Mateusz Banasik

Nieroztropny Russell

dodane: 2010-11-07

                           Jeśli wszystko musi mieć przyczynę, to Bóg musi ją mieć również.

                                 Bertrand Russell, Dlaczego nie jestem chrześcijaninem[1]

 

W niniejszym tekście rozpatruję jeden z argumentów Bertranda Russella, który, jeśli wierzyć jego słowom, był istotnym przyczynkiem skłaniającym Filozofa do porzucenia religii objawionej. Zamierzam wykazać, że sposób argumentacji Russella nie wytrzymuje krytyki a jego sformułowanie dowodzi bądź to nieznajomości, bądź zignorowania przez Russella paradygmatu filozofowania, w którym ów argument został stworzony.

 

Moja powyższa teza wydaje się dość dziwna — po pierwsze dlatego, że oto ja, ateista, podnoszę rękę na jednego z najwybitniejszych filozofów XX wieku, ojca filozofii analitycznej, z której ideami się utożsamiam. Na dodatek Russell jest moim „bratem w wierze", gdyż swoją postawę intelektualną odnośnie problemu istnienia Boga określał terminem agnostycyzm, który w praktyce niczym nie różnił się od „wyznawanego" przeze mnie ateizmu.

 

Dlaczego tedy podejmuję się krytyki? Powód pierwszy jest banalny a jego clou sformułuję następująco: aby dać świadectwo prawdzie[2]. Po drugie, będąc dość aktywnym uczestnikiem polemik światopoglądowych toczonych w internecie zauważyłem, że wielu „apologetów" ateizmu posługuje się russellowskim argumentem w celu zbicia tez teistycznych oponentów.

 

Oto jak interpretuję tezę, którą postawił Russell w swoim tekście: teologowie budując swoje teorie wyjaśniające całość rzeczywistości nie zauważyli, że hipoteza Boga nie jest argumentem ostatecznego uzasadnienia, albowiem zawsze możliwe będzie postawienie pytania o pochodzenie „stwórcy wszechrzeczy", czyli Boga. Czy jednak tak jest w istocie?

 

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy się cofnąć w czasie do starożytnej Grecji, która była kolebką myśli filozoficznej Zachodu. Oto Tales, filozof z Miletu, miasta będącego grecką kolonią położoną na zachodnim wybrzeżu półwyspu Azja Mniejsza, zadał sobie pytanie: co jest zasadą wszystkich rzeczy? Przede wszystkim należy objaśnić termin „zasada". Jak pisze Giovanni Reale w pierwszym tomie wspaniałej Historii filozofii starożytnej termin ten nie został wymyślony przez Talesa (Reale sugeruje, że explicite sformułował go Anaksymander), jednakże dobrze oddaje ducha talesowej filozofii. Tales twierdził: Woda jest początkiem wszystkiego. Woda jest więc ową zasadą. A zasada ta, to, powtarzając za Arystotelesem, to, z czego wywodzą się na początku, i w co rozpadają się na końcu wszelkie byty, jest rzeczywistością, która pozostaje taka sama, choć zmieniają się jej właściwości, to znaczy rzeczywistością, która trwa niezmieniona[3], mimo, że zachodzi proces powstawania wszystkiego. Jest to więc byt, z którego wszystko powstaje i co jest najbardziej elementarną substancją wszystkich złożonych rzeczy widzialnych. Próbując wyrazić w kilku słowach myśl naszego filozofa, należy powiedzieć, że szukał jakiegoś jednego bytu, jednej zasady właśnie, dzięki której można by wytłumaczyć powstawanie i ginięcie wszystkich rzeczy danych w doświadczeniu zmysłowym.

 

Musimy mieć na uwadze, że w ogóle nie istniała taka nauka, jak fizyka w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia i to na karby filozofii spoczął obowiązek wyjaśniania zjawisk tego świata. Możemy zadać pytanie; dlaczego to właśnie wodę wybrał ojciec filozofii na substancję pierwotną, na zasadę? Rozwiązanie tego problemu wymaga pogłębionych studiów; na potrzeby niniejszego tekstu musimy zadowolić się jedynie spostrzeżeniem Arystotelesa:

 

Tales, twórca tego rodzaju filozofii, [tj. filozofii pierwszych zasad i przyczyn — przyp. MB] twierdził, że woda jest zasadą (dlatego też dowodził, że Ziemia unosi się na wodzie). Zapewne doszedł do tego wniosku na drodze obserwacji, że pożywienie jest wilgotne i że samo ciepło powstaje z wilgoci i dzięki niej żyje (a to, z czego coś powstaje jest zasadą wszystkich rzeczy). Na podstawie tego oraz faktu, że nasiona wszystkich rzeczy mają wilgotną naturę, powziął myśl, że woda jest naturalnym początkiem wszystkich rzeczy wilgotnych[4].

 

Talesowy paradygmat filozofowania podjęli inni greccy myśliciele. Dla Heraklita zasadą był ogień, dla Anaksymandra apeiron-bezkres, nieokreśloność; twórcy atomizmu, Leucyp i Demokryt utrzymywali, że atomy — niepodzielne cząstki, są zasadami.

 

Charakterystyczne dla tego stylu myślenia jest kilka rzeczy. Przede wszystkim to, co w historii filozofii określa się, moim zdaniem niezbyt szczęśliwie, „dążeniem do jedności". W namyśle nad strukturą całokształtu rzeczywistości właściwie wszyscy filozofowie usiłowali zredukować wszelkie zjawiska do jednej, bądź kilku najprostszych zasad. Po drugie, co w kontekście artykułu Russella będzie nas bardziej interesowało, każda z tych zasad była zdefiniowana jako przyczyna ostateczna. Właściwie do mojego poprzedniego zdania zakradł się pleonazm — bowiem jego treść brzmi „przyczyna ostateczna (zasada) była zdefiniowana jako przyczyna ostateczna". Od niej brały początek wszelkie byty i do niej mogły zostać sprowadzone.

 

Aby dogłębnie uzmysłowić sobie, że antyczni myśliciele doskonale zdawali sobie sprawę z wagi problemu, należy zapoznać się z historią rozwoju myśli platońskiej. Oto Platon wyjaśnia wielość rzeczy zmysłowych bytem inteligibilnym (myślnym, intelektualnym, noetycznym); oto każda pojedyncza rzecz taka jak jabłko, stół czy koń jest warunkowana przez ideę, która jest jakby niedoścignionym wzorem dla każdej pojedynczej rzeczy; w tej idei zawiera się jabłkowość, stołowość czy koniowość a więc istota rzeczy widzialnej zmysłowo. W tym bycie, w idei zawarte są wszystkie cechy, jakie przynależą każdej rzeczy widzianej zmysłowo. Różnice indywidualne wynikają z niedoskonałości odwzorowania jabłkowości przez jedno, konkretne, empiryczne jabłko. Z takiego rozumowania wynika jednak nieprzezwyciężalna aporia — skoro przyczyną jednostkowych rzeczy empirycznych jest inteligibilna idea, to co jest przyczyną wszystkich pojedynczych, inteligibilnych idei? Teoria ta w takiej postaci przenosi tylko ciężar zagadnienia z obszaru empirii do świata noetycznego.

 

Platon z całą mocą zdawał sobie z tego sprawę. W dialogu Parmenides, Gość z Elei w rozmowie z Sokratesem, który w dialogu reprezentuje wczesne stanowisko Platona, bezlitośnie obnaża wady teorii idei. Aby zapobiec niewystarczalności teorii, Platon wprowadza jeszcze dwie, najwyżej w hierarchii bytowości umiejscowione, zasady: Jedno i nieokreśloną Diadę[5].

 

Powstaje pytanie: dlaczego Platon był zobowiązany do wprowadzenia do swej metafizyki zasad, które były najwyższymi zasadami rzeczywistości? Przecież mógł orzec, że wyjaśnił wielość rzeczy zmysłowych poprzez idee, a wyjaśnienie genezy idei nie leży w jego kompetencji. Ale nie postąpił tak. I nie ma tu większego znaczenia fakt, że Platon miał ambicję stworzenia całościowego systemu. Nie postąpił tak, ponieważ u źródeł greckiego, a potem chrześcijańskiego sposobu myślenia leży niepodważalny aksjomat: zasada przyczyn i skutków nie może ciągnąć się w nieskończoność.

 

Aksjomat ten, będący implicite w koncepcjach każdego z myślicieli starożytności, wprost wyłożył Arystoteles w swoich pismach. Jego oczywistość tak silnie oddziaływała na antycznych myślicieli, że do Arystotelesa nie zdawali sobie nawet sprawy, że na takim aksjomacie budowane są ich rozważania. A nawet wyartykułowanie go przez Stagirytę budziło powszechną jego [tj. aksjomatu — MB] akceptację, gdyż jego zanegowanie było w istocie zanegowaniem sensu istnienia tej aktywności intelektualnej, jaką była filozofia. A filozofować przecież trzeba.

 

Spadkobiercami tego sposobu pojmowania filozofii byli pisarze chrześcijańscy. To oni twórczo rozwijali zapoczątkowaną w Grecji metafizykę. I dla nich zasadą wyjaśniającą całokształt rzeczywistości był Bóg. Bóg rozumiany jako zasada — a zasada to przecież argument ostatecznego uzasadnienia. Z tego wynika, że byli oni świadomi faktu, że łańcuch przyczynowo-skutkowy nie może ciągnąć się w nieskończoność. Więcej, to właśnie dzięki temu przeświadczeniu wynikało im niezbicie, że byt zwany Bogiem musi istnieć. Właśnie dlatego, żeby uniknąć regresu ad infinitum.

 

Jeśli trafnie uchwyciłem istotę zagadnienia, to należy dojść do wniosku, że Russell nie zrozumiał na czym polega istota chrześcijańskiego Boga. Bowiem poza wszelkimi innymi atrybutami, których nie sposób tutaj wymienić, jest on wieczny, niezmienny i niezrodzony, jest zasadą rzeczywistości w sensie jaki powyżej naszkicowałem. Analogie, które podaje w swoim tekście Russell, ze światem, który spoczywa na słoniu, ten na żółwiu a żółw… itd. w nieskończoność są fałszywe, albowiem słoń czy żółw nie posiadają predykatów niezmienności i niezrodzoności, które przysługują Bogu chrześcijańskiemu.

 

Zinterpretowana przeze mnie teza Russella nie daje się obronić; pisarze chrześcijańscy wiedzieli do czego prowadzi regres w nieskończoność, więc tym bardziej ich koncepcja Boga wydaje się być adekwatna. Russell dwukrotnie okazał się nieroztropny: po pierwsze, implicite uznał, że o bogach transcendentnych można mówić sensownie (a nie można, co wykazał Bohdan Chwedeńczuk w swojej książce Przekonania religijne; pisałem o tym w tekście Ateizm semiotyczny; po drugie, wykazał się dość zaskakującą nieznajomością przedmiotu swojego badania. Wydaje mi się, że moim obowiązkiem jako światopoglądowego pobratymca było tę nieroztropność wykazać, dla dobra intelektualnej spuścizny ateizmu. Co było trzecim powodem, dla którego napisałem ten tekst.

 

Mateusz Banasik, artykuł pierwotnie został opublikowany na łamach Ateista.pl dnia 12.IX.2006 r. Dziękujemy autorowi za zgodę na opublikowanie tekstu.



[1] Cyt. za: B. Russell, Dlaczego nie jestem chrześcijaninem, Wszystkie cytaty które będę przywoływał w ciągu wywodu pochodzą również z tej edycji jego tekstu.

[2] Zauważmy: prawdzie, a nie Prawdzie. Różnica subtelna, ale o ileż mniej pretensjonalnie wygląda to wyrażenie.

[3] Arystoteles, Metafizyka, A 3, 983 b 9 nn.

[4] Arystoteles, Metafizyka, A 3, 983 b 20-27; tłum. K. Leśniak.

[5] Przyznaję, że dla filozoficznego laika te pojęcia muszą być enigmatyczne, ale nie sposób w tym krótkim tekście choćby streścić całą metafizykę Platona. Zainteresowanych tą koncepcją odsyłam do fachowej literatury, np. drugiego tomu Historii filozofii starożytnej Giovanniego Reale, Lublin 2005.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane