Jan Lewandowski

Czy skuteczność nauki w praktyce dowodzi, że poznaje ona prawdę o świecie?

dodane: 2016-04-02
Ateiści powołujący się na wyższość nauki nad religią w swej argumentacji twierdzą, że nauka dość dobrze „sprawdza się” w praktyce i w technologicznym świecie, więc osądy „naukowego ateisty” o rzeczywistości są w pełni wiarygodne i dużo bardziej osadzone w realiach niż osądy teisty. Latamy na Księżyc, używamy antybiotyków, komputerów i tak dalej. Jest to jednak klasyczna ateistyczna erystyka.

       Ateiści powołujący się na wyższość nauki nad religią w swej argumentacji twierdzą, że nauka dość dobrze „sprawdza się” w praktyce i w technologicznym świecie, więc osądy „naukowego ateisty” o rzeczywistości są w pełni wiarygodne i dużo bardziej osadzone w realiach niż osądy teisty. Latamy na Księżyc, używamy antybiotyków, komputerów i tak dalej. Jest to jednak klasyczna ateistyczna erystyka.

       Na samym wstępie warto zauważyć, że nauka sama w sobie nie jest w stanie zagwarantować prawdziwości swoich twierdzeń na gruncie logicznym. Jeśli jakiś ateista twierdzi, że tylko poznanie naukowe gwarantuje nam zdobywanie prawdziwej wiedzy o świecie, to w tym momencie nauka powinna dowieść również i tego roszczenia. Jednak w tej sytuacji popadlibyśmy w błędne koło bowiem dany system nie może orzekać o prawdziwości własnych twierdzeń wyłącznie na podstawie własnych twierdzeń. Skąd wiesz, że tylko ty jesteś wiarygodny? Gdyż tylko ja jestem wiarygodny. Istne błędne koło. „Naukowy ateista” nie jest w stanie pozbyć się błędnokołowości w tym stwierdzeniu wskazując również na to, że dowiedziono niby czegoś w ramach eksperymentu, gdyż w tym wypadku dowodzenie przeprowadza się w ramach systemu, który sam o sobie orzeka, że coś empirycznie weryfikuje. Powoływanie się na jakieś rzekomo potwierdzone eksperymenty w nauce nie usunie stąd zatem błędnego koła gdyż nadal system orzeka na mocy własnych twierdzeń w kwestii prawdziwości tych twierdzeń, czyli wciąż jest to błędne koło.

        Po drugie nauka, która „sprawdza się” w naszej codziennej rzeczywistości, nie jest głębszym osądem o świecie ale raczej stosunkowo powierzchownym wykorzystaniem korelacji pomiędzy pewnymi zjawiskami. Natomiast tam gdzie nauka wdaje się już w próby głębszych osądów o rzeczywistości, typu początki Wszechświata i geneza życia, jest już ona czysto hipotetycznai spekulacyjna. Zgaduje. A przecież to jest wyłącznie obszar, w którym spotyka się spór ateizm/teizm. Istnienie smartfonów i laptopów nie obala teizmu, tak samo jak to, że ludzkość wylądowała na Księżycu też go nie obala. Nie obala teizmu też to, że chodzimy do lekarza i stosujemy leki, jak również i to, że wciskamy pedał hamulca w samochodzie.

       Tak więc ateiście nic nie pomoże w tym momencie odwołanie się do nauki skoro ona również operuje jedynie na powierzchni pewnych osądów o świecie, które sprowadzają się jedynie do obserwowania i wykorzystywania pewnych korelacji zjawisk, bez potrzeby dogłębnego wyjaśniania natury tych zjawisk. Opisy naukowe nie muszą w ogóle znać prawdy o tych zjawiskach aby je wykorzystywać. Chińczycy w ogóle nie musieli znać wzorów chemicznych aby wynaleźć i wykorzystywać proch. Nauka nie wyjaśniła też natury światła a mimo to jesteśmy w stanie budować urządzenia oparte na działaniu światła, na przykład światłowody. Można też spojrzeć na proces ślepej i zupełnie bezrozumnej ewolucji darwinowskiej, która zdaniem ateistów na drodze zupełnego przypadku, bezcelowości i błądzenia doprowadziła do wykształtowania się użytecznych i skutecznych struktur w przyrodzie. Nawet zwierzęta są w stanie wykorzystywać pewne mechanizmy nie rozumiejąc ich natury. Na przykład sfilmowano ptaki rzucające orzechy pod koła samochodów aby rozłupywać je. A przecież zwierzęta nie rozumieją praw fizyki. Na tej samej zasadzie również i wykorzystywana przez człowieka nauka w ogóle nie musi zapewniać nam prawdziwych osądów o świecie abyśmy mimo to skutecznie wykorzystywali ją w praktyce. Tym samym nauka nie pomoże „naukowemu ateiście” w żaden sposób w uwiarygodnieniu jego osądów o świecie. A poza tym nawet gdyby nauka generowała prawdziwe osądy o świecie, na co „naukowy ateista” nie ma żadnej gwarancji, to i tak nie wesprze ona ateizmu gdyż nie jest wszechwiedząca ani wszechobecna i do tego jest dziurawa jak ser szwajcarski w swych spekulacjach. Ponadto nauka jest często omylna i zmienna w swym opisie „rzeczywistości”, na co można znaleźć wiele przykładów, takich jak zarzucona teoria cieplika, flogistonu, eteru i wiele innych.

        Mysz w klatce też można nauczyć prostych sztuczek adaptacyjnych, nagradzając ją pożywieniem, co nie znaczy, że cokolwiek ona rozumie o mechanizmach z jakich korzysta, choć przecież wyłapuje pewne korelacje i dobrze adaptuje się do naszych sztuczek. Naukowcy z Iowa State University i University of Cambridge zaobserwowali też jak małpy robią narzędzia podobne do dzid a potem używają ich do polowania na małe małpiatki galago senegalskie[1]. Adaptacja i wyłapywanie pewnych korelacji w zjawiskach przyrody nie dowodzi więc tego, że generujemy prawdziwe osądy o Wszechświecie. Jesteśmy na wyższym poziomie adaptacyjnym niż mysz w klatce ale to też nie daje żadnej gwarancji, że w ogóle rozumiemy naturę bytu. Możemy wciąż jedynie ślizgać się po powierzchni rzeczywistości.

        Warto zauważyć, że „naukowy ateista” w swej sofistyce nie tyle powołuje się na naukę, co raczej na technologię. Ale technologia to nie nauka. To nie nauka wykreowała technologię ale było mniej więcej na odwrót. Opis naukowy jest wtórny względem wynalazków technologicznych, które bardzo często powstały na drodze przypadku, metod prób i błędów oraz eksperymentów mających tak naprawdę niewiele wspólnego z nauką. Czy penicylinę zastosowano przeciw zapaleniu płuc w wyniku „chłodnej kalkulacji naukowej”? Oczywiście, że nie. Było dokładnie odwrotnie i to czysty przypadek zadecydował o tym, że odkryto jej medyczne działanie. Podobnie było jeszcze przed erą współczesnej nauki z substancją, na której bazuje współczesna aspiryna. Lewis Wolpert napisał ciekawą książkę pt. Nienaturalna natura nauki (Gdańsk 1996), w której wykazał, że to nie nauka wynalazła technologię. Wolpert przytacza mnóstwo dowodów na to twierdzenie (między innymi kompas, druk, proch, silnik parowy a nawet tranzystor) i w jego książce znajduje się rozdział o wymownym tytule: Technika nie jest nauką. Wolpert konkluduje w pewnym miejscu: „I dzisiaj urządzenia inżynieryjne nie muszą być wytwarzane na podstawie nauki”[2]. Ciekawostką może być to, że Wolpert jest zaangażowanym ateistą, więc raczej trudno posądzić go o sprzyjanie teistom. To o czym pisze Wolpert potwierdza inny badacz - Ludovico Geymonat. Pisze on, że przedstawiciele techniki „w wielu wypadkach rozwiązują oni problemy techniczne bardzo zręcznie i w sposób od nauki niezależny, że często wyprzedzają naukę [...] zamiast wyprzedzać technikę, nauka - przynajmniej w wielu wypadkach - kroczy jej śladem próbując ująć teoretycznie jej wyniki” (L. Geymonat, Filozofia a filozofia nauki, Warszawa 1966, s. 151). Dodaje on, że dyrektywy udzielane technice przez naukę „nie były wcale ani pewne, ani ścisłe” (tamże, s. 150). Uzupełnia te wszystkie myśli Stefan Amsterdamski, który pisał, że „W każdym razie rewolucja przemysłowa XVIII wieku dokonała się w zasadzie bez udziału nauki” (Stefan Amsterdamski, Między historią a metodą, Warszawa 1983, s. 91). „[...] rewolucją przemysłową, która dokonała się w zasadzie bez udziału nauki” (tamże, s. 82).

        Gwoździem do trumny w argumentacji „naukowych ateistów” jest w tym miejscu teoria flogistonowa. Zasady oparte na teorii flogistonowej również sprawdzały się bowiem skutecznie w praktyce. Teoria ta tłumaczyła dlaczego ciała ulegają spalaniu (bo zawierają dużo flogistonu), dlaczego metale mają znacznie więcej cech wspólnych niż ich rudy. Tłumaczyła też zgodnie z doświadczeniem wiele reakcji, w których w wyniku spalania substancji takich jak węgiel i siarka powstawały kwasy. Wyjaśniała również z powodzeniem zmniejszanie się objętości podczas spalania w skończonej objętości powietrza. Teoria flogistonowa tłumaczyła nawet wiele zjawisk, których nie była w stanie wytłumaczyć teoria tlenowa, takich jak spalanie wodoru i otrzymywanie gazu palnego z węgla[3]. Chemicy wyznający błędną teorię flogistonową konstruowali nawet skutecznie działające urządzenia, takie jak pompa pneumatyczna[4]. Zwolennicy teorii flogistonowej mieli też rację broniąc swojej teorii w niektórych przypadkach. Georg E. Stahl odpierał zarzuty holenderskiego fizyka Hermana Boerhaave (1668-1738), który twierdził, że spalanie i rdzewienie są dwoma odrębnymi zjawiskami z powodu braku płomienia w drugim przypadku. Stahl odpierał te zarzuty, wykazując, że w przypadku spalania utrata flogistonu jest gwałtowna, a w przypadku rdzewienia powolna, przez co płomień jest niewidoczny. Paradoksalnie, w tym przypadku miał całkowitą rację, gdyż współcześnie uważa się, że oba te procesy są reakcjami utleniania. Jak widać teoria flogistonowa również była skuteczna w praktyce, będąc jednocześnie całkowicie błędnym opisem rzeczywistości. Tak samo było zresztą w przypadku błędnej teorii eteru, która „skutecznie tłumaczyła nie tylko negatywne wyniki obserwacji astronomicznych, lecz również doświadczeń ziemskich włącznie ze słynnym eksperymentem Michelsona-Morleya”[5]. Tym samym to, że współczesna technologia jest skuteczna również nie sprawia jeszcze, że jest ona oparta na poprawnym opisie rzeczywistości. Argumentacja „naukowych ateistów” jest więc w tym miejscu całkowicie błędna. Nie da się zresztą stworzyć światopoglądu w oparciu o zasadę budowy jakiegoś urządzenia. Światopogląd nie jest instrukcją obsługi urządzenia. Zrównywanie technologii ze światopoglądem jest ateistyczną manipulacją ponieważ opiera się na nieuprawnionej ekstrapolacji technologii w metafizykę, którą światopogląd pozostanie na zawsze z zasady.

        I na koniec pewna ciekawostka. Ateista próbuje wykazywać, że sukcesy techniki są praktycznym dowodem na to, że nasze myślenie o świecie jest poprawne. Jego zdaniem do wynalazku technicznego może doprowadzić jedynie poprawna myśl. W innym przypadku ateista już w to jednak zupełnie nie wierzy i gdy mowa o silniku bakteryjnym, napędzającym wić bakterii, to uważa on, że żadna myśl nie była już potrzebna do wytworzenia takiego silnika i wystarczył zwykły przypadek w drodze ewolucji darwinowskiej. Jest to ewidentna niekonsekwencja w myśleniu ateisty. Dlaczego powołałem się akurat na silnik bakteryjny? Ta konstrukcja jest niemal nieodróżnialna od technicznych wynalazków ludzkości. Silnik napędzający wić bakterii ma rotor, turbinkę, a nawet łożyska. Z punktu widzenia samego ateisty poprawna myśl nie jest więc potrzebna aby tworzyć skutecznie działające konstrukcje i wystarczy do tego sam przypadek. Jak widać nie tylko poprawna myśl nie jest do tego potrzebna ale wręcz żadna myśl nie jest do tego potrzebna. Ateista obala więc w tym miejscu swoje własne rozumowanie, próbujące dowodzić poprawności ludzkiego myślenia na przykładzie skutecznie działających wynalazków technicznych.

       Jan Lewandowski, kwiecień 2016



[1] Podaję to info za internetową wersją magazynu „Current Biology”, PAP – Nauka w Polsce, 2007 rok.

[2] L. Wolpert, Nienaturalna natura nauki, Gdańsk 1996, s. 47.

[3] Por. Thomas S. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, Warszawa 2001, s. 134, 179, 272.

[4] Tamże, s. 131-132.

[5] Tamże, s. 137. Kursywa ode mnie.

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane