Jan Lewandowski

Kontrowersje związane z J 5,18

dodane: 2004-09-10

Niniejszy tekst jest polemiką z tekstem Arkadiusza Wiśniewskiego pt. Czy Jezus czynił siebie równym Bogu? [1], który jest polemiką z trynitarnym rozumieniem wersu z J 5,18 i został zamieszczony w serwisie Thaleia. Aby ułatwić odróżnienie moich wypowiedzi od tekstu Wiśniewskiego, swoje wypowiedzi zaznaczam na niebiesko, natomiast tekst jaki będę komentował zaznaczam kolorem czarnym. Z komentowanego tekstu nic nie wycinam (poza jednym małym akapitem na końcu tekstu, traktującym o dwóch naturach w Jezusie a więc nie bardzo związanym z egzegezą J 5,18), aby sprawa była do końca jasna dla nie obeznanych z tematem. Na samym początku A. Wiśniewski pisze:

Jn 5:18
18. Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu.
(BT)

Powyższy werset jest kolejnym, stawianym przez trynitarzy na dowód równości Jezusa z Bogiem. Jak zwykle w podobnych sytuacjach, także i tutaj istnieje różnica w zrozumieniu sensu słów zapisanych w Biblii, w tym przypadku - zanotowanych przez apostoła Jana. Poniżej przedstawiam więc trynitarną oraz nietrynitarną interpretację tego tekstu.

Trynitarze.
Wedle nich, słowa Jana są natchnionym komentarzem, który stwierdza obiektywną prawdę, iż Jezus zarówno łamał sabat jak również stawiał się na równi z Bogiem. Właśnie dlatego Żydzi chcieli go zabić. Dobrze zrozumieli oni słowa Jezusa o Jego synostwie względem Ojca, a raczej o rodzaju Jego synostwa. Zarzut Żydów był więc prawdziwy.

Antytrynitarze.
Widzą tu jedynie kolejny zarzut Żydów stawiany Jezusowi, zarzut fałszywy jak wiele innych zanotowanych w ewangelii Jana i w innych ewangeliach. Słowa zapisane przez apostoła Jana są jedynie sprawozdaniem o niesprawiedliwych posądzeniach dotyczących Jezusa i nie mają nic wspólnego z obiektywną prawdą. Jezus zarówno nie łamał sabatu, jak i nazywanie przez Niego Boga swym Ojcem nie czyniło Go równym Bogu.

Szczerze mówiąc, nie jest to prosta sprawa do rozsądzenia. Obie interpretacje wydają się być dobrze bronione przez kontekst bliższy. Która zatem jest prawdziwa? Spróbuję przedstawić powody, z powodu których wierzę, iż interpretacja antytrynitarna jest bliższa prawdziwej.

Mamy dwa zarzuty:
a) Jezus łamie sabat
b) nazywając Boga swym Ojcem czyni się równym Bogu

Jeśli zarzuty są prawdziwe, wówczas rację mają trynitarze - słowa apostoła Jana są jego komentarzem prawdy obiektywnej. Jeśli zaś zarzuty są fałszywe - wówczas Jan jedynie przekazał nam oskarżenia wysuwane przez Żydów. W takim przypadku interpretacja antytrynitarzy byłaby prawdziwa.

Zastanówmy się zatem nad punktem pierwszym: Jezus łamie sabat. Czy jest to prawdą? Wydaje się, że nie. O Jezusie napisane jest, iż:

1 Piotr. 2:22
22. On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego;
(BW)

Gdyby Jezus faktycznie złamał sabat, wówczas byłby winnym grzechu i jako taki, skazany byłby na śmierć. We wszystkich przypadkach zanotowanych przez ewangelie Jezus nie tyle łamie sabat, ile jest o to łamanie niesprawiedliwie oskarżany. Tak więc są przesłanki by sądzić, iż zarzut ten był fałszywy. Przyznać jednak należy, iż nasze wnioskowanie ma sens jedynie wtedy, gdy przez "łamanie sabatu" rozumiemy nieprzestrzeganie biblijnych zarządzeń odnoszących się do dnia odpoczynku.

Odpowiedź:

To jakieś zupełnie karkołomne rozumowanie. W dodatku jest ono pełne różnych bezpodstawnych założeń, jawnie ignorujących całość danych biblijnych (głównie NT) w tym temacie. W tym wypadku przez te błędne założenia rozumiem:

1) Założenie, że ignorowanie przez Jezusa szabatu było zdradą i grzechem o jakim wspomina 1 P 2,22 (łatwo dostrzec, że jest to bardzo naciągany wniosek).

2) Założenie, że Jezus nie mógłby ignorować "
biblijnych zarządzeń odnoszących się do dnia odpoczynku (tzn. szabatu – przyp. J.L.)".

3) Założenie, że Jezus powinien ponieść śmierć, gdyby naruszył szabat.

     Skomentuję teraz wszystkie te trzy założenia punkt po punkcie.
     
1) Ignorowanie przez Jezusa szabatu było zdradą i grzechem o jakim wspomina 1 P 2,22.

     Nijak nie rozumiem, czemu Wiśniewski sobie założył, że ignorowanie nawet biblijnego szabatu przez Jezusa miałoby być "grzechem i zdradą" wspomnianą w 1 P 2,22. Szabat był prawem starotestamentalnym a Jezus przecież modyfikował te prawa, traktując je bardzo luźno. Dziwne, że Wiśniewski zdaje się o tym nie wiedzieć i nie zna na przykład słynnego Kazania na Górze, w którym Jezus reinterpretuje (choć nie znosi ich całkowicie – por. Mt 5,17-20) pewne nakazy ST, wyraźnie zmieniając ich naturę i kwalifikację prawną, jeśli można tak się wyrazić. Przytoczmy pewien fragment z wspomnianego Kazania na Górze, w którym widać to jak na dłoni:

"Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa. Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują" (Mt 5,31-44, Biblia Tysiąclecia, dalej: BT).

     Nie można ignorować faktu, że w tym miejscu Jezus modyfikuje w sposób bardzo znaczny pewne nakazy z ST. Tak samo czynił właśnie z szabatem. Przypatrzmy się pewnemu fragmentowi z NT:

"Pewnego razu Jezus przechodził w szabat wśród zbóż. Uczniowie Jego, będąc głodni, zaczęli zrywać kłosy i jeść. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat. A On im odpowiedział: Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego
i jadł chleby pokładne,których nie było wolno jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom? Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu. Idąc stamtąd, wszedł do ich synagogi. A [był tam] człowiek, który miał uschłą rękę. Zapytali Go, by móc Go oskarżyć: Czy wolno uzdrawiać w szabat? Lecz On im odpowiedział: Kto z was jeśli ma jedną owcę, i jeżeli mu ta w dół wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej? O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca. Tak więc wolno jest w szabat dobrze czynić" (Mt 12,1-12, BT; por. też Mk 2,23-28; 3,2-5; Łk 6,1-10; 13,10-16; 14,1-5).

W tekście tym wyraźnie widać, że z powodu pewnych celów wyższych można było naruszyć nakazy Prawa i nie jest to żaden "grzech ani zdrada" w świetle 1 P 2,22, skoro zgodnie z powyższym tekstem dla takich celów wyższych również Dawid naruszył Prawo. Nikt w tym momencie nie twierdzi, że Dawid dopuścił się z tego powodu "grzechu i zdrady". Jeśli Dawid mógł naruszyć Prawo z powodu pewnych celów wyższych i nie był posądzony o "grzech i zdradę", to tym bardziej Jezus mógł naruszyć Prawo z powodu pewnych celów wyższych.

     Wreszcie, można by też zadać pytanie: jeśli nie zachowywanie szabatu miałoby rzeczywiście być "grzechem i zdradą" wspomnianą w 1 P 2,22, to jakim cudem Jezus dopuścił do tego aby ktoś taki jak Paweł wyraźnie pomniejszał znaczenie nakazu szabatu w jednym ze swych listów? Przeczytajmy:

"Niechaj więc nikt o was nie wydaje sądu co do jedzenia i picia bądź w sprawie święta czy nowiu, czy
szabatu. Są to tylko cienie spraw przyszłych, a rzeczywistość należy do Chrystusa" (Kol 2,16-17, BT).

     Przejdę teraz do drugiego punktu w rozumowaniu Wiśniewskiego:

2) Jezus nie mógłby ignorować "
biblijnych zarządzeń odnoszących się do dnia odpoczynku".

Jest to dość subiektywne założenie nie wytrzymujące próby w świetle danych biblijnych, co można wykazać za pomocą zestawienia pewnych wersów. Zrobię to teraz. Zestawmy teraz pewne teksty Biblii, zwracając uwagę na zaznaczone przeze mnie na
czerwono fragmenty, które zaznaczam w celu ułatwienia porównania:

"Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań,
weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? […] Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat […] Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu" (BT)" (J 5,6-18, BT; por. też J 7,21-23; 9,14,16).

A teraz, mając w pamięci założenie Wiśniewskiego, zgodnie z którym Jezus nie mógłby ignorować "
biblijnych zarządzeń odnoszących się do dnia odpoczynku", porównajmy to z nakazami ST co do owego dnia odpoczynku (szabatu):

"To mówi Pan:
Strzeżcie się - jeśli wam życie miłe - by nie nosić rzeczy ciężkich w dzień szabatu ani nie wnosić ich przez bramy Jerozolimy" (Jr 17,21, BT; por. Jr 17,22,24,27).

Myślę, że powyższe zestawienie mówi samo za siebie [2]. Następnie, jak pamiętamy z powyższych rozważań nad fragmentem z Mt 12,1-12, Jezus został posądzony o naruszenie spoczynku szabatu. Zauważmy, że Jezus ani razu nie zaprzecza w swej polemice z Żydami w tej sprawie, że naruszył spoczynek szabatu. Wręcz przeciwnie, On nawet pośrednio potwierdza, że to zrobił, skoro odpowiadając Żydom na ten zarzut usprawiedliwia się tym, że Dawid też łamał Prawo ST (por. Mt 12,1-12). Wniosek z tego może być tylko jeden: Jezus rzeczywiście łamał biblijne nakazy co do spoczynku szabatu. Gdyby tego nie zrobił, to po prostu powiedziałby, że tego nie zrobił, i na swe usprawiedliwienie nie nawiązywałby do precedensu, w którym Dawid też złamał Prawo ST dla jakichś wyższych celów (por. Mt 12,3-4).

     Przejdę teraz do następnego punktu rozumowania Wiśniewskiego:

3) Jezus powinien ponieść śmierć, gdyby naruszył szabat.

W istocie Żydzi chcieli Jezusa rzeczywiście zabić w związku z naruszeniem szabatu – stwierdzają to zgodnie wszyscy czterej Ewangeliści (Mt 12,12-14; Mk 3,4-6; Łk 6,9-11; J 5,18). Rozumowanie Wiśniewskiego, że fakt, iż Jezusa nie ukamienowano świadczy o tym, że nie łamał on w rzeczywistości szabatu, jest bardzo słabe z punktu widzenia logicznego. Zakłada ono bowiem bezpodstawnie, że dopiero ukamienowanie kogoś mogło być dowodem na to, że złamał on Prawo ST. Gdyby jednak rozumowanie to było słuszne, to można by nim dowieść absurdów, np. można by udowodnić, że kobieta, którą Żydzi przyłapali na obłożonym właśnie karą śmierci w ST cudzołóstwie (por. Kpł 20,10), nie złamała w rzeczywistości żadnego Prawa ST, skoro dzięki Jezusowi ominęła ją jednak ta kara (por. J 8,3-11).

Jednakże trynitarze nadają słowom o "łamaniu sabatu" sens nieprzestrzegania ustanowionych przez Żydów zarządzeń odnoszących się do dnia odpoczynku, które były nieuprawnionym rozszerzeniem ich biblijnych odpowiedników. W tym więc znaczeniu Jan mógł pisać prawdę obiektywną: Jezus faktycznie taki sabat łamał. Nie można nic zarzucić takiemu tokowi rozumowania. W przypadku tego zarzutu sprawa pozostaje więc nierozstrzygnięta.

Wydaje mi się, iż inaczej ma się sprawa z drugą częścią wypowiedzi, która mówi o Jezusie, że: "Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu". Czy Jan w tym momencie podawał swój komentarz? Czy ogłaszał on prawdę obiektywną? Raczej nie. Ten sam Jan bowiem, nieco później notuje słowa Jezusa:

Jan. 14:28
28. Słyszeliście, żem ja wam powiedział: Odchodzę, i zaś przyjdę do was. Gdybyście mię miłowali, wżdybyście się radowali, żem rzekł: Idę do Ojca; bo Ojciec mój większy jest niż ja.
(BG)

Potwierdza to także autor Listu do Hebrajczyków:
Hebr. 2:9
9. Widzimy raczej tego, który na krótko uczyniony został mniejszym od aniołów, Jezusa, ukoronowanego chwałą i dostojeństwem za cierpienia śmierci, aby z łaski Bożej zakosztował śmierci za każdego.
(BW)

A także w sposób pośredni (Jezus nie posiadał atrybutu wszechwiedzy) ewangelista Marek:
Mar. 13:32
32. Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.
(BW)

Widać więc ewidentnie, iż Janowi nie chodziło o faktyczną równość Jezusa z Bogiem (a przynajmniej nie o równość absolutną), bowiem sam Jezus takowej sobie nie przyznawał. Oczywiście trynitarze w tym miejscu powiedzą, iż Jezus będąc na ziemi był człowiekiem, a zatem był niższy od Boga. Tak, ale sytuacja opisana w Jana 5,18 także miała miejsce podczas pobytu Jezusa na ziemi, a więc także wtedy spełniają się słowa: "Ojciec większy jest niż ja", które zaprzeczają twierdzeniu o ich równości.

Odpowiedź:

     Niekoniecznie. Ale po kolei. Twierdzenie Jezusa z J 14,28, iż podczas bycia na ziemi był w jakimś aspekcie mniejszy od Ojca wcale nie musi przeczyć temu, że był on w rzeczywistości równy Ojcu zgodnie z J 5,18. W J 5,18 mogło bowiem chodzić o jakiś inny aspekt równości, niż w J 14,28. Twierdzenia o równości w J 5,18 i J 14,28 mogą być w obu przypadkach sądem obiektywnym, a sprzeczne byłyby tylko wtedy, gdyby dotyczyły jakiegoś jednego aspektu równości. Wcale jednak nie wiemy o jaką konkretnie równość chodzi w tych dwóch wersach, nie możemy więc rozsądzać, że tekst z J 5,18 nie jest sądem obiektywnym Ewangelisty, bo w innym wypadku przeczyłby oświadczeniu z J 14,28. Można jednak powiedzieć, że pod względem tego co w pełni jest tylko boskie Jezus zgodnie z J 5,18 mógłby więc być równy Ojcu, zaś pod względem tego co w przypadku Syna nie tyczy się już Ojca (aspekt wcielenia) obaj nie są już sobie równi zgodnie z J 14,28, skoro Ojciec nie był nigdy "zamknięty" w ciele ludzkim tak jak Jezus. W tym wypadku pozorna sprzeczność osądów z J 5,18 i J 14,28 znika, dzięki czemu można przyjąć, że stwierdzenie o równości Ojca i Syna z J 5,18 jest osądem Ewangelisty a nie oskarżeniem Żydów. Czy taka interpretacja jest dopuszczalna? Nie widzę tu żadnego problemu. Również punktu widzenia biblijnego jest jak najbardziej możliwe, że ktoś jest zarazem mniejszy od kogoś i równy temu komuś zarazem. Biblia nie widzi tu sprzeczności. Popatrzmy co np. św. Paweł mówił o sobie:

"Jestem bowiem
najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży" (1 Kor 15,9, BT).

Ten sam Paweł stwierdził jednak również:

"To wy powinniście wyrażać mi uznanie.
W niczym przecież nie byłem mniejszy od wielkich apostołów, chociaż jestem niczym" (2 Kor 12,11, BT).

     Skoro więc Paweł mógł stwierdzić, że jest zarazem mniejszy i równy Apostołom, to również Ewangelia Jana może dawać taki sam osąd o Jezusie i Ojcu w J 5,18 i 14,28, i nie musi być między tymi stwierdzeniami sprzeczności, skoro mogą dotyczyć czegoś innego.

Zaś co do powyższego wersu z Mk 13,32, zgodnie z którym Jezus nie wiedział czegoś, co wie Ojciec, to ten wers nie musi ujmować niczego Jezusowi względem tego co miałby Ojciec. Gdyby rozumowanie antytrynitarzy zastosować tu konsekwentnie to wyszłoby na to, że Ojciec jest z kolei mniejszy od Syna, skoro nie wie tego co wie Syn, bowiem zgodnie z Ap 19,12 (por. też Ap 2,7) nikt nie zna imienia Syna tylko On sam (co wykluczałoby Ojca) [3]. Widać do jakich autodestrukcyjnych absurdów może prowadzić zbyt dosłowne i sztywne interpretowanie przez antytrynitarzy pewnych sformułowań w Biblii.

Następnie, kwestia bycia mniejszym w Biblii dość płynnie i niejasno w rzeczywistości określa czyjś status. Nie jest on w rzeczywistości jasno określony, stały, jest dość relatywny. Ktoś kto jest w Biblii określony jako ktoś "mniejszy" niż inni, wcale nie musi być zatem z tego powodu kimś, kto nie jest równy komuś innemu pod względem natury. Piszę o równości natur, bowiem niżej sam Wiśniewski roztrząsa właśnie zagadnienie równości Syna z Ojcem w aspekcie natury ("
Jezus nazywając Boga swym Ojcem, czynił siebie równym w znaczeniu posiadania przez siebie tej samej natury co Ojciec podczas swego pobytu na ziemi"). Spytajmy więc, czy fakt, że ktoś jest wedle Biblii mniejszy od kogoś decyduje od razu o tym, że jego natura jest "niższa" niż natura tego od kogo jest on mniejszy? Wcale nie. Przypatrzmy się pewnym innym tekstom mówiącym o tym, że, ktoś jest "mniejszy" od kogoś innego, lub ktoś inny jest "większy" od niego:

"Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody" (Mt 10,42, BT; por. Mt 25,40,45).

     Czy ten, któremu podaje się wodę ma jakąś gorszą naturę niż inni ludzie, lub nie jest już im równy, skoro został nazwany "najmniejszym"? Oczywiście, że nie. Wszyscy ludzie są przecież równi.

"Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on" (Mt 11,11,BT; por. też Łk 7,28).

     Tutaj podobnie. Czy Jan Chrzciciel ma jakąś gorszą naturę niż inni ludzie, lub nie jest już im równy, skoro został nazwany zarazem "najmniejszym" w królestwie niebieskim i "największym" na ziemi? Oczywiście, że nie. Wszyscy ludzie są przecież równi. Ten tekst jest bardzo dobry także pod innym względem. Zauważmy mianowicie, że gdyby potraktować go dosłownie, to wyszłoby na to, że Jan Chrzciciel jest większy nawet od Jezusa. A przecież Chrzciciel twierdził zarazem, że nie jest godzien Jezusowi zawiązać nawet rzemyka w sandałach (J 1,27).

     Mało tego, okazuje się bowiem, że można być kimś najmniejszym i największym zarazem:

"Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest
najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki" (Łk 9,48, BT).

"Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest
największy w królestwie niebieskim" (Mt 18,4, BT).

Jak widać, biblijne rozumienie słowa "większy", "mniejszy", jest dość relatywne i dwuznaczne. Zdaniem Biblii można być kimś najmniejszym i największym zarazem. Tym samym tekst biblijny z J 14,28, mówiący nam o tym, iż Jezus jest "mniejszy" niż Ojciec, nie może być w sposób jednoznaczny przeciwstawiany stwierdzeniu z J 5,18, mówiącemu nam o tym, że Jezus jest równy Ojcu.

Jeśli zaś traktować słowa Jezusa wężej (tzn. w rozumieniu takim, iż nie chodziło Mu o absolutną równość) wówczas pada cały argument trynitarzy. Zasadza się on bowiem w tym momencie na równości Boga z Jezusem jedynie w pewnych (nie wszystkich) aspektach.

Odpowiedź:

     Biedny jest Bóg antytrynitarzy. Tyle rzeczy nie może. A jeśli już nie daj Boże ten Bóg miałby być choćby dwiema Osobami, to wtedy jedna Osoba musi toczka w toczkę robić to samo co pierwsza. Jeśli zaś ta Osoba zrobi cokolwiek innego niż z reguły czyni pierwsza z Osób, np. zechce się jakkolwiek uniżyć i ograniczyć przez fakt wcielenia, to wtedy już "nie może" Ona być Bogiem, bo wtedy antytrynitarze zaraz przystąpią do Niej "z linijką" i każdą milimetrową różnicę między tymi Osobami potraktują jako zaprzeczenie boskości jednej z tych Osób. Tak sztywno przebiega powyższe rozumowanie. Wedle tego rozumowania tylko "absolutna równość" (pojmowana przez antytrynitarzy niemal w kategoriach zakresu posiadanej władzy dyktatorskiej) Ojca z Synem, wprost pod każdym względem, mogłaby być jako takim potwierdzeniem, iż Syn może być Bogiem. Tak naprawdę jest to jednak tylko przecedzanie komara. Każdy trynitarz uważa za oczywistość, że skoro Druga Osoba Boga zechciała wcielić się, to w tym aspekcie była Ona mniejsza od Ojca, choćby dlatego, że była ograniczona tym co ludzkie. Ojciec nie miał oczywiście takiego ograniczenia, bo nie był wcielony. W takiej sytuacji oczywiste jest to, że mówienie o "absolutnej równości" Osób jest utopią. Jednocześnie każdy trynitarz uważa za rzecz oczywistą, że ten sam Syn w aspekcie tego co boskie (a nie w aspekcie wcielenia, które uniża Syna względem Ojca) wciąż pozostawał równy z Bogiem, i ten paradoks nikomu z trynitarzy nie przeszkadza (rzeczywistość składa się paradoksów). Nie biegamy za Bogiem z linijką, na siłę szukając domniemanych różnic między Osobami, które na zasadzie "ilościowego wyliczenia" określiłyby, w jakim procencie wcielony Syn nie jest już Bogiem, właśnie z powodu faktu wcielenia. To takie dzielenie Pana Boga na kawałki za pomocą milimetrów i linijek mówiących nam o czymś "absolutnym" lub nie, oczywiście tylko i wyłącznie wedle naszych subiektywnych kategorii. Czy jednak owe subiektywne kategorie antytrynitarzy, oceniające co przynależy lub nie do "absolutnej boskości" muszą być już słuszne? Wcale nie.

A z tym z kolei, antytrynitarze mogą się zgodzić: Jezusowi zostały dane pewne atrybuty, które cechują Boga (nie dowodzi to jednak absolutnie twierdzenia, iż Jezus jest bytowo tożsamy z Bogiem tworząc trójosobowego Boga Najwyższego). Aby uciec od powyższych wniosków trzeba przyjąć, iż Jezus nazywając Boga swym Ojcem, czynił siebie równym w znaczeniu posiadania przez siebie tej samej natury co Ojciec podczas swego pobytu na ziemi. I tak właśnie interpretują to trynitarze. Czy jednak z faktu nazywania Boga swym Ojcem wynika jednakowość natur? Jak w takim razie należałoby rozumieć poniższe słowa?

Rzym. 8:16-21
16. Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy.
17. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli.
18. Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić.
19. Bo stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych,
20. Gdyż stworzenie zostało poddane znikomości, nie z własnej woli, lecz z woli tego, który je poddał, w nadziei,
21. Że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia ku chwalebnej wolności dzieci Bożych.
(BW)

Jeśli wniosek trynitarzy jest prawdziwy, to czy wówczas wszystkie "dzieci/synowie" z zacytowanych powyżej wersetów stanowią część wieloosobowego Bóstwa? Czy z faktu modlenia się przez nas "Ojcze nasz" wynika wniosek o naszej równości z Bogiem? Czy apostoł Jan nazywając Boga Ojcem czynił się równym Bogu? Nie sądzę aby ktokolwiek tak myślał. Podobnie nie sądzę aby myślał tak apostoł Jan.

Odpowiedź:

Mówiąc o naszym synostwie Paweł mówi w rzeczywistości o zupełnie innym synostwie, niż synostwo Jezusa, stąd powyższe teksty nie są adekwatne, nie mówią o tym samym, dlatego porównanie Wiśniewskiego jest tutaj zupełnie nietrafne. Nasze synostwo jest przybrane, nie determinuje więc naszej natury tak jak Synostwo Jezusa determinuje Jego naturę. Paweł rozwija temat naszego synostwa w tym samym liście do Rzymian (we fragmencie stanowiącym wprowadzenie do powyższego cytatu, który Wiśniewski już ominął przytaczając ten tekst) a także w innych miejscach, twierdząc, że jest to synostwo przybrane, zatem innego rodzaju:

"Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha
przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze!" (Rz 8,15, BT).

"Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać
przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej" (Ga 4,4-7, BT).

"Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako
przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym" (Ef 1,5-6, BT).

Nasze synostwo jest więc zupełnie inne niż Synostwo Jezusa. I tak jak syn przybrany nie jest takim synem jak syn rodzony, tak i my przez fakt swego przybranego synostwa bożego nie mamy takiego uczestnictwa w naturze Ojca, jakiego doświadcza Jezus na mocy Synostwa zupełnie innego rodzaju. Po prostu te rzeczywistości są nieadekwatne. Poza tym, zacytowany przez Wiśniewskiego tekst nie mówi tak jak J 5,18 o Jezusie, że my przez fakt swego synostwa również jesteśmy "równi Bogu".

Podsumowując: to nie jest tekst łatwy. Dla mnie osobiście jednak, argumenty przemawiające za jego nietrynitarnym rozumieniem wydają się być bardziej przekonywujące. Dlatego przychylałbym się do opinii uznającej słowa Jana jako przedstawienie przez niego fałszywych zarzutów w stosunku do Jezusa.

Odpowiedź:

     
     W powyższym tekście ukazałem odmienny punkt widzenia na te kwestie, niż ten, który prezentował Wiśniewski, co mam nadzieje było choć trochę interesujące.

 


 


[1]Por. Arkadiusz Wiśniewski, Czy Jezus czynił siebie równym Bogu?, http://www.arekwis.republika.pl/doktryna/trojca/rownosczbogiem.html .
[2]Rozszerzenie tematyczne wspomnianej tu kwestii można znaleźć w tekście Grzegorza Żebrowskiego pt. Syn równy Ojcu – omówienie wersetu J 5,18, http://www.trynitarysci.republika.pl/artykuly/gz/rownyojcugz.html .
[3]Por. Grzegorz Żebrowski, Wszechwiedza Jezusa i Ducha Świętego, http://www.trynitarysci.republika.pl/artykuly/gz/wszechwiedzagz.html , gdzie szerzej omawiano tę kwestię.


 

Jan Lewandowski - Marzec 2004

Kontrowersje związane z J 5,18


     

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane