Jan Lewandowski

Dziewictwo Marii cz.2

dodane: 2004-09-10

Niniejszy tekst jest odpowiedzią na tekst Krzysztofa Sykty pt. Dlaczego Bozia nie była dziewicą, który został zamieszczony na łamach serwisu racjonalistycznego [1]. Wspomniany tekst Sykty ma być niby "odpowiedzią" na moją poprzednią polemikę [2] z tekstem Agnosiewicza pt. Dziewica i jej potomstwo [3]. Piszę "niby odpowiedzią", bo w rzeczywistości to co napisał Sykta, jest krótkim wykwitem miernej jakości, ewidentnie napisanym "na kolanie", żeby odpowiedzieć "jakoś tam" (byle jak, byle szybko) i nie jest to ogólnie rzecz biorąc polemika z tym co pisałem, ani obrona tekstu Agnosiewicza. Sykta odnosi się tylko do trzech moich argumentów z całego mojego tekstu, resztę z całej ogromnej polemiki przemilcza, produkując zamiast tego tylko jakieś nieliczne "nowe" mętne pseudoargumenty, bardzo wątpliwe zresztą, które niczego nie wnoszą. Argumenty te są często oparte na nadinterpretacjach, lub po prostu na zwyczajnym błędzie. Odpowiadam na "argumentację" i tekst Sykty w całości. Na samym początku Sykta pisze (jego tekst do jakiego się odnoszę tradycyjnie zaznaczam kursywą):

     Niedawno w kilku katolickich serwisach apologetycznych (apologetyka.katolik.pl ; kulty.info) rozpoczął się cykl polemik z tekstami Racjonalisty, polemik, roszczących sobie prawo do miana prawdy absolutnej.

Odpowiedź:

     A tam. Nie mówiłem nic o żadnej "prawdzie absolutnej". Stawiałem sprawę jasno, pisząc swe polemiki chcę ukazać, że interpretacje i analizy Biblii w wykonaniu tzw. "racjonalistów" wcale nie muszą być uważane za obiektywne, "bardziej słuszne", itd., jak to oni się upierają. Wręcz przeciwnie, tym "interpretacjom" można zarzucić to samo, co "racjonaliści" zarzucają interpretacjom teistycznym, czyli naciąganie, nadinterpretacje, niekonsekwencje, manipulacje, przemilczenia, itd. Oznacza to, że pisząc swe polemiki przede wszystkim dobrze się bawię i nikomu nie wciskam tzw. "prawdy absolutnej". Od orzekania co jest dla każdego prawdą, każdy ma już własny osąd.


     Pierwsza rzecz, jaka zwróciła moją uwagę to infantylna sugestia, że redaktor Racjonalisty do błędu się nie przyzna, bo inaczej "straci twarz" i przez to brnąć będzie dalej w swym ateuszowym zaślepieniu, nie bacząc na światło katolickiej wiary, miłości i prawdy. Przyznanie się do błędu niczym szczególnym dla mnie nie jest, pytanie tylko, o jaki błąd chodzi, o jego zakres. Trzymając się powyższej logiki, mój przekład synoptyczny zatrzymać by się musiał z cztery lata temu na wersji pierwotnej, nie wiele mającej wspólnego z obecną. Podobnie w szeregu innych tekstów pisanych przed laty dostrzegam obecnie skróty myślowe lub wnioski nie poparte należytą argumentacją, nie mówiąc już o zwykłych przeoczonych literówkach.
     Czym innym jest poprawa i postredakcja samego tekstu, czym innym zmiana wyznawanych poglądów w sensie generalnym. Straciłbym twarz jedynie w sytuacji, gdybym naraz przeniósł się do serwisu katolik.pl i zaczął wygłaszać peany ku czci Maryi Dziewicy Nienaruszonej a Współżyciem Niepokalanej, tak jakby miłość fizyczna była czymś, czym człowiek się kala, co matce boga nie przystoi, jak każdej mniszce, zapatrzonej w świat nadrealny i odrealniony, niebiańsko czysty i przejrzysty. Straciłbym twarz, gdybym naraz zaczął wypisywać poematy ku czci dajmy na to Jana Pawła II Wielkiego. Straciłbym nie tylko twarz, ale i rozum...


Odpowiedź:

     Pierwsze zdanie a już tyle nie merytorycznego bełkotu, drwin. Aż strach pomyśleć - co będzie dalej? Zauważmy, że zamiast odnieść się do samych konkretów Sykta zachowuje się jak stara płaczka rozpisując się o jakichś swoich literówkach, i że jemu nie pasuje nauka chrześcijańska. Kogo to w ogóle obchodzi? Biorąc serio to co pisze Sykta - jeśli naprawdę teksty Agnosiewicza straciły przez upływ czasu na wartości, to niech Agnosiewicz je zdejmie i napisze na nowo. On sam twierdzi jednak w swej "odpowiedzi" (pt. Przemilczana historia Jehowy) na mój tekst, że...... nie ma czasu. Gdzie tu sens?

     Poniżej zajmę się głównie argumentacją z zakresu Nowego Testamentu


Odpowiedź:

     Przy czym należy dodać, że w temacie mojego tekstu o Marii zrobi to bardzo wybiórczo zresztą, pomijając 98% moich argumentów (czyżby uznano tym samym, że argumenty Agnosiewicza z tamtego tekstu o Marii są błędne?), i te 98% naprawdę nie jest przesadą. Zalecam wszystkim czytającym te polemiki czytanie najpierw moich tekstów, nim przeczytają "odpowiedzi" racjonalistów z serwisu Agnosiewicza. Dzięki temu można się przekonać, jak "wyczerpująco i rzetelnie" oni odpowiadają.


     zahaczając jedynie o problem starotestamentowych Elohimów, uzupełniając pewne wątki poruszone już w tekście Mariusza Agnosiewicza.
Cz. I. Czy według Nowego Testamentu Maria nie była Dziewicą?
     Jan Lewandowski, nawiązując do tekstów ukazujących się na łamach Racjonalisty, zaczyna swój elaborat od słów "Od setek lat próbuje się podważyć za pomocą takich [tzn. racjonalistycznych - K.S.] pseudoargumentów biblijną ideę dziewictwa Marii". Aż strach myśleć, że za kilka tygodni okaże się, że serwisem naszym kieruje sam SZATAN, i dla dobra kraju, ludzkości i dusz naszych odstępstwem splugawionych, serwis ten należałoby puścić z dymem, łącznie z wszystkimi autorami. Prawda jest na szczęście;) taka, że lewandowskie argumenty wysuwane przeciwko racjonalistycznej "pseudoargumentacji" ze zdrową logiką nie wiele mają wspólnego, podobnież jak większość tez apologetycznych, ocierających się o zwykłe przekłamania i nadinterpretacje.


Odpowiedź:

     Obaczymy, łatwo to było Sykcie powiedzieć, zobaczymy jeszcze na ile będzie w stanie to uzasadnić. To dwie różne sprawy, powiedzieć coś i mieć racje (czyli to uzasadnić).
1. Izajasz 7.14
     Lewandowski w odniesieniu do proroctwa Izajasza pisze:
     Ponadto kolejnym powodem, dla którego tłumacze LXX zdecydowali się na przetłumaczenie 'almah na akcentujące dziewictwo słowo parthenos w Iz 7,14, może być fakt, zgodnie z którym wiemy, że w Iz 7 nie wspomniano o ojcu Emmanuela. (...) Lekcja z Qumran jest więc w zgodzie z Wulgatą i Peszittą i z niej nie można wnioskować, że to ojciec nada dziecku imię, co suponuje jego brak (a tym samym dziewicze poczęcie w Iz 7,14).
     Autor jest tutaj niekonsekwentny, w przypadku innych cytatów stwierdza, że jeśli czegoś nie napisano, to nie świadczy to bynajmniej o tym, że miejsca to nie miało.


Odpowiedź:

???


     To, że jakieś dziecko rodzi się bez pomocy ojca w ST jest procederem nagminnym. Wystarczy wspomnieć Samsona, Samuela czy innych nazirejczyków. Już nawet Kaina rabini podejrzewali o boskie pochodzenie, bo zrodzony został "z pomocą JHWH".

Odpowiedź:

     Dziwne, że z całej kopy tego co pisałem w tej kwestii Sykta odniósł się tylko do tej jednej kwestii pobocznej. Wystarczy jednak przeczytać cytowane przeze mnie zdanie, aby widzieć, że pisałem tylko o "kolejnym powodzie" dla jakich tłumacze LXX zrobili coś tak a nie inaczej. To, że w Izraelu istniała zasady nadawania synom imion przez ich ojców było starą patriarchalną zasadą, od której czasem mogły były wyjątki. Tego nie negowałem. Nic zatem to nie zmienia, bo nawet jeśli istnieją wyjątki od tej reguły, to mój powyższy argument poboczny nadal jest tym czym nazwałem go wyżej - przesłanką zgadzającą się z resztą wniosków uzyskanych na innej podstawie.

     Przede wszystkim jednak, cytat z Izajasza wyrwany jest całkowicie z kontekstu, odnoszącego się do konfrontacji z Asyryjczykami, a z tym argumentem J.L. jakoś nie polemizuje przechodząc od razu do kwestii dalszych.

     7:10 I znowu rzekł Pan do Achaza tak:
     7:11 Proś dla siebie o znak od Pana, twego Boga, czy to głęboko w podziemiu, czy to wysoko w górze!
     7:12 Na to odpowiedział Achaz: Nie będę prosił i nie będę kusił Pana.
     7:13 Wtedy Izajasz rzekł: Słuchajcie, domu Dawidowy! Czy mało wam tego, że nużycie ludzi, to jeszcze mojego Boga nużycie?
     7:14 Dlatego sam Pan da wam znak: Oto panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel.
     7:15 Mlekiem zsiadłym i miodem żywić się będzie do czasu, gdy nauczy się odrzucać złe, a wybierać dobre.
     ...
     7:20 W owym dniu ogoli Pan brzytwą wynajętą za Rzeką, ręką króla asyryjskiego, głowę i włosy na nogach, a także zarost na brodzie usunie.
     ...
     8:2 I powołaj dla mnie na wiarogodnych świadków: kapłana Uriasza i Zachariasza, syna Jeberechiasza.
     8:3 Potem zbliżyłem się do prorokini, i ta poczęła, i urodziła syna. I rzekł Pan do mnie: Nazwij go: Maher Szalal-Chasz Baz,
     8:4 Gdyż zanim chłopiec nauczy się wołać: Mój ojcze! i Moja matko! - poniosą bogactwa Damaszku i łup z Samarii przed królem asyryjskim.
     ...
     8:8 I wedrze się do Judy, zaleje i wzbierze, będzie sięgać aż do szyi, a rozpostarte jego skrzydła pokryją na całą szerokość twój kraj, o Immanuelu!
     Można zauważyć, że znak kierowany do Achaza spełnia się kilka wersów dalej gdzie pewna dziewica za sprawą Izajasza poczyna i rodzi syna. Ale zapewne to tylko przypadek, niewiele mający wspólnego z "rzeczywistością" - bo psujący katolickie dywagacje - chociaż pod jego adresem kierowane są te same słowa, co do Immanuela, będącego znakiem, że "Bóg jest z nami!" nawet w godzinie najazdu obcych wojsk.



Odpowiedź:

Nikt nie powiedział, że mogło się to wypełnić tylko raz.


     To, że dziewica poczęła i porodziła niczym nadzwyczajnym nie jest, tyle że żaden Żyd przy zdrowych zmysłach nie twierdziłby, że dziewica pocznie, porodzi i dalej pozostanie dziewicą, co zakłada katolicka dogmatyka oparta na jakże biblijnym źródle jak Protoewangelia Jakuba.


Odpowiedź:

Źródło dość stare i szacowne. Co do opierania się tylko na jednym źródle, to ciekawe, że Sykcie nie przeszkadza już niżej robić dokładnie tego samego i "opierać" się na wcale nie pewniejszym przekazie tzw. Sekretnej Ewangelii Marka zawartej w liście Klemensa. Sykta robi to wtedy, kiedy mu to potrzebne właśnie do "udowodnienia", że wedle owego "prawidłowego" przekazu pod krzyżem miała stać rzekomo "Maria, matka Jezusa i Jakuba". Jak potrzeba, to jedno jedyne źródło (które jest Sykcie akurat bardzo wygodne) mówi prawdę (Sekretny przekaz Marka - patrz niżej), a jak nie, to drugie źródło o takiej samej wartości przekazu (Protoewangeliczny Jakub ma podobny czas powstania) prawdy już nie mówi. Czemu? Co u Sykty decyduje o wyborze tego, które źródło mówi prawdę? Oczywiście nic więcej jak tylko jego wcześniej przyjęte na wiarę odgórnie antykatolickie założenie, że Jezus miał rodzeństwo. Typowa niekonsekwencja u tych "racjonalistycznych" krytykantów Biblii.


     Podobnież w ewangelii Mateusza Józef "nie zaznawał jej, dopóki nie urodziła syna. I nadał mu imię Jezus". Wystarczyło, by dziewica poczęła i porodziła, to czy później współżyła, czy nie współżyła, nie miało już znaczenia.


Odpowiedź:

     Skoro NT o tym nie mówi, to rzeczywiście nie ma to znaczenia. To nie jest więc żadna argumentacja.

2. >>I nie zaznawał jej, dopóki nie urodziła syna<<
     Kwestią najistotniejszą w tym momencie jest interpretacja zdania z Mateusza 1.25:
     1.25. I nie współżył z nią, aż urodziła syna. I nadał mu imię Jezus.
     Lewandowski pisze: Niestety, naszemu wymyślonemu przez Agnosiewicza na potrzeby komentowanego tekstu mądrali jedynie wydaje się, że jego rozumowanie jest logiczne. W swym niby tak bardzo rezolutnym mędrkowaniu przeoczył on najbardziej podstawowy fakt, zgodnie z którym wiemy, że semicki sposób wyrażania się, "przekalkowany" w greckim tekście NT, to nie to samo, co powyższe kombinowanie Agnosiewicza oparte na bazie logiki języka polskiego. W tekście greckim Biblii bardzo często jest właśnie tak, że określenie "aż do" (gr. heos, czasem z ou, jakiego użył autor Mt 1,25, pisząc, że Maria nie współżyła z Józefem, "aż" porodziła Jezusa) nie zakłada zmiany stanu względem stanu poprzedniego, jaki nastąpił przed owym "aż do". Np. w Mt 28,20 Jezus powiada, że będzie ze swymi uczniami "aż do (heos) skończenia świata". Fakt, że pada tu określenie "aż do" nie oznacza rzecz jasna, że Jezus nie będzie z nimi już później. Podobnie jest w J 5,17, gdzie Jezus mówi, że Bóg Ojciec "aż (heos) dotąd działa i Ja działam", co nie znaczy, że ich wspólne działanie nie następowało też później.
     Pierwszą część polemiki, typowo katolickie, szydercze atakowanie ad personam, pomińmy milczeniem. Ważniejsza jest argumentacja lingwistyczna użyta do obrony katolickiego punktu widzenia, bazująca na kilkunastu cytatach mających dowodzić słuszności postawionych tez. Otóż argumentacja ta jest po prostu fałszywa z tego prostego powodu, że dotyczy zdań o innej strukturze i innym typie spójnika.



Odpowiedź:

Na czym jednak polega owa "inna struktura", i jak ma się to do heos i heos hou, już Sykta nie wyjaśnia. No bo po co. Wystarczy przecież parę rzekomo uczonych zwrotów i niejasno brzmiących (zwłaszcza dla laików) sloganów typu "inna struktura", "inny typ spójnika", itp. bełkot, i w zamierzeniu autora już wszyscy mają być pod wrażeniem. Nikt nie wie co się kryje za tymi niby mądrościami, bo Sykta tego nie wyjaśnia, ale mało obeznani z zaawansowaną biblistyką przeciętni czytelnicy Racjonalisty mają być pod wrażeniem. O to głównie przecież chodzi. Tymczasem błyskanie przed czytelnikami takimi nic nikomu nie wyjaśniającymi sloganami nic nie wnosi, to zwykłe pustosłowie, i tak trzeba to nazwać. Prawda jest taka, że każde zdanie w NT jest inne i tym samym posiada trochę inną strukturę. Gdyby tylko sama inna struktura była powodem do nie robienia porównań egzegetycznych, nie mogłaby w ogóle istnieć egzegeza, sam Sykta nie mógłby też robić porównań, jak to robi niżej.


     EWS to nie to samo co EWS OU, a sam autor chyba nie wie, co znaczy OU skoro tłumaczy tą frazę jako "aż (do)". "Ews ou" oznacza "dopóki nie", a nie "aż (do)".

Odpowiedź:

Niestety, ale w tym momencie jest zupełnie odwrotnie i to właśnie Sykta nie wie co w tym momencie oznacza hou, które najwyraźniej pomieszało mu się tutaj z partykułą przeczącą ou (niżej również pisze on o "negatorze" ou). W rzeczywistości chodzi tu jednak o dwa różne słowa, bowiem hou z wspomnianej zbitki heos hou z Mt 1,25 jest genetivem pochodzącym od ho (z charakterystycznym circumflexus, istnieje też jako he, hos), i jest przysłówkiem czasu w naszym zdaniu z Mt 1,25 [4], nie zaś przeczeniem, jak wciska Sykta. W takim wypadku nie tłumaczy się go właściwie bezpośrednio jako "nie", bowiem jest to przysłówek czasu, i w połączeniu z heos znaczy właśnie "aż do czasu gdy/kiedy". Nie ma tu zatem konieczności istnienia żadnego "nie" w związku z wspomnianym hou. Tylko i wyłącznie opisowo możemy przetłumaczyć heos hou jako "dopóki nie", będzie to jednak uprawnione na równi z tłumaczeniem "aż do", "aż do czasu gdy/kiedy", itd., które bliżej koresponduje tu ze znaczeniem słów Aby się przekonać, że nie ma żadnej konieczności w tłumaczeniu hou jako "nie" w powyższej zbitce heos hou z Mt 1,25 można też zajrzeć do przekładów interlinearnych, które konsekwentnie nie przekładają hou ze zbitki heos hou jako "nie". Niektóre przekłady międzywierszowe w ogóle hou w tej zbitce nie przekładają. Można mniemać, że owo hou jest czysto ozdobne we wspomnianej zbitce, niekonieczne, skoro Westcott i Hort w swym tekście greckim umieszczają ten wyraz w nawiasie kwadratowym w Mt 1,25, 18,34 i 26,36 (w Mt 26,36 tekst krytyczny Alanda z 1994 też ma hou w nawiasie kwadratowym). Wskazuje to na to, że dość swobodnie traktowano hou w rzeczonej zbitce heos hou, nie uważając go za istotnie modyfikujący zakres omawianego zwrotu. Aby skontrować powyższy zarzut Sykty, według którego ja niby błędnie tłumaczę zwrot heos hou, niżej podam również wiele przykładów tłumaczenia heos hou właśnie w taki sposób, jak ja to robię.

     Zwrot ews ou w NT występuje jedynie kilkanaście razy i zawsze ma konstrukcję wynikową składającą się z dwóch zdań, z których drugie oznacza warunek zaprzestania czynności ze zdana pierwszego:
     (A) ews ou (B)
     (A) dopóki nie (B)
     Gdy następuje B, A nie ma już miejsca.


Odpowiedź:

Niestety, ale są to wyssane z palca założenia i wydumane konieczności. Aby się przekonać, że wcale nie musi tak być, że zdanie B wyklucza istnienie stanu ze zdania A w przypadku zastosowania heos hou, wystarczy przejrzeć niektóre sposoby użycia heos hou w tekście greckim Biblii (czego Sykta najwyraźniej nie zrobił dokładnie). Np. w tekście greckim 2 Krl 6,25 czytamy, że król Aramu oblegał Samarię aż do (heos hou) momentu, w którym głowa osła kosztowała osiemdziesiąt srebrnych syklów, itd. Jednak nie oznacza to wcale, że po tym momencie król Aramu przestał oblegać Samarię, wręcz przeciwnie, jak przekonujemy się z następnych wersów (2 Krl 6,26n), oblegał ją nadal a głód w oblężonym mieście wciąż trwał. Jak widzimy, w tym przypadku wcale nie jest tak, że "gdy następuje B, A nie ma już miejsca", jak to sobie wyżej wydumał Sykta. Oblężenie miasta trwało tak samo przed czasem określonym owym heos hou, jak i po. Tylko ten jeden przykład wprost przeczy zatem powyższemu wywodowi Sykty. Inne przykłady takiego samego zastosowania zwrotu heos hou podałem już w moim poprzedniego tekście [5], na który Sykta "odpowiedział" (zupełnie jednak przemilczając podane przeze mnie owe przykłady z heos hou, które przeczyły jego tezie - czyżby cenzura na łamach serwisu Agnosiewicza?), więc czytelników zainteresowanych zapoznaniem się z tymi przykładami odsyłam do swego wspomnianego przed chwilą poprzedniego tekstu.


     Ponadto A i B są ściśle powiązane, jedno zdanie zawsze wynika z drugiego, stanowi jego przedłużenie.
     W konstrukcjach typu "aż do (ews) skończenia świata, czy "aż (ews) dotąd działa" mamy do czynienia z innym typem budowy zdania. Widać to wyraźnie na przykładzie:
     Czeka aż do (ews) dzisiaj.
     Czekał, dopóki (ews) mu się nie (ou) znudziło.
     W wersji uwspółcześnionej:
     Polemizuje aż do (ews) dzisiaj.
     Polemizował, dopóki (ews) mu się nie (ou) znudziło.
     W pierwszym typie wypowiedzi czynność z frazy A trwa dalej, w drugim jest zanegowana przez B (negator ou).



Odpowiedź:

Niestety, ale wszystko co Sykta tu wypisuje, to są tylko jakieś rzekomo filologiczne pseudomądrości, nie wiem w ogóle skąd wytrzaśnięte. Powyższej "argumentacji" przeczy bardzo wiele danych. Ale zacznijmy od początku. Pierwszym mitem wytworzonym przez Syktę na potrzeby chwili jest wprowadzanie rzekomego kontrastu znaczeniowego istniejącego pomiędzy heos a heos z hou. Jak już widzieliśmy wcześniej, jedno ma zdaniem Sykty znaczyć niby tylko "dopóki nie" (heos hou), drugie zaś ma znaczyć tylko "aż", "aż do" (heos bez hou), jak pisze on teraz. Tymczasem jest to zwyczajnie wyssany z palca i nie istniejący tak naprawdę kontrast stworzony przez Syktę na potrzeby chwili. Aby go obalić wystarczy wskazać, że heoshou tak samo jak heos bez hou również znaczy "aż do", "aż", czy "aż do czasy gdy". Poświadczają to zarówno słowniki koine, jak też można za tym poglądem podać wiele innych argumentów. Na początku słowniki. UBS Greek Dictionary podaje pod hasłem heos, że heos, czy to z hou, czy bez znaczy to samo - untill, które spokojnie może być przetłumaczone "aż do". Słownik Popowskiego, również podaje, że heos, czy to z hou czy bez może znaczyć "aż do czasu gdy" [6]. Widać zatem, że są to zwykłe synonimy. Teraz bibliści. Wystarczy powołać się na jakieś Biblie, głównie weźmy Biblie niekatolickie, aby nie być posądzonym o odwoływanie się tylko do biblistów katolickich. A więc, samo heos jako "aż do" w Mt 28,20 tłumaczą bibliści, którzy opracowali takie Biblie niekatolickie jak: Biblia gdańska (dalej: BG), Biblia warszawska (dalej: BW), Biblia brzeska (dalej: BB), Ukrainian Bible (dalej: BU), która ma zapisane cyrylicą "aż do" - zwrot identyczny jak w naszym języku. Teraz heos hou w tych samych Bibliach. Zwrot heos hou jest tłumaczony tak samo jak heos bez hou, czyli np.: "aż" (Mt 1,25, BG, BB, BU); "ażby" (Mt 13,33, BG); "aż" (Mt 13,33, BW, BB, BU); "aż" (Mt 17,9, BG, BW, BB, BU); "ażby" (Mt 18,34 i Łk 15,8, BG, BB, oraz Łk 13,21 w BG); "aż" (Mt 18,34, BU); "aż" (Łk 13,21, BW, BU); "aż" (Łk 15,8, BW); "aż" (Łk 22,18, BG, BB, BW); "aż" (Łk 24,49, BW, BB, BU); "aż" (J 13,38, BG, BB); "aż" (Dz 21,26, BG, BB, BU); "ażby" (Dz 23,12,14, 21, BG, BU i Dz 25,21 w BG), "aż" (Dz 15,21, BB), "ażby" (2 P 1,19, BG, BB). Teraz Septuaginta i jej relacja do tekstu hebrajskiego, która również świadczy za tym, że heos i heos hou to synonimy. W LXX w Rdz 8,5 czytamy, że woda opadała aż do miesiąca dziesiątego (heos tu dekatu menos). Semiccy tłumacze LXX oddali tu za pomocą słowa heos (bez hou) hebrajskie 'ad (nieme Ajin zapisuję tu za pomocą znaku -'). Hebr. 'ad znaczy właśnie "aż do" i w tym momencie najlepszym dowodem, że heos oznacza to samo co heos hou niech będzie fakt, że tłumacze LXX oddawali te same hebrajskie 'ad za pomocą zarówno zwrotu heos, jak i heos hou. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć w takie miejsca LXX, gdzie wspomniane 'ad oddano za pomocą heos hou. Oto te miejsca: 2 Krl 6,25; 17,20; Koh 12,1-2; Ps 72,7; 112,8. Jak widzimy po tych zaledwie kilku przykładach (argumentacje tę pewnie można by rozbudowywać dalej), teza Sykty, że heos z hou powinno być rozumiane jako coś innego niż heos bez hou jest zwyczajnym mitem, stworzonym na potrzeby chwili.

     Przyjrzyjmy się teraz przykładom z NT (podobnie jest w Spt):
      Mt 13.33b. Podobne jest Królestwo Niebios zaczynowi, który wziąwszy kobieta włożyła w trzy miary pszennej mąki, dopóki nie zakwasiło się wszystko.
      Mt 14.22. I zaraz przymusił uczniów, by weszli do łodzi i poprzedzili go naprzeciwko, dopóki nie odeśle tłumów.
      Mt 17.9. A gdy schodzili z góry, przykazał im Jezus, mówiąc: Nikomu nie mówcie o tym widzeniu, dopóki nie podniesie się z martwych Syn Człowieczy.
      Łk 15.8. Albo, pewna kobieta, mając dziesięć drachm, gdy zgubi jedną drachmę, nie bierze świecy, nie wymiata domu i nie szuka gorliwie, dopóki nie znajdzie?
      Łk 22.18. Powiadam bowiem wam: nie będę odtąd pił z owocu winorośli, dopóki nie przyjdzie (elqe) Królestwo Boże.
      Łk 24.49. A oto ja zsyłam na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, dopóki nie zostaniecie przyobleczeni mocą z wysokości.
      Jn 13:38 Jezus odpowiedział: Oddasz za mnie swoją duszę? Amen, amen powiadam ci: Kogut na pewno nie zapieje, dopóki nie zaprzesz się mnie trzykrotnie.
      Dz 23:12 Z nastaniem zaś dnia Żydzi uknuli spisek i zobowiązali się pod klątwą, mówiąc, że nie będą ani jeść, ani pić, dopóki nie zabiją Pawła.
      Dz 25:21 Ale gdy Paweł się odwołał, by go zatrzymano do decyzji Najdostojniejszego, kazałem go trzymać, dopóki nie odeślę go do Cezara".
     W każdym z tych przykładów zdanie drugie stanowi dopełnienie pierwszego, warunek bezwzględny, przy którym fraza pierwsza przestaje obowiązywać. I podobnie jest w przypadku Mateusza:
     1.25. I nie zaznawał jej, dopóki nie urodziła syna. I nadał mu imię Jezus.
     Gdyby autor miał na myśli wieczyste dziewictwo, to czy zestawiałby z sobą frazę kai ouk eginwsken authn z eteken uion? Czyż nie lepiej gdyby napisał "I nie zaznawał jej. A gdy porodziła syna...) tudzież: "I nie zaznawał jej do końca swych dni"?


Odpowiedź:

     A jednak autor napisał tak jak napisał. Napisał heos hou, które, jak ukazałem na bazie przykładów z LXX, nie musi zakładać zmiany stanu istniejącego przed owym heos hou.


     W taki też sposób myśleli zapewne tłumacze Biblii Warszawsko-Praskiej konfabulując: "I chociaż żył z nią w dziewictwie, porodziła mu syna, któremu on nadał imię Jezus". Wystarczy pominąć jeden przykry zwrot, wstawić przeciwstawny, i czyż od razu nie ładniej wygląda? Poza tym całość jest plagiatem z tłumaczenia ks. S. Kowalskiego z 1957 (z imprimatur) , który jako pierwszy wpadł na to i na szereg innych zdumiewających rozwiązań językowych i komentatorskich (np. kategoryczna obrona teorii augustyńskiej w odniesieniu do Dwóch Źródeł, czy nowatorskie ujęcie wypowiedzi z Kany Galilejskiej Jn 2.4: "Twoja wola jest także moją, Pani Matko" sic!!!)
     Reasumując, katolickie twierdzenia, że ews nie ma charakteru imperatywnego są prawdziwe... ale nie w przypadku, gdy ews łączy się z ou w konstrukcji wynikowej, a taki casus ma miejsce w Mt 1.25.


Odpowiedź:

Problem w tym, że tak nie podaje nikt prócz jakiegoś tam Sykty. Najlepiej jednak błędność tego poglądu Sykty ukazują powyższe przykłady z LXX, po których widać, że heos hou nie musi zakładać zmiany stanu jaki istniał przed owym heos hou.


     Zdaję sobie sprawę, że powyższa argumentacja dla katolika jest jedynie pseudoargumentacją, z tego prostego powodu, że dla niego wieczyste dziewictwo jest prawdą absolutną zakorzenioną w podświadomości, bez której cały jego świat dogmatów runie w gruzach, obróci się w niwecz pozostawiając pustkę.

Odpowiedź:

Nie. Ta argumentacja jest pseudoargumentacją właśnie dlatego, że z filologicznego punktu widzenia jest zwyczajnie wyssana z palca i nieuzasadniona.

     Dla mnie osobiście wymiar różnorakich wersetów biblijnych nie ma najmniejszego znaczenia, z tego prostego powodu, że Biblia nie stanowi dla mnie w najmniejszym stopniu dzieła natchnionego, którego wielowiekowa interpretacja wymuszona jest pod przymusem. Nie wierzę w boga nie dlatego, że wers X czy Y przeczy katolickiej dogmatyce (chociaż mimo wszystko, mimo pokrętnej apologetyki goła prawda jest taka, że przeczy - i stąd różnorakie ruchy reformatorskie...), nie wierzę ze względów logicznych i ontologicznych. Sama idea Boga osobowego, podobnie duszy, życia wiecznego czy niebios, jest dla mnie absurdem, idee fixe, niemającą najmniejszego oparcia w rzeczywistości. "Bóg, który jest tylko bogiem, bogiem być nie może" napisałem kiedyś, bóg, który stwarza coś poza sobą, przestaje być wszystkim...



Odpowiedź:

     A kogo to w ogóle obchodzi, że Sykta doszedł do wniosku, że "dla niego" istnienie Boga nie ma sensu. To w ogóle nic nie wnosi do przedmiotu tej dyskusji. Pusty bełkot, pisanie osobistego pamiętnika zamiast skupienie się na poszczególnych wątkach dyskusji.



     Wracając jednakże do sedna sprawy. Można postawić kolejne pytanie, czy istnieją inne zapisy negujące dziewictwo Miriam, Królowej Wszechświata?
3. Rzekomi bracia, tudzież kuzyni z Nazaretu
     Mk 3.31. I przyszła jego matka i jego bracia. I stojąc na zewnątrz, posłali po niego. I kazali go zawołać.
     Mk 6.3. Czyż nie jest cieślą, synem Marii, i bratem Jakuba, i Jozy, i Judy, i Szymona? A jego siostry, czyż nie ma ich tutaj u nas?
     Mt 13.55. Czyż nie jest ten synem cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Mariam, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon i Juda?
     Pogląd katolicki jest następujący: bracia to kuzyni, zapewne synowie siostry Marii, tudzież synowie Józefa z pierwszego małżeństwa.


Odpowiedź:

     Pogląd katolicki jest raczej odwrotny: z wspomnianych tekstów nie wynika, że to bracia rodzeni, bowiem jak ukazałem w swym poprzednim tekście [7] na wielu przykładach opartych na tekście greckim Biblii, w języku greckim czasów Jezusa za pomocą słowa brat/siostra określano braci urodzonych z różnych matek (ciotecznych, przyrodnich, itd.). Dane lingwistyczne nie pozwalają zatem wysnuć takich wniosków. Czemu więc Agnosiewicz z taką pewnością w swym tekście je wyciąga, wyliczając nawet dokładną ilość dzieci jakie miała Maria, wyliczając ich aż ośmioro? [8] Tego już nikt nie wie.

     Nasuwa się tylko pytanie, skąd się w Nazarecie wzięła dalsza rodzina i krewni, skoro wg Ew. Mateusza Józef pochodził z Betlejem, a do Nazaretu uciekł tylko ze swą żoną i jej synem?


Odpowiedź:

     Skoro przeniósł się Józef z rodziną, oni mogli również. Tylko ograniczenie spowodowane antykatolickim założeniem może uniemożliwiać wyciągnięcie takiego wniosku. Z drugiej strony, nie wiem skąd założenie, że to akurat musiała być mowa o rodzinie Józefa w powyższych wersach.


     Zapewne dotarli tam cichaczem, albo za sprawą ewangelii Łukasza, który odwrócił kota ogonem i kazał Józefowi wędrować w przeciwnym kierunku na spis, na który nikt nie wędrował, w czasach, w których nikomu się o nim nie śniło...

Odpowiedź:

Ma się w temacie "rodzeństwa" Jezusa oddzielne założenie, i potem takie "skąd się tam wzięli" wychodzą na wierzch.


2.21. Wstał więc, wziął dziecko oraz matkę jego i wszedł do ziemi izraelskiej.
2.22. A gdy usłyszał, że Archelaus króluje Judei w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam wrócić. Ostrzeżony zaś we śnie, udał się do dzielnicy Galilei.
2.23. A przybywszy, osiedlił się w mieście zwanym Nazaret, aby się wypełniło, co było powiedziane przez proroków, iż "Nazorejczykiem nazwany będzie".
     Bracia Jezusa wymienieni zostają z imienia, siostry tego zaszczytu nie dostąpiły. Tak więc mamy Jakuba, Jozesa, Szymona i Judę. W Ew. Marka drugi z nich zwany jest również Josetosem, w zależności od rękopisów, u Mateusza pojawia się Józef. Nie ulega wątpliwości, że bracia ci tożsami są z czterema ostatnimi apostołami (wbrew zapewnieniom samych ewangelistów odsądzających ich od czci i wiary



Odpowiedź:

Tutaj mamy dobry przykład typowej "racjonalistycznej" schizofrenii w podejściu do źródeł. Raz to co podają Ewangeliści jest fajne (tak jak wyżej, kiedy Sykcie pasuje coś akurat do wcześniej przez niego zmyślonej tezy, to sobie to przypasowuje), kiedy indziej nie. Kiedy indziej coś co podają jest nie fajne, krytykant "zna" prawdę "wbrew zapewnieniom samych ewangelistów", jak to mamy właśnie w tym miejscu. Dajmy jednak autorowi kontynuować jego wywód.


     ) wymienionymi w tej samej kolejności:
     Mateusz: Jakub Alfeuszowy, Lebeusz [zwany Tadeuszem], Szymon Kananeusz i Juda Iskariota.
     Marek: Jakub Alfeuszowy, Tadeusz, Szymon Kananeusz i Juda Iskariot.
     Łukasz: Jakub Alfeuszowy, Szymon Zelota, Juda Jakubowy i Juda Iskariota.
     Po raz kolejny drugi z nich ma różnorakie miana: Lebeusz, Tadeusz i Juda. Katolickie tłumaczenia, że chodzi zapewne o Judę, zwanego Tadeuszem są jedynie racjonalizowaniem niewygodnej sytuacji. Stąd też w nowszych polskich przekładach - w jakimkolwiek z nich - nie uświadczymy Lebeusza, (w bibliach anglojęzycznych nikomu on nie przeszkadza), bo o ile można zdzierżyć Judę Jakubowego zwanego Tadeuszem, to już nijak nie można go zespolić z Lebeuszem, zwanym Tadeuszem.
     A prawda jest zapewne taka, że tam gdzie coś występuje w x wersjach to wynika z korekt redaktorów poprawiających pierwotny tekst, w którym występował po prostu kolejny Jezus (a nie wypada by Jezus miał brata Jezusa). Podobna sytuacja ma miejsce w rodowodzie gdzie jeden z przodków Jezusa, zwany Jezusem, poprawiany był nagminnie na Józefa.


Odpowiedź:

To kompletny bełkot i Sykta zwyczajnie zaplątał się. Te spekulacje nie mają nic wspólnego z domniemanym "rodzeństwem" Jezusa. Żadna z powyższych mętnych spekulacji nawet tego nie czyni bardziej prawdopodobnym, nie mówiąc już o tym, że tego nie dowodzi. Sieczka bez ładu i składu.


     Przejdźmy teraz do sceny pod krzyżem, w której występuje Mariam Magdalena i Maria, matka Jakuba Małego i Jozy, oraz Salome. (Mk 15.40)
     Pytanie, dlaczego na drugim miejscu wymieniona jest - jakoby - jezusowa ciotka, skoro była tam jak wiemy z Jana jego matka? Być może w tekście pierwotnym występowała Maria, matka Jakuba i Jezusa. Taką też lekcję zawiera Sekretna Ewangelia Marka, cytowana fragmentarycznie przez Klemensa, w liście uznanym obecnie za w pełni autentyczny.


Odpowiedź:

Ciekawe w którym fragmencie sekretnej Ewangelii Mk jest niby napisane, że "pod krzyżem" stała "Maria, matka Jakuba i Jezusa". Nigdzie. W Końcówce listu Klemensa do Teodora mamy jedynie wzmiankę o tym, że w owej Sekretnej za zdaniem brzmiącym "i przychodzą do Jerycha" mamy dodane, że "była tam siostra mło­dzieńca, którego to Jezus miłował, i matka jego, i Salome. A Jezus ich nie przyjął". Wcale nie wygląda to na jakiś "spis" kobiet pod krzyżem, jak twierdzi Sykta. Przynajmniej nic na to nie wskazuje. Nie wiem, skąd on sobie w ogóle wytrzasnął taki wniosek.

     W wersie mk 10.46 po zdaniu "I przychodzą do Jerycha." możemy w SMk przeczytać: "I była tam siostra młodzieńca, którego Jezus kochał, i jego matka, i Salome. Jezus zaś nie przyjął ich".
     Kwestią sporna pozostaje jedynie, czy jest to wtręt późniejszy, czy też zdanie usunięte, po którym pozostała dość niezręczna luka: "I przychodzą do Jerycha... A gdy wyruszali z Jerycha..." Sam Klemens nie neguje autorstwa Marka, przeciwstawiając oryginalny tekst ewangelii fałszerstwom dokonanym przez sektę karpokratów. Podobnie drugi fragment dotyczący wskrzeszenia młodzieńca z Bretanii wyjaśnia skąd wziął się w Getsemane ów nagi młodzieniec przyodziany jedynie w całun.

     14.51. A pewien młodzieniec szedł za nim, owinięty w całun na nagim ciele. I chwytają go.
     14.52. On zaś zostawiwszy całun uciekł nagi.
     Powtórzmy więc jeszcze raz: co pod krzyżem, a raczej z dala od niego, robi Maria, matka Jakuba i Jozesa, czemuż synoptycy nie wspominają ani jedną frazą o matce Jezusa. A może jednak wspominają...?


Odpowiedź:

Nawet jeśli nie wspominają, to o niczym to nie przesądza. Sykta jest tu w dość kłopotliwej sytuacji. Jeśli uzna późny przekaz Jana, co mu potrzebne do "podpięcia" wzmianki z Jana do Sekretnej Mk, mówiącej o rzekomo stojących pod krzyżem kobietach i o stojącej wśród nich Matce Jezusa (aby uzyskać po tej transformacji wzmiankę o "Marii Jezusa i Jakuba"), to w tym wypadku powstanie paradoksalna sytuacja, w której wcześniejszego Marka uzupełnia się za pomocą późniejszego Jana. Z punktu widzenia "racjonalistycznej" krytyki Biblii egzegeza ta jest nieco pokraczna.


     Kolejny argument przeciwko "biblijnej" idei dziewictwa to chociażby świadectwo nazorejczyków, traktujących braci pańskich jako braci rodzonych, i przez to wyklętych przez kościół - i zapewne ośmieszonych wstawką o wizycie w Nazaret i niewierzących krewniakach...


Odpowiedź:

     Ciekawe skąd Sykta wie, że to właśnie klemensowa lekcja "Ewangelii sekretnego Marka" powinna mieć prawidłową wersję przekazu (pomijając już to, że wątpliwe jest, iż Sekretna Ew. Mk wspiera argumentację Sykty). Jakie kryteria za tym rozstrzygnęły poza pragnieniem negacji katolickiej nauki? Ciekawe czy tak samo by Sykta twierdził, gdyby "sekretny Marek" i Marek autentyczny mieli odwrotne poglądy w układzie, jaki występuje teraz. Na temat w rzeczywistości małej wiarygodności Sekretnej Ew. Mk, na jaką powołuje się Sykta, pisze ciekawie Wojciechowski, wykluczając jej Markowe autorstwo:
"Nie wykluczając do końca autorstwa Marka, za daleko bardziej prawdopodobne należy uznać, że fragmenty napisał jakiś jego naśladowca. Wskazują na to cztery okoliczności. Po pierw­sze przejmowanie całych zwrotów z Ewangelii, raczej niż pisanie swobodnie tym sa­mym stylem. Po drugie, wykorzystanie Mk 14,51 w sposób sprzeczny z Mar­kiem (zob. II.8-11 i noty). Po trzecie, wpływ Łukasza: z perykopy o bogatym mło­dzieńcu pocho­dzi­łyby w szczególności 3 słowa cytatu z Łk 18,23 w III.6. Sam termin "mło­dzie­niec" (neaniskos) występuje w paralelnej perykopie z Mt (19,20.22), brak go tam nato­miast w Mk i Łk; Tajemna Ewangelia Marka zaczerpnęłaby jednak ten wyraz nie stamtąd, lecz z kontami­nacji Mk 14,51 z Łk 7,14 o wskrzeszeniu młodzieńca z Nain. Do tego dochodzi szereg pomniejszych analogii z innymi Ewangeliami. Po czwarte, choć Kle­mens stara się to uprawdopodobnić, wersja spisana przez samego Marka chyba nie byłaby ukrywana, wydaje się też anachronizmem przypisywanie mu gnostyckiej tajemniczo­ści, podczas gdy interpolator z II w. mógł mieć do takowej skłonność. Żaden z tych argu­men­tów w pojedynkę nie byłby może wystarczający, ale łącznie pozwalają one autor­stwo Marka zakwestionować. Jako datę powstania dopisków proponowałbym przyjąć początek II w. Te same argumenty przemawiają przeciwko sensacyjnym domniemaniom, że odkryte fragmenty pochodziłyby z wersji Marka wcześniejszej niż kanoniczna. Nawet gdyby spisał je sam Marek, wykorzystanie przez niego szeregu gotowych zwrotów z rozmaitych miejsc z Ewangelii wskazuje wyraźnie na wtórność takich dopisków; w perykopach kanonicznych da się rozpoznać stały styl typowo Markowy, ale po pierwsze pojawia się on bardziej we wstępach i zakończeniach, niż w jądrach opowiadań, a po drugie nie przenoszono do nich tak często całych zwrotów z innych miejsc. Trudno też o rozsądny powód usunięcia perykopy na etapie redakcji późniejszej" [9].



     Podsumowując, istnieją racjonalne przesłanki negujące współczesną kościelną dogmatykę - zarówno biblijne jak i pozabiblijne, a sama apologetyka opiera się częstokroć na argumentach złudnych, będących sztuką dla sztuki, obroną za wszelką cenę fałszu i infantylnej mitologii.


Odpowiedź:

     Podsumowanie dobre, ale chyba tylko dla co bardziej bezmyślnych czytelników serwisu Agnosiewicza. Prawda zaś jest taka, że to co wyżej powypisywał Sykta można zaliczyć co najwyżej do "argumentów" opartych na naciąganiach, pseudowiedzy i na zwykłych przemilczeniach.


[1] Por. K. Sykta, Dlaczego Bozia nie była dziewicą, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3164 .
[2] Por. Jan Lewandowski, Czy według Nowego Testamentu Maria nie była Dziewicą?, http://www.trinitarians.info/racjonalista/artykul.php?id=74 ; http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/ateizm/jl_kontra_racjonalista/jl_maria_dziewica/index.php .
[3] Por. M. Agnosiewicz, Dziewica i jej potomstwo, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,338.
[4] Por. Remigiusz Popowski, Słownik grecko-polski Nowego Testamentu, Warszawa 1997, s. 234, 236.
[5] Por. Jan Lewandowski, Czy według Nowego Testamentu Maria nie była Dziewicą?, art. cyt., http://www.trinitarians.info/racjonalista/artykul.php?id=74 ; http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/ateizm/jl_kontra_racjonalista/jl_maria_dziewica/index.php .
[6] Por. Remigiusz Popowski, Słownik grecko-polski Nowego Testamentu, dz. cyt., s. 140, 236.
[7] Por. Jan Lewandowski, Czy według Nowego Testamentu Maria nie była Dziewicą?, art. cyt., http://www.trinitarians.info/racjonalista/artykul.php?id=74 ; http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/ateizm/jl_kontra_racjonalista/jl_maria_dziewica/index.php .
[8] Por. M. Agnosiewicz, Dziewica i jej potomstwo, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,338 .
[9] M. Wojciechowski, Tajemna Ewangelia Marka, Z listu Klemensa z Aleksandrii do Teodora, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/ew_marka_taj.html .


 

Jan Lewandowski

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane