Włodzimierz Bednarski

Dlaczego nie zostałem Świadkiem Jehowy?

dodane: 2013-11-28
Od wielu lat zajmuję się problematyką Świadków Jehowy. Jeszcze dłużej znam ich osobiście. Poznałem ich w roku 1973. Dlaczego więc nie zostałem jednym z nich?

Dlaczego nie zostałem Świadkiem Jehowy?

 

Jako dziecko nie słyszałem nic o Świadkach Jehowy. Gdy pytałem mamę, kto dzwonił do drzwi, odpowiadała mi, że “inna wiara”. Owszem, w pobliżu mego zamieszkania był zbór baptystów, a blisko mego kuzyna, do którego czasem jeździłem, kaplica adwentystów, ale niewiele mnie to interesowało. W klasie szkoły podstawowej miałem zaledwie jedną osobę niewierzącą (nie chodziła na religię). Nie miałem więc styczności z innowiercami. Tak było do klasy siódmej.

W bloku mieszkałem po sąsiedzku z chłopakiem starszym ode mnie o jeden rok. Ponieważ przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, zawsze marzyliśmy o tym, by chodzić do jednej klasy. Było to jednak do czasu niemożliwe. Aż właśnie w siódmej klasie mój kolega nie uzyskał promocji do klasy ósmej i spotkaliśmy się w jednej ławce. Okazało się, że opuścił się w nauce, gdyż jego mama stała się głosicielką, później zaś pionierką Świadków Jehowy. Całe dni spędzała poza domem, a chłopca nie miał kto dopilnować w nauce. Jego matka zrezygnowała nawet z pracy, by w terenie aktywniej dzielić się swą wiarą (wyjeżdżała też poza Gdańsk). Z kolei jego ojciec pracował od rana do wieczora w stoczni, by utrzymać rodzinę.

Był rok 1973, kiedy to od mojego kolegi, który z mamą uczęszczał na zebrania, usłyszałem właśnie pierwszy raz o Świadkach Jehowy. Choć prosił mnie, bym w klasie nic nie mówił o jego wierze, to jednak sam mnie zasypywał swą wiedzą, którą bardzo chłonął. Wpadłem w sam wir roku 1975!

Pamiętam, że dla kolegi prawie wszystko stanowiło potwierdzenie, że w tamtym roku będzie “koniec”, tj. Armagedon. Znakami były dla niego jakieś występujące anomalie pogodowe, a nawet modne wówczas długie włosy, które wskazywały na upodobnianie się mężczyzn do kobiet (por. 1Kor 11:14). Mówił też o kimś, kto porzucił boks i stał się głosicielem, co rzekomo było wypełnianiem się pokojowego nastawienia (por. Mt 5:9). Wreszcie rozmowy rozbrojeniowe SALT I i II (1969-1979) między USA i ZSRR miały przybliżać słowa: „Pokój i bezpieczeństwo” (1Tes 5:3). Wspominał też, że Świadkowie Jehowy, tak jak pierwsi chrześcijanie, spotykają się w domach i nie budują kościołów, które wkrótce ulegną zagładzie. Kolega zarzucał mnie swą propagandą, kiedy tylko spotykaliśmy się w szkole i na podwórku. Jako dziecko znałem dobrze tryptyk Sąd Ostateczny Hansa Memlinga (1440-1494) z kościoła Mariackiego w Gdańsku i pod wpływem słów starszego kolegi myślałem sobie: “jak strasznie będzie, gdy okaże się to wszystko prawdą (tj. koniec świata) i zostanie zrealizowane w tak nieodległym czasie”. Ponieważ mówił on o jesieni 1975 roku, więc pocieszałem się w myślach: „jak dobrze, że to chociaż po wakacjach”. Wtedy jeszcze nie domyślałem się nawet, że owo przekonanie może być mylne. Jego szczerość kojarzyłem w tamtym czasie z prawdą. Nie uważałem, żeby on żartował albo chciał mnie okłamać.

Oczywiście nie zainteresowałem się wtedy Świadkami Jehowy, bo miałem swój Kościół i rodzinę katolicką. Nie myślałem też o potrzebie zmiany religii, skoro „koniec” ma być tak rychło (uważałem, że zmiana przeze mnie religii nie zatrzyma „końca”), ale – jak widać – w mojej podświadomości kolega zasiał jakiś strach przed Armagedonem.

Później nasze drogi rozeszły się. Poszliśmy do innych szkół średnich. Pamiętam tylko, że gdy po jakimś czasie spotkałem kolegę i zapytałem go o Armagedon, usłyszałem, że opóźni się on o rok lub dwa, bo Bóg daje szansę na nawrócenie innym ludziom. Po jakimś czasie zapał kolegi, a szczególnie jego mamy opadł i pamiętam, że w roku 1980 oboje byli już mocno zainteresowani gdańską Solidarnością i przemianami w kraju. Zahaczali nawet o kościół św. Brygidy, gdzie patriotyczne nabożeństwa odprawiał znany ks. Henryk Jankowski. Dziś są oni katolikami.

Wtedy, a nawet już kilka lat przed 1980 rokiem, niemal całkowicie zapomniałem o Świadkach Jehowy, utkwili mi oni jednak gdzieś głęboko w pamięci jako ci, którzy zapowiadali rzekomy koniec świata. Z czasem od starszych ludzi usłyszałem też, że oni już wielokrotnie ten koniec zapowiadali (m.in. w czasie wojny). Określano ich mianem „fałszywych proroków”.

W szkole średniej często siedziałem w ławce z kolegą, który interesował się muzyką rockową i sam grał na gitarze. Nigdy bym się nie spodziewał, że zostanie on kiedyś Świadkiem Jehowy, a jednak tak się po paru latach stało. Po ukończeniu szkoły poszliśmy do pracy do jednego zakładu. Niestety wylądowaliśmy w różnych działach i nasz kontakt był znikomy (byliśmy usadowieni po przeciwnych stronach kanału portowego). Zresztą on po roku pracy został powołany do wojska, a w domu porzucił ich ojciec. Już wtedy, gdy zadzwonił do mnie z jednostki, pomyślałem sobie, że musi mu być bardzo ciężko skoro powiedział: „Włodek, ale drugi raz już bym do wojska nie poszedł”. Nie wiedziałem wtedy, co to znaczy i bardziej kojarzyłem to z jego obecną sytuacją wojaka czy rozpadem w rodzinie. Dopiero po jego powrocie okazało się, że w trakcie służby wojskowej jego rodzona siostra wstąpiła – pod wpływem ciotki – do Świadków Jehowy. On uczynił później ten sam krok. Po wojsku wrócił do pracy do zakładu, a popołudniami spotykaliśmy się niekiedy na dyskusjach.

Pamiętam, jak bardzo zabolało mnie, gdy wspominałem mu swe „doświadczenia” związane z rokiem 1975, które miałem ukryte gdzieś głęboko w sercu, a on nazwał to „kłamstwem”. A jednak zawziąłem się i postanowiłem odnaleźć jakieś materiały, bo przypuszczałem, że coś musieli wtedy Świadkowie Jehowy o tym pisać. W mglistej pamięci utkwiły mi ze starych kontaktów jakieś czarno-białe druki, które były Strażnicami, ale nigdy ich nie przeglądałem. Poza tym, widząc, jak kolega robi postępy w nabywaniu wiedzy, postanowiłem też się poduczyć, aby być dla niego równorzędnym partnerem do dyskusji na temat Biblii.

Nawiązałem też kontakty z innymi wyznaniami religijnymi, by zgłębić wiedzę na temat Świadków Jehowy. Chodzi o protestantów, a zwłaszcza o badaczy Pisma Świętego, którzy wywodzą się z Towarzystwa Strażnica. Pamiętam wściekłość mojego kolegi, gdy dowiedział się od jednego epifanisty, że ja bywałem u niego w poszukiwaniu argumentów przeciw Świadkom Jehowy.

Szukałem też byłych Świadków Jehowy, którzy posiadali publikacje mówiące o roku 1975. Dzięki nim dotarłem do takich artykułów, jak:

 

„Co przyniosą lata siedemdziesiąte?” (Przebudźcie się! Nr 1, 1970).

„Dlaczego oczekujesz roku 1975?” (Strażnica Nr 5, 1969).

„Mądre spożytkowanie czasu, jaki jeszcze pozostał” (Strażnica Nr 16, 1968).

„Gdzie się znajdujemy według Bożego rozkładu czasu?” (Strażnica Nr 23, 1967).

„Jak długo to jeszcze potrwa? (Przebudźcie się! Nr 12 z lat 1960-69).

 

Dostałem ponadto znaną książkę Świadków Jehowy z 1970 roku pt. „Życie wieczne w wolności synów Bożych”, która również wspominała o roku 1975. Dzięki tym kontaktom dowiedziałem się o innych datach mającego nadejść Armagedonu (np. 1914, 1915, 1918, 1925, 1931, 1941-1942) i publikacjach o nich mówiących, bo wcześniej – jak wspomniałem – słyszałem tylko ogólnie od osób starszych o zapowiedziach końca świata wygłaszanych przez Świadków Jehowy.

Po kilkunastu spotkaniach z kolegą, jego nadzorcy zabronili mu dyskusji ze mną. Po prostu moje pytania były coraz bardziej dociekliwe i trudne, a on z tymi problemami zwracał się do swych nauczycieli. Gdy oni zauważyli, że ja nie przejawiam „żadnego zainteresowania”, by do ich wyznania wstąpić, doradzili koledze zerwanie kontaktu. W końcu powiedział mi wprost, abym już do niego nie przychodził, chyba że się nawrócę. Tak zakończyły się nasze spotkania.

Pamiętam jak sprawiłem mu wcześniej zawód, gdy zaprosił mnie na studium książki w grupach domowych. Gdy zapytał mnie, jak zebranie mi się podobało, odpowiedziałem mu szczerze, że grupowe podnoszenie palców do góry (zgłaszanie się do odpowiedzi) kojarzyło mi się z pierwszą klasą szkoły podstawowej. Bardzo zdenerwowało go to stwierdzenie.

Po tych doświadczeniach, gdy wstąpiłem do duszpasterstwa studentów i młodzieży pracującej, postanowiłem dzielić się z innymi moimi doświadczeniami związanymi ze Świadkami Jehowy. Wygłaszałem prelekcje dla młodzieży. Mówiłem też o adwentystach, mormonach i innych grupach religijnych. Moje późniejsze kontakty ze Świadkami Jehowy odbywały się najczęściej poprzez poradnię religijną, którą założyłem w 1989 roku. Potrafili do niej przyjść nawet nadzorcy ze zborów, którzy usiłowali obalać moje kompetencje.

Polemikę ze Świadkami Jehowy przeprowadzałem również poprzez moją książkę W obronie wiary. Pismo Święte a nauka Świadków Jehowy, innych sekt i wyznań niekatolickich (pierwsza edycja w 1992 roku) oraz przez dziesiątki artykułów publikowanych w internecie i w czasopismach: najpierw w „Effatha – Otwórz się!”, a później w „Sektach i Faktach”. Nie uniknąłem też kontaktu z mediami (Radio Plus, Radio Gdańsk, Radio Maryja, TVP Gdańsk, „Dziennik Bałtycki” i inne).

I jeszcze dwa słowa o dalszych losach kolegi. Otóż po dziś dzień jest Świadkiem Jehowy, choć zrezygnował z funkcji starszego zboru. Wyprowadził się do dzielnicy na obrzeżach Gdańska i prowadzi swą działalność (sprzątanie firm) wspólnie z innym znanym mi głosicielem. Jego zapał religijny podobno opadł, choć ożenił się ze współwyznawczynią. Natomiast jego siostra, poprzez którą stał się Świadkiem Jehowy, opuściła organizację (była kiedyś gorliwą pionierką) i wyszła za mąż za mego znajomego, też byłego Świadka Jehowy, który przyczynił się do jej odejścia.

Dlaczego więc nie zostałem Świadkiem Jehowy? Otóż dlatego, że przebadałem ich nauki i raczej byłbym skłonny zaliczyć ich do fałszywych proroków niż do poważnych badaczy Biblii. Zmiany ich nauk, także w czasie, gdy obserwowałem ich organizację, były dla mnie tylko potwierdzeniem, że wyznanie to nie ma nic wspólnego z pierwotnym chrześcijaństwem. Dziś, gdy w ich publikacjach widzę okazałe budynki Towarzystwa Strażnica, aż dziw mnie bierze, że ktoś mógł mi kiedyś wmawiać, że Świadkowie Jehowy – jak pierwsi chrześcijanie – spotykają się po domach i nie budują kościołów, bo one ulegną wkrótce zagładzie. Wiem, że ten pierwszy kolega, sympatyk Świadków Jehowy, nie był wówczas świadom, jak inaczej żyją głosiciele w USA i na zachodzie Europy, i nie mając kolorowych publikacji, myślał, że wszyscy jego współwyznawcy na całym świecie żyją skromnie i szaro, jak nasi w PRL-u.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane