaraz po udręce owych dni”, a także co do odstępu czasowego pomiędzy zburzeniem świątyni w 70 roku, który zakłada ten zwrot, wyjaśniałem szczegółowo tę kwestię już wyżej. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Z kolei inaczej pisze Marek, który jeszcze prędzej upatrywał końca, można po tym m.in. wywieść, że jego Ewangelia musiała powstać wcześniej niż Mateuszowa (Marek nie mówi , że koniec nastąpi "zaraz po udręce owych dni", lecz: "w owe dni, po tym ucisku"(13, 24), co bynajmniej nie oznacza tego samego odstępu czasu po zburzeniu Świątyni).

 

Odpowiedź:

Gdyby Agnosiewicz zajrzał do greckiego tekstu Mk 13,24, to wiedziałby, że Mk 13,24 również nie zakłada braku odstępu czasowego między końcem świata a zburzeniem świątyni w roku 70 n.e. W tekście greckim Mk 13,24 czytamy dosłownie: alla en ekeinais tais hemerais, co znaczy ni mniej ni więcej: „Ale w tamtych dniach po ucisku owym [tzn. po ucisku związanym ze zburzeniem świątyni w roku 70 n.e. – przyp. J.L.]”. Jak widać, tekst, mówiąc o „tamtych dniach”, traktuje o dniach końca świata i nic nie mówi o tym, że są to te same dni, w których zburzono Jerozolimę, jak wnioskuje Agnosiewicz opierając się jedynie na polskim tłumaczeniu tekstu Mk 13,24. Tym samym również i tekst Mk 13,24 zakłada odstęp czasowy pomiędzy zburzeniem świątyni w 70 roku a końcem świata. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Wysyłając apostołów w podróże misyjne nakazuje im: "Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie" (Mt 10, 7).

 

Odpowiedź:

O słowie „bliskie” w Biblii napiszę niżej, gdzie odniosę się do innych tekstów biblijnych, jakie przytoczył Agnosiewicz, mówiących o „bliskim” królestwie Bożym. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Wysyłając ich, nakazuje im wędrowanie tylko wśród Żydów, gdyż na pogan już czasu nie starczy przed bliskim końcem, mówi: "Zaprawdę, powiadam wam: nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy" (Mt 10, 23).

 

Odpowiedź:

Znów kłania się u Agnosiewicza brak jakichkolwiek analiz gramatycznych czy egzegetycznych tekstu greckiego, przytacza on jedynie popularne polskie tłumaczenie tekstu (dopasowując je zresztą do swojej odgórnej tezy o końcu świata w I wieku naszej ery, zamiast przede wszystkim uważnie analizować kontekst otaczający to zdanie). W ten sposób Agnosiewicz przeoczył jednak pewne niuanse, które w tłumaczeniu zostały zgubione. Wyjaśnijmy więc, że po pierwsze, w mówiącym o przyjściu Jezusa greckim zdaniu z Mt 10,23 wcale nie mamy trybu orzekającego, lecz przypuszczający, co całkowicie zmienia postać rzeczy, bowiem w takim wypadku Jezus nic nie orzekał o swym domniemanym przez Agnosiewicza przyjściu w I wieku naszej ery. Przetłumaczone w Mt 10,23 na „przyjdzie” słowo elthe jest w aoryście czynnym trybu subiunctivus, czyli coniunctivus. Mamy tu więc do czynienia z czasem przeszłym dokonanym i czasownikiem w trybie przypuszczającym (stojący obok niego czasownik telesete również jest w aoryście czynnym trybu subiunctivus)[8]. Użycie słowa elthe w trybie przypuszczającym dobrze widać w kilku miejscach Septuaginty. Np. w Rdz 42,15 Józef mówi swym braciom, że nie puści ich, chyba że „przyszedłby wasz brat najmłodszy” (ho adelfos hymon ho neoteros elthe). W 2 Sm 24,13 Gad pyta się Dawida, czy ma nastać siedem lat głodu, czy chce on trzy miesiące uciekać przed wrogiem, czy może „ma przyjść trzy dni zarazy” (ei elthe soi tria ete limos). Słowo elthe jest zatem używane w trybie przypuszczającym, słowo to nie mówi w tym wypadku, że coś na pewno się stanie, tylko co by było, gdyby tak się stało. Patrz też w LXX takie wersy jak: Pwt 13,3; 29,21; Sdz 4,20; 1 Sm 26,10; 1 Krl 8,31; 2 Krl 5,6; 2 Krn 6,22,32; Ezd 10,8; Jdt 7,31; 1 Mch 2,41; Zch 14,18; Ez 14,7; itd., gdzie również dobrze widać, iż słowo elthe jest używane w znaczeniu czegoś co może się stać, choć nie musi. Niżej rozwinę jeszcze wnioski, jakie dla interpretacji Mt 10,23 wynikają z tego faktu, że w Mt 10,23 Jezus użył trybu przypuszczającego.

 

Po drugie i najważniejsze, Agnosiewicz, odrywając tekst z Mt 10,23 od poprzedzającego go kontekstu, traci z oczu pełną wymowę tej jednostki tematycznej. Gdyby jednak uwzględnił ten kontekst, to zobaczyłby, że Jezus, mówiąc od Mt 10,22 o prześladowaniach z powodu „swego imienia”, uspokaja swych uczniów, że w razie gdyby prześladowania te wzmogły się do tego stopnia, iż będą oni musieli w swej ucieczce „obchodzić” miasta Izraela, to nie powinni się wtedy bać, bowiem wtedy Jezus byłby w stanie przyjść szybciej niż Jego uczniowie byliby w stanie obejść wszystkie miasta Izraela (w celu znalezienia schronienia przed prześladowcami). Jezus, mówiąc o tym, używa – jak wspomniałem wyżej – trybu przypuszczającego, co uwypuklono w tekście greckim, nie zakłada więc tym samym na pewno, że dokładnie taki właśnie będzie przebieg wydarzeń. Jest to raczej snucie pewnych hipotez nawiązujących do ewentualnego przebiegu sytuacji. Takie jest pełne wyjaśnienie wyrwanych przez Agnosiewicza z kontekstu słów Jezusa z Mt 10,23.

 

Z tego punktu widzenia rzeczone zdanie z Mt 10,23 niesie ze sobą w powiązaniu z kontekstem go poprzedzającym sens: nie bójcie się, gdy będziecie uciekać, nie będzie dla was istniał w razie czego problem, że nie ma już gdzie się skryć w Izraelu, bo ja zdążę przyjść prędzej, niż powstanie problem braku znalezienia schronienia. Jezus pokazuje tu, że Jego potęga jest większa niż potęga prześladowców jego uczniów. I taki właśnie jest sens zdania z Mt 10,23.

 

Nie jest natomiast celem zdania z Mt 10,23 zapowiadanie, iż Jezus przyjdzie szybciej niż jego uczniowie zdążą niby opowiedzieć o Nim, „obchodząc” miasta Izraela, jak zakłada wyżej Agnosiewicz. Kontekst poprzedzający zdania z Mt 10,23 w ogóle nie mówi nic o działalności misjonarskiej uczniów Jezusa, stąd Agnosiewicz zwyczajnie manipuluje tu swymi czytelnikami, gdy sugeruje, że w takim znaczeniu słowo „obchodzić” występuje w Mt 10,23. W identyczny sposób manipuluje tym wersem Karlheinz Deschner, inny agresywny ateusz uprawiający tandetnie amatorską krytykę chrześcijaństwa, który również odczytuje ten wers w ten sam sposób i bez jakiegokolwiek uwzględnienia kontekstu, czy trybów w tekście greckim[9]. Jednakże kontekst poprzedzający Mt 10,23 zdecydowanie traktuje o prześladowaniach, stąd mówiąc „o obchodzeniu miast Izraela” w Mt 10,23 Jezus ma na myśli właśnie ucieczkę przed prześladowaniami i nic więcej. Dalej Agnosiewicz pisze:

Wreszcie powiedział im: "nie pozdrawiajcie nikogo po drodze" (Łukasz 10:4). "Zadziwiające! Żadnego znaku pokoju? Odrzucić najbardziej podstawową grzeczność Wschodu? Być ślepym i głuchym na innych? Dlaczego? Bo czasu było zbyt mało nawet żeby powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Bóg będzie z wami, zanim zdążycie powiedzieć "Bóg z wami".

 

Odpowiedź:

Agnosiewicz, wypisując takie dyrdymały o zbyt małej ilości czasu na to aby powiedzieć choćby „dzień dobry i do widzenia”, kompromituje się nieznajomością realiów kulturowych starożytnego Bliskiego Wschodu. W tamtej starożytnej kulturze semickiej słowo „pozdrowić” miało inne znaczenie, niż wydaje się Agnosiewiczowi na podstawie potocznego znaczenia tego słowa, które przyjęło się w naszej kulturze. W kulturze semickiej czasów Jezusa słowo „pozdrowić” oznaczało natomiast przede wszystkim „złożyć komuś dłuższą wizytę”[10]. Nie chodziło tu więc o brak czasu na zwykłe „dzień dobry i do widzenia”, jak naiwnie zakłada Agnosiewicz, ale o dłuższą wizytę. Apostołowie mieli unikać takich sytuacji ze względu na rozmiar dzieła misyjnego, którego się podejmowali, i wcale nie musiało się to wiązać z żadnym „bliskim końcem świata”.

 

Już tylko sam ogrom apostolskiego dzieła głoszenia zakładał brak czasu na regularne dłuższe wizyty u wszystkich spotkanych po drodze. Na podobny brak czasu na jakiekolwiek inne niż kaznodziejstwo zajęcia narzekają też z powodu ciążącej na nich misji współcześni misjonarze, którzy dziś wcale nie głoszą o żadnym „rychłym końcu świata”. Jak zatem widać, Agnosiewicz po raz kolejny zwyczajnie naciąga tekst w tym miejscu. Przechodzę do dalszych wywodów Agnosiewicza:

 

"Do przyszłego nawróconego, który chciał zostać i pogrzebać swego ojca, Jezus powiedział: "Pozwólcie umarłym grzebać swoich umarłych". Grzebanie swoich rodziców było uroczystym obowiązkiem nawet wśród pogan; w judaizmie było to prawo Boże. Nie dochowanie go było przekroczeniem przykazania czci dla ojca i matki. Żydzi grzebali swoich zmarłych w dniu, w którym umarli i opłakiwali ich przez sześć kolejnych dni. Powiedzieć człowiekowi, żeby tego nie robił, to był brak szacunku w najgorszym stylu. Jak wytłumaczyć tę szorstkość Jezusa? Królestwem Bożym. Było tak blisko, że większość uświęconych obowiązków musiało być porzuconych, ponieważ należały do dosłownie umierającego świata. Wezwanie do apostolstwa było ważniejsze niż grzebanie ojca, ponieważ było zbyt mało czasu. Boże wezwanie do królestwa przewyższało wszystkie mniej ważne zalecenia. Bóg miał przecież wkrótce pogrzebać nie tylko świątynię, ale cały świat."

 

Odpowiedź:

Mamy tu kolejną interpretacyjkę Agnosiewicza dokonaną oczywiście pod jego tezę o końcu świata w I wieku. Tymczasem ten przypadek można wytłumaczyć tak samo sensownie jak powyższy, bez potrzeby odwoływania się do idei jakiegoś rzekomego końca świata w I wieku, czyli ogrom zadań, jaki ciążył na Apostołach z tytułu pracy, jaką mieli wykonać, aby zapoczątkować głoszenie wszystkim narodom (zgodnie z zaleceniem Jezusa danym w Mk 13,10), był wystarczającym powodem do tak intensywnego przynaglania przez Jezusa Jego uczniów i do wymagania od nich takich wyrzeczeń jak pozostawienie obowiązku pogrzebu innym. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Jezus nie był kłamcą, ten biedak naprawdę wierzył, że jest Mesjaszem, który za parę lat ma powrócić aby dokonać pomsty (lub przynajmniej takim go widział autor Ewangelii).

 

Odpowiedź:

Jak dotąd nigdzie Agnosiewicz nie wskazał tekstu z zapisem słów Jezusa, gdzie mówiłby On o tym, że powróci za „parę lat”. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Również św. Paweł zdawał się wierzyć w bliski koniec: "Nie jesteś związany z żoną? Nie szukaj żony (...) Mówię, bracia, czas jest krótki; dopóki jednak trwa winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata" (1 Kor 7, 29-31). Skoro Paweł odradzał wiernym ożenki, a żonatym zakazywał spółkowania, odradzał więc prokreację wśród chrześcijan. Jeśli więc zakładałby ich dłuższą przyszłość, jakże umarłych zastępowaliby nowi?

 

Odpowiedź:

Oto kolejny przykład próby dopasowania przez Agnosiewicza tego, co mówi tekst biblijny, do swojej zmyślonej tezy. No więc poodkręcajmy to wszystko i zobaczmy, jakie naprawdę miał poglądy Apostoł Paweł w temacie małżeństwa i co naprawdę miał on na myśli w powyższych słowach „cytowanych” przez Agnosiewicza.

 

Po pierwsze, kompletną bzdurą, jeśli nawet nie manipulacją jest teza Agnosiewicza, zgodnie z którą św. Paweł „zakazywał” żonatym spółkowania i płodzenia dzieci.

 

Już w tym samym rozdziale 1 Listu do Koryntian, z którego „cytuje” Agnosiewicz (w celu „udowodnienia”, że Paweł „odradzał” chrześcijanom prokreację), czytamy o tym, że małżonkowie nie powinni unikać współżycia, gdy na wskutek czasowego rozstania między nimi zaistnieje ryzyko braku wstrzemięźliwości (1 Kor 7,5). Również w Rz 7,3 Paweł nie zabrania współżyć z innym mężczyzną wdowom, które powtórnie wyjdą za mąż.

 

Po drugie, Paweł odradzał małżeństwa, lecz go nie zakazywał, i w innym liście krytykował nawet tych, którzy małżeństwa zakazywali (por. 1 Tm 4,3). Twierdzeniu Agnosiewicza, zgodnie z którym św. Paweł w 1 Liście do Koryntian odradzał małżeństwa z powodu „bliskiego końca świata” można przeciwstawić słowa z tego samego 1 Listu do Koryntian, gdzie Paweł zachęca wdowy i mężczyzn do powtórnego małżeństwa:

 

„Jeżeli ktoś jednak uważa, że nieuczciwość popełnia wobec swej dziewicy, jako że przeszły już jej lata i jest przekonany, że tak powinien postąpić, niech czyni, co chce: nie grzeszy; niech się pobiorą […]. Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu” (1 Kor 7,36.39 – BT).

 

W 1 Tm 5,14, którego czas powstania określa się na okres o ok. 10 lat późniejszy niż powstanie 1 listu do Koryntian[11], Paweł wręcz pisze o kobietach chrześcijankach:

 

„Chcę zatem, żeby młodsze wychodziły za mąż, rodziły dzieci, były gospodyniami domu, żeby stronie przeciwnej nie dawały sposobności do rzucania potwarzy” (1 Tm 5,14 – BT).

 

W 1 Tm 2,15 Paweł pisze o kobietach chrześcijankach:

 

„Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci” (BT).

 

Po trzecie wreszcie, czy rzeczywiście Paweł odradzał małżeństwa ze względu na „bliski koniec”? Nie, Agnosiewicz „cytując” wyżej słowa Apostoła Pawła z 1 Kor 7,27-31 mówiące o „nieszukaniu żony”, wyciął z tekstu zawarte w 1 Kor 7,28 słowa Pawła wyjaśniające, dlaczego naprawdę odradzał on małżeństw:

 

„Ale jeżeli się ożenisz, nie grzeszysz. Podobnie i dziewica, jeśli wychodzi za mąż, nie grzeszy. Tacy jednak cierpieć będą udręki w ciele, a ja chciałbym ich wam oszczędzić” (BT).

 

Kawałek dalej św. Paweł kontynuuje tę myśl, a także dodaje inne powody, dla których odradza małżeństwo:

 

„Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu” (1 Kor 7,32-35 – BT).

 

Powodem odradzania przez Apostoła małżeństwa były więc troski i trudności życia małżeńskiego, które mogły odsuwać od służby Chrystusowi, nie zaś „bliski koniec świata”, jak pisze Agnosiewicz.

 

Cytowane zaś przez Agnosiewicza słowa św. Pawła z 1 Kor 7,29-31 mówiące o tym, że czas jest krótki (dosłownie: „skrócony” – synestalmenos), są już następną jednostką tematyczną, w której Apostoł rozwija nowy wątek (Agnosiewicz próbował zamazać ten fakt przez usunięcie ze swego cytatu słów z 1 Kor 7,28, które rozpoczynają ów nowy wątek w rozważaniach). Mówiąc, że „czas jest skrócony”, św. Paweł nie wiąże więc tego z „odradzaniem prokreacji”, wręcz przeciwnie, wyraźnie zalecą ją w innych miejscach (jak wskazałem wyżej). Zatem dowodzenie za pomocą pociętych przez Agnosiewicza wypowiedzi św. Pawła, że odradzał on chrześcijanom prokreację, można traktować jak manipulację poglądami Apostoła na temat małżeństwa i prokreacji.

 

Jak natomiast rozumieć słowa Pawła z 1 Kor 7,29-31 mówiące o tym, że czas jest „krótki”?

 

Po pierwsze, jak wyżej wspomniałem, dokładnie rzecz biorąc, tekst ten nie mówi, że czas jest „krótki”, lecz „skrócony”, co zmienia postać rzeczy, bo jeśli jakiś okres jest skrócony, to wcale nie oznacza jeszcze, że okres ten jest krótki sam w sobie. Tekst ten nie mówi zatem, że koniec świata nastąpi po określonym krótkim czasie, lecz jedynie tyle, że skoro czas jest skrócony, to koniec może nastąpić w każdej chwili, co w świetle rad Jezusa zawartych w Łk 12,37-40 i Mt 24,43-51 (mówiących o tym, że Pan może powrócić w każdej chwili) w sposób naturalny można rozumieć w sensie: żyjcie godnie, nie dajcie się zaskoczyć na „używaniu świata” (por. 1 Kor 7,31), bo Pan może powrócić w każdej chwili (por. też przypis w BT do 1 Kor 7,29).

 

Dlatego św. Paweł w swych dalszych słowach zaleca żyć tym, którzy mają żony „jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7,29-31 – BT).

 

Nie tylko ewangeliści, ale i sam św. Paweł w tym samym duchu co Łk 12,37-40 i Mt 24,43-51 rozwija w 1 Tes 5,2-8 myśl o życiu takim, jakby Jezus miał przyjść nagle (por. też 2 P 3,10 i Ap 3,3).

 

Po rozważeniu tych wszystkich okoliczności możemy zatem przyjąć, że 1 Kor 7,29-31 nie mówi nic konkretnego o nastaniu końca w I wieku naszej ery, jak chciałby Agnosiewicz. Przejdźmy do następnych wypowiedzi Agnosiewicza:

 

Oczywiście to niemożliwe, więc Paweł jeśli już nie wierzył, że zginie dotychczasowy świat, to sprawiał wrażenie, że wierzy w porwanie wybranych przez Jezusa do nieba. Do Tesaloniczan mówił tymi słowy: "A nie chcemy, bracia, abyście byli w niepewności co do tych, którzy zasnęli, abyście się nie smucili, jak drudzy, którzy nie mają nadziei. Albowiem jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak tez wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli. A to wam mówimy na podstawie Słowa Pana, że my, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy zasnęli. Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana (kiedy następnym razem wykpimy jedną ze współczesnych sekt, wierzących, że jej wyznawcy zostaną uprowadzeni przez UFO, zastanówmy się wpierw czy i my nie służymy pod sztandarem św. Pawła, wszak jego rojenia były daleko mniej racjonalne niż wierzenia współczesnych nam sekt kosmicznych); i tak zawsze będziemy z Panem" (1 Tes 4, 13-17). W ostatnim cytacie widać wyraźniej wiarę Pawła w niedaleki koniec świata (przynajmniej chrześcijańskiego).

 

Odpowiedź:

Wcale nie, i niekoniecznie jest tak, jak wyżej chce Agnosiewicz. Zauważmy, że św. Paweł, pisząc o porwaniu na obłoki i pozostaniu przy życiu aż do przyjścia Pana, konsekwentnie używa drugiej osoby liczby mnogiej: „my” („będziemy porwani”, „pozostaniemy przy życiu do przyjścia Pana” itd.). Co to oznacza? Bardzo wiele, bowiem wiemy, że św. Paweł miał w zwyczaju używać tej formy także w bardziej ogólnym sensie, odnosząc swe słowa nie do siebie bezpośrednio, lecz do osób, za życia których jeszcze go nie było na świecie.

 

Np. w Ga 3,23-24, a zwłaszcza w Ga 4,3-4, św. Paweł pisze w drugiej osobie liczby mnogiej („Tak i my” – houtos kai hemeis – Ga 4,3) o tym, że „byliśmy” poddani Prawu ST („Prawo wychowawcą naszym” – nomos paidagogos hemon – Ga 3,24) aż do przyjścia Jezusa. Mimo, że św. Paweł pisze tu w drugiej osobie liczby mnogiej o poddanych Prawu z czasów przed przyjściem Chrystusa, to jednak nie mógł odnosić tego do siebie, bowiem wedle ustaleń urodził się dopiero ok. 10 lat po przyjściu Chrystusa[12].

 

Zatem z tego punktu widzenia wcale nie jest dowiedzione, że gdy Paweł pisał w 1 Tes 4,15-18 o porwaniu na obłoki w drugiej osobie liczby mnogiej, to koniecznie odnosił to również do siebie. Pisząc o porwaniu na obłoki i pozostaniu przy życiu aż do przyjścia Pana, mógł on równie dobrze mieć na myśli wszystkich późniejszych czytelników jego listów, których mogło to dotyczyć.

 

Warto nadmienić, że w języku polskim również istnieje forma wypowiadania się w drugiej osobie liczby mnogiej o osobach, które nie są współczesne temu, kto się o nich wypowiada. Mówimy np.: „od tysiąca lat jesteśmy narodem” lub „za 500 lat będziemy jako ludzkość o wiele lepiej rozwinięci technicznie” itd. Tym samym wyżej cytowane przez Agnosiewicza słowa z 1 Tes 4,13-17, w których św. Paweł pisze w drugiej osobie liczby mnogiej o porwaniu na obłoki i doczekaniu przyjścia Pana, nie dowodzą, że wierzył on, że stanie się to za jego życia. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Do Filipian pisze tak: "Weselcie się zawsze w Panu... Skromność wasza niech będzie wiadoma wszystkim ludziom: Pan blisko jest! Nie troszczcie się nic..." (Flp 4,4n)

 

Odpowiedź:

Zauważmy, że Agnosiewicz znów naciąga tekst biblijny, gdyż tekst ten nie mówi, że koniec jest blisko, tylko że Pan jest blisko. Agnosiewicz przeoczył fakt, że słowo „blisko” (engys) w Flp 4,5 może być przysłówkiem odnoszącym się do miejsca, a nie czasu, podobnie zresztą jak to jest w języku polskim, gdzie można być blisko kogoś lub czegoś w sensie przestrzennym, a nie czasowym. W takim znaczeniu słowo engys występuje w Mt 19,11 i w J 3,23, gdzie czytamy, że Jan Chrzciciel był „blisko” (engys) Salem, a Jezus był „blisko” (engys) Jeruzalem. W J 6,19 czytamy, że Jezus był „blisko” (engys) łodzi (por. też J 6,23; 11,18.54; 19,20.42; Dz 1,12; 9,38; 27,8, gdzie słowo to zostało użyte w takim samym znaczeniu). W takim znaczeniu używa też tego słowa dość często Septuaginta (por. np. Dn 9,7; Ez 6,12; Jr 42,4 – w BT 35,4; 32,26 – w BT 25,26).

 

Wyrażenie „Pan jest blisko” z Flp 4,5 może być z powodzeniem zrozumiane w taki sam sposób jak w Mt 18,20 i Dz 17,27-28, gdzie czytamy, że Bóg i Jezus są blisko swych wyznawców zebranych w Jego imię (por. hebr. qarob –„blisko”, w Pwt 30,14; por. też Ps 34,19; 73,28; 119,151; 145,18; Iz 50,8; 55,6; 58,2 w BT). Rz 8,10 i 2 Kor 13,5 podają nawet, że Chrystus mieszka w każdym chrześcijaninie (por. 2 Kor 13,3; Ga 4,19). Powyższy zacytowany przez Agnosiewicza tekst z Flp 4,4n nie jest więc bezspornym argumentem przemawiającym za tym, że przyjście Jezusa miało być bliskie. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

W liście do Hebrajczyków autor nie mówi, że czas jest bliski, gdyż jest on już bardzo bardzo bliski: "Boć jeszcze bardzo, bardzo maluczko, a oto ten, który ma przyjść, przyjdzie, a nie omieszka." (10, 37). List do Hebrajczyków nie jest autorstwa św. Pawła, lecz został mu przypisany.

 

Odpowiedź:

Nie wiem, gdzie Agnosiewicz widzi w tym tekście informację, że wedle autora Hbr Jezus miał przyjść w I wieku. W przeciwieństwie do Agnosiewicza, dla autorów biblijnych takie słowa jak „blisko”, odnoszone do działań Boga, wcale nie oznaczały bardzo krótkiego czasu. Autorom NT był dobrze znany np. powstały setki lat przed nimi psałterz, gdzie często czytamy, że „bliskie” (hebrajskie: qarob) jest zbawienie Boga, którego królestwo zapanuje nad ziemią (Ps 85,10-14; por. też So 1,7; Ag 2,6; Ps 37,10). Tak samo czytamy w Iz 51,5 (por. Iz 13,6), Joela 1,15 (por. Joela 2,1; 4,14), Abd 1,15, Sof 1,14 i Ez 30,3, gdzie Jahwe mówi, iż „bliska” (qarob) jest jego sprawiedliwość, i czas sądu nad narodami. Od napisania tych słów (tzn. Ps 85,10-14; por. też So 1,7; Ag 2,6; Ps 37,10; Iz 13,6; 51,5; Jl 1,15; 2,1; 4,14; Abd 1,15; Sof 1,14; Ez 30,3) w ST do czasów autorów NT minęło setki lat, i jak widać, dla żadnego autora NT nie było niczym dziwnym, że takie określenia jak „blisko” mogą być dla autora natchnionego rozumiane jako bardzo długi okres czasu. Z tego punktu widzenia słowo „blisko” używane w Biblii od samego początku nie musiało absolutnie mieć znaczenia takiego, jakie przypisuje mu Agnosiewicz. Jak pokazują podane przeze mnie przykłady, słówko „blisko” używane w Biblii w kontekście eschatologicznym było rozumiane jako dowolnie długi okres czasu.

 

Nawet z punktu widzenia zwykłej logiki językowej wiadomo, że takie zwroty jak „blisko”, czy nawet „bardzo blisko”, są bardzo ogólnikowe i względne oraz zależą od kontekstu, w jakim są używane. Autorzy NT pisali w kontekście odnoszącym się do bardzo szerokich rozpiętości czasowych, sięgającym (jeśli wziąć pod uwagę etapy historii zbawienia) tysięcy lat. Autorzy NT pisali więc jak gdyby w skali Bożej. W skali Bożej zaś „blisko” może być rozumiane jako w zasadzie dowolny okres czasu. Przypominam to co rozwijałem już wyżej, odnośnie do Ag 2,6 i Ps 37,10, gdzie Bóg mówi, iż minie tylko „jedna chwila” kiedy nastąpi pokój czasów mesjańskich. W czasach NT autorzy biblijni uważali, że od napisania mówiących o „chwilce” słów z Ps 37,10 mija już ok. 1000 lat, a mimo to okres mesjańskiego pokoju wciąż jeszcze za ich czasów nie nadszedł; jednakże nie dziwiły ich takie przenośne kategorie czasowe (gdzie słowo „chwila” mogło odnosić się do okresu trwającego nawet ok. 1000 lat) używane w strukturach literackich ST. Stąd sami autorzy NT, gdy używali słowa „blisko” odnośnie czasu powtórnego przyjścia Jezusa, nie musieli tych słów używać w znaczeniu jakiegoś bardzo krótkiego okresu czasu. Agnosiewicz nie znając tych subtelnych przenośnych kategorii biblijnych przykłada własne świeckie proporcje czasowe do terminologii NT, mówiącej o „bliskim” powrocie Jezusa, stąd wychodzi mu na to, że wedle NT koniec świata miał nastąpić nie później niż za życia Jezusa i apostołów na ziemi.

 

Spójrzmy też z innej strony na to, że proporcje czasowe jednego człowieka żyjącego kilkadziesiąt lat nie nadają się do oceny takich słów jak „blisko”, stosowanych w kontekście eschatologicznych rozważań autorów NT, piszących o Bożym planie odnośnie do całej ludzkości, jaki jest realizowany od tysięcy lat. Jeśli świat istnieje miliardy lat, homo sapiens przynajmniej od ok. 400 000 lat, a Jezus przyszedł dopiero dwa tysiące lat temu, to w tej skali czasu nawet dwa tysiące lat, jakie upłynęły od czasu pojawienia się Jezusa na ziemi, są zaledwie chwilką. Jak widać, takie słowa jak „blisko” czy „niedługo” przyjmują całkiem inne znaczenia i zakresy czasowe, gdy na skali historii zbawienia przyjmiemy właściwe dla tego tematu ogromne obszary czasowe. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Jehowici, którym przepowiednie paruzji z roku 1914 nie sprawdziły się, zaczęli mówić, że nadszedł czas ostateczny, jednak pismo wyraźnie mówi, że czas ostateczny był wówczas, gdy nauczał Jezus, niedługo zaś po jego śmierci miało przyjść finalne rozwiązanie. "W te dni ostateczne mówił nam przez Syna swego" - mówi list do Hebrajczyków (1, 2). (Podobnież Dzieje Apostolskie mówią, że wylanie Ducha Św., które jak wiemy jest już tam opisane, będzie "w ostateczne dni" - 2, 18). Jeszcze ciekawszy fragment (który m.in. poddaje pod wątpliwość katolickie eucharystie) znajdziemy nieco dalej: "Abowiem Krystus nie wszedł do miejsca świętego, ręką uczynionego, któreby było kształtem prawdziwego [katolicy wstawili w BT w miejsce któreby było kształtem prawdziwego swój fragment: "będącej odbiciem prawdziwej", aby wyrazić chwałę swoich katedr i bazylik - przyp.]. Ale do samego nieba, aby się teraz okazował przed oblicznością Boga za nami. A nie, iżby często ofiarował samego siebie, jako kapłan wchodzi do miejsca świętego każdy rok ze krwią cudzą. (Boć by był musiał często cierpieć od założenia świata). Ale terazci się raz na dokończeniu wieków [inne przekłady mówią: "teraz, na skończeniu wieków" - Wujek, "na końcu wieków" - BT, "u schyłku wieków" - Gedeonici - przyp.]okazał, ku zgładzeniu grzechu przez ofiarowanie samego siebie. A jako to trwa, iż ludzie raz umrzeć muszą, a potem sąd będzie. Tak i Krystus raz jest ofiarowan" (9, 24n)

 

Odpowiedź:

Znów mamy tu tylko ogólnikowe i przenośne określenia o „dniach ostatnich”, „końcu czasów”, itd. Określenia mówiące o „końcu czasów” autorzy biblijni rozumieli jako odnoszące się do bardzo szerokiego okresu czasu. Np. autor Dn 8,17-20, pisząc o „końcu czasów” (por. Dn 11,35.40 i 12,4.9), wyraźnie ma na myśli panowanie medo-perskie z czasów sprzed NT. W czasach gdy powstawał NT, od wydarzeń określonych w Dn 8,19-20 mianem „końca czasów” minęły już całe dziesiątki lat, jednakże nic nie wskazuje na to, że jakiegokolwiek autora NT (uznającego przecież księgę Dn za księgę Bożą) dziwiło to, że określenie „koniec czasów” z Dn oznacza obszar trwający już co najmniej ok. 200 lat (por. też Mi 4,1; Iz 2,10; Syr 19,25). Sprawa jest jasna dla żyjących w świecie kategorii semickich autorów biblijnych: określenia takie jak „koniec czasów” były rozumiane względnie i nie musiały oznaczać jakiegoś bardzo krótkiego czasu. Zatem to, co napisałem w poprzednim punkcie o określeniu „blisko” w Biblii, również odnosi się do tego miejsca naszych rozważań. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Dalej mamy list św. Jakuba Apostoła. Rozdział piąty rozpoczyna się od triumfalnych słów plebsu grożącego bogatymi: "A teraz wy, bogacze, płaczcie i narzekajcie nad nieszczęściami, jakie na was przyjdą" (Jk 5, 1; NTI), bowiem: "Żyliście beztrosko na ziemi i wśród dostatków tuczyliście serca wasze w dniu rzezi" (Jk 5, 5; BT; w innych przekładach: "...utuczyliście serca wasze na dzień uboju" - tak w NTI i NTG). Dla tych sekciarzy krew Zbawiciela przelana na krzyżu zwiastowała dzień rzezi. Niewątpliwie pokojowe przesłanie.

 

Odpowiedź:

Tu mamy sytuację, w której autor biblijny kieruje do bogaczy przestrogę, że spotka ich kara od powracającego Pana. Z pozoru wydaje się, że autor biblijny pisze w Jk 5,1 do bogaczy, iż jakieś eschatologiczne i karzące działanie Boga spotka ich jeszcze za jego i ich życia. Jednakże tak wcale być nie musi, gdyż u autorów poruszających się w świecie kategorii semickich już co najmniej od czasów Izajasza przyjmowano taką formę wypowiedzi, na podstawie której wydawało się, że jakiś pisarz kieruje przestrogi Boże do sobie współczesnych, o których jednak wcale nie sądzi, że to właśnie oni będą świadkami spełnienia się tych przepowiedni. Dla przykładu można podać, że wspomniany prorok Izajasz w Iz 2,10 zwraca się w trybie rozkazującym liczby pojedynczej (hebrajskie: bo’ – „wejdź”) do kogoś sobie współczesnego, jakby to w jego oczach miały się spełnić przyszłe wizje eschatologiczne zawarte w dalszych wersach Księgi Izajasza (Iz 2,10-12n), mówiące o objawieniu się Jahwe w czasach mesjańskich. Jednakże opis wydarzeń eschatologicznych zawarty w 2 rozdziale Księgi Izajasza nie dotyczył ludzi współczesnych Izajaszowi. Autorzy NT często nawiązujący do Księgi Izajasza byli zapewne obeznani z tym faktem i z taką formą literacką, gdzie ktoś może zwracać się do sobie współczesnych, odnosząc do nich zapowiadane przyszłe wydarzenia w taki sposób, jakby miały spełnić się na nich. Przytoczona zatem w 5 rozdziale Listu św. Jakuba przestroga mówiąca o karze Bożej dla współczesnych autorowi listu bogaczy niekoniecznie musiała w jego mniemaniu spełnić się w czasach mu współczesnych lub w czasach bliskich spisaniu tego listu. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Dalej czytamy: "Przetoż, bracia! bądźcie cierpliwymi aż do przyjścia Pańskiego." (5, 7) i chwilę dalej: "Oto, sędzia już przede drzwiami stoi." (5, 9).

 

Odpowiedź:

Znów mamy tu jedynie metaforycznie wyrażoną ideę bliskości przyjścia Jezusa („sędzia jest już u drzwi”), bez podania jakichkolwiek precyzyjnych danych odnośnie do czasu tego przyjścia. Jak jednak wyżej pisałem, pisanie przez autorów biblijnych o tym, że powrót Pana jest „bliski”, nie dowodzi rychłego powrotu rozumianego w czysto ludzkich kategoriach i proporcjach zamkniętych w okresie co najwyżej „kilku lat”. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Kolejny list (św. Piotra) mówi: "przybliżył się koniec wszystkiego" (1 P 4, 7)

 

Odpowiedź:

Ten argument jest już zupełnie niepoważny. Przecież ten tekst nic nie mówi o jakichkolwiek oczekiwaniach końca świata w I wieku naszej ery. On mówi tylko tyle, że przybliża się koniec wszystkiego, co nie jest żadnym czasowym sprecyzowaniem czasu końca świata. Weźmy taki przykład: gdyby ktoś powiedział „kataklizm się przybliża” o kataklizmie, jaki ma nastąpić na przykład za kilka milionów lat, czy znaczyłoby to, że ten kataklizm nastąpi nie w ciągu kilku milionów lat, tylko np. w ciągu kilku lat? Nie, zatem powyższy argument Agnosiewicza oparty na 1 P 4,7 jest kompletnie do niczego. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Psychoza narastała w okresie kilkudziesięciu lat I w. Oto w Ewangelii Mateusza Jezus mówi: "Tedy (...) wiele fałszywych proroków powstanie i wiele ich w błąd zawiodą." Marek wspomina o wielu fałszywych Chrystusach, którzy zwiodą wielu w owe dni. Późniejsze pismo (list św. Jana) mówi już: "Dziateczki! ostateczna godzina jest; a jakoście słyszeli [chodzi o wspomniane fragmenty Ewangelii - przyp.], że antychryst przyjść ma, i teraz wiele antychrystów powstało; stąd wiemy, iż jest ostateczna godzina." (1 J 2, 18)

 

Odpowiedź:

Dobrze, że Agnosiewicz przytoczył ten wers, bo po użytych w nim słowach „nadeszła ostatnia godzina” znów bardzo dobrze widać, że autorzy NT używali przenośnych zwrotów mówiących o czasie ostatecznym. Przecież autor słów zawartych w 1 J 2,18 nie mógł brać dosłownie słów o „ostatniej godzinie”, bowiem w tamtych czasach doręczenie listu zajmowało co najmniej kilka dni. Ten przykład dobrze pokazuje, że wszystkie wyżej omawiane i mówiące o powrocie Jezusa określenia z NT, jak „u drzwi”, „blisko jest” itd., nie mogą być rozumiane dosłownie i są przenośniami. Tym samym na podstawie powyższego wersu z 1 J 2,18 mówiącego o powrocie Jezusa „za godzinę” można zaprzeczyć wszystkim dosłownym interpretacjom Agnosiewicza, stosowanym względem słów używanych w NT na określenie bliskości tegoż właśnie powrotu Jezusa. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Również Apokalipsa św. Jana, powstała ok. 100 r., parokrotnie wspomina, że czas jest bliski (dzisiejsi chrześcijanie wierzą jednak, że przyjdę rychło może również oznaczać czekanie ponad 1900 lat, kilkukrotnie więcej niż liczyła ówczesna historia państwa rzymskiego, powstałego symbolicznie w 753 r. p.n.e.!

 

Odpowiedź: Nie wiem czemu akurat autorzy biblijni mieliby odmierzać i interpretować czas w rytmie panowania pogańskich Cesarstw, w tym wypadku akurat wyjątkowo nieprzychylnych chrześcijaństwu. Zauważmy, że po raz kolejny wychodzi na to, że Agnosiewicz nie zna biblijnych kategorii czasu, wciąż przykłada tylko jakieś świeckie kategorie do oceniania tych pojęć. Gdyby je znał trochę lepiej to wiedziałby, że w np. wyżej wspomnianych wersach z Ag 2,6 i Ps 37,10 Bóg mówi, iż minie tylko „jedna chwila” kiedy nastąpi pokój czasów mesjańskich. W oczach autora Apokalipsy, który niewątpliwie znał takie kategorie biblijne (patrz aluzje do Psałterza w Ap 1,5 [aluzja do Ps 89,38.28]; 12,5 [aluzja do Ps 2,9]), od wypowiedzenia tych słów minęło ok. 1000 lat (Psalmy przypisywano Dawidowi), i nic nie wskazuje na to, że autora Apokalipsy św. Jana dziwił fakt, iż słowa te wciąż czekały na swe wypełnienie. Z punktu widzenia kategorii biblijnych nie było więc nic niestosownego w używaniu przez pisarzy NT takich słów jak „blisko”, na określenie bardzo długich okresów czasu, bowiem taka sytuacja była już znana autorom NT z lektury tekstów ST.  Przepraszam czytelników za to, że wciąż powtarzam ten argument, ale dobrze unaocznia on pewne ważne kwestie jakie przeoczył Agnosiewicz, który zresztą sam powtarza wciąż ciągle te same argumenty (stąd moje odpowiedzi także i z tego powodu się powtarzają). Dalej Agnosiewicz pisze:

  

 Objawienie 1:3: "Błogosławiony, który czyta i ci, którzy słuchają słów proroctwa tego, i zachowują to, co w niem jest napisane; albowiem czas blisko jest."; 3:11: "Oto idę rychło";22:7: "Oto przychodzę rychło: Błogosławiony, który zachowuje słowa proroctwa księgi tej."; 22:10: "Potem mi rzekł: Nie pieczętuj słów proroctwa księgi tej; albowiem czas blisko jest."; 22:12: "A oto przychodzę rychło, a zapłata moja jest ze mną, abym oddał każdemu według uczynków jego."; 22:20: "Tak mówi ten, który świadectwo daje o tych rzeczach: Zaiste, przyjdę rychło. Amen. I owszem przyjdź, Panie Jezusie!"

 

Odpowiedź:

Tutaj mamy podobnie jak w wyżej w przypadku słowa eutheos. Tym razem Jezus mówiąc w powyższych przytoczonych przez Agnosiewicza tekstach Apokalipsy o swym „rychłym przyjściu” używa słowa tahy, które również w tekstach eschatologicznych może posiadać znaczenie wiążące się z bardzo długim okresem, choćby rzędu setek lat. Np. w Iz 51,5 (wersja grecka ST) Bóg mówi, że „rychło” (tahy) nadejdzie czas jego sądu nad narodami. Chodzi tu oczywiście o czasy mesjańskie. W tekście tym pada to samo słowo tahy, co w powyższych wersach przytaczanych przez Agnosiewicza za Apokalipsą. Od napisania tych słów  minęły setki lat do czasów NT a jednak wśród czytających grecki tekst ST w czasach Jezusa nikogo nie dziwiło, że mimo upływu setek lat w literaturze ST padały takie określenia jak „rychło” (tahy) odnośnie czasu nastania panowania mesjańskiego. Jak widać, wśród czytelników ST (którzy również byli autorami NT) było przyjęte, że o nastaniu panowania Królestwa mesjańskiego w ST pisano w kategoriach „rychło”. Zatem zgodnie z ówczesnymi kategoriami pojęciowymi, greckojęzyczny autor Apokalipsy używając słowa „rychło” (tahy) na określenie czasu przyjścia Jezusa wcale nie musiał chcieć nam zasugerować, że przyjście to miało nastąpić w jego czasach, lub w jakimś bardzo krótkim okresie czasu. O określeniu „blisko” stosowanym przez autorów biblijnych pisałem już wielokrotnie wyżej. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Z innych pism chrześcijańskich możemy wymienić jeszcze list biskupa Antiochii św. Ignacego (zm. za rządów Trajana - 98-117) do Efezjan (11, 1), gdzie święty męczennik oznajmia, że z całą pewnością nadszedł czas końca. List Barnaby ostrzega: "Miejmy się na baczności w tych ostatnich dniach!" (4, 9); "Bliski jest dzień, gdy zło i wszystko inne zniknie. Bliski jest Pan, który nam odpłaci" (21, 3).

 

Odpowiedź:

Znów mamy tu określenia „blisko” i „koniec czasów”, wiązane z czasami eschatologicznymi. Omawiałem kwestie tych określeń wyżej, więc nie będę się tu już do nich ponownie odnosił. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

W uznawanym przez Kościół Didache czytamy słowa chrześcijańskiej modlitwy: "Niechaj sczeźnie ten świat (...) Marana tha". Sczeźnięcie świata miało się dokonać przez przyjście Jezusa (Marana tha - przyjdź nasz Panie).

 

Odpowiedź;

Kolejny bardzo słaby i naciągany argument. Autor Didache nigdzie nie pisze, że świat „sczeźnie” za jego życia i wtedy przyjdzie Chrystus; wyraża jedynie życzenie, żeby tak się stało, nie mówiąc nawet o tym, że chce, aby stało się to za jego życia. Ten argument Agnosiewicza jest więc kompletnie do niczego i nie potwierdza tego, że chrześcijanie spodziewali się końca świata w czasach apostołów. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

W owe dni "jeden z biskupów Pontu zapowiedział Sąd Ostateczny w ciągu roku, po czym członkowie jego gminy pozbyli się majątku i, modląc się, przez wiele tygodni oczekiwali końca świata. Zakłopotanie biskupa było pewno niemałe, bo wzmocnił przepowiednię słowami: «Jeśli to nie nastąpi, tak jak powiedziałem, to nie wierzcie odtąd również Pismu i niech każdy robi, co chce». W Syrii pewien biskup wyruszył z wiernymi, pośród których były tez dzieci, naprzeciw przybywającemu już Panu na pustynię, gdzie w ostatniej chwili wszystkich tych ludzi uratowała przed śmiercią głodową ...pogańska policja".

 

Odpowiedź:

Tutaj Agnosiewicz dokonał zwykłej manipulacji względem czytelnika, gdyż w kontekście cytowanego wcześniej Didache (dziełko powstałe około roku 100 n.e.) cytuje za Deschnerem opis wydarzeń tyczących się jakiegoś biskupa Pontu oraz jakiegoś biskupa Syrii, odnosząc je do czasów powstania Didache przez swe słowa „w owe dni” (patrz wyżej). Jednakże z przypisu, jaki podaje do tych wydarzeń Deschner w swym dziele[13] wynika co innego, mianowicie, że przytaczane przez Agnosiewicza za Deschnerem informacje o oczekiwaniach tych dwóch wspomnianych biskupów zostały zaczerpnięte od Hipolita, a ten przecież nie żył w czasach Didache, tylko całe 100 lat później, ok. roku 200[14]. Oczekiwania co poniektórych chrześcijan na koniec świata w tym czasie nie przesądzają już o niczym w tej dyskusji, skoro nie tyczą się oczekiwań autorów natchnionych. Nie będę więc polemizował z tym fragmentem wywodów Agnosiewicza, bo po prostu nie uważam tego za potrzebne do czegokolwiek. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Wiara w bliski koniec odeszła w II w., jednak jeszcze ok. 200 r. entuzjazm nie opuszczał Tertuliana, który pisał: "Jeszcze przed stworzeniem świata Bóg przeznaczył nam to, że doczekamy się końca świata". Widywał ponadto nasz uczonyOjciec Kościoła zstępujące już niebiańskie Jeruzalem, które miało być znakiem końca: "w Judei przez czterdzieści dni w porannych godzinach zwisało z nieba miasto, po czym, gdy przybywało światła dziennego, mury miejskie znikały, a nigdzie w pobliżu żadnego miasta nie było". Takie oto miał wizje.

 

Odpowiedź:

Jak wyżej. Tertulian nie był ani autorem natchnionym, ani nie żył w czasach Jezusa i Apostołów, więc nie widzę sensu rozwodzenia się na ten temat. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Potwierdzeniem eschatologii pierwszych chrześcijan jest to, że ich święte pisma zaczęły powstawać wtedy, gdy to pokolenie zaczynało już wymierać, a zapowiadany koniec nie przychodził, chrześcijanie zaczęli spisywać swoje nauki, dopiero gdy szybki koniec zdawał się coraz mniej prawdopodobny.

 

Odpowiedź:

To tylko spekulacje Agnosiewicza. Zauważmy, że fakt powstania świętych Pism chrześcijan w takim, a nie innym czasie może zostać z powodzeniem wyjaśniony bez odwoływania się do tezy Agnosiewicza o końcu świata w I wieku naszej ery. Wystarczy wspomnieć, że w tamtych czasach proces spisywania i wykańczania dzieł pisanych zajmował więcej czasu niż dziś nam, wyposażonym w komputerowe edytory. Np. Łukasz w Łk 1,3 pisze, że „musiał zbadać” wszystko dokładnie, nim usiadł do pisania swej Ewangelii. Dodając do tego, że także potem Ewangelia musiała być podczas procesu redakcji często przepracowywana co do swej struktury i układu (co pociągało za sobą potrzebę jej wielokrotnego przepisywania na nowo za każdym razem) logiczne jest to, że cały wspomniany proces redakcji mógł trwać długie lata, nim ukończono takie dzieło spisywania. Nawet w dzisiejszych czasach, w czasach druku, kserokopiarek i długopisów, pewni autorzy piszą swe dzieła po kilkanaście, czasem nawet kilkadziesiąt lat. Znany jest przypadek pewnego autora z okresu przedwojennego, który sam przyznał w swej nie grubej broszurze, że pisał ją aż przez 25 lat. Tyle zajęło mu zebranie materiałów i wykończenie dzieła[15]. Zgodnie z tym wyjaśnieniem można również przyjąć inny powód późniejszego powstawania NT. Mianowicie, Pisma chrześcijan powstały nie od razu po opisywanych wydarzeniach, skoro wszyscy chrześcijanie mieli wtedy jeszcze świeżo w pamięci Jezusa i Jego czyny. Nie od razu widziano potrzebę spisywania tego, co wszyscy doskonale pamiętają, opierano się na ustnym przekazywaniu przesłania Jezusa. Z czasem jednak sytuacja się zmieniała i w myśl powiedzenia „potrzeba matką wynalazków” uznano, że coś takiego jak Pisma NT mogą się przydać, bowiem wiele z tego, co mówił Jezus, zaczęło ulegać zapomnieniu i często przeinaczeniu (por. Ga 1,7; 2 P 2,1; 3,16; Ef 4,14). Jak widać, późniejszy etap redakcji Pism NT można z powodzeniem wyjaśnić na różne sposoby, bez odwoływania się do hipotezy Agnosiewicza o „niespełnionym” końcu świata w I wieku. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

Oczywiście ludzie wierzący w te brednie nie mogli być dobrymi obywatelami, nic tedy dziwnego, że tak nienawidzono wczesnych chrześcijan, jako wyrazicieli najbardziej destruktywnych dla społeczeństwa idei. Tutaj nie mogło być miejsca na tolerancję, nawet najbardziej tolerancyjne państwo nie może mieć skłonności samobójczych. Tacy chrześcijanie nigdy nie zostaliby zaakceptowani przez Konstantyna. Ta eschatologia chrześcijan ostatecznie odeszła w zapomnienie w II i III w. Kościół poradził sobie z tą pomyłką w ten sposób, że wyjaśniono, iż dla Pana tysiąc lat jest jak jeden dzień

 

Odpowiedź:

Słowa z 2 P 3,8 mówiące, że dla Boga jeden dzień jest jak tysiąc lat, znakomicie pokazują, iż autorzy NT, pisząc o często wyżej omawianym „bliskim” powrocie Jezusa, nie mieli na myśli tego, że wróci on „za kilka lat”. Nic więc dziwnego, że Agnosiewicz wyśmiewa tekst z 2 P 3,8, który jest dla niego niczym kolec w oku. Dalej Agnosiewicz pisze:

 

(były również inne ciekawe wytłumaczenia, np. św. Justyn utrzymywał, że koniec nie nadszedł, gdyż nie urodzili się jeszcze wszyscy, którzy mają być przyjęci w szeregi szczęśliwców). Wyciągnięto ponadto z tego naukę i dziś katolicy nie oczekują bliskiej paruzji, z czego nie wyleczyło się wielu chrześcijańskich głupców (m.in. adwentyści, jehowici i in.)

 

Odpowiedź:

Na to nie ma nawet jak odpowiedzieć, jest to bowiem tylko stek obraźliwych określeń skierowanych przez reprezentanta ateuszy (któremu wydaje się, że wszystkie rozumy pozjadał na temat Biblii i chrześcijaństwa) pod adresem wierzących. W rzeczywistości jego żenujący poziom kompetencji w sprawach, o jakich się wypowiada, nie upoważnia go do opinii tego typu, wypowiadanych w tak zdecydowanym i obraźliwym tonie jak powyższy.

 

Podsumowując, można powiedzieć, że z żadnego z wskazanych przez Agnosiewicza tekstów nie można wywnioskować jednoznacznie, że Jezus, Apostołowie lub pisarze NT spodziewali się końca świata za swego życia na ziemi.

Jan Lewandowski

 



[1] Por. M. Agnosiewicz, Eschatologia czyli dzień uboju, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1036 .

[2] Por. K. Deschner, I znowu zapiał kur, tom I, Gdynia 1996, s. 35-36. Więcej informacji biograficznych na temat Reimarusa można znaleźć w: Józef Kulisz, Wprowadzenie do teologii fundamentalnej, Kraków 1995, s. 57-59. 

[3] Por. Wstęp do Nowego Testamentu, Poznań 1996, s. 173, gdzie koniec świata z Mt 24:29 jest zinterpretowany zupełnie inaczej.

[4] Por. Wstęp do Nowego Testamentu, dz. cyt., s. 174.

[5] Por. Tamże.

[6] Por. Tamże.

[7] Por. R. Popowski, Słownik Grecko-Polski Nowego Testamentu, Warszawa 1997, s. 62, hasło: genea.

[8]Tak również jest przetłumaczone słowo „elthe” w interlinearnym wydaniu grecko polskim Nowego Testamentu R. Popowskiego, gdzie w Łk 8:17; Rz 3:8; Gal 3:19; 2 Tes 2:3 i w Łk 12:38 uwypuklono tryb przypuszczający za pomocą tłumaczeń „przyszedłby”, itd.

[9] Por. K. Deschner, I znowu zapiał kur, tom I, dz. cyt., s. 35.

[10] Por. Zdzisław Domagała, Zarys nauki świadków Jehowy (1), „Effatha – otwórz się”, nr 4 [62] z 1997 roku, s. 127; por. też przypis w BT do Łk 10:4.

[11] E. Dąbrowski datuje powstanie 1 Tym na ok. 66 rok – por. E. Dąbrowski, Prolegomena do Nowego Testamentu, Warszawa 1952, s. 194; taka sama datacja w: Wprowadzenie w myśl i wezwanie ksiąg biblijnych, 9, Dzieje Apostolskie, Listy św. Pawła, Warszawa 1997, s. 491. 1 Kor miał powstać wcześniej – ok. 55 roku – por. Wprowadzenie w myśl...., dz. cyt., s. 161.

[12] Por. Wstęp do Nowego Testamentu, dz. cyt., s. 309; por. też Marian Banaszak, Historia Kościoła katolickiego, Warszawa 1986, s. 33; Encyklopedia biblijna, Warszawa 1999, s. 907; Eugeniusz Dąbrowski, Podręczna Encyklopedia biblijna, Poznań, Warszawa, Lublin, 1959, s. 217.

[13] Por. K. Deschner, I znowu zapiał kur, tom I, dz. cyt., s. 38, przyp. nr 69 objaśniony na s. 490. 

[14] Por. J. Danielou, H. I. Marrou, Historia Kościoła, tom I, Warszawa 1986, s. 123-124, gdzie można znaleźć bardzo dokładne informacje biograficzne na temat Hipolita i dat z jego życia; por. też Antoni Żurek, Wprowadzenie do Ojców Kościoła, Kraków 1993, s. 64. Jeden z autorów podaje, iż Hipolit zmarł w roku 235 – por. Henryk Czembor, Dzieje Chrześcijaństwa, Starożytność, Cieszyn 2001, s. 78.

[15] Chodzi o Stanisława Ufniarskiego i jego pracę pt. Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego, Kraków 1947.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane