Wojciech Sady przegrał z Krzysztofem Kilianem debatę o ewolucji
14 czerwca 2024 w Krakowie odbyła się debata pomiędzy Krzysztofem Kilianem i Wojciechem Sadym, zatytułowana Teoria ewolucji a teoria inteligentnego projektu. Spór o przekraczanie granic nauki. Debatę zorganizowała Fundacja En Arche. Wypadałoby napisać kilka słów polemicznego komentarza do tej debaty, choćby dlatego, że była to debata przełomowa pod względem historycznym. O ile mi wiadomo jest to pierwsza publiczna debata w języku polskim pomiędzy zwolennikiem teorii Inteligentnego Projektu i darwinowskim ewolucjonistą. Nie wiem czy można określić Wojciecha Sadego mianem ateisty czy agnostyka, ale sądząc po jego sceptycznych wobec kwestii istnienia Boga Stwórcy wypowiedziach na pewno nie jest on teistą. Wojciech Sady zgromadził wokół siebie w Internecie całkiem pokaźną grupę zafascynowanych nim zwolenników, którzy uważają go za oświeconego obrońcę rozumu i nauki w obliczu ataków fundamentalistów religijnych. Tym bardziej wypadałoby więc apologetycznie skomentować debatę o ewolucji darwinowskiej, w której wziął udział Sady. I tym bardziej należałoby wetknąć kilka szpilek w wywody Sadego, w których wyraźnie próbował on bronić ewolucji darwinowskiej, choć bezskutecznie, bo bajeczka darwinowska jest niestety (a może i stety) jedynie postulatem metafizycznym, który nie ma nic wspólnego z faktami empirycznymi i naukowymi obserwacjami.
Poniżej będę bezpośrednio odnosił się do filmu zamieszczonego na YouTubowym kanale Fundacji En Arche, która opublikowała zapis z tej debaty. W nawiasach podaję odnośniki do momentów czasowych na tym filmie, do których się odnoszę. To tak aby każdy mógł ewentualnie sprawdzić sobie, że komentuję rzeczywiste wypowiedzi, a nie jedynie zmyślone przez siebie chochoły.
Już na samym początku dyskusji Sady stwierdza w kontekście obrony ewolucji darwinowskiej, że nauka prezentuje nam twarde fakty, bo opiera się na tysiącach potwierdzeń (13:09-15). Jednak nawet tysiące potwierdzeń nie gwarantują nam tego, że dane twierdzenie naukowe jest „twardym faktem”. Fałszywe teorie naukowe, takie jak choćby teoria geocentryczna, też miały tysiące potwierdzeń, a mimo to są one uważane za fałszywe. Sady doskonale o tym wie, bo napisał o tym całą książkę pt. Spór o racjonalność naukową. Od Poincarégo do Laudana (Wrocław 2000). Przytoczę teraz kilka rodzynków z tej książki. Warto to zrobić, choćby dlatego, że Sady ma w Internecie dość pokaźną publikę, złożoną głównie z bezkrytycznych klakierów, którzy błędnie sądzą, że Sady to obrońca scjentyzmu, czyli nowej religii ateistów. Nie, nie jest tak. Poniżej wypisuję kilka ciekawostek z wspomnianej książki Sadego pt. Spór o racjonalność naukową. Od Poincarégo do Laudana (Wrocław 2000). W nawiasach podaję numery stron, żeby ewentualnie każdy mógł sobie sam sprawdzić, że to co wynotowałem z książki Sadego nie jest wymysłem:
David Hume odmówił fizyce klasycznej prawa do miana wiedzy. Zdaniem Hume'a przesądem jest leżąca u podstaw newtonowskiej fizyki wiara w istnienie niezmiennych związków przyczynowych (s. 16).
Zdania formułowane przez naukowców w większości nie są weryfikowalne (s. 101).
Twierdzenia nauki są uznawane lub odrzucane z powodów pozalogicznych (s. 118-119).
Nawet twierdzenia logiki i matematyki nie mają charakteru sądów koniecznych i nie są pewne (s. 23, 113). Geometria ewoluuje (s. 114).
Zasada weryfikowalności sama jest nieweryfikowalna i tym samym jest metafizyczna (s. 143-144). Brawo, kolego Sady.
Traktat logiczno-filozoficzny Wittgensteina przekonał filozofów, że twierdzenia logiki i matematyki są puste poznawczo i bezsensowne (s. 28, 90, 96).
Jest wiele niezgodnych ze sobą geometrii i nie da się empirycznie rozstrzygnąć, która z nich jest prawdziwa. Systemy geometrii są wytworami naszej intuicji. Nie mają wartości logicznej (s. 41).
Z tego, że Słońce jak dotąd wschodziło codziennie nie wynika logicznie, że wzejdzie następnego ranka (s. 42).
Samo doświadczenie nie upoważnia nas do stwierdzenia, że istnieją jakieś prawa przyrody. Każdy pomiar obarczony jest błędem (s. 45, 50, 116-117, 121, 173).
Teorie naukowe mówią o bytach i procesach nieobserwowalnych, tak jak na przykład korpuskularno-kinetyczna teoria gazów (s. 46, 323).
Sprawdzanie praw może trwać bez końca. Prawa są tylko przybliżone lub mają ograniczony zakres stosowalności (s. 48, 114-118, 121). Prawa są zdaniami empirycznie nieweryfikowalnymi, jak wykazał Moritz Schlick i nie tylko on (s. 119, 153).
Prawo Boyle'a-Mariotte'a przestaje obowiązywać dla bardzo wysokich ciśnień lub bardzo niskich temperatur. Nie jesteśmy w stanie dowieść prawdziwości praw na podstawie wyników doświadczeń. Wynik każdego następnego doświadczenia, niezależnie od historii wcześniejszych badań, może okazać się niezgodny z wynikającymi z praw przewidywaniami (s. 49, 115-116, 164-166, 173).
Jak stwierdził Poincaré i Schlick, nauka daje nam jedynie pozorną pewność. Fakty naukowe, a tym bardziej prawa są jedynie sztucznymi tworami uczonego. Zatem nauka nie może niczego nauczyć nas o prawdzie, ani nawet o prawdopodobnej prawdzie (s. 62, 117, 121, 183).
David Hume i Ernst Mach stwierdzili, że nie mamy żadnych podstaw, aby przyjmować istnienie rzeczy materialnych, które poza naszą myślą nie mają odniesień. Mach zaprzeczał też, że istnieją atomy (s. 75, 78-79). Mach twierdził wręcz, że nauka powinna raz na zawsze porzucić próby wyjaśniania czegokolwiek (s. 80).
Twierdzeń logiki nie da się empirycznie zweryfikować (s. 83).
Empiryści logiczni przeczyli istnieniu logiki indukcji jako metody odkrywania i traktowali ją jedynie jako proces psychologiczny i zasadę metafizyczną (s. 94, 116, 265). Warto o tym wspomnieć, choćby dlatego, że dla ateistycznych religiantów scjentyzm i metoda naukowa to w zasadzie prawdy absolutne. A metoda indukcyjna jest fundamentem współczesnej nauki.
Otto Neurath twierdzi, że języki ludów tak zwanych prymitywnych mają, mimo występujących w nich elementów magicznych, w większym stopniu charakter języka fizykalnego niż potoczne języki współczesnych Europejczyków, zanieczyszczone koncepcjami filozoficznymi i teologicznymi. W języku Bantu da się wyrazić teorię względności, choć nie filozofię Heideggera (s. 104).
Neurath podkreślał też, że żadne zdania o faktach nie są pewne. Sama idea porównywania zdania z rzeczywistością ma charakter metafizyczny. W dodatku zdania o tych samych faktach bywają ze sobą sprzeczne (s. 105, 109, 114, 144, 173). Nie da się w zdaniach przedstawić stosunku między językiem a światem (s. 144).
Z kolei według Schlicka, żadne zapisane zdanie, nawet przez nas samych, nie jest pewne. Podobnie jak wszystkie inne zdania nauki, które są jedynie hipotezą. Zdania o tym co bezpośrednio postrzegane nie stanowią źródła naszej wiedzy bowiem niczego nie da się z nich wydedukować. Nie mogą też stanowić punktu wyjścia dla procedury indukcyjnej. Nawet terminów takich jak „tu” i „teraz” w tych zdaniach nie da się zdefiniować słownie. Jeżeli prawdziwość konstatacji jest niepodważalna, to tylko przez chwilę - tak, że nie ma czasu, aby ją wypowiedzieć czy zapisać. Po chwili słowa „tu” i „teraz” tracą znaczenie, a cała konstatacja traci oczywistość (s. 107-108, 114-115, 119, 161, 173). Każdy wypowiedziany sąd wykracza poza to co bezpośrednio dane (s. 114, 119). Każdy sąd wymaga nieskończonej liczby weryfikacji. Tak więc o żadnej weryfikacji mowy być nie może (s. 115-116, 119).
Jedna z reguł nauki to intersubiektywizm, która polega na tym, że dane są sprawdzalne niezależnie od sprawdzającego. Tymczasem jest to utopia nie do zrealizowania. Dane zmysłowe są bowiem ze swej natury prywatne i tym samym nieporównywalne. Nigdy nie możemy wiedzieć czy to co postrzegamy jako błękit nie jest przez kogoś innego postrzegane jako żółć (s. 108-109).
Wiele tekstów uważanych za naukowe jest w rzeczywistości zanieczyszczone metafizyką (s. 110).
Mechanika klasyczna jest niezgodną z fizyką einsteinowską. W mechanice klasycznej uznawano, że czas jest absolutny i płynie zawsze jednostajnie i wszędzie jednakowo w całym Wszechświecie. Jednak Einstein to zanegował i zdefiniował czas na nowo: czas płynie różnie, w zależności od procesów fizycznych. Einstein podważył też starą zasadę fizyczną, zgodnie z którą stosunki przestrzenne są niezależne od istnienia ciał (s. 113, 122).
Einstein zaprzeczył Newtonowi również w kwestii pojęcia masy. W fizyce klasycznej masa jest wewnętrzną własnością ciał, natomiast w teorii względności oznacza relację, gdyż wartość masy zależy od prędkości ciała względem układu odniesienia (s. 274).
Substancja materialna, związek przyczynowy i idąca za tym idea praw przyrody zostały zniesione. Prawa przyrody zredukowano do statystyki (s. 114, 116-117, 121, 152, 160).
Niemal wszystkie dyscypliny naukowe wyłoniły się z filozofii (s. 134). Nawet dzieło Einsteina miało faktycznie filozoficzny charakter (s. 135).
Karl Popper wykazał, że prawdopodobieństwo wszystkich twierdzeń naukowych i teorii jest zerowe (s. 165-166).
Imre Lakatos wykazywał, że rosnący stopień empirycznego potwierdzenia teorii jest zawodną oznaką tego, że teoria zbliża się do prawdy (s. 265).
Ideał prawdy jako celu nauki załamał się zupełnie. Najpierw wykazano, że ani nie istnieją metody osiągania wiedzy pewnej, ani nie sposób wykazać prawdziwości czy choćby „prawdopodobnej prawdziwości” teorii empirycznych. Teorie naukowe są niewspółmierne, nawet gdy mówią o tym samym. Nie sposób mówić o kolejnych teoriach naukowych jako coraz bliższych prawdzie. Nauka jest i na zawsze pozostanie irracjonalna (s. 307).
Thomas Kuhn i jego sojusznicy wykazali na podstawie badań historycznych, że niezgoda jest w dziejach nauki zjawiskiem o wiele częstszym niż to sądzili ich poprzednicy. W dodatku teorie naukowe są niedookreślone przez dane: do każdego zbioru danych doświadczalnych można dopasować nieskończenie wiele różnych teorii. Wreszcie Feyerabend wykazał, że jakiej reguły metodologicznej w nauce by nie sformułowano, to zawsze można podać wiele przykładów sukcesów naukowych osiągniętych dzięki jej łamaniu (s. 319, 322).
Nie da się powiedzieć, że wiedza naukowa jest teraz prawdziwsza, skoro nie istnieje uniwersalna miara pozwalająca to stwierdzić (s. 333).
Rozumiem, że to było dawno i Sady może nie pamiętać, że napisał tę książkę. Mamy w zasadzie tylko dwie opcje: albo Sady pamięta, że napisał mocno sceptyczną książkę o nauce, albo nie pamięta. W pierwszym przypadku jest dwulicowym hipokrytą, wypowiadając się w sposób tak pewny o bajeczce darwinowskiej, w drugim zaś przypadku ma już na tyle duże problemy z pamięcią, że jego pochwały dla ewolucji darwinowskiej są tylko bezsensownym zlepkiem słów. Niemniej jednak polecam tę książkę wszystkim bezkrytycznym fanom Wojciecha Sadego, których jest całkiem dużo w polskim Internecie. Można w tej książce znaleźć niezwykle interesujący i przekrojowy przegląd wszystkich istniejących obecnie zarzutów i argumentów wobec nauki (w jej scjentystycznej wersji) oraz wobec tezy, że nauka cokolwiek poprawnie poznaje. Niejeden postmodernista i wróg nauki mógłby uczyć się z tej książki o tym, jak atakować naukę i jej wiarygodność. Tym bardziej dziwnie i dwulicowo brzmią twierdzenia Sadego o tym, że nauka rzekomo ustala „twarde fakty”. Oczywiście nie z wszystkimi poglądami na naukę zreferowanymi w swej książce Sady musi się zgadzać, ani nie z każdym filozofem nauki jakiego przytacza, niemniej jednak często przychyla się on w tej książce do krytycznych opinii na temat poznawczego statusu nauki.
Wróćmy jednak do debaty Sadego z Kilianem. W 14:15-30 Sady twierdzi, że to rzekomo właśnie teoria ewolucji wiąże w jedną całość wszystkie twierdzenia biologiczne. Sady powtarza te bajeczki ewolucyjne w podsumowaniu (od 1:19:25).
W 14:35 Sady twierdzi, że proces ewolucji rzekomo pokazuje, iż organizmy są spokrewnione. Jednak darwiniści nie dostarczają żadnych dowodów na to, że wszystkie organizmy są spokrewnione i pochodzą od jakiegoś jednego wspólnego przodka. Jest to tylko nieudowodniony postulat. Bajeczki, które Sady opowiada chwilę potem o kciukach (wedle Sadego to, jakie mamy kciuki w stopach jest rzekomo wyjaśnione przez bajeczki ewolucjonistów, zgodnie z którymi zeszliśmy z drzew) i oczach, które rzekomo przesuwały się w stronę centralnego przodu głowy (14:43-15:43), to tylko takie sobie bajeczki ewolucjonistów, na które nie mają oni absolutnie żadnych dowodów, choćby najmniejszych. Sady twierdzi, że nie ma alternatywy dla tych bajeczek darwinowskich (15:43n). Otóż jest taka alternatywa i brzmi ona: nie uznajemy bajeczek ewolucjonistów darwinowskich za fakty, gdyż nie ma na te bajeczki żadnych dowodów. Możemy zatem te bajeczki bez żalu odrzucić. Jaka jest alternatywa dla bajeczki o czerwonym kapturku, kolego Sady? Sam sobie odpowiedz. Zresztą Sady mówi nieprawdę, że „nie ma alternatywy” dla tych bajeczek o kciuku i oczach z przodu (Sady ponownie powtarza te bajeczki ewolucyjne w podsumowaniu debaty - od 1:19:25). Teoria Inteligentnego Projektu tłumaczy te fakty o wiele lepiej niż bajeczka darwinowska, a na pewno nie gorzej.
Sady twierdzi (16:27n), że na początku XIX wieku ludzie żyli średnio 32 lata. Nie wie jednak, że zaniżenie średniej wieku było spowodowane dużą śmiertelnością niemowląt. Ludzie, którzy nie umarli jako niemowlęta już w starożytności dożywali tego samego wieku co my.
Od 17:28n Sady opowiada następnie kolejną bajeczkę, że to rzekomo dzięki darwinowskiej bajeczce ewolucyjnej ludzie na świecie przestali głodować. Wcześniej Sady twierdził, że dzięki bajeczce darwinowskiej ludzie żyją dłużej (Sady powtarza te bzdury w swym podsumowaniu debaty - od 1:19:25). Przepraszam bardzo, co ma wspólnego bajeczka ewolucyjna z hodowlą żywności na świecie i poprawą jakości naszego życia? Nic. Gdyby bajeczka darwinowska nie istniała, to poprawa stanu żywieniowego na świecie byłaby taka sama lub nawet lepsza. Kilian zresztą bardzo ładnie odpowiedział na te bajeczki ewolucyjne Sadego i bzdury wypowiadane przez Sadego o tym, że rzekomo bez teorii ewolucji nadal tkwilibyśmy w jaskiniach. Otóż Kilian powiedział (od 1:23:44), że gdyby teoria ewolucji nie istniała, to nic by nie zmieniło to w naszym życiu. Nadal modyfikowalibyśmy genetycznie żywność, choćby dlatego, że za twórcę genetyki uważa się Gregora Mendla, który był zakonnikiem i kreacjonistą. Zielona rewolucja też nie uległaby żadnej zmianie, nawet gdyby Darwin nigdy nie żył. Teoria Inteligentnego Projektu nic nie zmieniłaby w tym, że ingerowano by w kod genetyczny roślin i zwierząt. Nic by się też nie zmieniło w programach rozwoju rolnictwa w sytuacji, w której Darwin nigdy by nie żył, a w biologii w tym czasie dominowałaby teoria Inteligentnego Projektu.
I Kilian ma tu rację. Teza Sadego, że biologia nie jest w stanie się rozwijać bez darwinowskiej bajeczki jest często powtarzanym przez darwinistów mitem i sloganem, jakoby nic w biologii nie miało sensu jeśli nie jest rozpatrywane w świetle teorii ewolucji. Mit ten został po raz pierwszy sformułowany przez ewolucjonistę Theodosiusa Dobzhansky'ego w 1974 roku. Tymczasem jest to po prostu nonsens i twierdzenie to jest jawnie fałszywe. Biologia od dawna radzi sobie bez teorii Darwina. Można bez problemu przytoczyć przykłady takich dziedzin dla których teoria ewolucji nie ma żadnego znaczenia, na przykład medycyna, rolnictwo. Nawet w samej biologii większość jej dziedzin była wytworzona przez ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o teorii Darwina lub ją wręcz odrzucili (na przykład von Baer). Dziedziny te to na przykład: embriologia, anatomia, fizjologia, paleontologia, kladystyka, genetyka, ekologia. Nauki biologiczne to nie to samo co darwinizm, choć dogmatyczni darwiniści pokroju Sadego chcieliby, żebyśmy tak myśleli. Dobry biolog nawet nie powinien być darwinistą ponieważ darwiniści przekręcają fakty i przypasowują je do swoich odgórnych założeń. Jest to działanie wbrew tradycyjnie pojmowanej nauce.
Nie potrzebujemy bajeczki ewolucyjnej, żeby walczyć z zanieczyszczeniem środowiska. Nie potrzebujemy darwinizmu, aby wiedzieć, że powinniśmy dbać o czystość źródeł wody. Nie potrzebujemy też żadnej tak zwanej medycyny darwinowskiej. Twierdzenia ewolucjonistów, że starzenie się rzekomo wynika z działania genów, które są korzystne na wcześniejszych etapach życia, jest czystą spekulacją. Darwinowska „medycyna” nie jest niczym więcej niż materialistyczną metafizyką. Nie potrzebujemy też darwinowskiej teorii ewolucji do tego, żeby przestrzegać higieny i myć ręce przed jedzeniem. Nie potrzebujemy jej również do tego, aby leczyć pacjentów zakażonych bakteriami antybiotykoopornymi. Co więcej, teoria ewolucji przeszkadza wręcz w tych badaniach. Śmiertelność spowodowana wszystkimi chorobami zakaźnymi w świecie Zachodu zaczęła spadać przed Darwinem. Bez żadnej pomocy ze strony darwinowskich spekulacji nowoczesne techniki immunizacji pozwoliły pokonać dwie podstawowe choroby zakaźne: ospę i polio. Z tymi zwycięstwami medycyny teoria ewolucji również nie miała nic wspólnego. Teoria ewolucji ma również zerowy wkład w odkrycie antybiotyków. Co ciekawe Ernst Chain, który wyodrębnił czystą penicylinę, opisał ewolucję darwinowską jako „hipotezę niepopartą żadnymi dowodami i niedającą się pogodzić z faktami”. Stwierdził też, że darwinizm jest olbrzymim, nadmiernym uproszczeniem niewiarygodnie złożonej i misternej masy faktów (Ernst Chain, Social responsibility and the scientist in modern western society, „Perspectives in Biology and Medicine” 1971, 14:3, s. 347n).
Selman Waksman, współodkrywca streptomycyny, również stwierdził, że teoria ewolucji nie odgrywała żadnej roli w jego odkryciu. Powiedział wręcz, że stosowanie założeń Darwina w jego pracy jest „całkowicie nieuzasadnione” (Selman Waksman, The role of antibiotics in natural processes, „Giornale di Microbiologia” 1956, 2, s. 1n).
W 2005 roku amerykański chemik Philip Skell napisał, że prowadząc własne badania nad antybiotykami w czasie II Wojny Światowej nie kierował się żadnymi wytycznymi wynikającymi z darwinowskiej teorii ewolucji. Skell był ciekaw czy jego doświadczenie było regułą, czy raczej wyjątkiem. Zapytał więc ponad 70 znamienitych badaczy o to czy ich prace przebiegałyby inaczej, gdyby uważali, że teoria Darwina jest błędna. Wszystkie odpowiedzi były takie same: nie. Po przeanalizowaniu głównych odkryć, jakich dokonano w biologii w XX wieku, Skell doszedł do wniosku, że „teoria Darwina nie dostarczyła zauważalnych wytycznych” dla żadnego z nich. Dopiero później, długo po fakcie dołączano ją „jako narracyjną glosę" (Philip Skell, Why Do We Invoke Darwin?, „The Scientist” 2005, 29 sierpień, 19:16, s. 10).
Już przed opracowaniem przez Floreya i Chaina metod oczyszczania penicyliny odkrywano bakterie odporne na ten antybiotyk. Antybiotykooporność występowała na długo przed nastaniem współczesnego stosowania antybiotyków i jest ona zjawiskiem naturalnie występującym w przyrodzie. U kilku bakterii normalnie wrażliwych na penicylinę w sposób naturalny występuje złożony enzym, beta-laktamaza, dezaktywujący antybiotyk. Beta-laktamaza jest zdecydowanie zbyt złożona, aby mogła „ewoluować” od zera za pomocą mutacji i selekcji. Jej źródła nie są znane. Teoria ewolucji nic nie wniosła do naszego rozumienia tego, jak beta-laktamaza w ogóle mogła się pojawić. Antybiotykooporność nie jest przykładem ewolucji darwinowskiej. Bakteria, która nabyła odporność na antybiotyk wciąż jest bakterią. Nie zmienia się w inny gatunek. Tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej (no może z wyjątkiem dziobów zięb) widać jak ewolucjoniści darwinowscy manipulują przez lawirowanie między mikroewolucją i makroewolucją. Darwinowska teoria ewolucji twierdzi, że wszystko co obecnie żyje, z ludźmi włącznie, wyewoluowało od jakiegoś pierwszego drobnoustroju w drodze stopniowych zmian spowodowanych mutacjami genetycznymi, utrwalonymi przez dobór naturalny. Czy bakteria nabywająca odporność na antybiotyk jest dowodem na twierdzenie, że wszystko co żyje wyewoluowało od jakiegoś pierwotnego drobnoustroju? Oczywiście, że nie jest ona dowodem na takie twierdzenie. Darwinowska teoria ewolucji jest gigantycznym naciąganiem i wyciąganiem wniosków z przesłanek, które w żaden sposób tych wniosków nie potwierdzają. Ale to już tak na marginesie.
Zatem antybiotykooporność nie jest dowodem na teorię ewolucji, teoria ewolucji nie jest również potrzebna w jej prewencji i terapii. Mimo to ewolucjoniści darwinowscy nadal piorą ludziom mózgi, bez żadnych dowodów na to, że jest odwrotnie. Chociaż termin „medycyna darwinowska” jest nonsensem, ewolucjoniści w USA rekomendowali zmuszanie studentów i kandydatów na studia medyczne do uczenia się o ewolucji, by mogli oni zostać lekarzami. Darwiniści nakłaniali też ośrodki edukacyjne do włączania pytań egzaminacyjnych o ewolucji dla kończących studia medyczne kandydatów ubiegających się o prawo wykonywania zawodu lekarza. Panuje tu istna gorliwość misjonarska wśród ewolucjonistów, równa gorliwości misjonarskiej panującej wśród wyznawców różnych religii. W sumie darwinizm też jest tylko kolejną religią. Religią świecką sekularystycznego frontu wojującego laicyzmu. Front wojującego laicyzmu dąży do wyrugowania z przestrzeni publicznej religii tradycyjnych. Nikt nie powinien być zatem zdziwiony, że Sady bezkrytycznie powtarzał w czasie debaty z Kilianem te wszystkie darwinowskie bajeczki o tym, że bez teorii ewolucji biologia rzekomo utknęłaby w miejscu. Jak widać, to tylko kolejny mit popkulturowy, któremu Sady beznamiętnie uległ.
Od 19:23n Sady przyznaje, że wiedza naukowa ma swoje ograniczenia i przez to nie wiemy choćby skąd wzięło się życie. Biologia nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Sady przyznaje nawet, że mamy kiepskie rokowania w tej kwestii (19:48n).
Krzysztof Kilian słusznie zauważył (23:33n), że nie ma powszechnie akceptowanego kryterium demarkacji, które byłoby w stanie odróżnić naukę od tego co nauką nie jest.
Od 25:08n Kilian stwierdza, że naturalizm metodologiczny zabrania biologom odwoływania się do przyczyn nadnaturalnych lub sztucznych. Ale nie zabrania tego archeologom, którzy do takich przyczyn się odwołują przy badaniach swych artefaktów. Kilian słusznie zauważa, że pod tym względem nauka współczesna jest niekonsekwentna (25:33n). Choć ja bym powiedział, że to raczej naturaliści metodologiczni i ontologiczni są niekonsekwentni. Nie każdy naukowiec musi być naturalistą ontologicznym, ani nawet metodologicznym.
W 29:44n Kilian dokonuje ciekawego spostrzeżenia, które opiera się na tym, że potrafimy rozpoznać projekt w takich urządzeniach jak sztuczna zastawka i endoproteza stawu biodrowego. A więc jesteśmy w stanie rozpoznać projekt w organizmach żywych. Jednak gdy do zagadnienia wkracza ideologia darwinowska, to wtedy zaczynają się już z tym problemy.
Od 42:38 Sady mówi, że źle czuje się z myślą, że jest jakiś Stwórca, który go stworzył i ma jakieś plany wobec niego. Sady stwierdził, że czuje się wtedy jak królik doświadczalny i to jest dla niego „bardzo niesympatyczna myśl”. Kilian odpowiedział na to bardzo trafnie Sademu, stwierdzając (od 46:30), że to są tylko „obawy światopoglądowe”, które mają jedynie emocjonalny wymiar i nie wpływają w żaden sposób na to, jaki świat jest naprawdę. Nie ma po prostu żadnego znaczenia to czy Sady czuje się z czymś dobrze, czy nie. Co więcej, trafnie zauważył Kilian, emocjonalne nastawienie może blokować Sadego w wyciąganiu wniosków i otwieraniu się na alternatywny punkt widzenia. Emocje sprawiają, że tacy jak Sady nie dadzą się przekonać do innego spojrzenia na sprawę (46:53n). Trzeba przyznać, że ta riposta Kiliana była tu bardzo trafna. Sady stwierdził też, że boi się myśli o tym, że Bóg go stworzył, bo nie wie jakie Bóg ma zamiary wobec niego i w tej sytuacji to nie Sady układa swoje życie (od 47:20). Jednak Kilian w tym miejscu ponownie bardzo dobrze skontrował Sadego, gdy stwierdził (od 47:33), że w sytuacji gdy Sadego stworzył przypadek (darwinowski dobór naturalny plus losowe mutacje), to Sady wcale nie jest w lepszym położeniu. Jego życiem rządzą wtedy zdeterminowane prawa, nad którymi nie ma on żadnej kontroli. Brawa dla Krzysztofa Kiliana. Świetna riposta. Od siebie dodam, że w sytuacji gdy stworzył nas Bóg, to jesteśmy w dużo lepszym położeniu niż wtedy, gdy stworzył nas darwinowski przypadek i podlegamy deterministycznym prawom przyrody, nad którymi nie mamy kontroli. W sytuacji, w której stworzył nas darwinowski ślepy proces wolna wola jest całkowicie wykluczona, gdyż podlegamy determinizmowi praw przyrody. Wtedy wydarzenia jedynie przepływają przez nas i nie mamy nad tym żadnej kontroli, możemy być jedynie biernymi obserwatorami procesów fizycznych, na które nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wpłynąć. Natomiast w sytuacji, w której stworzył nas Bóg, posiadamy wolną wolę i możemy sami o sobie decydować. Możemy wtedy nawet zdecydować, że sprzeciwimy się Bogu. Nie jest więc prawdą to co twierdzi Sady, a mianowicie to, że nie mamy kontroli nad swoim życiem w sytuacji, w której stworzył nas Bóg. Wręcz przeciwnie, mamy wtedy prawo wybrać co zechcemy. To właśnie w sytuacji, w której wytworzyła nas ewolucja nie mamy możliwości wyboru, gdyż podlegamy jedynie deterministycznym prawom przyrody, które wykluczają naszą decyzyjność i wolną wolę z definicji. Nie możemy tych praw kontrolować, gdyż są to procesy niezależne od nas. O czym właśnie wspomniał Kilian.
W 43:24 Sady stwierdza w kontekście książek o biologii, że „mało czyta”. To widać. Zachęcam Wojciecha Sadego, żeby przeczytał choć jedną książkę obnażającą bezzasadność darwinowskiej teorii ewolucji. Wtedy na pewno będzie przynajmniej zaskoczony. Na początek polecam książki Michaela Dentona, agnostyka i biologa molekularnego, który w swoich pracach pokazuje właśnie bezzasadność darwinowskiej teorii ewolucji (książki Dentona zostały już wydane po polsku przez wydawnictwo En Arche). Braku kompetencji Dentonowi na pewno nie można zarzucić, gdyż posiada doktorat z biologii molekularnej.
Sady stwierdził też, że nauka nie jest ateistyczna w swej konstrukcji (45:25n). Sady powołuje się na wypowiedź Laplace'a, który powiedział, że nie potrzebuje do swej hipotezy więcej niż to co widzi w ruchu planet. Jednak Laplace nigdy nie wypowiedział tych słów. To tylko legenda. Sady zdaje się o tym w ogóle nie wiedzieć. Trochę to dziwne jak na filozofa i historyka nauki oraz idei w ogólności, kim mieni się być Sady.
W 1:08:08 Sady potwierdza, że nie zna przypadku falsyfikacji w historii nauki i tym samym nie jest to zarzut przeciw teorii Inteligentnego Projektu. Kilian stwierdził przed tą wypowiedzią Sadego, że zwolennicy teorii Inteligentnego Projektu podają warunki, które sfalsyfikowałyby ich teorię. Kilian podał konkretne przykłady, w których teoria Inteligentnego Projektu zostałaby sfalsyfikowana.
Pod koniec debaty Sady stwierdza w podsumowaniu, że to co proponuje darwinizm to „twarde fakty”, takie jak twierdzenie o odległości z Ziemi do Księżyca. Jednak jest to typowa dla darwinistów manipulacja przy pomocy fałszywej analogii. Odległość z Ziemi do Księżyca możemy sobie zmierzyć i zweryfikować. A jak zweryfikować darwinowską bajeczkę, że wszyscy wyewoluowaliśmy z jakiegoś pierwotnego drobnoustroju? Nie ma żadnej takiej weryfikacji. Nie istnieje taka weryfikacja. Potrzebny byłby wehikuł czasu, aby dokonać takiej weryfikacji. A nikt nie ma wehikułu czasu. Darwiniści pozostają ze swoją bajeczką ewolucyjną w obszarze czystych spekulacji i fantazji. A jeśli Sady uważa się za część obozu ewolucjonistów darwinowskich to musi się on pogodzić z tym, że również i on jedynie spekuluje i fantazjuje. Nie ma tu żadnych „twardych faktów”.
Debatę Sady versus Kilian (lub raczej Kilian versus Sady) można obejrzeć, choćby dlatego, że o ile wiem jest to pierwsza w języku polskim debata między zwolennikiem teorii ewolucji darwinowskiej i zwolennikiem teorii Inteligentnego Projektu. Bardzo dobrze, że stanowisko zwolennika teorii Inteligentnego Projektu wybrzmiało tak głośno, dobitnie i dosadnie. Kilian spisał się znakomicie, był świetnie merytorycznie przygotowany do tej debaty. Z kolei wadą tej debaty jest niestety fatalny dźwięk z jej zapisu oraz to, że część wypowiadanych przez uczestników zdań jest zwyczajnie niezrozumiała, nawet wtedy, gdy ponawiamy odtwarzanie i podkręcamy dźwięk na maxa. Debatę Kilian kontra Sady warto obejrzeć również dlatego, że Sady po prostu przegrał tę debatę. Może to jest jednak kwestia wieku. Sady jest już wyraźnie starszy w porównaniu do Kiliana, który ewidentnie dominował nad nim pod względem wygadania, energiczności i merytoryki. Właśnie, merytoryki. Kilian przyszedł świetnie przygotowany merytorycznie na tę debatę, zaprezentował pokaz slajdów i miał ze sobą obszerny plik notatek. Jak sam wspomniał pod koniec - przez kilka dni przygotowywał pytania, które chciał zadać Sademu. Tymczasem Sady przyszedł na debatę nieprzygotowany i zachowywał się tak, jakby wpadł jedynie na pogawędkę. Przyniósł ze sobą jedynie jakąś opasłą książkę, co w zasadzie nie wymagało żadnego przygotowania poza włożeniem tej książki do teczki.
To tyle, co chciałem wynotować z debaty pomiędzy Krzysztofem Kilianem i Wojciechem Sadym. Odsyłam też do moich wcześniejszych artykułów na temat darwinowskiej teorii ewolucji, co czynię po to, żeby moje twierdzenie o bezpodstawności tej koncepcji nie pozostało gołosłowne:
https://www.apologetyka.info/ateizm/czy-teoria-ewolucji-jest-udowodnionym-faktem,1034.htm
https://www.apologetyka.info/ateizm/nie-ma-dowodow-na-teorie-ewolucji-agnostyk-michael-denton,1583.htm
https://www.apologetyka.info/ateizm/darwinowska-ewolucja-jest-koncepcja-bezzasadna-i-bedna-logicznie-george-sim-johnston,1591.htm
W przyszłości opracuję jeszcze więcej takich tekstów. Jednocześnie ze swej strony wyrażam nadzieję, że polskim zwyczajem staną się debaty darwinowskich ewolucjonistów z przeciwnikami ich koncepcji. Na Zachodzie, szczególnie w USA, takie debaty są bardzo popularne. I oczywiście nie jest żadną tajemnicą to, że darwiniści regularnie przegrywają te debaty. Nic dziwnego. Spór o naukowość teorii ewolucji z darwinistami jest bezprzedmiotowy, z tej prostej przyczyny, że darwinowska teoria ewolucji jest koncepcją czysto metafizyczną, a nie naukową. W dodatku jest to bardzo kiepska metafizyka. Spór ten został zatem przez darwinistów przegrany zanim jeszcze w ogóle się zaczął.
Jan Lewandowski, sierpień 2024.