O.K.

Trzej Królowie, ignorancja i plagiat (recenzja)

dodane: 2020-12-21
0
Trzej Królowie, ignorancja i plagiat (recenzja)
Książka Romana Zająca „Trzej Królowie: Tajemnica Mędrców ze Wschodu” omawia rozwój legendy Mędrców ze Wschodu. Niestety, rozdział o Gwieździe Betlejemskiej nie dość, że zawiera masę bałamutnych bzdur, to jeszcze niektóre jego fragmenty są wyraźnie „zapożyczone” z mojego artykułu pt. „Gwiazda Betlejemska-polemika”.

Roman Zając, „Trzej Królowie: Tajemnica Mędrców ze Wschodu”, Znak, Kraków 2020

 

Na święta Bożego Narodzenia 2020 Wydawnictwo Znak wydało popularnonaukową książkę biblisty, autora licznych publikacji, również popularnonaukowych, Romana Zająca pt. „Trzej Królowie: Tajemnica Mędrców ze Wschodu”. Książce towarzyszyła intensywna kampania marketingowa. Na tylnej okładce napisano: „Roman Zając jako pierwszy zebrał całą dostępną wiedzę dotyczącą Mędrców ze Wschodu”. Jak się jednak okaże, jest to twierdzenie mocno na wyrost. Książka Zająca to głównie popularne omówienie licznych legend, jakie powstały na temat opisanej w Ewangelii Mateusza (Mt 2,1-16) wizyty Magów ze wschodu, w późniejszej tradycji określonych jako Trzej Królowie. Samej analizie historycznej tego ewangelicznego epizodu Zając poświęca stosunkowo mało miejsca, a jeszcze mniej przyczynie podróży Magów do Betlejem, czyli Gwieździe Betlejemskiej. Tej ostatniej poświęcony jest zaledwie jeden rozdział (VIII, str. 200-259), który niestety: 1) pełen jest bałamutnych stwierdzeń pokazujących ignorancję autora w temacie, 2) zawiera wyraźne zapożyczenia z mojego artykułu na temat Gwiazdy Betlejemskiej („Gwiazda Betlejemska -polemika”), którego Zając nie dość, że w znacznej mierze nie zrozumiał, to jeszcze nie ważył się przytoczyć w zamieszczonej na końcu książki bibliografii.

Jest to zarzut najpoważniejszy, jaki można postawić wspomnianej książce Zająca, dlatego należy oczywiście podać jego solidne uzasadnienie, które zaraz przedstawię. Najpierw jednak należy powiedzieć, że większą część wspomnianego VIII rozdziału stanowią: omówienie roli gwiazd w Biblii, proroctwo Balaama o gwieździe Mesjasza w Księdze Liczb (Lb 24,17), a także opisy Gwiazdy i jej jakoby cudownego zachowania w pismach Ojców Kościoła, apokryfach i legendach. Samym hipotezom astronomicznym odnośnie identyfikacji Gwiazdy poświęcone jest bardzo niewiele miejsca, przy czym niestety właśnie te krótkie streszczenie naukowych hipotez pełne jest bzdur, banałów, bałamutnych twierdzeń, oraz właśnie wykrzywionych zapożyczeń z mojego artykułu. Zając wyraźnie stara się faworyzować pogląd, jakoby Gwiazda była cudownym, niewytłumaczalnym zjawiskiem. Oczywiście prywatnie ma prawo mieć pogląd w temacie Gwiazdy, jaki tylko chce, jednak pisząc książkę dla szerokiej publiczności, powinien przedstawiać wiadomości w sposób rzetelny, a tak niestety nie jest.

Omówmy zatem zarzuty wobec publikacji Zająca:

 

Fragmenty wyrwane z mojego artykułu

To mocne stwierdzenie domaga się oczywiście mocnych dowodów. Poniżej je przedstawię, porównując fragmenty mojego artykułu z książką Zająca. Co prawda mój artykuł, oryginalnie opublikowany w grudniu 2018 przeszedł kilka pomniejszych rewizji, co do pewnych szczegółów, gdy dodawałem do niego nieco nowych informacji, jednak ostatnie zmiany przed publikacją książki Zająca miały miejsce w styczniu 2020 r.

***[Gwiazda Betlejemska -polemika]: Tu trzeba wspomnieć jakimi terminami Chińczycy oznaczali komety oraz gwiazdy nowe. Terminy te są zasadniczo trzy (aczkolwiek, zwłaszcza odnośnie komet występują też inne rzadziej stosowane). Pierwszy z nich to hui-hsing (lub w innych transkrypcjach sui-hsing, sao-hsing, huixing -Ho Peng Yoke stosował transkrypcję Wade'a, której się tu trzymamy, obecnie najpowszechniejsza jest transkrypcja pinyin) „gwiazda miotła”. Termin ten normalnie oznacza kometę z wyraźnie widocznym ogonem

[...]

Jeśli chodzi o szacowany okres w którym urodził się Chrystus, mamy dwie interesujące wzmianki:

W drugim roku ery Jìanpíng(panowania cesarza Han Aidi, 5 r. p.n.e.) w drugim miesiącu(pomiędzy 10 marca a 7 kwietnia) huipojawiła się w gwiazdozbiorze Wołu (Chhien-Niu), widoczna była przez ponad 70 dni.(nr 63 Ho).

Jest to zapis z dzieła historycznego „Księgi Wcześniejszych Hanów” (Han-shu), ukończonej około 111 r. n.e., oficjalnej chińskiej historii dziejów tejże dynastii. Gwiazdozbiór[6] Wołu tworzą m.in. gwiazdy alfa i beta Capricorni, a więc w naszej kulturze jest to fragment gwiazdozbioru Koziorożca. ***

***[Trzej Królowie: str. 232-233]: Pomocne okazują się źródła chińskie. Księga wcześniejszych Hanów (Cz’ien Han-shu), ukończona około 111 roku, wspomina, że w drugim roku ery Jianping, za panowania cesarza Han Ai Ti (czyli w 5 roku p.n.e.), w gwiazdozbiorze Wołu (Ch’ien-Niu), czyli według naszej nomenklatury w gwiazdozbiorze Koziorożca, pojawiła się „gwiazda miotła” (w oryginale hui-hsing, a wedle innych transkrypcji sui-hsing, sao-hsing, huixing). Termin ten oznacza prawdopodobnie kometę z wyraźnym ogonem. Według chińskich źródeł można ją było widzieć na niebie przez ponad siedemdziesiąt dni. ***

***[Gwiazda Betlejemska -polemika, przypis 21]: Streszczenie hipotezy Molnara polski czytelnik znajdzie w pracy Jarosława Włodarczyka, Tajemnica Gwiazdy Betlejemskiej, Świat Książki 2005, str. 135-156. Książka Włodarczyka jest jedyną wydaną w Polsce „poważną” pozycją książkową poświęconą zagadnieniu Gwiazdy Betlejemskiej, którą można uznać za wartościową. ***

***[Trzej Królowie: str. 232-233]: Zainteresowanych bardziej szczegółowymi analizami polecam świetną książkę Jarosława Włodarczyka Tajemnica Gwiazdy betlejemskiej (2005) która jest jedyną wydaną w Polsce „poważną” publikacją na ten temat. ***

***[Gwiazda Betlejemska -polemika, przypis 45]: Kasjusz Dion pisze (Historia Rzymska LIV, 29,8) o Komecie Halleya która pojawila się w 12 r. p.n.e. ἄστρον ὁ κομήτης ὠνομασμένος , astron o kometes onomasmenos, „gwiazda zwana długowłosa/kometą”. ***

***[Trzej Królowie: str. 232]: Rzymski historyk Kasjusz Dion określił ją mianem „gwiazdy zwanej długowłosą” (ho astron ho kometes onomasmenos)38 (przypis 38: Zob. Historia rzymska LIV 29, 8) *** (na dzień dzisiejszy nie istnieje polskie tłumaczenie LIV księgi Historii rzymskiej, a tłumaczenie „gwiazda zwana długowłosą” jest moim własnym).

Mniej oczywisty jest ten fragment, odnośnie wzmianek w Iz 60,6 o darach złota i kadzidła:

***[Gwiazda Betlejemska -polemika]: Tym bardziej dodaje to historycznej wiarygodności opowieści Mateusza -nawiązania do konkretnych proroctw Starego Testamentu są tam ewidentne, dlaczego -jeśli miałby to być fikcyjny midrasz, ułożony na podstawie tychże proroctw - nie pójść o krok dalej i nie napisać wprost o monarchach? ***

***[Trzej Królowie: str. 30]: Gdyby jednak Mateusz stworzył swoją opowieść na podstawie wspomnianych wyżej fragmentów Starego Testamentu, dlaczego nie uczynił gości ze Wschodu królami, jak zrobiła to późniejsza tradycja? ***

Jest to dlatego mniej oczywisty fragment, jako że możliwe jest, że Zając (lub ktoś inny, kogo przytacza) mógł niezależnie wpaść na pomysł tego argumentu. W książce Zająca mogę znaleźć więcej prawdopodobnych nawiązań do mojej pracy, jednak to, co przytoczyłem, myślę że wystarczy. Oczywiście prace popularnonaukowe rządzą się swoimi prawami i w przeciwieństwie chociażby do prac stricte naukowych, nie ma tam obowiązku przytaczania wszystkich referencji, i dokładnego podania źródła, na które się powołuje. Niemniej jednak problem jest taki, że wybiórczo podając stwierdzenia z mojego artykułu, Zając świadomie zlekceważył niemal wszystkie jego istotne wnioski i konkluzje. Myślę, że postąpił przez to w sposób nieuczciwy, nawet nie tyle wobec mnie, ile przede wszystkim w stosunku do czytelników swojej książki, których po prostu wprowadza w błąd. Co będzie omówione w kolejnym punkcie.

 

Rzekoma „niewytłumaczalność” Gwiazdy Betlejemskiej

 

W swojej książce Zając pisze:

***[Trzej Królowie: str. 239]: Wszystkie te przedstawione powyżej rozważania astronomów na temat tego, czym mogła być Gwiazda Betlejemska, i próby jej astronomicznej identyfikacji z pewnością dla niektórych ludzi są bardzo interesujące, ale wynikają z błędnego założenia, że chodzi o coś, co da się wytłumaczyć w ramach astronomii. Tymczasem żadne zjawisko astronomiczne nie jest w stanie wyjaśnić „dziwnego” zachowania Gwiazdy Betlejemskiej. ***

Tu na wstępie rzucę uwagę, że żadne znane nam zjawiska astronomiczne nie potrafią wyjaśnić takiej dziwnej rzeczy, jak istnienie ultrawysokoenergetycznych cząstek promieniowania kosmicznego (Ultra High Energy Cosmic Ray, UHECR) -przynajmniej w takiej ilości, jaką obserwujemy. I co z tego miałoby niby wynikać? Że takich cząstek nie ma, albo że są to zjawiska cudowne?

W swoim artykule na temat Gwiazdy Betlejemskiej pokazałem, że problem z Gwiazdą Betlejemska w relacji Ewangelii Mateusza nie polega na tym, że nie potrafimy znaleźć zjawiska astronomicznego, które pasowałoby do relacji Mateusza. Wprost przeciwnie -cały problem polega na tym, że możemy ją dopasować do niemal DOWOLNEGO zjawiska astronomicznego. Bo relacja Mateusza o Gwieździe i jej zachowaniu jest tak ogólnikowa, że można z niej wyczytać praktycznie wszystko, dopasować do wszystkiego. Ale zacytujmy dalsza część tekstu Zająca, na czym miałoby polegać to „dziwne zachowanie” Gwiazdy:

***[Trzej Królowie: str. 239-240]: O ile w pierwszej części perykopy znajdziemy po prostu informację, że została ona zaobserwowana przez Magów na niebie39 (przypis 39: Mt 2, 2.7), o tyle w drugiej części perykopy (po czasowym zniknięciu i pojawieniu się ponownie) zachowuje się już w sposób nietypowy. Czytamy, że „szła [proegen] przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się [esthate] nad miejscem, gdzie było Dziecię” (Mt 2, 9-10). Choćby się nie wiem jak wysilać, taki opis nie odpowiada ani koniunkcji planet, ani supernowej, ani nawet komecie. Jak Gwiazda mogła sobie wędrować i zatrzymać się dokładnie nad jakimś miejscem? Poza tym – jeśli prowadziła Magów, należałoby założyć, że dostosowywała swoje tempo do powolnych wielbłądów lub koni. ***

Zając oczywiście dobrze wie w jaki sposób, bo przecież czytał mój artykuł, gdzie była odpowiedź, tylko jakoś nie raczył tej odpowiedzi przytoczyć czytelnikom swojej książki. W moim artykule przytoczyłem dokładną analizę mówiących o Gwieździe fragmentów Ewangelii Mateusza i jak można je dopasować do różnych zjawisk astronomicznych. Tu trzeba wspomnieć, że taka skrupulatna analiza powinna się znaleźć w KAŻDYM poważnym opracowaniu na temat Gwiazdy Betlejemskiej. Podobnie jak równie skrupulatna analiza dalekowschodnich wzmianek historycznych o obiektach astronomicznych obserwowanych w przypuszczalnym czasie narodzenia Chrystusa. Niestety, w temacie Gwiazdy Betlejemskiej, ignorancja większości biblistów co do astronomii i historii astronomii, dorównuje tylko ignorancji niektórych astronomów, jeśli chodzi o biblistykę, analizę tekstu biblijnego i realia historyczne, jeśli chodzi o poglądy starożytnych odnośnie związku ciał niebieskich z wydarzeniami na Ziemi (to ostatnie dzielą z biblistami).

Nie będę tutaj powtarzał całej analizy, jaką przeprowadziłem w poprzednim artykule. Zacytuję tylko pewne fragmenty, pokazujące najprostsza możliwą interpretację:
 

***[Gwiazda Betlejemska -polemika]: Gwiazda poprzedzała Magów w drodze z Jerozolimy na południe, do Betlejem. Dotyczy to wszelkich ciał niebieskich widocznych na wschodniej połowie nieba -”idą” one z kierunku wschodniego w kierunku południa, gdzie górują. Jest to trywialne stwierdzenie, jednak jak najbardziej dopuszczalne jeśli chodzi o Mateuszową opowieść.

[…]

Gwiazda, podczas drogi Magów do Betlejem mogła również w którymś momencie pozornie znaleźć się ponad domkiem, w którym, jak Magowie się później dowiedzieli, mieszkała Święta Rodzina. Mateusz zaś relacjonowałby to ex post, na podstawie wiedzy, co już się później wydarzyło. W mowie potocznej często się mówi że np. Księżyc, albo planeta, „stanął” nad jakimś domem, czy innym miejscem. Patrz np. wiersz Teresy Bogusławskiej, nastoletniej poetki z czasów II Wojny Światowej, „Jakże tu można zasnąć?”[34]

Jakże tu można zasnąć,

Kiedy księżyc stanął ponad sosną

Nikt oczywiście ten wers nie odczytuje w taki sposób, w jaki niektórzy odczytują opowiadanie o Gwieździe Betlejemskiej, że Księżyc niby stał fizycznie bezpośrednio nad sosną! Nigdzie też nie ma wymagania, że dany obiekt musiał np. stanąć w zenicie, dokładnie pionowo ponad danym miejscem (a w przypadku Polski niemożliwe jest by Księżyc -którego orbita jest nachylona pod kątem 5 stopni do ekliptyki -stanął w zenicie chociażby nad sosną)[35] ***

Jest to najprostsza możliwa interpretacja relacji Ewangelisty Mateusza, co nie znaczy, że jedyna możliwa. I to taka interpretacja, którą właśnie można dopasować niemal do KAŻDEGO zjawiska astronomicznego. Każdy obiekt na niebie (z wyjątkiem może meteorów oraz nieistniejących w starożytności sztucznych satelitów) porusza się w ruchu dobowym w kierunku ze wschodu na zachód, przekraczając południk. Każdy obiekt na niebie może się w jakimś momencie pozornie znaleźć się ponad jakimś miejscem czy obiektem na Ziemi, tak jak Księżyc nad sosną. Tylko że nikt nie będzie twierdził o wierszu pewnej polskiej poetki, że opisuje sytuację niemożliwą, tak jak odnośnie Gwiazdy Betlejemskiej wmawiają rzesze rozmaitych krytyków biblijnych w swym totalnym zidioceniu. Inny przykład. Znany popularyzator amatorskiej astronomii i odkrywca licznych komet, David H. Levy (który notabene, nigdy nie studiował astronomii!), w swojej znakomicie napisanej książce „Niebo: poradnik użytkownika” (Prószyński i Spółka, 1996, tłumaczenie: Michał Szymański) zamieścił taką oto autobiograficzną wzmiankę (str. 110):
 

Pewnego letniego dnia 1964 roku próbowałem wieczorem obserwować Jowisza za pomocą 20-centymetrowego teleskopu zwierciadlanego. Planeta właśnie wschodziła nad domem mojego sąsiada.

Nikt zdrowy na umyśle nie będzie się w tej wzmiance doszukiwał rzeczy niemożliwych, że niby Jowisz, planeta 11 razy większa od Ziemi, znalazł się nagle nad podmiejskim domem. I pewnie takich przykładów można mnożyć. W języku potocznym powszechne jest bowiem mówienie, że jakieś ciało niebieskie pozornie znalazło się ponad jakimś miejscem na Ziemi. Zając zaś sam wspomina:

***[Trzej Królowie: str. 26]: Analogicznie -gdyby ktoś poprosił mnie o opisanie zachodu słońca, nie pisałbym artykułu o tym, że słońce w ogóle nie zachodzi, bo to złudzenie wynikające z faktu, że Ziemia wykonuje obrót wokół własnej osi. ***


Ewangelista Mateusz zaś, przytaczając opis Gwiazdy Betlejemskiej, nie chciał zapewne dać nam dokładnego opisu ze wszystkimi szczegółami, co się dokładnie, w jaki sposób wydarzyło, czy Magowie jechali na wielbłądach, osłach czy kucach (czy szli na piechotę), lecz zwrócić uwagę na związek Gwiazdy z Chrystusem. Na co zwracali uwagę Ojcowie Kościoła i inni późniejsi egzegeci, łącząc opis Gwiazdy z proroctwem Balaama z Lb 24,17, gdzie Gwiazda jest utożsamiana z Mesjaszem. Zając na str. 257 przytoczył wykład Orygenesa z Homilii 18 o Księdze Liczb, 4, który i ja przytoczyłem w swoim artykule. Orygenes na podstawie tego, że Ewangelia Mateusza milczy o dalszych losach Gwiazdy Betlejemskiej, wysuwa wniosek, że Gwiazda pozostała złączona z Chrystusem na zawsze, podobnie jak Duch Święty, który w postaci gołębicy zstąpił na Chrystusa podczas Jego chrztu. Dalej Zając pisze:

***[Trzej Królowie: str. 257]: Trudno powiedzieć, co Orygenes rozumiał przez stwierdzenie, że „Gwiazda pozostała w Chrystusie”. Jakoś w Niego wniknęła? Znajdowała się nad Nim przez cały czas, niewidzialna dla ludzi? Orygenes pewnie sam nie potrafiłby tego wytłumaczyć. ***

A mnie zaś trudno zrozumieć, jak wykształcony, doświadczony biblista, jak Zając, nie może zrozumieć, że interpretacja Orygenesa jest alegoryczna, w czym był on przecież mistrzem. Orygenes odnosi się do wszelkich subtelności znaczeniowych i niedomówień w tekście zarówno Pięcioksięgu, jak i Ewangelii. Chyba że chodzi po raz kolejny o wmówienie czytelnikom, że Gwiazda nie mogła być zjawiskiem naturalnym… Wracając jednak do pierwotnego tekstu Ewangelisty, to jak już było powiedziane, nie opisuje on dokładnie przebiegu wizyty Magów w Betlejem, lecz stara się on zwrócić uwagę na powiązanie pomiędzy Gwiazdą a Jezusem, z którą On, jako Mesjasz, w myśl proroctwa Lb 24,17 jest utożsamiany. I jest w tym niezwykle subtelny, w swej zapewne prawdomówności, nie zmyślał fałszywych bajek, w przeciwieństwie do autorów późniejszych apokryfów. Jaki był dokładnie przebieg wydarzeń, tego nie wiemy, jednak Mateusz Ewangelista wykorzystał podwójne znaczenia słowa ἐπάνω – epano, które może być tłumaczone zarówno jako „ponad”, jak i „na”. Gwiazda mogła być zarówno (pozornie, obserwowana przez Magów) ponad miejscem „gdzie było Dziecię”, wysoko na niebie, jak i „na miejscu, gdzie było Dziecię”. A jak dokładnie było, tego już Mateusz nie mówi... I dopiero w kolejnym, 10 wersecie, opowiada, że Magowie „ujrzawszy Gwiazdę, wielce się uradowali”, łącząc w ten sposób Dziecię z Gwiazdą. A to kiedy w rzeczywistości (o ile jeszcze w ogóle wierzymy w istnienie obiektywnej rzeczywistości) Magowie się uradowali, widząc Gwiazdę, jest sprawą drugorzędną, podobnie jak kwestia czy przy zmartwychwstaniu Jezus anioł odwalił kamień od grobu przed, czy w momencie przybycia niewiast (Mt 28,2). Alegoryczne utożsamianie Gwiazdy z Jezusem na podstawie tekstów biblijnych to coś, co wykształceni teolodzy dobrze rozumieli. Na potrzeby jednak prostego ludu prawdę tę wykładano, wymyślając fantazyjne opowiadania w apokryfach, ludowych legendach, oraz kazaniach.

Zając wspomina o rzekomym „czasowym zniknięciu i pojawieniu się ponownie” Gwiazdy. NIGDZIE w tekście Ewangelii nie ma takiego stwierdzenia, ani nie można go w żaden sposób wprost z niego wywnioskować (mimo iż takie fałszywe wnioski nieraz wyciągano). O czym też pisałem w swoim artykule, który Zając przeczytał. Próbowano to wnioskować z tego, iż Ewangelista ponownie wspomina Gwiazdę po wyruszeniu Magów z Jerozolimy do Betlejem, jednak twierdzenie, że wcześniej Gwiazda była niewidoczna to non sequitur. Twierdzenia, że Gwiazda była przewodnikiem, i prowadziła bezpośrednio Magów do Jerozolimy, gdzie, nie widząc Gwiazdy, się zgubili, to bajki apokryfów. Inna próba odnosiła się do tego, iż Herod wypytywał dokładnie Magów o czas ukazania się Gwiazdy, co miałoby wskazywać na jej niewidoczność (przynajmniej dla Heroda). Ponownie nie można tu wyprowadzić wynikania. Informacja o czasie stanowi w tekście Ewangelisty łącznik, łączący wizytę Magów w Jerozolimie z decyzją zabicia dzieci w Betlejem „do lat dwóch”. Poza tym nic dziwnego, że paranoiczny Herod wypytywał Magów o takie szczegóły, jak dokładny czas ukazania się Gwiazdy (tzn. z jaką dokładnością, pojedynczych dni?), tym bardziej iż w określeniu tego bezpośrednimi obserwacjami w Judei mogła przeszkodzić chociażby pogoda. Także wzmianka o rozkazie Heroda zamordowania „dzieci do lat dwóch” ( ἀπὸ διετοῦς καὶ κατωτέρω apo dietous kai katotero w oryginale, a bimatu et infra według przekładów łacińskich, natomiast intra bimatum według Makrobiusza, Saturnalia II ,4,11), nic nam nie mówi tak naprawdę o czasie ukazania się Gwiazdy, bo, jak pisałem w swoim artykule, wzmianka ta odnosi się najpewniej do dzieci poniżej 1 roku życia (czyli według starożytnego sposobu liczenia, nieznającego liczby zero, poniżej „dwóch lat”), niemowlaków. Inaczej tak precyzyjne określenie wieku dziecka nie ma sensu, bo nie ma sposobu, by odróżnić jednoznacznie dziecko 2-letnie od 3-letniego. Czyli wniosek jest taki, że relacja Mateusza w żaden sposób nie pozwala nam określić, czym była Gwiazda Betlejemska, zatem można próbować dopasowywać ją do właściwie dowolnego zjawiska astronomicznego.

A wzmianki jakoby Gwiazda miała poruszać się z prędkością wielbłąda czy konia, to nawet nie wypada komentować.

[Edycja 06.01. 2021, w Święto Trzech Króli]: A może jednak pewien komentarz warto dołożyć.

Mianowicie przypomniała mi się wzmianka o komecie widocznej podczas wyprawy Timoleona z Koryntu na Sycylię (w 344 r. p.n.e.). Znajduje się ona u piszącego w I w. p.n.e. Diodora Sycylijskiego (Biblioteka historyczna XVI, 66,3). Wzmianka ta w oryginale brzmi:

ἴδιον δέ τι καὶ παράδοξον συνέβη γενέσθαι τῷ Τιμολέοντι κατὰ τὸν πλοῦν, τοῦ δαιμονίου συνεπιλαβομένου τῆς ἐπιβολῆς καὶ προσημαίνοντος τὴν ἐσομένην περὶ αὐτὸν εὐδοξίαν καὶ λαμπρότητα τῶν πράξεων: δι᾽ ὅλης γὰρ τῆς νυκτὸς προηγεῖτο λαμπὰς καιομένη κατὰ τὸν οὐρανὸν μέχρι οὗ συνέβη τὸν στόλον εἰς τὴν Ἰταλίαν καταπλεῦσαι.

W czasie żeglugi przydarzyła się rzecz niezwykła i osobliwa. Otóż samo bóstwo wsparło jego plany, zapowiadając jego przyszłą sławę i świetność czynów. Przez całą bowiem noc płonęła na niebie pochodnia, prowadząc flotę aż do brzegów Italii. (przekład: Tomasz Polański)

Pochodnia” to w źródłach greckich i rzymskich bardzo częste określenie komety (choć może oznaczać również i jasny meteor). Mamy tu kolejną wzmiankę, iż wbrew bezmyślnie rozprzestrzenianym ogólnikowym stwierdzeniom, komety mogły zostać uznane również za pozytywny znak. Ale co ważniejsze, mamy wzmiankę, iż kometa-pochodnia prowadziła flotę – προηγεῖτο, proegeito. Jest to niemal dokładnie to samo wyrażenie, co προῆγεν -proegen, w przypadku relacji Mateusza. A do tego dodajmy jeszcze relację Józefa Flawiusza o komecie, jaka była zapowiedzią upadku Jerozolimy:

τοῦτο μὲν ὅτε ὑπὲρ τὴν πόλιν ἄστρον ἔστη ῥομφαίᾳ παραπλήσιον καὶ παρατείνας ἐπ᾽ ἐνιαυτὸν κομήτης.

Tak było, kiedy nad miastem stanęła gwiazda o kształcie miecza i kometa tkwiąca na niebie przez cały rok — Wojna Żydowska VI, 5, 3 (289) (przekład: Jan Radożycki)

Wyrażeniu „stanęła” odpowiada w greckim oryginale słowo ἔστη, este. Wyrażenie to jest stosowane u Mateusza w przypadku większości rękopisów bizantyńskich (pochodzących z tego samego okresu co rękopisy Flawiusza), z których w epoce nowożytnej ułożono tzw. Textus Receptus („tekst przyjęty”) Nowego Testamentu, stosowany do XIX w. (nowsze wydanie krytyczne Nestle Alanda, oparte w większości na starożytnych rękopisach ma pokrewną formę ἐστάθη, estathe).
 

Łącząc więc wzmianki Diodora i Flawiusza o kometach, otrzymujemy niemal dokładnie opis u Mateusza zachowania się Gwiazdy Betlejemskiej, mamy tam stosowane praktycznie te same wyrażenia. Zauważmy przy okazji, że te opisy również są w pewnym stopniu niejasne. W przypadku Diodora nie mamy całkowitej pewności, czy chodzi o kometę, ponadto naiwnie odczytując tekst, można by pomyśleć, że Timoleon zdoła dopłynąć z Koryntu do Italii w jedną noc. W przypadku Flawiusza tekst jest niejasny, czy Flawiusz mówi o jednym, czy o dwóch ciałach niebieskich (prawdopodobnie Flawiusz chce wyrazić dwie cechy gwiazdy, że była „o kształcie miecza” oraz „długowłosa” -κομήτης, kometes), ponadto nie wiemy, jak długo przed upadkiem Jerozolimy się to działo, i w ogóle, choć znamy z innych źródeł kilka komet w latach 60-tych I wieku, to jednak żadna nie była widoczna przez cały rok. Widzimy zatem, że możliwości nadinterpretacji jest tu nie mniej niż w przypadku relacji Mateusza, gdyby te wzmianki u Diodora i Flawiusza interpretowano równie bezmyślnie, co opowiadanie o Gwieździe Betlejemskiej. Niemniej jednak te wzmianki pokazują, że to, w jaki sposób bibliści odczytują opowiadanie o Gwieździe Betlejemskiej, stwierdzając, że nie da się go wyjaśnić w sposób naturalny, to po prostu jeden wielki WSTYD! Naprawdę nie da się tego inaczej określić, jak tylko żenada i potworne wręcz nieuctwo!

Tym bardziej że Mateusz w swej niezwykłej subtelności sam daje wskazówkę, jak najprawdopodobniej Magowie znaleźli Jezusa, wkładając w Mt 2,8 w usta Heroda słowa: udajcie się tam [do Betlejem] i wypytujcie starannie o Dziecię. Naprawdę, by znaleźć Jezusa, wystarczyło zapewne wypytać okolicznych pasterzy...

Podobno przygotowywane jest VI wydanie Biblii Tysiąclecia. Moim zdaniem, należy w nim, w opowiadaniu o Gwieździe Betlejemskiej, dokonać następujących zmian: zamienić w Mt 2,9 wyrażenie „zatrzymała się” na „stanęła”, oraz usunąć bzdurny przypis do Mt 2,2: „Ewangelia ma na myśli nadzwyczajne jakieś zjawisko (por. Mt 2,9), dlatego daremne są wszystkie próby naturalnego wytłumaczenia”.

[Koniec edycji z 06.01.2021]


Teoria Gwiazdy Betlejemskiej jako komety

 

Ponieważ chińskie źródła informują nas o pojawieniu się na wiosnę 5 r. p.n.e. obiektu opisanego jako hui, który to termin oznacza zazwyczaj kometę z wyraźnym ogonem, naturalne stało się powiązanie tego obiektu z relacją o Gwieździe Betlejemskiej. W swoim poprzednim artykule na temat Gwiazdy Betlejemskiej szczegółowo omawiałem hipotezę, iż Gwiazda Betlejemska mogła być wspomnianą kometą. Werdykt był taki, że jest to jak najbardziej możliwe, jednak nie sposób tego udowodnić (ani wykluczyć w ten sposób innych teorii odnośnie tożsamości Gwiazdy). Przypadek Mitrydatesa VI, króla Pontu tworzy pewien precedens, który pokazuje, że kometa jak najbardziej mogła zostać, szczególnie na Wschodzie, uznana za zapowiedź narodzin kolejnego wielkiego władcy. Oczywiście zapowiedzią ta nie byłoby pojawienie się pierwszej lepszej komety, lecz specyficzne szczegóły, wygląd, czy określony ruch na niebie. Kometa jest jedynym widocznym gołym okiem obiektem astronomicznym (może z wyjątkiem meteorów), które może przyjmować kształt podobny do berła z przepowiedni Balaama z Księgi Liczb (Lb 24,17). Powiązanie komety z 5 r. p.n.e. z Gwiazdą Betlejemską wydaje się najprostszą i najnaturalniejszą rzeczą. Jednak istnieje to zastrzeżenie, że ze względu na swoją ogólnikowość, opis Mateusza nie daje pewności czy mamy rzeczywiście do czynienia z kometą. Komety nie pojawiają się często, więc pojawienie się komety w czasie przypuszczalnego narodzenia Chrystusa jest czymś, co niewątpliwie zasługuje na uwagę. Poprzednia historyczna wzmianka o komecie dotyczy Komety Halleya z 12 r. p.n.e. (nie licząc prawdopodobnie pomylonej wzmianki z 10 r. p.n.e.), następna (obok kontrowersyjnych wzmianek o zjawisku przypuszczalnie z 4 r. p.n.e.) potwierdzona wzmianka to dopiero 13 r. n.e. (być może 9 r. n.e., przed bitwą w Lesie Teutoburskim, brak jednak jednoznacznego potwierdzenia). Choć oczywiście zawsze pozostaje możliwość, że koincydencja czasowa jest czysto przypadkowa. Sam jednak fakt pojawienia się komety obala twierdzenia, iż pojawienie się Gwiazdy Betlejemska miało jakoby nie zostać odnotowane niezależnie przez kroniki. Nawet sceptycy co do istnienia Gwiazdy i zwolennicy innych teorii muszą przystanąć nad tym faktem. Dlatego też szeroko powtarzają, jak to określił Zając, „czarny PR” wobec komet jako rzekomo zwiastunek samych nieszczęść, mimo iż chociażby Orygenes, powołując się na Chajremona, wykazywał, że to nieuzasadnione uogólnienie. W ten sposób chcą zdyskredytować kometarną teorię Gwiazdy, by zrobić miejsce dla swoich, często tworzonych pod publiczkę, teorii.
 

Cóż jednak Zając ma na ten temat do powiedzenia? Co prawda przytoczył on (pokrótce) wzmianki o Orygenesie, Chajremonie, Janie Damasceńskim, Mitrydatesie i Komecie Cezara, które przytoczyłem we własnym artykule. Jednak podsumowanie jest następujące:
 

***[Trzej Królowie: str. 233]: Za hipotezą o tym, że Gwiazda Betlejemska była kometą z 5 roku p.n.e., opowiedział się między innymi Colin Humphreys.

Współcześnie wiemy już, że jądro komety to na ogół kilkunastokilometrowa bryła, stanowiąca zlepek lodu i pyłu, dlatego czasem porównuje się je do brudnej kuli śniegowej. Trzeba przyznać, że niezbyt to romantyczne i jakoś mało godne jak na zwiastuna narodzin wcielonego Boga… ***

 

Jest to argument na poziomie szyderstw starożytnego poganina Celsusa, który uważał że Jezus nie mógł być Bogiem, bo urodził się „w jakiejś zapadłej wsi żydowskiej” (Przeciw Celsusowi I, 28) i musiał jako dziecko uciekać przed Herodem z rodziną do Egiptu. Czy Zając ma czytelników swojej książki za idiotów? Równie dobrze można twierdzić, że narodziny w stajni, i bydlęcy żłób służący za kolebkę, „niezbyt to romantyczne i jakoś mało godne jak na zwiastuna narodzin wcielonego Boga…”. A tymczasem anioł, który w noc Bożego Narodzenia zapowiedział pasterzom (Łk 2,12): „to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”. Znakiem dla pasterzy, potwierdzeniem prawdomówności aniołów, nie jest wcale pojawienie się wspomnianych w następnym wersie „mnóstwo zastępów niebieskich”, lecz to, ze w Betlejem w bydlęcym żłobie leży noworodek. Nie jest to żadne zjawisko nadprzyrodzone, ale nie zdarza się też codziennie, że kobieta musi rodzić w stajni i kłaść dziecko w bydlęcym żłobie.
 

Po hipotezie komety, Zając omawia hipotezy odnoszące się do supernowych. Powiada przy tym:

***[Trzej Królowie: str. 235]: Supernowa wydaje się bardziej godnym kandydatem na Gwiazdę Betlejemską niż jakaś tam brudna kula śniegowa mknąca przez kosmiczne przestworza ***
 

Banialuki o supernowych

 

W dalszej części VIII rozdziału swojej książki poświęconemu Gwieździe Betlejemskiej Zając przytacza hipotezy o tym, że Gwiazdą miałaby być supernowa. Niestety, wykazuje on zupełny brak zorientowania w temacie. Większość tego, co przytacza o supernowych, to tak naprawdę lanie wody. W końcu jednak Zając zauważa jedną rzecz, z której istotności najpewniej nawet nie zdaje sobie sprawy:

***[Trzej Królowie: str. 233]: Po supernowej zazwyczaj pozostają jakieś zauważalne ślady (na przykład mgławica Kraba jest de facto popiołami gwiezdnej eksplozji, która zaobserwowali chińscy i arabscy astronomowie w 1054 roku w gwiazdozbiorze Byka). ***

Ano właśnie, pozostają i noszą konkretną nazwę Pozostałości po Supernowych (Supernova Remnants -SNR) -rozszerzających się chmur gazu i pyłu, rzędu nieraz wielu parseków, których wiek, na podstawie tempa rozszerzania się, potrafimy oszacować. I które to pozostałości (widoczne przede wszystkim na falach radiowych) potrafimy skatalogować. Ostatnia wersja katalogu Greena z sierpnia 2019 roku [D.A. Green(2019). “A revised catalogue of 294 Galactic supernova remnants”, Journal of Astrophysics and Astronomy, Volume 40, Issue 4, article id. 36, linkw Astrophysics Data System (ADS), inna wersja:link] zawiera rekordy 294 skatalogowanych pozostałości w naszej Galaktyce. Oczywiście katalog ten nie jest kompletny, w tym sensie, że nie zawiera zapewne wszystkich pozostałości po supernowych, jakie istnieją w naszej Galaktyce, jednak ta niekompletność dotyczy głównie trudnych do zarejestrowania pozostałości po drugiej stronie galaktycznego centrum. W przypadku pozostałości po stosunkowo niedawnych i bliskich (rzędu co najwyżej kilku kiloparseków) supernowych -a tylko takie mogły zostać zaobserwowane na Ziemi, ze względu na ekstynkcję, pociemnienie wywołane przez obecność dużej ilości pyłu w płaszczyźnie dysku Galaktyki – nie ma co oczekiwać, że pozostałość po takiej supernowej zostałaby niezauważona.

294 pozostałości po supernowych z katalogu Greena (2019 r.) nałożone na mapę nieba we współrzędnych galaktycznych w programie Aladin. Jak widać, niemal wszystkie skupiają się w płaszczyźnie naszej Galaktyki.

Istnieje jedna znana pozostałość po supernowej mająca ok. 2000 lat, oznaczona jako RCW 103 [L.M. Carter, J.M. Dickel, D.J. Bomans, „Expansion of the Supernova Remnant RCW 103”, Publications of the Astronomical Society of the Pacific, v.109, str.990-997, link w ADS]. I choć ze współrzędnych, po uwzględnieniu efektu precesji osi ziemskiej, wynika, że supernowa ta powinna być widoczna zarówno w Chinach, jak i na Bliskim Wschodzie 2000 lat temu, to jednak nie mamy żadnych wzmianek historycznych, które można powiązać z jej obserwacją. Przy czym te 2000 lat, to bardzo szacunkowa wartość, równie dobrze może być 200 lat w te lub we wte (Carter et al. nawet nie szacują niepewności). Sam fakt braku historycznej wzmianki o obserwacji supernowej nie jest niczym niespodziewanym -wiemy, że np. bardzo młoda i stosunkowo bliska pozostałość po supernowej znana jako Cassiopeia A, która wybuchła w XVII wieku (różne badania szacują moment eksplozji pomiędzy ok. 1650 a ok. 1700 rokiem) nie została (najprawdopodobniej) zaobserwowana na Ziemi, zapewne ze względu na ekstynkcję pyłu międzygwiazdowego. Stąd widzimy chociażby jak wielką bzdurą jest naiwne i bluźniercze opowiadanie ateisty, naiwnego scjentysty, biseksualisty i wielkiego ignoranta w wielu sprawach, Arthura C. Clarke’a, pt. „Gwiazda”, końcówkę którego Zając przytoczył na str. 234 swojej książki. W opowiadaniu tym uczony jezuita oblicza datę wybuchu supernowej, która zniszczyła kwitnąca pozaziemską cywilizację, i oczywiście wyszło mu „jednoznacznie”, iż musiała być to Gwiazda Betlejemska, co doprowadza go do kryzysu wiary. Prymitywny scjentyzm w najbardziej prostackiej postaci (niewielkim usprawiedliwieniem jest to, iż Clarke napisał to opowiadanie w 1955 r., kiedy wiedza o supernowych była w powijakach). Raz, taka dokładność określenia wieku dawnej supernowej na podstawie samych tylko obserwacji, bez danych historycznych, jest po prostu niemożliwa. A dwa, jak to już mieliśmy okazję dyskutować odnośnie komety (hui) z 5 r. p.n.e., nawet zbieżność czasowa nie jest tu żadnym rozstrzygającym dowodem. Na niebie mogły w tym czasie dziać się „przy okazji” różne zjawiska niezwiązane z naszą konkretną Gwiazdą Betlejemską.

Wracając jeszcze na moment do poprzedniego cytatu z książki Zająca, napisał on, iż supernową z 1054 r. zaobserwowalichińscy i arabscy astronomowie w 1054 roku w gwiazdozbiorze Byka”. Oczywiście nie wspomniał on o europejskich astronomów, bo poza jednym pobieżnym świadectwem arabskiego chrześcijanina, lekarza, który przeniósł się do Konstantynopola (który figuruje tu za „arabskich astronomów”, nie mamy żadnych jednoznacznych wzmianek o SN1054 z Europy! Pomimo iż mamy masę zachowanych źródeł ze średniowiecza, a SN1054 w gwiazdozbiorze Byka powinna być w Europie doskonale widoczna -pomimo licznych prób, nie udało się do tej pory znaleźć świadectw, które można jednoznacznie powiązać z tą supernową [F.Richard Stephenson, David, A. Green, „Was the supernova of AD 1054 reported in European history?”, Journal of Astronomical History and Heritage (ISSN 1440-2807), Vol. 6, No. 1, p. 46 - 52 (2003), link w ADS, patrz także: F. Richard Stephenson, David A. Green, „Historical Supernovae and their Remnants”, Oxford University Press 2002, str. 117-149]. Tak argumentują Stephenson i Green, którzy są uznawani za największy autorytet, jeśli chodzi o historyczne supernowe, i którzy stosują bardzo konserwatywne kryteria, wymagające bardzo solidnych podstaw do uznania historycznej wzmianki za opis obserwacji supernowych, i bardzo dobrze (co nie znaczy, że mniej jednoznacznych wzmianek i czy możliwych aluzji nie ma). Co pokazuje, jak naiwne jest oczekiwanie, że o Gwieździe Betlejemskiej powinny rozpisywać się wszystkie dzieła historyczne świata starożytnego!
 

Co jeszcze odnośnie SN1054 jest ciekawe, chińskie źródła podają, iż w 1054 roku „gwiazda gość” pojawiła się na południowy wschód od gwiazdy, identyfikowanej obecnie jako ζ Tauri. Tymczasem Mgławica Krab znajduje się na północny zachód od wspomnianej gwiazdy. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to powodem, iż niektórzy nawet uznani uczeni jak Ho Peng Yoke powątpiewali w związek Mgławicy Krab ze wspomnianą „gwiazda gościem”. Obecnie, kiedy znane jest bardzo dokładnie tempo rozszerzania się Mgławicy Krab, nikt nie ma wątpliwości, że jest to pozostałość po supernowej z 1054 roku, a w zapiski historyczne wkradł się po prostu banalny błąd. Co, w połączeniu z chociażby wcześniejszymi próbami zidentyfikowania wzmianek o SN1054 w europejskich źródłach, pokazuje, jak bardzo poplątane są dawne zapiski obserwacji astronomicznych, i jak starannej wymagają interpretacji. Przy wielu z nich, wzmianki w Ewangelii Mateusza o Gwieździe Betlejemskiej to pikuś.

Ale co to obchodzi Zająca, kiedy pisze on:

***[Trzej Królowie: str. 235]: Z kolei Mark Kidger, astronom związany z Europejską Agencją Kosmiczną, uważa, że Gwiazdą, która prowadziła Mędrców do dzieciątka, była supernowa widoczna od marca do maja w 5 roku p.n.e. w gwiazdozbiorze Orła. ***

Gdyby Zając staranniej przeczytał mój artykuł, a szczególnie przypis 16 z odnośnikami, to wiedziałby, że wszelkie próby określenia, co świeciło na niebie w 5 roku p.n.e., opierają się na interpretacji tych samych chińskich i koreańskich zapisków odnośnie hui z 5 r. p.n.e., oraz po z jakoby 4 r. p.n.e., który niektórzy uważają za pomylony zapis odnośnie obiektu z 5 r. p.n.e. Oraz że teoria Kidgera opiera się na błędnym założeniu, że pozycje tych dwóch wzmiankowanych obiektów można uśrednić oraz że brak w zapiskach wzmianek o ruchu na niebie miał oznaczać, iż tego ruchu, typowego dla komet, nie było. Że mielibyśmy do czynienia z obiektem o stałej pozycji na niebie. Gdyby Zając to starannie przeczytał, przemyślał dokładnie, i napisał o tym w książce, nie robiłby swoim czytelnikom kompletnego mętliku w głowie, i wprowadzał ich w błąd, co teraz właśnie robi!

A gdyby jeszcze dokładnie przeczytał książkę Kidgera, którą przytacza w swojej bibliografii, to wiedziałby, iż Kidger postuluje, że Gwiazdą była nie supernowa, a nowa. Ale gdzieżby tu się spodziewać, że Zając będzie w ogóle znał między tymi dwoma zjawiskami różnicę… Kidger postawił nawet hipotezę, że Gwiazdą miałaby być konkretna nowa, DO Aquilae, którą to hipotezę obalił Schaefer [Bradley E. Schaefer, „The Star of Bethlehem is not the Nova DO Aquilae (nor any other Nova, Supernova, or Comet)”, The Observatory, Vol. 133, str. 227-231, link w ADS -co do twierdzeń o komecie, polemizowałbym z Schaeferem, ale Schaefer znany jest z wygłaszania mocnych twierdzeń, święcie przekonany, że ma niepodważalną rację, w przypadku niektórych z nich okazało się później, że jednak nie].

Bardzo niedawno w serii artykułów Vogt, Hoffmann, i współpracownicy, postanowili poszukać we współczesnych, bardzo bogatych, astronomicznych bazach danych, możliwe kandydatury obiektów, których pojawienie się na niebie wzmiankują źródła dalekowschodnie, w tym wzmianek z czasów narodzin Chrystusa [Vogt, Nikolaus; Hoffmann, Susanne M.; Tappert, Claus, "On the possibilities of classical nova identifications among historical Far Eastern guest star observations", Astronomische Nachrichten, 2019, 752, 340, link w ADS; Hoffmann, Susanne, "What information can we derive from historical Far Eastern guest stars for modern research on novae and cataclysmic variables?", Monthly Notices of Royal Astronomical Society, 2019, 490, 4194, link w ADS; Hoffmann, S. M., Vogt, N., Protte, P., „A new approach to generate a catalogue of potential historical novae, Astronomische Nachrichten, 2020, 341, 79, link w ADS; Hoffmann, Susanne M. ;Vogt, Nikolaus, „Cataclysmic variables as possible counterparts of ancient Far Eastern guest stars”, MNRAS, 2020, 494, 5775, link w ADS; Hoffmann, Susanne M. ;Vogt, Nikolaus, „Counterparts of Far Eastern Guest Stars: Novae, supernovae, or something else?”, MNRAS, 2020, 496, 4488, link w ADS]. Badacze szukali wszystkiego, co można by powiązać ze wzmiankami historycznymi: pozostałości po erupcji nowych, pozostałości po supernowych, mgławic planetarnych, zmiennych kataklizmatycznych, rentgenowskich układów podwójnych, gwiazd symbiotycznych, pulsarów… Okazuje się, że w przypadku hui z 5 r. p.n.e. nie znaleziono niczego, co można by powiązać z tą wzmianką. Oznacza to, że wbrew wielu teoriom, niemal na pewno chodzi tutaj o kometę.

Dla kompletności wspomnimy o jeszcze jednej bałamutnej teorii, którą przytacza Zając:

***[Trzej Królowie: str. 235]: Frank J. Tipler, amerykański matematyk, fizyk i kosmolog, sugeruje, że Gwiazda Betlejemska była supernową lub hipernowa, której ślady zostały odkryte w pobliżu galaktyki Andromedy ***

Twierdzenia Tiplera, to typowa hipoteza o Gwieździe tworzona dla sensacji, bez najmniejszego nawet zastanowienia się nad sensem oryginalnego tekstu Ewangelii, czy możliwościami i poglądami starożytnych odnośnie zjawisk na niebie. Tipler [„The Star of Bethlehem: a type Ia/Ic supernova in the Andromeda galaxy?” , The Observatory, Vol. 125, p. 168-174, link w ADS] spekulował bez cienia dowodów, jakoby Gwiazdą miała być supernowa typu Ia lub Ic w Galaktyce Andromedy. Ponieważ Galaktyka Andromedy góruje nad Betlejem niemal w zenicie, to miałoby być wytłumaczeniem przekazu Ewangelisty, iż Gwiazda „przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię”. Supernowa w Galaktyce Andromedy miałaby jasność gwiazdową rzędu 5-6m, więc byłaby na granicy widoczności okiem nieuzbrojonym.

To, że tego typu interpretacje zachowania Gwiazdy są potwornie naciągane i nijak się mają do tekstu Ewangelii, tłumaczyłem już w poprzednim moim artykule na temat Gwiazdy, oraz wcześniej w niniejszym. Starożytne katalogi obejmowały mniej niż tysiąc najjaśniejszych gwiazd, tych na granicy widoczności nikt nie liczył. Najstarsza wzmianka o Galaktyce w Andromedzie pochodzi z X wieku. Wreszcie, chociaż jesteśmy obecnie w stanie wykryć pozostałości po supernowych w Galaktyce Andromedy, to jednak na obecnym etapie w żaden sposób nie jesteśmy w stanie określić ich dokładnego wieku. Ostatnia supernowa w Galaktyce Andromedy, SN 1885, wybuchła jak nazwa wskazuje, w 1885 r. , a pozostałość po niej odkryto dopiero w 1988 r. i zidentyfikowano na podstawie linii absorpcyjnej niezjonizowanego żelaza w widmie, charakterystycznej dla bardzo młodych pozostałości po supernowych typu Ia [Fesen, Robert A.; Saken, Jon M.; Hamilton, Andrew J. S, „Discovery of the Remnant of S Andromedae (SN 1885) in M31”, Astrophysical Journal Letters v.341, p.L55, link w ADS ].

Zatem jedyną możliwą supernową, która mogła wybuchnąć w pobliżu daty narodzin Chrystusa, i być widoczna z Bliskiego Wschodu, pozostaje RCW 103 [dla kompletności podajmy jeszcze, że Bernd Aschenbach, „Age and distance of Puppis A revised - the supernova Remnant of the 'Star of Bethlehem'”, Proceedings of the XI Multifrequency Behaviour of High Energy Cosmic Sources Workshop (MULTIF15). 25-30 May 2015, Palermo, link w ADS, sugerował, by zrewidować wiek pozostałości po supernowej Puppis A, zazwyczaj przyjmowany na 3700 lat, na 2000 lat, i postulował, że mogłaby to być gwiazda Betlejemska, lecz propozycja nie spotkała się z wielkim odzewem]. Niezależnie od tego, czy w czasie narodzenia Chrystusa wybuchła jakaś supernowa, nowa, jakaś inna gwiazda zmienna, czy nie, zawsze pozostaje ten sam problem. W przeciwieństwie chociażby do komet nie mamy bowiem żadnych historycznych wskazówek, jak Magowie mogliby wywnioskować z tej obserwacji fakt narodzin nowego króla żydowskiego. Po prostu na zachód od Wielkiego Muru (poza jedną niejasną wzmianką odnośnie Hipparcha, Pliniusz, Historia Naturalna II, 95) brakuje nam informacji historycznych o obserwacjach niespodziewanie pojawiających się nowych gwiazd.

Dalej w swej książce Zając pokrótce opisuje kolejne próby astronomicznej interpretacji Gwiazdy Betlejemskiej -i nadal popisuje się swoją ignorancją, jeśli chodzi o astronomię.

 

Inne hipotezy i astronomiczna ignorancja


Kolejne astronomiczne hipotezy odnośnie Gwiazdy Betlejemskiej, jakie Zając przytacza, odnoszą się do interpretacji astrologicznych, związane są z ruchami planet, ich koniunkcjami, wschodami, zachodami, oraz ustawieniem się w odpowiednich znakach Zodiaku. Zając przytacza więc chociażby klasyczną teorię koniunkcji Jowisza i Saturna w Rybach w 7 r. p.n.e., która to teoria jest najczęściej przytaczana, lecz moim zdaniem tak naprawdę sprawie Gwiazdy Betlejemskiej przytoczyła dużo więcej szkód niż pożytku. Zając pisze:

***[Trzej Królowie: str. 237]: Obliczenia Keplera, z których wynikało, że w 7 roku p.n.e. doszło do trzykrotnego spotkania Saturna i Jowisza w konstelacji Ryb, znalazły potwierdzenie w archiwach sporządzonych przez babilońskich uczonych z dawnej astrologicznej szkoły w mieście Sippar nad Eufratem, które w 1923 roku odszyfrował niemiecki orientalista Paul Schnabel. Co ciekawe, koniunkcję te Babilończycy wiązali z przyjściem na świat władcy świata. ***

Oczywiście Zając nie zapoznał się z publikacją [A. J. Sachs, C. B. F. Walker, „Kepler's View of the Star of Bethlehem and the Babylonian Almanac for 7/6 B.C.”, Iraq, Vol. 46, No. 1 (1984), str. 43-55], gdzie przytoczono tekst i angielskie tłumaczenie tego almanachu, znalezionego jak tłumaczą Sachs i Walker, nie w Sippar, lecz w Babilonie! Almanach podaje przewidywane pozycje planet w znakach Zodiaku na rok 7-6 p.n.e. i oczywiście są tam wzmianki m.in. o Jowiszu i Saturnie. Ale nie ma tam żadnej wzmianki, że owa potrójna koniunkcja miałaby mieć jakiekolwiek istotne znaczenie. Bo żadnych wzmianek ze starożytności, iż potrójna koniunkcja w Rybach miałaby jakieś znaczenie dla świata, po prostu nie ma! Chociaż fakt, iż w okolicach narodzin Chrystusa miała miejsce potrójna koniunkcja, był znany już od VIII wieku, to wszystkie te astrologiczne interpretacje wzięły się od renesansowych pism Izaaka Abrabanela, żyjącego w XV wieku! Ekstrapolowanie tego do starożytności to (pomimo innych przykładów żydowskich tradycji znanych tylko z dokumentów renesansowych, jednak wiernie przekazanych od starożytności, jak chociażby Targum Neofiti) jak to mówią Anglosasi, naprawdę long shot.

Inną teorią, która zdobyła sobie w ostatnich czasach sporą popularność, jest teoria Michaela Molnara, który na podstawie reguł wyłożonych w starożytnych traktatach o astrologii, ułożył potencjalny horoskop króla żydowskiego na rok 6 p.n.e. Inne teorie odwoływały się do serii koniunkcji Jowisza z innymi planetami i gwiazdami (przede wszystkim Wenus oraz Regulusem, najjaśniejszą gwiazda w konstelacji Lwa) w 3-2 r. p.n.e.

Wszystkie te teorie mają te trudności, że zwykle odwołują się do niesprawdzonych założeń, niejednoznacznych interpretacji różnie tłumaczonych, często fragmentarycznych, anachronicznych tekstów w egzotycznych językach, a także określonych interpretacji samej perykopy ewangelicznej o Gwieździe Betlejemskiej. Do tego dochodzi jeszcze masa chaosu i pomyłek przy transmisji informacji pomiędzy pracami różnych badaczy. Wszystkie te astrologiczne teorie tak naprawdę mnożą trudności, zamiast je rozwiązywać. Co nie znaczy, że można te teorie jednoznacznie odrzucić. Zając pisze:


***[Trzej Królowie: str. 240]: Niektórzy wspomniani przez mnie astronomowie podejmują co prawda próby wytłumaczenia tego, co opisał Mateusz, jakimś złudzeniem optycznym, wywołanym przez takie czynniki jak retrogradacja czy stacjonowanie, nie będę się jednak rozwodził nad tymi skomplikowanymi teoriami, ponieważ sam ich zbytnio nie rozumiem, i nie wydają mi się przekonujące. ***
 

No i to jest właśnie odrobina szczerości. Mogę się zgodzić z Zającem, że wszelkie teorie astrologiczne odnośnie Gwiazdy tez nie wydają mi się przekonujące, jednak powodem tego nie powinno być samo ich niezrozumienie. A tym bardziej, jak przypuszczam, kompletne niezrozumienie realiów astronomii, tak historycznej, jak i współczesnej. W dalszej części swojej książki, opisując pewną scenę z popularnego filmu „Narodzenie” z 2006, Zając pisze:

***[Trzej Królowie: str. 422-423]: Rozbawił mnie na przykład kuriozalny i dość absurdalny pomysł, że perscy uczeni obserwowali gwiazdy odbijające się w sadzawce wewnątrz budynku z dziurą w dachu. Z pewnością taki sposób pracy astronomów miałby wiele wad (odwrócony obraz, zakłócenia na tafli wody, czy też ograniczone pole widzenia). Jedyną zaletą obserwowania sadzawki w stosunku do patrzenia bezpośrednio w niebo byłoby chyba tylko to, że rzadziej dostaje się skurczu szyi. ***

Scena z filmu jest oczywiście fantazją, ale Zając oczywiście nie wie, że raz, obserwowanie nieba jako obrazu odbitego na dnie studni było praktykowane przez arabskich i europejskich astronomów, jako rzekomo poprawiające obraz nieba widocznego nad studnią [patrz chociażby artykuł: Aydin Sayli, „The observation well”, na stronie Muslim Heritage, link]. Dokładne wytłumaczenie tego rzekomego fenomenu nie jest znane jednoznacznie -być może chodziło o lepszą adaptację oka wpatrzonego w ciemne ściany studni, a być może chodzi o efekty związane z kształtem apertury, jaką jest otwór studni.

A dwa, Zając w swojej kompletnej ignorancji nie rozumie, że w powyższym fragmencie przytoczył po prostu realia conocnej pracy astronomów. Astronomiczne teleskopy standardowo dają obraz odwrócony oraz ich pole widzenia jest zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, ograniczone. No i obserwacje astronomiczne prowadzone z Ziemi permanentnie muszą się zmagać z zakłóceniami, wywołanymi nie tyle ruchami tafli wody, ile turbulentnymi ruchami powietrza, rozmywającymi w sposób nieregularny obraz (miara ostrości obrazu uzyskanego z teleskopu w astronomii jest tzw. seeing).

Ignorancja Zająca jest widoczna również i w innych fragmencie jego książki:
 

***[Trzej Królowie: str. 364-365]: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2, 12) […] Według niektórych apokryfów po prostu objawił się im we śnie anioł, który otwarcie powiedział, o co chodzi. Najzabawniej scena ta została przedstawiona na rzeźbionym kapitelu kolumny w katedrze Świętego Łazarza w Autun w Burgundii. Widzimy tam Trzech Mędrców ze Wschodu, jak leżą ścieśnieni na jednym wąskim łóżku, przykryci wspólną okrągłą narzutą i przytuleni do siebie policzek przy policzku. Wyglądają na gołych, przynajmniej do pasa (co zdradza odkryta ręka jednego z nich), ale za to śpią z koronami na głowach, co nie wydaje się zbyt wygodnym sposobem spania, ale jak widać, bycie królem wymaga wyrzeczeń. Nad nimi lśni gwiazda, a jednego z nich (który w przeciwieństwie do pozostałych ma szeroko otwarte oczy) szturcha palcem anioł. Myślę, że burgundzki artysta Gislebertus, który to wyrzeźbił, miał duże poczucie humoru. ***

Otóż o co chodzi. Mianowicie fotografia tego kapitelu znajduje się na okładce monumentalnego opracowania [„The Star of Bethlehem and the Magi: Interdisiciplinary Perspectives from Experts on the Ancient Near East, the Greco-Roman World and Modern Astronomy”, redakcja Peter Barthel i George van Kooten, Brill, 2015], w którym to, na str. XIII-XIV jest wytłumaczone, iż scena wyrzeźbiona na kapitelu nie odnosi się do ewangelicznej wzmianki, iż Bóg nakazał Magom nie wracać do Heroda, lecz do pozabiblijnej legendy, iż Trzej Królowie dowiedzieli się w swojej ojczyźnie o Gwieździe za pośrednictwem anioła, który im to objawił podczas wcześniejszego snu.

Co pokazuje, że Zając nie zna tak istotnego i monumentalnego opracowania o Gwieździe, wydanego w ostatnich latach (nie ma go w jego bibliografii). Co prawda, opracowanie to koncentruje się głównie na hipotezie Molnara, idąc, moim zdaniem w niewłaściwym kierunku (wielu istotnych kwestii odnośnie innych teorii jest tam pominiętych, lub pomimo całej monumentalności wydania, poruszonych bardzo pobieżnie!), jednak znacznej wartości nie można mu odmówić.

Zając nie zna także dużo bardziej podstawowych źródeł. W jego bibliografii brakuje na przykład fundamentalnego katalogu starożytnych chińskich obserwacji [Ho Peng Yoke, „Ancient and mediaeval observations of comets and novae in Chinese sources”, Vistas in Astronomy, 5, 1, str. 127-225 (1962) – Vistas in Astronomy zamknięto w 1997 r., co wywołuje problem związany z prawami autorskimi -gdyby nie to, to ów katalog niemal na pewno byłby dzisiaj powszechnie dostępny]. Bez porządnego katalogu starożytnych chińskich obserwacji astronomicznych ani rusz, a katalog Ho powinien być wręcz obowiązkowo cytowany w każdym poważnym opracowaniu na temat Gwiazdy Betlejemskiej. Takich braków tego typu elementarnych opracowań jest zresztą w bibliografii Zająca więcej. A do niektórych wartościowych opracowań, które tam zamieszcza, w ogóle się w tekście książki nie odnosi.

I wykazując ignorancję w tylu sprawach, Zając usiłuje wmówić swoim czytelnikom, że Gwiazdy Betlejemskiej nie można wytłumaczyć w sposób naturalny, że musiał być to cud. Tak naprawdę takie podejście to woda na młyn różnej maści przeciwników chrześcijaństwa: ateistów, agnostyków, czy Żydów odrzucających Jezusa jako Mesjasza. Czytając wzmianki Zająca na str. 240-242 o „teoriach” jakoby Gwiazda było Ufo, przypomniały mi się bardzo podobne fragmenty z innej książki pewnego bardzo zaciekłego sceptyka, który w podobny sposób szydził z teorii na temat Gwiazdy, że najbardziej pasującym do opisu Ewangelii Mateusza fenomenem, miałoby być właśnie Ufo. Bo, paradoksalnie, podejście zaciekłych przeciwników chrześcijaństwa i historycznego istnienia Gwiazdy, oraz wielu nawet wierzących biblistów, pragnących wykazać, iż Gwiazdą nie mogło być żadne zjawisko naturalne, lecz jedynie cud, jest BARDZO PODOBNE. Ufo od anioła bardzo niewiele się różni, przynajmniej jeśli chodzi o sugerowana motorykę. Ów wspomniany sceptyk napisał książkę przeciw Gwieździe [tytułu oczywiście na portalu apologetycznym nie podam], która jest z jednej strony bardzo solidnym, a z drugiej strony skrajnie nieobiektywnym opracowaniem. Jest to najbardziej systematyczna polemika z teoriami odnośnie Gwiazdy (choć pełna nadinterpretacji i manipulacji), którą każdy autor piszący poważnie o Gwieździe Betlejemskiej powinien znać. I co ciekawe, ów sceptyk nie był biblistą, lecz właśnie astronomem, i sam przyznał, że Gwiazdą bardziej interesują się, są skłonni uznać jej istnienie właśnie astronomowie, a nie bibliści…

Zresztą Zając sam szczerze w swojej książce pisze z żalem:


***[Trzej Królowie: str. 29]: Amerykański biblista Dwight Longenecker (katolicki ksiądz, a zarazem popularny bloger i autor książek) stwierdził kiedyś, że poważny badacz Nowego Testamentu sugerujący, że istnieje historyczna podstawa perykopy o Magach, w oczach swych kolegów naukowców przypomina geologa, który twierdzi, że Bóg stworzył świat 23 października 4004 roku p.n.e. Postrzegane jest to niemalże jako zawodowe samobójstwo. ***

Podobnie jest we wstępie do opracowania Barthela i van Kootena (str. XI):

The idea of organizing the colloquium originated with astronomy professor Peter Barthel of Groningen Kapteyn Astronomical Institute. Often confronted with questions about the nature of the Bethlehem Star, and puzzled by the fact that scholars in the humanities simply assumed the story to be pure fiction, he approached theology professor George van Kooten in 2012 and proposed that they look into the possibility of bringing multidisciplinary experts together to discuss all aspects of the star.

Pomysł zorganizowania kolokwium wyszedł od profesora astronomii Petera Barthela z Instytutu Astronomicznego Kapteyna w Groningen. Często skonfrontowany z pytaniami o naturę Gwiazdy Betlejemskiej, i zdziwiony faktem, iż badacze humanistyczni po prostu zakładali, że cała historia jest czystą fikcją, spotkał się w 2012 r. z profesorem teologii George’m van Kootenem, i zaproponował czy nie można by wyszukać możliwości zorganizowania spotkania ekspertów z wielu dziedzin, by razem przedyskutować wszystkie zagadnienia związane z Gwiazdą.

Co pokazuje, jak bardzo przeżarte jest racjonalistycznymi przesądami, i zupełnym nieuctwem środowisko biblistów. Chcecie pisać cokolwiek sensownego o Gwieździe Betlejemskiej? To się douczcie astronomii i historii astronomii, zanim znów zaczniecie pisać bzdury! Co działa także i w druga stronę -ktoś chce wysuwać jakieś teorie astronomiczne na temat Gwiazdy? To niech się douczy biblistyki, dokładnego zrozumienia tekstu Mateusza! Dobre opracowanie na temat Gwiazdy Betlejemskiej powinno; 1) bardzo starannie analizować tekst Ewangelii Mateusza 2) bardzo starannie analizować wzmianki o obserwacjach w czasach Chrystusa 3) bardzo starannie analizować mentalność owych ludzi odnośnie zjawisk na niebie. Tych trzech zasad starałem się bardzo pilnie trzymać w swoim poprzednim artykule o Gwieździe Betlejemskiej. Niestety, jeśli chodzi o temat Gwiazdy, to bardzo niewiele jest opracowań, które tych wszystkich trzech zasad się trzymają...

Na szczęście dzięki inicjatywom takim jak Barthela i van Kootena oraz temu, że obecnie dużo łatwiej wyszukiwać dobre opracowania, powoli się to zmienia. Mimo to przesądy światło ćmiące nadal pozostają. Na konferencji w Groningen było wielu badaczy sceptycznych -powiedziałbym nawet, że większość. Jednak czytając w książce argumenty owych sceptyków, można się łatwo przekonać, jak one są tak naprawdę marne. To są raczej błahe preteksty, by odrzucić przyznanie się do tego, że Gwiazda jak najbardziej mogła w taki czy inny sposób istnieć, i być zjawiskiem zupełnie naturalnym. Bo jak się dokładnie wniknie w inne relacje o obserwacjach astronomicznych ze starożytności, to się dostrzeże, że na ich tle relacja Mateusza Ewangelisty o Gwieździe Betlejemskiej niczym specjalnym się nie wyróżnia…

Cynizm świata akademickiego najlepiej podsumowuje wzmianka Christophera Cullena z artykułu, w którym polemizował on z twierdzeniami Clarka, Parkinsona i Stephensona odnośnie tego, iż hui z 5 r. p.n.e. była nową [Christopher Cullen, „Can we find the star of Bethlehem in far eastern records?”, Quarterly Journal of the Royal Astronomical Society, Vol. 20, (1979) str.153-159, link w ADS]:

None of the astronomical explanations so far proposed can be ruled out, but there is a high probability that Matthew’s account is mythical.

Żadnego z dotychczas wysuniętych astronomicznych wyjaśnień nie da się wykluczyć, ale jest wysokie prawdopodobieństwo, że opowiadanie Mateusza jest mityczne.

Równie dobrze można odwrócić kolejność tych zdań: „Jest wysokie prawdopodobieństwo, że opowiadanie Mateusza jest mityczne, ale żadnego z dotychczas wysuniętych astronomicznych wyjaśnień nie da się wykluczyć”. Tzn. my i tak uważamy że opowiadanie Mateusza to bajka, ale wszystkie opcje są nadal w grze...

 

Jeszcze odnośnie ignorancji i skretynienia wielu postępowych biblistów. Zając pisze:
 

***[Trzej Królowie: str. 25-26]: Kiedyś w związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia redakcja portalu Aleteia poprosiła mnie o napisanie dla czytelników przystępnego tekstu o tym, jak mogła wyglądać podróż Józefa i brzemiennej Maryi z Nazaretu do Betlejem. Jakiś czas później pod artykułem, który został udostępniony na Facebooku, pojawił się komentarz pewnego młodego (aczkolwiek bardzo zdolnego) biblisty z Krakowa, (obecnie jest on już doktorem habilitowanym), który zarzucił mi, że takie teksty są szkodliwe, ponieważ utrwalają błędny pogląd o historyczności ewangelijnych opowieści o narodzinach Jezusa. Twierdził, że konsekwentnie i „naukowo” staram się uwiarygodnić opowiadanie o wędrówce Świętej rodziny do Betlejem z powodu spisu ludności, rozważam możliwe warianty trasy i scenariusze, a przecież jako biblista powinienem wiedzieć, że takiego spisu i takiej podróży w ogóle nie było. Mój szanowny kolega pouczył mnie, że biblista powinien pomagać w zrozumieniu Biblii, ukazując sens jej przesłania, a nie utrwalając błędne, fundamentalistyczne stereotypy, ponieważ płytkie pseudohistoryczne interpretacje mają się nijak do interpretacji i objaśniania Pisma Świętego. Powołał się przy tm na słowa sławnego antropologa społecznego i przedstawiciela strukturalizmu Edmunda Leacha, który powiedział na zjeździe biblistów z całego świata, że dobrze by było, gdyby przestali wreszcie traktować Biblię jako zapis kronikarski, gdyż znacznie utrudnia to jej zrozumienie i zniekształca przekaz. ***

Porównajmy tę żenująca historię, z tym, jak zidentyfikowano pozostałość po supernowej z 1006 r., najjaśniejszej supernowej w dziejach. Przystępnie opisuje to [F. Richard Stephenson, „SN 1006 the brightest supernovae”, Astronomy & Geophysics, Volume 51, Issue 5, październik 2010, str. 5.27–5.32, link]. Żadna z kronik historycznych nie podaje dokładnej lokalizacji supernowej. Aby rozwiązać ten problem, posłużono się sprytnym rozumowaniem, łącząc informacje z różnych źródeł i regionów geograficznych. Źródła chińskie podawały położenie supernowej w chińskim systemie astrologicznym, podając położenie w odpowiedniej z 28 tzw. stacji księżycowych, zlokalizowanych wzdłuż równika niebieskiego. Źródła arabskie zaś odnotowały położenie na odpowiednim stopniu odpowiedniego znaku Zodiaku, które to znaki położone są wzdłuż ekliptyki. W ten sposób mamy dwie niezależne współrzędne, co pozwoliło określić przybliżone położenie supernowej. Wystarczyło wówczas znaleźć pozostałość po supernowej o odpowiednim wieku, czego dokonano w sposób jednoznaczny. Gdyby jednak stosować pseudonaukową metodologię wielu skretyniałych postępowych biblistów, do takiego wniosku nigdy by się nie doszło, bo gadaliby o tym, że relacje chińskie i arabskie są ze sobą sprzeczne, bo jedne podają lokalizację w takim systemie, a drugie w innym, a w ogóle to są zupełnie inne środowiska, w których powstały te teksty, mające inne powody i motywacje dla spisania tych tekstów, inne szkoły redaktorskie, zostały one pewnie wielokrotnie interpolowane, ich autorzy nie są ich autorami, poza tym należy wyjść poza płytkie pseudohistoryczne interpretacje, i traktować to jako zapis kronikarski, żadnej realnej gwiazdy na niebie nie było, chodzi tu o taką czy inną wykładnię religijno-filozoficznych klasyków, mistyczne przesłanie, i w ogóle wielki Iksiński powiedział to, czy tamto... No, ale jak w biblistyce studentom i szerokiej publiczności pierze się mózgi oderwanymi od rzeczywistości racjonalistycznymi dyrdymałami, to później szok, że jednak można inaczej…

Zając w jednym miejscu pozwolił sobie na szczere wyznanie:

***[Trzej Królowie: str. 66]: W ujęciu biblijnym mądrości nie należy sprowadzać oczywiście do samej tylko wiedzy, nawet jeśli byłaby ona faktycznie imponująca. Znam wielu ludzi z tytułami naukowymi, których nigdy nie nazwałbym mędrcami. I na odwrót, zdarzało mi się czasem spotkać człowieka bez wykształcenia, którego mądrość zaskakiwała ***

I choć powyżej wielokrotnie „łoiłem skórę” Zającowi za dyrdymały, które wypisywał, to jednak sprawiedliwie muszę przyznać, ze w tym miejscu za ten fragment Zającowi należy się owacja na stojąco… Niestety pełno jest ludzi z tytułami, którzy nie mają za grosz ani rozumu, ani przyzwoitości. I dotyczy to wszystkich nauk, tak humanistycznych, jak i ścisłych: biblistyki, astronomii, historii, fizyki, socjologii, biologii… itd. Za to często mają inne przymioty, cwaniactwo, lizusostwo, oportunizm, konformizm, fałszywość itp., które po darwinowsku pozwala im przetrwać w pełnej patologii dżungli świata akademickiego. Powiedzmy to otwarcie. I dopóki fałszywców, krętaczy i oszustów nie wyrzuci się z uczelni na ryj, i pozbawi tytułów naukowych (tak jak lekarzy za naruszenie etyki lekarskiej można pozbawić prawa wykonywania zawodu) za brak elementarnej uczciwości w poszukiwaniu naukowej prawdy (czymkolwiek by miała ona być), dopóki się atmosfery nie oczyści z fałszu i hipokryzji, dopóty niewielkie są szanse na postęp, także w temacie Gwiazdy Betlejemskiej.
 

Powyższych uwag nie należy uważać za aluzje skierowane do Zająca, pomimo wykazania mu splagiatowania fragmentów mojego artykułu. Mam nadzieję, że taka sytuacja się już więcej nie powtórzy.

Największe pretensje do książki Zająca nie mam nawet za to, że splagiatował on fragmenty mojego artykułu o Gwieździe Betlejemskiej, lecz o to, że wykorzystując materiały i źródła z mojego artykułu, mógł on przygotować naprawdę bardzo dobrą pozycję na temat Magów i Gwiazdy, starannie tłumaczącą szerokiej publiczności zawiłości tego tematu. Po tym, jak opublikowałem swój artykuł, poprzeczka, jeśli chodzi o tematykę Gwiazdy Betlejemskiej, zdecydowanie poszła w górę. A mimo to Zając najwyraźniej z pełną świadomością zdecydował się ogłupiać i dezinformować czytelników swojej książki, wypisując w niej zupełne dyrdymały. Czy we współczesnym pisarstwie popularnonaukowym przyjęło się zakładać, że czytelnicy nie mają rozumu?

Ale zostawmy już ten temat Gwiazdy. Omówmy pokrótce resztę książki Zająca.


Reszta książki

Tak naprawdę kwestia astronomicznej identyfikacji Gwiazdy Betlejemskiej w książce Zająca zajmuje tylko kilka stron z ponad 400. I tylko do tych kilku stron odnosi się cała niemiłosierna krytyka powyżej. Większość książki stanowią opisy późniejszych apokryfów, legend, kazań i poglądów teologów, a także odniesień w kulturze popularnej odnośnie opowieści Ewangelii Mateusza o wizycie Magów w Betlejem (Mt 2,1-16). Zając oczywiście zdaje sobie sprawę, że praktycznie wszystkie mogące zostać uznane za rzetelne, informacje o biblijnych Magach, znajdują się w tych 16 wersetach. Informuje o tym na samym wstępie. Reszta książki to właśnie opis rozwoju legendy Magów przez wieki, ubogacanej coraz to bardziej fantastycznymi motywami. Jak Magowie stali się w legendzie Trzema Królami. No i w porządku pod tym względem to przyzwoita pozycja, chociaż nie powiem, że byłbym nią jakoś nadto zachwycony. Mamy wiele odniesień do kultury popularnej, aluzji do polityki i bieżących wydarzeń, chociaż mnie osobiście wiele z nich wydaje się trącić banałem. Podobnie wiele stwierdzeń w książce to tak naprawdę standardowe fakty, dobrze znane miłośnikom opowieści o Mędrcach ze Wschodu. Zając nie podaje tu nic specjalnie odkrywczego (chociaż myślę, że niekiedy można by było… ). Czasem też występują pewne drobne niekonsekwencje w narracji Zająca pomiędzy poszczególnymi rozdziałami. Moim zdaniem stosunkowo najbardziej wartościowym fragmentem książki, jest omówienie różnych sposobów, w jaki apokryfy wiązały ze sobą relacje Ewangelii Mateusza i Łukasza o Bożym Narodzeniu (str. 301-312). Kiedyś napisałem artykuł, pokazujący, w jaki najprostszy sposób można te relacje połączyć, acz oczywiście nie jest to sposób jedyny. Tu mamy omówione wiele dużo bardziej skomplikowanych sposobów, do których uciekali się autorzy legend i apokryfów.

Niewątpliwą zaletą książki Zająca jest to, że może ona służyć za podręczny zbiór cytatów i referencji do cytatów biblijnych związanych z Magami, gwiazdami, a także legend, pism Ojców Kościoła, legend, a także nawiązań popkulturowych odnoszących się do Mędrców ze Wschodu. Z tym że zawsze trzeba pamiętać, że niemal wszystko to fikcja. Nie mam nic przeciwko folklorowi, ale nasuwa mi się jeden cytat. Zając wielokrotnie przytacza cytaty z opowieści o Magach, jaką Marco Polo miał jakoby usłyszeć w Persji („Opisanie świata” I, 31-32, tłumaczenie Anna Ludwika Czerny). Jednak w całej książce jakby „zapomniał” przytoczyć jeden istotny fragment, mianowicie samą (niemal) końcówkę tejże opowieści:


Z tego wszystkiego możecie przyjąć to, co zgadza się z Ewangelią, że trzej Mędrcy przybyli oddać hołd Panu naszemu i ofiarowali mu dary. Reszta jest błędem pozbawionego wiary pospólstwa i nie zawiera prawdy, jeno same kłamstwa, jakie zwykli czynić nieuczeni, prości ludzie.

Reasumując, książkę Zająca można czytać, pod warunkiem, że zignoruje się banialuki w rozdziale o Gwieździe Betlejemskiej, który to rozdział -jeśli książka Zająca będzie miała kolejne wydania -musi zostać bezwzględnie przeredagowany.

Grudzień 2020-Styczeń 2021


 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości