Grzegorz Żebrowski

Analiza krytyczna Sola Scriptura

dodane: 2022-02-06
Niniejsza treść jest polemiką ze starym, aczkolwiek dość popularnym i wciąż aktualnym pod względem argumentacji artykułem propagującym koncepcję sola Scriptura, oraz uderzającym w naukę katolicką, który na równi z Objawieniem biblijnym stawia Tradycję apostolską.

Tym samym celem tego opracowania jest wzięcie pod lupę wszystkich tez postawionych i wykazanie bezpodstawności wszystkich zarzutów, jakie pod adresem nauki katolickiej odnajdujemy w tekścieCo sądzić o Kościele Rzymskokatolickim” cz. 3 „Katolicko-protestancka debata na temat autorytetu Biblii” autorstwa Normana L. Geislera i Ralpha E. MacKenzie1. Z punktu widzenia apologetyki katolickiej (w dyskusji z protestantami), ta polemika ma najbardziej kluczowe znaczenie, jako że zdecydowana większość protestanckich zarzutów opiera się na domniemaniu słuszności zasady sola Scriptura. I miejsca by tu nie starczyło, gdyby chcieć wypunktować wszystkie takie przykłady, które choć nie wspominają bezpośrednio o zasadzie sola Scriptura, to jednak zakładają jej słuszność jako coś oczywistego. Dla przykładu – pytają się, gdzie w Biblii można znaleźć np. spowiedź uszną, gdzie w Biblii odnajdujemy takie dogmaty jak wniebowzięcie, niepokalane poczęcie, dziewictwo Maryi, gdzie ona wyraźnie naucza o czyśćcu, gdzie odnajdujemy tam kult świętych, modlitwy do nich, a w szczególności do Maryi, aniołów. Gdzie odnajdujemy chrzest niemowląt itd. I ci, którzy w taki sposób stawiają zarzuty, albo oczekują od nas udowodnienia tych nauk na podstawie Biblii, to robią to na podstawie cichego założenia, że takie nauki mogą być uprawnione tylko i wyłącznie wtedy, jeśli są oparte na treści Pisma Świętego. I tym samym prawie cała ich argumentacja sprowadza się do właśnie takiego założenia – że uprawnionym źródłem nauk może być tylko i wyłącznie Biblia (czyli sola Scriptura) i jeśli coś nie jest oparte na Biblii, to nie może być podawane do wierzenia. I doprawdy nie sposób wymienić wszystkich takich przykładów, jak te powyższe. Ale jeśli koncepcja sola Scriptura jest pozbawiona słuszności, wówczas odpowiedź na nie, jak i inne może być bardzo prosta – otóż wystarczyłoby odpowiadać w takim stylu jak: (ad „spowiedź uszna” – wcale nie musi być to w Biblii, bowiem Kościół równie dobrze może kierować się zasadą „cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie” – innymi słowy, to miał autorytet, aby ustanowić taką formę sakramentu pokuty; Ad dogmaty maryjne – „nie musi to być wcale w Biblii. Źródło tych prawd czerpiemy z Tradycji, czyli tego, co zawsze, wszędzie było wierzone, na historii, wiarygodnych przesłankach pozabiblijnych oraz opieramy na autorytecie Magisterium Kościoła, któremu sam Jezus obiecał na zawsze Ducha Świętego”; Ad modlitwa do świętych i aniołów – „to również nie musi być w Biblii, podobnie jak w Biblii nie ma modlitwy do Ducha Świętego (co nawet protestantom nie przeszkadza, aby się do Niego modlić) – a odwieczne prawa logiki stanowią, że jak coś nie jest wyraźnie dozwolone, to nie oznacza z automatu, że jest tym samym zabronione (podobnie jak skoro Kodeks Drogowy nie zezwala na drapanie się po głowie, to nie oznacza z automatu, że jest to zabronione)”; Ad czyściec – „również dana nauka nie musi być wyraźnie i jednoznacznie nauczana w Biblii, aby uznać jej słuszność (podobnie jak w przypadku Trójcy – ona również przez protestantów może być co najwyżej wydedukowana)”. A więc tym oto sposobem przechodzimy do krytycznej analizy tej słynnej protestanckiej argumentacji na rzecz rzekomej słuszności zasady sola Scriptura i tym samym rzekomej niesłuszności katolickiej Tradycji apostolskiej. Dla odróżnienia tekstu oryginalnego od swoich treści od tej pory będę pisał w kolorem czerwonym.


 

1. Wstęp

Tradycyjnie, rzymski katolicyzm zawsze, w swych oficjalnych wypowiedziach, miał w wielkim poważaniu Pismo święte. Faktycznie, tacy doktorzy Kościoła jak: Hieronim, Augustyn, Anzelm czy św. Tomasz z Akwinu - w swoim traktowaniu Pisma świętego - brzmią jakby byli protestantami.


 

Brzmieć jak protestant, to brzmi dumnie :) Oczywiście jest to z pewnym przekąsem, bo w rzeczywistości należy zauważyć, że Kościół zawsze miał i do dzisiaj ma w ogromnym poważaniu Pismo Święte i nigdy nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ta wypowiedź zdaje się sugerować, że mieć w poważaniu Biblię stoi w sprzeczności z poważaniem Tradycji. Nic bardziej mylnego. Kościół Katolicki przypisuje Tradycji szczególną rangę i wagę, ale nie oznacza to, że w ten sposób uchybia randze Biblii. Niestety protestanci zdają się sugerować, że jedno z drugim jest sprzeczne – i tutaj musimy stanowczo zaoponować i zaprotestować – otóż nie, jest to ewidentne zakłamanie i nie zamierzamy w tej kwestii popuszczać ani na trochę. Nasza Tradycja w żaden sposób nie stoi w sprzeczności z Biblią i jesteśmy gotowi natychmiast odrzucić daną Tradycję, jeśli zostanie wykazana sprzeczność z Objawieniem Biblijnym. I prawda jest taka, że do tej pory żadnej sprzeczności nam nie wykazano, a przytaczane nauki, które miały właśnie na celu to zaprzeczyć w rzeczywistości były interpretowane w sposób życzeniowy i z uwagi na osobliwą interpretację niczego w jednoznaczny sposób nie wykazywały. I do tego oczywiście będziemy tutaj w dalszej części wracać.


 

Na nieszczęście, rzymski katolicyzm nie poszedł za ich przykładem, lecz wyniósł pozabiblijną tradycję do poziomu równego Biblii. Autorzy uznają to za poważny błąd powodujący straszne konsekwencje w praktycznym formowaniu chrześcijańskiej wiary osób świeckich. Pismo św. powinno być ostatecznym i autorytatywnym przewodnikiem dla chrześcijan. Jak apostoł Paweł przypomina Tymoteuszowi "Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie." (2Tym.3:15)


 

No i tutaj niestety przebija się dość mocne przekłamanie. Kościół właśnie idzie śladem tych wspomnianych ojców i doktorów Kościoła zważywszy na to, że to właśnie oni, jak mało kto, respektowali Tradycję, a ich nauki są wręcz przesiąknięte wątkami, których źródeł ciężko się doszukiwać w Biblii. I w żaden sposób nie zaprzecza to temu, że Pismo Święte jest ostatecznym i autorytatywnym przewodnikiem dla chrześcijan. Różnica może dotyczyć jedynie tego, że Pismo Święte nie jest JEDYNYM takim przewodnikiem. I niestety powyższy fragment z listu do Tymoteusza jest nader często nadużywany przez protestanckie środowiska do wspierania koncepcji sola Scriptura. Jest to oczywisty i bardzo poważny błąd. Otóż Kościół katolicki jak najbardziej podziela pogląd, że Pismo Święte uczy mądrości wiodącej ku zbawieniu. Kościół w pełni wyznaje prawdę, że całe Pismo jest przez Boga natchnione (jest to dogmat wiary i każdy katolik MUSI W TO WIERZYĆ) i pożyteczne do zbawienia. I Kościół nigdy i nigdzie temu nie zaprzeczał. Jednakże to, że Biblia jest natchniona i pożyteczna to w żaden sposób nie kwestionuje słuszności Tradycji. Z logicznego punktu widzenia kwestionowałoby, gdyby jedno wykluczało drugie. Tak więc jest to ewidentny błąd logiczny. To tak jakbyśmy kwestionowali zasady współżycia społecznego poprzez wykazywanie słuszności prawa cywilnego. Otóż jeśli uznamy, że prawo cywilne jest słuszne, to z faktu jego słuszności nie wynika, że zasady współżycia społecznego są niesłuszne, bo dobrze wiemy, że jedno nie zaprzecza drugiemu.


 


 

W jaki sposób protestanci ewangeliczni postrzegają współczesny rzymski katolicyzm? W pierwszych dwóch odcinkach tej serii[1] Kenneth R. Samples pokazał, że klasyczny katolicyzm i protestantyzm zgadzają się odnośnie najbardziej zasadniczych doktryn wiary chrześcijańskiej, tak jak zostało to sformułowane w starożytnych kredach ekumenicznych. Z drugiej strony, Samples zarysował 5 zagadnień doktrynalnych różniących rzymski katolicyzm od protestantyzmu. Są to kwestie: autorytetu, usprawiedliwienia, mariologii, sakramentalizmu i mszy, oraz religijnego pluralizmu.

Samples zauważył, że choć rzymski katolicyzm posiada fundamenty osadzone w chrześcijańskiej ortodoksji, to zbudował jednak na tych fundamentach wiele nauk skłaniających się zarówno do kompromisu jak i podkopywania chrześcijańskich fundamentów. Doszedł do wniosku, że katolicyzmu nie powinno się postrzegać ani jako kultu, sekty (tj. systemu niechrześcijańskiego), ani jako biblijnego kościoła. Rzymski katolicyzm jest historycznym kościołem chrześcijańskim, który pilnie potrzebuje biblijnej reformy.


 

Wydaje mi się, że pod tym zdaniem podpisaliby się też chętnie Świadkowie Jehowy (jako również opierający się wyłącznie na Biblii). Bo jakby nie patrzeć, chętnych aby nas reformować, abyśmy wreszcie opierali się wyłącznie na Biblii i w oparciu o nią w końcu wyczytali prawdziwe nauki - byłoby bardzo wielu. Jednakże problem mógłby polegać na tym, że jakby wszyscy ci chętni chcieli nas reformować, to moglibyśmy się trochę pogubić, którą interpretację fragmentu biblijnego mamy przyjąć, a którą odrzucić.


 

Pierwsze dwa odcinki tej serii w większości poświęcono ustaleniu, iż katolicyzm jest historycznym kościołem chrześcijańskim. W pozostałych odcinkach skierujemy naszą uwagę na najbardziej krytyczne różnice doktrynalne pomiędzy katolikami a protestantami. Jest to szczególnie istotne w czasie, gdy wielu ekumenicznie nastawionych protestantów jest gotowych przedstawiać różnicę pomiędzy katolikami a protestantami w kategoriach niewielkich różnic, które spotkamy pomiędzy wieloma denominacjami protestanckimi. Gdyż, chociaż różnice doktrynalne pomiędzy katolikami a protestantami nie usprawiedliwiają obdarzania się nawzajem epitetem kultu, czy sekty, to jednak usprawiedliwiają oficjalne rozdzielenie obu obozów, które rozpoczęło się Reformacją protestancką XVI wieku i jest kontynuowane do dziś.

Pośród wielu różnic doktrynalnych między katolikami a protestantami, żadne nie jest tak fundamentalne jak kwestia autorytetu i usprawiedliwienia. W odniesieniu do tych kwestii Reformacja podkreśliła dwie zasady: formalną (sola Scriptura) i materialną (sola fide) [2]: tylko Biblia i tylko wiara. W tej części oraz w części czwartej skupimy się na formalnej przyczynie Reformacji - sprawie autorytetu. W części piątej (i ostatniej) przyjrzymy się przyczynie materialnej - kwestii usprawiedliwienia.

2. PROTESTANCKIE ROZUMIENIE ZASADY SOLA SCRIPTURA

Przez sola Scriptura protestanci rozumieją, że tylko Pismo jest podstawowym i ostatecznym źródłem wszelkiej doktryny i praktyki (wiary i moralności). Przez pojęcie sola Scriptura należy rozumieć następujące rzeczy. Po pierwsze, Biblia jest bezpośrednim objawieniem od Boga. Stąd Biblia posiada boski autorytet - to co Biblia mówi Bóg mówi.


 

W tym jednym punkcie stanowisko Kościoła katolickiego jest w zgodne. Choć miałbym jednak jedno małe zastrzeżenie – co do bezpośredniego objawienia od Boga. Wg katolickiej hermeneutyki Pismo Święte, jako w 100% natchnione przez Boga ma źródło zarówno boskie, jak i ludzkie. Kościół katolicki fakt pełnego natchnienia Biblii rozumie w taki sposób, że cała treść Pisma Świętego jest w 100% zgodna z wolą Boga i żadne słowo nie znalazło się tam bez Jego woli. Jednakże Bóg swoje słowo przekazał za pośrednictwem ułomnego człowieka i charakter tej narracji odpowiada naturze naszych ludzkich i naturalnych niedoskonałości (stąd małe zastrzeżenie co do frazy „bezpośrednim objawieniem”, które mi, autorowi tego opracowania, kojarzy się do islamskiej koncepcji pochodzenia Koranu).


 

Po drugie, Biblia jest wystarczająca, zawiera wszystko co jest potrzebne do wiary i pobożności. Dla protestantów "sola Scriptura" oznacza, że "tylko Biblia" jest ostatecznym autorytetem dla naszej wiary.


 

I w tym miejscu dochodzimy do ewidentnej niezgodności i na ten postulat przystać nie możemy. W przeciwieństwie do poprzedniego zgodność w tej materii wynosi 0%.


 

Po trzecie, Pismo św. nie tylko jest wystarczające, ale także posiada ostateczny autorytet. Jest ostateczną instancją do której możemy się odwołać we wszelkich sprawach doktrynalnych i moralnych. Bez względu na to, jak dobrym byłoby ich słuchać, wszyscy Ojcowie kościoła, papieże i sobory są omylne - tylko Biblia jest nieomylna.


 

Tutaj dochodzimy do trochę bardziej zawiłego punktu, przy którym pojawia się trochę „tak” i trochę „nie”. Żeby wytłumaczyć w czym jest problem, na początek chciałbym przytoczyć kilka biblijnych przykładów. Zwróćmy uwagę, że z jednej strony Jezus mówi nam, aby do pogan nie wchodzić (Mt 10,5). A po zmartwychwstaniu i po scenie z Korneliuszem (w 10 rozdziale Dz. Ap.), czyli po ok. 10 latach od zmartwychwstania naszego Pana uznał za natchnieniem Ducha, że już należy wchodzić. Z jednej strony Biblia nakazuje, aby powstrzymywać się od krwi i tego co zadławione (Dz 15,28-29 - co jest do dzisiaj praktykowane przez Świadków Jehowy), a z drugiej strony ma na uwadze, że ten zakaz był jedynie podyktowany szczególnym celem – możliwością wywołania zgorszenia wśród zamieszkałych nieopodal Żydów. W chwili, gdy możliwość wywołania zgorszenia ustała, Kościół wrócił do zasady, że nic co wchodzi do wewnątrz nie czyni człowieka nieczystym (Mk 7,19). Warto zwrócić uwagę, że Biblia wskazuje na wspólnotę dóbr, posiadanie wspólnej własności (Dz 4,32) i nic nie wspomina o tym, że tego zwyczaju w końcu zaniechano – co wiemy, że oczywiście nastąpiło w dość szybkim czasie. Kościół polecił poganom trzymać się jedynie 4 wytycznych – aby powstrzymywali się od nierządu, ofiar składanych bożkom, tego co zadławione i od krwi (Dz 15,28-29) – co nie oznacza, że kwestie dyscyplinarne miały się po wsze czasy ograniczać tylko do tych 4 wytycznych i niczego więcej. I jeśli spojrzymy z kolei na Biblię pod trochę innym kątem, to zauważymy tam, że zarówno ustalanie nauk na soborach w oparciu o obecne i palące problemy (na których np. uchyla się całe odwieczne prawo mojżeszowe, które uroczyście zostało ustanowione na kartach Starego Przymierza) jest kwestią jak najbardziej biblijną (15 rozdział Dz. Ap.) jak i biblijną jest nauka, że „cokolwiek zwiążecie na ziemi będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie” (Mt 16,19; 18,18), jak i biblijną jest nauka, że „dam wam Ducha Świętego, który będzie z wami na zawsze i wszystkiego was pouczy” (J 14,16.26). Tutaj należy podkreślić, że Kościół wyraźnie rozróżnia nauki doktrynalne od nauk dyscyplinarnych, obyczajowych itd. Za nieomylne Kościół uznaje jedynie te nauki, które dotyczą jedynie wiary i moralności, są ogłoszone uroczyście (z intencją podania wiernym do wierzenia), oraz są niezmienne ze swojej natury (czyli orzeczenie stanu faktycznego, jako że tylko to jest niezmienne samo z siebie). Kwestie dyscyplinarne, narzucone praktyki i zwyczaje nie mają waloru niezmienności i nieodwołalności i naturalnie mogą, a wręcz powinny się zmieniać wraz ze zmieniającymi się warunkami danej epoki (takim dobitnym i współczesnym przykładem może być kwestia invitro). Więc widzimy, że w samej Biblii są kwestie takie, że jak byśmy się zaczęli tylko do nich odwoływać, to albo łatwo popaść w jakiś absurd, albo czasem można wyszukać dwie sprzeczne szkoły (jak to, czy do pogan wchodzić, czy nie wchodzić). Jeśli chodzi o nieomylność papieży i soborów, to uznajemy to tylko w bardzo wąskim zakresie – gdy wypowiadają się w sposób uroczysty, uroczyście zobowiązują Kościół do wyznawania nauki jedynie w przedmiocie wiary i moralności i o ile ta nauka jest niezmienna ze swojej natury (orzeczenie stanu faktycznego). Sobór jest nieomylny jedynie w sytuacji, gdy spełnione są powyższe warunki oraz ma aprobatę papieża. Podsumowując – oczywiście podzielamy pogląd, że Biblia jest nieomylna, ale nie podzielamy zdania, że tylko ona jest nieomylna i nic więcej.


 

Po czwarte, Biblia jest zrozumiała (jasna). Zrozumiałość Pisma św. nie znaczy, że wszystko w Biblii jest doskonale jasne, lecz raczej, że jest tak odnośnie zasadniczych nauk. Innymi słowy: główne kwestie w Biblii są proste, a proste kwestie są kwestiami głównymi. Nie znaczy to, jak katolicy często zakładają, że protestanci nie korzystają z żadnej pomocy Ojców Kościoła, czy wczesnych soborów. W rzeczy samej, protestanci uznają wielkie teologiczne i chrystologiczne obwieszczenia pierwszych czterech soborów. Więcej, protestanci odnoszą się z wielkim szacunkiem do nauczania pierwszych Ojców, chociaż w oczywisty sposób nie wierzą w ich nieomylność. Tak więc, nie można powiedzieć, tradycja chrześcijańska jest bezużyteczna czy niepotrzebna, jej znaczenie jednak jest sprawą drugorzędną.


 

Tutaj znowu czuję konieczność wyprostowania kilku twierdzeń. Otóż Kościół katolicki nigdy nie uznawał nauki ojców za nieomylne. Bardziej trafnym stwierdzeniem by było, że co najwyżej analizował ich treści, aby odkryć, co jest Tradycją apostolską, a co nią nie jest. Co do kwestii zrozumiałości, co jest zasadniczą nauką, a co nią nie jest – jest to raczej tutaj mętnie przedstawione, bo pytanie jakie mi się nasuwa, to co stanowi granicę pomiędzy kwestią zasadniczą, a niezasadniczą. Wg jakiej zasady możemy coś zakwalifikować jako kwestię główną, albo drugorzędną?


 


 

Po piąte, Biblia interpretuje Biblię. Jest to tzw. zasada analogii wiary. Kiedy mamy trudności ze zrozumieniem trudniejszych i mniej oczywistych fragmentów Pisma, kierujemy się do innych jego fragmentów. Gdyż najlepszą interpretacją Biblii jest sama Biblia. Używamy więc bardziej oczywistych fragmentów Pisma św. aby poprzez nie interpretować fragmenty mniej oczywiste.


 

Jest to oczywiście dobra zasada, ale obawiam się, że i ona ma jednak kilka słabych punktów. Po pierwsze oczywiście byłoby wspaniale, gdyby wszystkie trudne fragmenty dały się zinterpretować innymi łatwiejszymi, ale jednak samo istnienie trudnych fragmentów nie gwarantuje z automatu, że znajdą się fragmenty łatwiejsze, które są z nimi powiązane i tym sposobem je zinterpretują i rozwieją nurtujące wątpliwości. To nie jest tak, że trudniejsze fragmenty w sposób naturalny zawsze znajdują się w towarzystwie innych łatwiejszych fragmentów powiązanych z tym problemem, które je zinterpretują. Oczywiście mogą być i często są, ale może się zdarzyć sytuacja, że ich nie będzie. I co wtedy? Po drugie – to też wszystko zależy od tego, jakie fragmenty łatwiejsze obierzemy sobie za wyjaśnienie takiego stanu rzeczy. W kwestii Trójcy – Świadkowie Jehowy wybierają sobie takie fragmenty, które wyjaśniają te trudniejsze ustępy Biblii dokładnie w taki sposób, jakby oni by sobie tego życzyli, a na co z pewnością nie przystaną protestanci.

3. KATOLICKIE ARGUMENTY ZA TRADYCJĄ JAKO DODATKIEM DO BIBLII

Jedną z największych różnic pomiędzy katolikami a protestantami jest kwestia tego, czy sama Biblia jest wystarczającym i ostatecznym autorytetem dla wiary i pobożności, czy też jest nim Biblia oraz pozabiblijna tradycja apostolska. Katolicy nadal utrzymują, że istnieje konieczność aby Magisterium nauczające (tzn. papież i jego biskupi) rozstrzygało odnośnie tego co wchodzi, a co nie, w skład autentycznej tradycji apostolskiej.

Nie wszyscy katolicy zgadzają się na temat związku jaki tradycja ma z Pismem. Niektórzy np. sądzą, że są to dwa równoległe źródła objawienia. Inni z kolei myślą, że tradycja jest jakąś niższą formą objawienia. Jeszcze inni postrzegają tradycję w sposób prawie protestancki, tzn. jako zwykłą (choć nieomylną) interpretację objawienia które znajdujemy jedynie w Biblii. Tradycyjni katolicy tacy, jak Ludwig Ott i Henry Denzinger, zmierzają do tej pierwszej kategorii. Zaś współcześni katolicy tacy, jak John Henry Newman czy kardynał Joseph Ratzinger, do tej drugiej. Język Soboru Trydenckiego wydaje się popierać tradycyjne rozumienie.[3]

Bez względu na to czy pozabiblijna tradycja apostolska jest uznawana za drugorzędne źródło objawienia, czy nie, nie ma wątpliwości, że Kościół Rzymskokatolicki utrzymuje, iż tradycja apostolska jest zarówno autorytatywna jak i nieomylna. I to jest kwestia, którą chcemy tutaj rozważyć.

W tym miejscu ograniczę się jedynie do oficjalnego magisterium Kościoła, która precyzuje tę kwestię.

KKK 97:"Święta Tradycja i Pismo święte stanowią jeden święty depozyt słowa Bożego", w którym - jak w zwierciadle - Kościół pielgrzymujący kontempluje Boga, źródło wszystkich swoich bogactw.

KKK 95 "Jasne więc jest, że święta Tradycja, Pismo święte i Urząd Nauczycielski Kościoła, wedle najmądrzejszego postanowienia Bożego, tak ściśle ze sobą się łączą i zespalają, że jedno bez pozostałych nie może istnieć, a wszystkie te czynniki razem, każdy na swój sposób, pod natchnieniem jednego Ducha Świętego przyczyniają się skutecznie do zbawienia dusz"

 

Więc to, na co chciałbym zwrócić uwagę, to wg nauki Kościoła Święta Tradycja apostolska stoi na równi z objawieniem biblijnym i została natchniona tym samym Duchem.


 

Katolickie argumenty na rzecz nieomylności tradycji apostolskiej.

Sobór trydencki dobitnie ogłosił, że sama Biblia nie jest wystarczająca dla wiary i pobożności. Bóg ustanowił tradycję jako dodatek do Biblii, aby stanowiła wiarygodny przewodnik dla kościoła.

Bezbłędne przewodnictwo w interpretowaniu Biblii pochodzi z kościoła. Jednym z określających to kryteriów jest jednomyślna zgoda Ojców[4]. Zgodnie z wyznaniem wiary Soboru Trydenckiego (z 13 listopada 1565), wszyscy wierni katolicy muszą zgodzić się i wyznawać, że "Nigdy nie zaakceptuję ani nie będę interpretował ['Pismo św.'] inaczej jak tylko w zgodzie z jednomyślną zgodą Ojców..." [5]

Uczeni katoliccy wysuwają szereg argumentów na dowód jako ostatecznego autorytetu zarówno Biblii jak i tradycji (w przeciwieństwie do samej tylko Biblii). Jednym z ich ulubionych argumentów jest to, że Biblia nie naucza, że tylko ona jest naszym ostatecznym autorytetem dla wiary i moralności. W ten sposób nawet na gruncie protestanckim nie ma powodu do uznawania zasady sola Scriptura. Katolicy faktycznie wierzą, że takie stanowisko protestanckie jest niespójne i nieuzasadnione, gdyż Biblia nie naucza, że jest jedyną podstawą dla wiary i moralności.

Faktem jest, argumentują katoliccy teologowie, że Biblia naucza iż powinniśmy podążać za apostolska "tradycją" tak samo jak za spisanymi słowami apostołów. Św. Paweł napomina chrześcijan w Liście do Tesaloniczan, pisząc: "Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu." (2Tes.2:15 por. 3:6)

Jeden z katolickich apologetów nawet posunął się w argumentacji do stwierdzenia, że apostoł Jan wierzył, że tradycja posiada pierwszeństwo wobec Pisma gdyż napisał: "Wiele mógłbym ci napisać, ale nie chcę użyć atramentu i pióra. Mam bowiem nadzieję, że zobaczę cię wkrótce, i wtedy osobiście porozmawiamy." (3Jan.13) Dodał też: "Dlaczego apostoł dał pierwszeństwo ustnej Tradycji wobec spisanej Tradycji... jeśli zwolennicy sola Scriptura utrzymują, że Pismo jest nadrzędne w stosunki do ustnej Tradycji?"[6]

Rzymskokatolicki apologeta, Peter Kreeft, przedstawia szereg argumentów na rzecz tradycji: "Taki pogląd rozdziela od siebie Kościół i Pismo, które stanowią jedność. To nie są dwa rywalizujące konie w wyścigu o autorytet, lecz raczej jeden jeździec (Kościół) dosiadający jednego konia (Pismo)." Dalej, dodaje: "Nie jesteśmy nauczani przez nauczyciela bez księgi, ani przez księgę bez nauczyciela, lecz przez jednego nauczyciela, Kościół, z jedną księga - Biblią."[7]

Kreeft dalej argumentuje, że "sola Scriptura pogwałca zasadę przyczynowości mówiącą, że skutek nie może być większy od swej przyczyny." Gdyż "następcy apostołów, biskupi Kościoła, określili kanon, listę ksiąg, które zostały ogłoszone jako nieomylne i należące do Pisma św." I "jeśli Pismo jest nieomylne, to w tym przypadku, Kościół musi również być nieomylny."[8]

Według Kreeft'a "denominacjonizm jest, wg standardów Pisma, skandalem nie do przyjęcia - zob. Jan.17:20-23 i 1Kor.1:10-17." Dalej stwierdza: "pozwólmy aby pięćset osób zaczęło interpretować Biblię bez autorytetu Kościoła, a wkrótce będziemy mieli pięćset denominacji."[9] Tak więc odrzucenie autorytetu apostolskiej tradycji prowadzi do niebiblijnego skandalu denominacjonizmu.

Kończąc, Kreeft argumentuje, że "pierwsi chrześcijanie nie mieli Nowego Testamentu, lecz tylko Kościół, który ich uczył."[10] W tym przypadku, używanie samej Biblii bez tradycji apostolskiej było zatem niemożliwe.

4. PROTESTANCKA OBRONA ZASADY SOLA SCRIPTURA

Chociaż te argumenty wydają się być przekonywające dla przeciętnego katolika, są w rzeczywistości błędne u podstaw. Dalej pokażemy, że każdy z katolickich argumentów przeciwko protestanckiej doktrynie sola Scriptura jest błędny, oraz że katolicy nie są w stanie dostarczyć znaczącej podstawy dla katolickiego dogmatu o nieomylności ustnej tradycji.

Czy Biblia naucza sola Scriptura?

Odnośnie tego czy Biblia naucza zasady sola Scriptura należy podkreślić dwie sprawy. Po pierwsze, tak jak uznają to też uczeni katoliccy, nie jest konieczne, aby Biblia jawnie i otwarcie nauczała sola Scriptura aby zasada ta była prawdziwa. Wiele chrześcijańskich doktryn stanowi nieunikniony wniosek z dedukcji logicznej pewnych jednoznacznych fragmentów Biblii (np. Trójca). Sola Scriptura mogłaby zatem również być wywnioskowana dedukcyjnie z tego, co naucza Biblia.


 

Tutaj z kolei warto podkreślić coś jeszcze innego. Otóż owszem, dedukcja jest jak najbardziej uprawnionym sposobem wnioskowania i nie zamierzamy tego negować. Jednakże warto postawić tutaj pytanie np. o takie kwestie jak czyściec. Otóż nauka o czyśćcu jest czymś, co zostało z kolei wydedukowane przez nas katolików i stało się obiektem krytyki ze środowisk protestanckich za to, że nie opiera się w sposób wyraźny na Biblii. Natomiast jeśli weźmiemy kwestię Trójcy – to pamiętajmy, że nie wszystkie wyznania protestanckie ją wyznają. Jest całkiem pokaźna liczba denominacji, która również opiera się wyłącznie na Biblii i oni z tej samej Biblii wydedukowali, że Trójca jest jednak fałszem. A jak pójdziemy w tych kwestiach trochę dalej i zaczniemy się zastanawiać nad modlitwą do Jezusa i Ducha Świętego, to zobaczymy, że protestanci tę kwestię – chyba nie będąc do końca świadomi – opierają właśnie na Tradycji apostolskiej, bo jakby opierali się wyłącznie na Biblii, to niczego by tam takiego nie znaleźli. Ale za chwilę oczywiście dojdziemy do elementu kluczowego i zobaczymy, czy faktycznie owa dedukcja sola Scriptury jest uprawniona.


 


 

Po drugie, Biblia naucza domyślnie (implicite), jeśli nie jawnie (explicite), że jest jedyną nieomylną podstawą dla wiary i moralności. Można to wykazać na wiele sposobów. Np. faktem jest, że samo Pismo, bez potrzeby tradycji zostało określone jako "natchnione przez Boga" (theopnuestos) aby każdy wierzący był "doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu." (2Tym.3:16-17) To stwierdzenie rozbrzmiewa ponad katolickim twierdzeniem, że Biblia jest oficjalnie niewystarczająca bez pomocy tradycji. Św. Paweł twierdzi, że natchnione przez Boga Pisma wystarczające.


 

No i właśnie tutaj powoli zbliżamy się do najbardziej kluczowych kwestii. Na początek przytoczmy te wspomniane fragmenty i oczywiście przytoczymy tłumaczenie z Biblii Warszawskiej, która po pierwsze jest przekładem protestanckim, a po drugie jest jednym z najbardziej dosłownych tłumaczeń znanych w języku polskim:

2 Tm 3:16-17 BW "Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, Aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany."


 

I oczywiście pytanie jakie należałoby tutaj postawić, to gdzie tu zwolennicy sola Scriptura widzą, że Pismo jest wystarczające? Z tego ustępu przebija się informacja, że Pismo jest natchnione i pożyteczne, ale że jest wystarczające, to tego tutaj nie ma NIGDZIE. I oczywiście my, zwolennicy Tradycji jak najbardziej zgadzamy się z tezą, że Biblia jest święta, jest natchniona, pochodzi od Boga, że jest pożyteczna, prowadzi do świętości itd. Ale z tego jeszcze w żaden sposób nie wynika wystarczalność, albo negowanie użyteczności Tradycji. To tak jakby powiedzieć, że skoro prawo jest dobre, to oznacza, że zasady współżycia społecznego są niepotrzebne.


 

I w przeciwieństwie do niektórych katolickich apologetów, zawężanie tego fragmentu Biblii do samego Starego Testamentu nie pomoże katolikowi z dwóch powodów: po pierwsze, Nowy Testament jest również nazwany "Pismem" (2P.3:15-16; 1Tym.5:18 por. Łk.10:7); i po drugie, jest niespójnym argumentować, że natchnione przez Boga pisma Starego Testamentu były wystarczające, a pisma Nowego Testamentu już nie.


 

Tutaj przyznam szczerze, że nie bardzo wiem, kto tak postuluje, że Stary Testament był wystarczający?


 

Dalej, Jezus i apostołowie nieustannie odwoływali się do Biblii jako ostatecznego autorytetu. Czynili to poprzez często stosowaną frazę: "jest napisane", która to występuje w Nowym Testamencie ok. 90 razy. Jezus użył tej frazy trzy razy odwołując się do Pisma jako ostatecznego autorytetu podczas dysputy z szatanem (Mt.4:4,7,10).


 

Niestety znowu mamy do czynienia z błędną logiką. Bo skoro Jezus i apostołowie nieustannie odwoływali się do Biblii jako ostatecznego autorytetu, to nie oznacza, że zawsze odwoływali się do biblijnego autorytetu (i do tego za chwilę wrócimy). Uchylając prawo mojżeszowe na soborze w Jerozolimie kierowali się np. tym, że widzieli iż Bóg dał poganom Ducha Świętego tak ja i im. I co więcej – nawet sprzeciwili się tym, którzy swój autorytet opierali właśnie tylko na Biblii, bo ta Biblia jak wiadomo kazała im obrzezać i przestrzegać prawa mojżeszowego. Jedyny biblijny fragment, na jaki się w tej scenie powołano to były te słowa:


 

Dz 15,16n "Potem powrócę i odbuduję upadły dom Dawida, odbuduję jego ruiny i podźwignę go. Aby pozostali ludzie szukali Pana i wszystkie ludy, nad którymi wzywa się Imienia mego - mówi Pan, który to wszystko czyni"


 

Jednakże jak widzimy, te słowa jedynie wskazują na pragnienie Boga, aby poganie zostali przyłączeni do społeczności Boga, lecz nie ma tu ani słowa o tym, aby uchylić wszelkie procedury z tym związane, zaniechać obrzezania i porzucić prawo mojżeszowe, ograniczając się jedynie do tych czterech wytycznych.

Dz 15,28n Natchnieni Duchem Świętym postanowiliśmy nie nakładać na was żadnych ciężarów, prócz rzeczy koniecznych, a więc powstrzymajcie się od spożywania pokarmów składanych bogom na ofiarę, od krwi, od mięsa ze zwierząt uduszonych i nierządu.

I to co się tutaj jeszcze bardziej przebija, to Kościół swój autorytet zaczął opierać właśnie na Duchu Świętym, który jak widać, ma wystarczające kompetencje nawet do tego, aby uchylić to, co do tej pory było narzucone autorytatywnie przez Biblię. A dla przypomnienia, to sama Biblia naucza nas, że Duch Święty miał być dany NA ZAWSZE, a nie jedynie do śmierci ostatniego apostoła. Więc to co należy tutaj zaakcentować, to autorytatywne działanie Kościoła jest jak najbardziej umocowane biblijnie.


 

Oczywiście, Jezus (Mt.5:22,28,31; 28:18) oraz apostołowie (1Kor.5:3; 7:12) czasami odnosili się do ich własnego, danego im przez Boga, autorytetu. Twierdzenie jednak, że to mogłoby być potwierdzeniem wiary w to, iż kościół Rzymu wciąż dziś posiada nieomylny autorytet jest tylko twierdzeniem pozbawionym uzasadnienia, gdyż nawet oni sami przyznają, że nie ma dzisiaj żadnego nowego objawienia takiego, jakie występowało w czasach spostolskich. Innymi słowy, jedynym powodem dla którego Jezus i apostołowie mogli odwoływać się do autorytetu spoza Biblii było to, że Bóg wciąż dawał wtedy normatywne (tzn. ustanawiające standard) objawienie na temat wiary i moralności wierzących. To objawienie było często wpierw obwieszczane ustnie zanim zostało spisane (np. 2Tes.2:5) co nie upoważnia nas do odwoływania się do ustnego objawienia Nowego Testamentu jako dowodu na to, że dziś występuje również jakiś pozabiblijny, nieomylny autorytet.


 

Niestety, ale da się odnieść wrażenie, że autor nie rozróżnia za bardzo kwestii objawienia od kwestii dyscypliny i autorytatywnego nauczania w innych kwestiach, niż wiara. W tym przedmiocie Kościół posiada nieomylny autorytet, ale jedynie co do kwestii, którym pochodzenie przypisuje się czasom, w których właśnie jeszcze żyli ci wspomniani apostołowie. Więc to nie jest tak, że Kościół wymyśla i orzeka sobie naukę Jezusa, albo apostołów, albo jakieś inne słowo Boże, które w tamtym czasie nie były znane. Autorytet Kościoła odnosi się jedynie do dyscypliny, ustalania stanu faktycznego (np. co było nauką apostolską, a co nią nie było, co było faktem, a co nim nie było itp). Natomiast Kościół nie ma autorytetu, aby ogłaszać jakiegoś nowego słowa Bożego, które by nie było wtedy znane.


 

Co więcej, Jezus jasno pokazał, że Biblia jest szczególna, wyjątkowa i wyniesiona ponad wszelką tradycję. Zganił faryzeuszy za odrzucanie sola Scriptura i negowanie ostatecznego autorytetu Słowa Bożego poprzez swoją religijną tradycję, gdy powiedział: "Dlaczego i wy przestępujecie przykazanie Boże dla waszej tradycji? (...) I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże." (Mt.15:3,6)


 

Ważne jest odnotować, że Jezus nie ograniczał swego stwierdzenia do zwykłej ludzkiej tradycji lecz odnosił je szczególnie do tradycji rozpowszechnianych przez religijne autorytety, które stosowały swoje tradycje aby błędnie interpretować Pisma. Istnieje bezpośrednia paralela pomiędzy tradycjami Judaizmu, które narosły wokół (i zaciemniły a nawet zanegowały Pismo) a chrześcijańskim tradycjami, które od pierwszego wieku narosły wokół (i zaciemniły a nawet zanegowały) Pismo. W końcu nawet katoliccy uczeni sami dokonują porównywań pomiędzy najwyższym kapłaństwem Starego Testamentu a rzymskokatolickim papiestwem - wydaje się to zatem być dobrą analogią.


 

Zwróćmy uwagę, że autor w tym fragmencie widzi krytykę autorytetów biblijnych, które błędnie interpretowały pisma. Ale zastanówmy się, czy aby na pewno autor tego zarzutu na pewno dobrze zinterpretował właśnie ten fragment Pisma z Mt 15? Bo dlaczego mamy uważać, że ten fragment odnosi się do błędnej interpretacji pisma? A może jest tam krytyka czegoś innego? A mianowicie podstępnego omijania niewygodnych przykazań Bożych i zastępowania ich ludzką tradycją, która stoi w sprzeczności z tymi przykazaniami. Jednakże dla przypomnienia – rozmawiamy tutaj o katolickim ujęciu Tradycji, która stoi na równi ze Słowem Bożym. A nasza tradycja nie neguje Pisma Świętego, nie omija niewygodnych przykazań Bożych i nie zastępuje ich ludzkimi naukami. Już nic nie mówiąc o tym, że charakter katolickich Tradycji jest zupełnie inny – dotyczy prawd wiary, ustalenia, jak Kościół rozumiał objawienie Boże i w co wierzył. Jeśli protestanci zarzucają, że katolickie Tradycje negują Pismo, to należałoby oczekiwać wykazania tego najpierw. Bo do tej pory niczego nam jeszcze nie udowodniono. A przytaczane fragmenty biblijne, które rzekomo miały uderzać w katolickie dogmaty były niczym innym, jak ich osobliwą interpretacją, które były rozumiane na ich życzeniowy sposób.


 

I w końcu, mówiąc słowami św. Pawła, Biblia nieustannie ostrzega nas, że "nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane" (1Kor.4:6)[11]


 

I w tym miejscu doszliśmy do najbardziej kluczowego argumentu zwolenników Sola Scriptura. I niestety, można tu jedynie mówić o ich osobliwej interpretacji rozumianej na sposób życzeniowy. Bo tak się składa, że odnoszenie tego fragmentu do koncepcji sola Scriptura jest rażąco nieuprawnione. Św. Paweł nic nie wspomina, aby tę zasadę stosować wobec całej nauki i każdej przestrzeni naszej wiary. Kontekst wspomina o upomnieniu św. Pawła, że adresaci rozumieli o sobie trochę za dużo, wynosili się jeden nad drugiego, twierdząc, że oni są lepsi od innych „bo ja jestem Apollosa, a jak od Kefasa”. I zwyczajnie św. Paweł pouczył ich, aby w tej konkretnej sprawie (wynoszenia się jednych nad drugimi) nie rozumieli więcej, niż w tej konkretnej sprawie do nich napisano.

 

Zobaczmy ten fragment w szerszym kontekście:

 

1Kor 3,1–4,6 BW "I ja, bracia, nie mogłem mówić do was jako do duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie. [...] Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie? (4) Albowiem jeśli jeden mówi: Ja jestem Pawłowy, a drugi: Ja Apollosowy, to czyż cieleśni nie jesteście? […] Niechaj nikt samego siebie nie oszukuje; jeśli komuś z was się wydaje, że jest na tym świecie mądry, niech się stanie głupim, aby się stać mądrym. [...] A zatem niechaj nikt z ludzi się nie chlubi [...]

Tak niechaj każdy myśli o nas jako o sługach Chrystusowych i o szafarzach tajemnic Bożych. [...] (4) Albowiem do niczego się nie poczuwam, lecz to mnie jeszcze nie usprawiedliwia, bo tym, który mię sądzi, jest Pan. (5) Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga. (6) A ja odniosłem to do siebie samego i do Apollosa przez wzgląd na was, bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co napisano, żeby nikt z was nie wynosił się nad drugiego, stając po stronie jednego nauczyciela przeciwko drugiemu.

Podobne słowa padają zresztą w Liście do Rzymian:


Rz 12,3 BW Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił.

Także tutaj właśnie widać dość wyraźnie manierę św. Pawła aby przycinać trochę pychę swoich adresatów, coś co do złudzenia jest podobne do tamtego fragmentu z 1 Kor, a o podobieństwie i jasnej wymowie kontekstu to już nie wspomnę. Więc co to ma wspólnego z koncepcją sola Scriptura? NIC!

Stosują taki sposób rozumowania równie dobrze moglibyśmy powiedzieć na podstawie innego fragmentu, że nie należy umieć niczego więcej, niż Jezusa - i to ukrzyżowanego (czyli nie umieć ani Boga Ojca, ani Ducha Świętego, a jedynie samego Jezusa i to w dodatku tylko tego ukrzyżowanego):


1Kor 2,2 BW "Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego."

 

Ten rodzaj nawoływania znajdujemy w całej Biblii. Mojżeszowi Bóg powiedział: "Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie" (Deu.4:2). Salomon potwierdził to w Księdze Przysłów, mówiąc: "Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, (...) Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę." (Prz.30:5-6) Również w ostatnich słowach zamykających Biblię Jan w ten sam sposób nawołując oznajmił "Ja świadczę każdemu, kto słucha słów proroctwa tej księgi: jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze. A jeśliby ktoś odjął co ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg odejmie jego udział w drzewie życia i w Mieście Świętym - które są opisane w tej księdze." (Obj.22:18-19). Czyż można bardziej dobitnie wyrazić zasadę sola Scriptura?


 

No właśnie problem w tym, że te słowa nie dość, że nie wyrażają sola Scriptura dobitnie, to tak naprawdę w ogóle nie wyrażają, ale znowu są jedynie życzeniową interpretacją i nic więcej. I zwróćmy uwagę na słowa z Deu 4,2 – gdzie Bóg mówił do Mojżesza, aby niczego nie dodawać. A więc zatem należy uznać, że ten zakaz złamali wszyscy następni autorzy kolejnych ksiąg Starego Testamentu... Bo jeśli mielibyśmy te słowa rozumieć po protestancku, że taki zakaz Boga zamyka naukę o objawieniu, to zauważmy że mimo tego zakazu pojawiały się nowe i nowe treści – u kolejnych proroków, aż do Micheasza, Nahuma, Habakuka, Sofoniasza, Aggeusza, Zachariasza i Malachiasza. Natomiast jeśli weźmiemy Apokalipsę i jej ostatnie słowa, które zostały wyżej przytoczone – to znowu... Należy zadać pytanie, skąd wiemy, czy autor się wypowiada o całym Nowym Testamencie, czy jedynie do treści Apokalipsy? Bo niestety nie jest to wcale oczywiste. Już nic nie mówiąc oczywiście o tym, że przecież nasza Tradycja niczego nie dodaje do Słowa Bożego, niczego nie dopisuje tam do tych ksiąg i twierdzi, że jest to pismo natchnione i te słowa zawsze tam były i że jeszcze właśnie to Jezus powiedział św. Janowi w trakcie apokaliptycznego objawienia. No i kolejne pytanie: dlaczego protestanci nie usunęli fragmentu z J 7,53-8,11 (czyli epizod o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie) – jak wiadomo do treści Biblii zostało to ostatecznie dopisane w ok. VI wieku po Chrystusie? Podobnie było z zakończeniem Ewangelii Marka. Z punktu widzenia Kościoła katolickiego to nie ma większego problemu, bo dla nas ta opowieść jest elementem apostolskiej Tradycji, która znana i przekazywana była już na długo przed VI wiekiem. Już nic nie mówiąc o tym, że to właśnie nie kto inny, jak właśnie Luter był najbliższy temu, aby usunąć z kanonu księgę Jakuba. Jeśli mielibyśmy interpretować te słowa na sposób protestancki, to również należy przytoczyć słowa Jezusa, że z prawa nie zginie nawet jedna jota, że prędzej niebo i ziemia przeminie, niż żeby jedna jota była usunięta. A jak wiemy, apostołowie usunęli nawet więcej niż jotę, bo prawie całe prawo mojżeszowe poszło do kosza. Czy to może oznacza, że za coś takiego wszyscy oni za to smażą się w piekle?

 

Oczywiście żaden z tych fragmentów nie zabrania możliwości pojawienia się jakichś objawień w przyszłości. Lecz powyższe fragmenty można zastosować w rozstrzygnięciu różnicy pomiędzy protestantami a katolikami na temat tego, czy są jakieś autorytatywne i normatywne objawienia poza tymi, które zostały już objawione apostołom i prorokom a które zostały zawarte w Biblii. Powyższe cytaty poruszają dokładnie ten temat. Faktycznie to nawet sam prorok nie mógł niczego dodawać do objawienia jakie mu dał Bóg. Prorocy nie byli nieomylni we wszystkim co rzekli, lecz tylko wtedy, gdy Bóg udzielał im objawienia (i do tego nie wolno im było ani dodać, ani ująć żadnego słowa).

Skoro zarówno katolicy jak i protestanci zgadzają się, że nie ma żadnego nowego objawienia tej rangi, co objawienie dane apostołom na początku naszej ery, to z tego prosty wniosek, że powyższe cytaty popierają protestancką zasadę sola Scriptura. Gdyż jeśli nie ma już żadnego normatywnego objawienia po apostołach, i jeśli nawet samym prorokom nie wolno było dodawać do objawienia, to z tego wynika, że Pismo św. jest jedynym nieomylnym źródłem boskiego objawienia.


 

Ale tutaj dotykamy bardzo ważnego niezrozumienia. Otóż katolicka Tradycja to nie jest nowe objawienie, które powstało po śmierci apostołów. Katolicyzm właśnie ową Tradycję rozumie jako nieodłączną część tamtego objawienia, które narodziło się w trakcie życia apostołów, a nie po nich.


 

Rzymscy katolicy przyznają że Nowy Testament jest jedynym, jakie posiadamy, nieomylnym źródłem nauczania apostolskiego z pierwszego wieku.

 

Nie prawda. Nie jest jedynym, bo tym drugim jest właśnie ta apostolska Tradycja.


 

Jednakże nie wydają się doceniać znaczenia tego faktu, że to przeważa szalę w kierunku protestanckiej argumentacji za sola Scriptura. Gdyż nawet wielu wczesnych Ojców poświadczało fakt iż całe apostolskie nauczanie zostało włożone w Nowy Testament. Przy całym uznaniu faktu istnienia tradycji apostolskiej, J.D.N. Kelly konkluduje, że "przypuszczalnie nie ma dowodów na istnienie innych wierzeń czy praktyk występujących w tych czasach, które by nie zostały wzmiankowane w księgach znanych później jako Nowy Testament." Faktycznie wielu wczesnych ojców, włączając Atanazego, Cyryla Jerozolimskiego, Chryzostoma czy Augustyna wierzyło, że Biblia jest jedyną nieomylną podstawą dla wszelkiej doktryny chrześcijańskiej.[12]


 

Jednakże nie bardzo rozumiem, dlaczego protestanci chcą argumentować słuszność sola Scriptura posiłkując się argumentami opartymi [UWAGA!!!] na TRADYCJI [sic], która jest zawarta w ojcach Kościoła? Co do konkluzji wysuwanych przez Kellego – nie bardzo rozumiem argumentu opartego na stwierdzeniu „przypuszczalnie”. Czy to ma oznaczać, że jak Kellemu nic nie przychodzi do głowy, to oznacza, że wszystkie praktyki zostały wzmiankowane w Nowym Testamencie? Jest to błędna logika, która dokłada kolejną cegiełkę do tego, na czym jest oparta cała ta koncepcja sola Scriptura. I jeśli wziąć tylko zwyczaje praktykowane przez protestantów, to można by było stworzyć ogromną listę przykładów, których nie sposób doszukać się w Biblii, oraz jak je logicznie uzasadnić. Ot chociażby praktyka rozgrzeszania, modlitwa do Ducha Świętego, porządek liturgii, częstość jej sprawowania, obchodzenie świąt, tradycje pobożnościowe jak strojenie choinek, ceremonie powtórnego narodzenia, przyjmowania Jezusa jako Pana i Zbawiciela, ustanawiania biskupów. Oczywiście można to podciągać np. pod losowanie, jakie miało miejsce przy zastępowaniu urzędu Judasza (Dz 1,16-26). Ale czy aby na pewno protestanci w taki sposób to praktykują?


 

Zatem, jeśli Nowy Testament jest jedynym nieomylnym zapisem nauczania apostolskiego, to wtedy wszelki inny zapis z pierwszego wieku musi być omylny. Nie ma znaczenia, że katolicy wierzą iż nauczające Magisterium kościoła później ogłosiło, że pewna część pozabiblijnej tradycji jest nieomylna. Faktem jest, że nie posiadają oni żadnego nieomylnego zapisu z pierwszego wieku na bazie którego mogliby podjąć taką decyzję.


 

W świetle powyższej kontrargumentacji obalającej zarzuty wobec Tradycji sentencja podsumowująca, którą rozpoczyna słowo „zatem” jest bezpodstawna. I należy jeszcze tylko dodać, że Tradycja jest nauką nie tyle opartą na nauczaniu ze źródeł poza biblijnych z pierwszego wieku, ale jedynie nauką, co do której istnieje przekonanie, że pochodziła z czasów apostolskich, mimo odnalezienia jej śladów na piśmie w późniejszym okresie. A przykładem tego może być perykopa o kobiecie cudzołożnej. Oprócz tego trzeba dodać, że brak możności nadania jakiemuś zapisowi waloru nieomylności, nie jest koniecznym warunkiem do uznania Tradycji. Bo raz, że to jedynie treść i przekaz mają być nieomylne, a nie źródło przemawiające za tym, że ta treść ma taki walor, a dwa, to przecież samo Pismo Święte poucza nas, że Jezus zostawił Kościołowi Ducha Świętego, który będzie nas pouczał. Dlatego zwróćmy uwagę, że o ile sama treść np. księgi Judy jest natchniona, to nie ma żadnego natchnionego dokumentu nauczającego, że ta właśnie księga jest natchniona. I nie przypadkowo obrałem księgę Judy za przykład, bowiem właśnie w tej niewątpliwie natchnionej księdze są wzmiankowane księgi (jak Henocha), które już z kolei natchnione nie są.

 

Cała tradycja apostolska znajduje się w Biblii

Prawdą jest, że Nowy Testament mówi o naśladowaniu "tradycji" (tj. nauczania) apostołów czy to w formie ustnej czy pisemnej. Jest tak dlatego, że byli oni żyjącymi autorytetami ustanowionymi przez samego Chrystusa (Mt.18:18; Dz.2:42; Ef.2:20). Jednakże kiedy oni zmarli, nie było już więcej autorytetu żyjących apostołów, gdyż tylko ten, kto był naocznym świadkiem zmartwychwstania Chrystusa, mógł posiadać autorytet apostoła (Dz.1:22; 1Kor.9:1)


 

Jednakże czy protestanci są w stanie uzasadnić to powyższe twierdzenie w oparciu o Biblię (że po śmierci ostatniego apostoła nikt nie miał prawa rościć sobie do roli autorytetu)? I żeby było ciekawiej, zacytujmy i przeanalizujmy te wskazane przez nich wyżej fragmenty biblijne (wszystkie cytaty pochodzą z Biblii Warszawskiej)

Mt 18,18 Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek byście związali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokolwiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie.

I zastanówmy się tutaj, czy ten fragment miałby wspierać koncepcję, że tylko pierwsi apostołowie mieli ten wspomniany autorytet. Otóż niestety nic z tego fragmentu nie wynika. Bo fakt, że apostołowie mieli takie prawo nie oznacza, że następni po nich w następnych pokoleniach tego nie mieli. I tutaj mógłbym przytoczyć podobne fragmenty jak Mt 28,19n albo J 20,23, które mają podobny wydźwięk – bo też powiedział apostołom, aby szli, chrzcili i głosili Ewangelię, oraz aby odpuszczali grzechy. A na ostatniej wieczerzy apostołom powiedział „to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19; 1 Kor 11,24-25). Czy to oznacza, że Jezus ten nakaz limitował tylko do obecnych apostołów? Skoro tak, to dlaczego protestanci do dzisiaj sprawują pamiątkę?

Kolejny fragment:

Dz 2,42 I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach.

Czy to ma oznaczać, że skoro te wspólnoty trwały w nauce apostolskiej, to oznacza, że jest to jedyne autorytatywne źródło, na którym ma się opierać nasza praktyka pobożnościowa? To że oni w takiej nauce trwali nie oznacza, że tylko ona ma jedyny autorytet. Już nic oczywiście nie mówię, że przecież nasza apostolska Tradycja jest niczym innym, jak ową nauką apostolską.

No i dalej:

Ef 2,20 Zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus

Jak wyżej. Ale nawet jak mamy się dosłownie odnosić do tych treści, to warto zauważyć, że budowla to nie tylko kamień węgielny i fundamenty, ale również i cała pozostała część rozciągająca się aż pod dach.

Dwa poniższe wersety mają wspierać powyższą tezę o treści „gdyż tylko ten, kto był naocznym świadkiem zmartwychwstania Chrystusa, mógł posiadać autorytet apostoła”. A więc zobaczmy te dwa wersety:

Dz 1,22 Począwszy od chrztu Jana, aż do dnia, w którym od nas został wzięty w górę, stał się wraz z nami świadkiem jego zmartwychwstania.

1Kor 9,1 Czy nie jestem wolny? Czy nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa, Pana naszego? Czy wy nie jesteście dziełem moim w Panu?

I co z nich miałoby wynikać? Co najwyżej, że apostołowie byli świadkami zmartwychwstania, ale w żaden sposób nie naucza to, że TYLKO ONI mogli posiadać autorytet apostoła. I nic nie mówiąc o tym, że ani św. Paweł, ani św. Łukasz takimi świadkami nie byli, co nie przeszkadzało im taki autorytet posiadać. Owszem, o św. Pawle wiemy, że doświadczył Jezusa zmartwychwstałego, ale przecież to samo możemy powiedzieć o innych osobach, które doświadczyły objawień prywatnych w obecnych nam czasach. Niestety całość jest obarczona błędem non sequitur.

 

Ponieważ Nowy Testament jest jedynym (nieomylnym) zapisem tego, czego nauczali apostołowie, stąd wynika że od śmierci apostołów jedynym apostolskim autorytetem jaki mamy jest natchniony zapis ich nauczania znajdujący się w Nowym Testamencie. Tak więc cała tradycja apostolska (nauczanie) odnośnie wiary i praktyki znajduje się w Nowym Testamencie.


No tutaj powiem inaczej, acz trochę podobnie: „Ponieważ autor tego opracowania jednak nic do tej pory nie wykazał, toteż twierdzenie, że Nowy Testament jest jedynym nieomylnym zapisem jest nieuprawnione”.

 

To niekoniecznie oznacza, iż wszystko czego apostołowie kiedykolwiek nauczali, jest w Nowym Testamencie. Nie oznacza również tego, że wszystko co powiedział Jezus też tam się znajduje (por. J.20:30; 21:25). Oznacza jednak, że całe apostolskie nauczanie, które Bóg uznał za konieczne dla wiary i praktyki (moralności) zostało tam zachowane (2Tym.3:15-17). Jedynym rozsądnym wnioskiem jest to, że Bóg zadbał o to aby zostało zachowane to, co natchnione.


 

Jak wyżej – skoro cała powyższa argumentacja nie została należycie udowodniona, więc i powyższy wniosek końcowy jest bezpodstawny. I znowu mamy odniesienie do 2 Tm 3,15-17 mówiącym o tym, że wszelkie Pismo jest przez Boga natchnione (już nic nie mówiąc o tym, że ten ustęp nie precyzuje, które konkretnie pismo jest natchnione, a które apokryficzne), ale nigdzie w tym fragmencie nie ma, że jest to jedyne źródło natchnione. To tak jakby powiedzieć, że cały kodeks karny jest obowiązujący - czy to oznacza, że jest jedynym obowiązującym? A kodeks cywilny już w tym wypadku nie byłby obowiązujący?


 

Fakt, że apostołowie czasami odnosili się do "tradycji" podawanych ustnie w sposób autorytatywny w żaden sposób nie umniejsza protestanckiej argumentacji za sola Scriptura. Po pierwsze, nie jest konieczne aby te ustne nauki musiały być natchnione czy nieomylne. One mogły być tylko autorytatywne. Wierzący byli proszeni aby się ich "trzymali" (1Kor.11:2) i "trwali przy nich" (2Tes.2:15). Lecz ustne nauki apostołów nie były nigdy nazwane "nieomylnymi", "niepodważalnymi", czy czymś w tym rodzaju, dopóki nie zostały zachowane jako Pisma.

Apostołowie byli żyjącymi autorytetami, lecz nie wszystko co rzekli było nieomylne. Katolicy rozumieją przecież różnicę pomiędzy twierdzeniem autorytatywnym a nieomylnym gdyż sami dokonują takiego rozróżnienia pomiędzy zwykłymi orzeczeniami papieża a orzeczeniami nieomylnymi ex cathedra ("z urzędu" św. Piotra).


 

Ale to samo można powiedzieć o naukach obecnych w Biblii. Czy fakt, że są tam zawarte, to oznacza, że są obowiązujące? Przypomnijmy kilka z nich: Kol 3,22 „Niewolnicy mają być poddani swoim panom”, 1 Kor 11,5 „każda kobieta, która modli się z odkrytą głową, hańbi swoją głowę”, Dz 2,44 „wszystko mieli wspólne”, Dz 15,28 „Postanowiliśmy my i Duch Święty nie nakładać na was innego ciężaru, niż to co konieczne: powstrzymajcie się [JEDYNIE] od mięsa składanego bożkom, od tego co zadławione, od nierządu i od krwi”. „aby kobiety milczały na wspólnych zebraniach. Nie dopuszcza się ich do głosu, lecz mają być poddane, jak przewiduje to Prawo. Gdyby zaś chciały się czegoś nauczyć, niech pytają o to w domu swoich mężów, nie wypada bowiem, aby kobieta odzywała się na wspólnych zgromadzeniach” (1 Kor 14,34n). Do tego należy dodać praktykę powoływania apostołów przez losowanie, jak i uzupełnianie jedynie do liczby dwunastu (Dz 1,16-26). I oczywiście już nic nie mówiąc o głębokim niezrozumieniu istoty Tradycji. Tradycja to nie jedynie praktyka i dyscyplina Kościoła, ale to również sposób interpretacji nauki apostolskiej – czyli odpowiedź na pytanie, jak daną naukę biblijną (którą w oderwaniu od Tradycji można zinterpretować na wiele sposobów) zawsze rozumiano, jakie są niezapisane fakty z życia Kościoła, które nie zostały utrwalone w Biblii, jak Kościół praktykował kult Boży, jak to rozumiał, które treści uznawał za natchnione, komu przypisywał autorstwo Ewangelii, jak rozumiał sens konsekracji, sakramenty itd.


 

Po drugie, tradycje (nauki) apostołów, stanowiące objawienie, zostały zapisane - są więc natchnione i nieomylne gdyż stanowią teraz Nowy Testament. To co katolicy muszą dowieść (a czego nie potrafią) jest to, że Bóg, który uznał za istotne dla wiary i moralności Kościoła natchnąć zapisanie 27 ksiąg nauczania apostolskiego, dopuścił aby zabrakło w nich jakiegoś istotnego objawienia. Jest nieprzekonywujące, że Bóg dopuścił aby następne pokolenia zmagały się, czy nawet walczyły, aby uściślić gdzie to domniemane objawienie można by znaleźć. Tak więc, jakkolwiek autorytatywni byli apostołowie przemawiający ze swego urzędu, tylko te ich słowa, które zostały zapisane są natchnione i nieomylne (2Tym.3:16-17; por. J.10:35).


 

My niczego nie musimy dowodzić. Wystarczy, że po raz kolejny przypomnimy problem kanonu Pisma Świętego i zapytamy, dlaczego Bóg dopuścił, aby ten problem nie był wyraźnie rozstrzygnięty? I o ile można by było argumentować, że nie można tego oczekiwać wobec pism Nowego Testamentu, to jednak w przypadku pism Starego Testamentu ten zarzut jest jak najbardziej zasadny. Oczywiście już nie wspomnę o wielu innych paradoksach, o których była mowa wcześniej i do których będę również nawiązywał za chwilę. Wedle takiego punktu widzenia, to nawet koncepcja Sola Scriptura nie jest w sposób jasny i klarowny zawarta w Biblii i Bóg dopuścił, abyśmy musieli teraz pisać długie i zawiłe elaboraty (i moim zdaniem – protestanci muszą wręcz naginać wersety biblijne, aby uzasadnić swoje stanowisko w tym przedmiocie).


 

Nie znajdujemy nawet śladu dowodu na to, by którekolwiek z objawień jakie apostołowie otrzymali od Boga aby zaprezentować je szerszemu ogółowi, nie zostało zapisane w tych unikalnych księgach - natchnionych księgach Nowego Testamentu - które pozostawili Kościołowi.


 

A co w takim razie zrobimy z nauką Jezusa przytoczoną przez św. Pawła w Dziejach Apostolskich, że o wiele bardziej błogosławionym jest dawać, aniżeli brać (Dz 20,35)? Dlaczego ewangeliści nie zamieścili tej nauki w Ewangeliach? Skąd mamy wiedzieć, że ta nauka przekazana przez św. Pawła jest tym jedynym brakującym elementem znanych nam Ewangelii? Kolejne pytanie: dlaczego od razu nie zamieścili perykopy o kobiecie cudzołożnej? Co na ten temat mamy myśleć? A może i to jest nieautentyczne? A co, jeśli jednak jest autentyczne?


 

To zaś prowadzi nas do następnego punktu.

Biblia jasno stwierdza, że Bóg od początku pragnął aby Jego normatywne objawienia były spisane i zachowane dla następnych pokoleń. "Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana." (Ex.24:4) a jego księga została zachowana w Arce (Deu.31:26). Dalej, "Zawarł więc Jozue w tym dniu przymierze z ludem i nadał mu ustawę i nakaz (...)" i "Jozue zapisał te słowa w księdze Prawa Bożego." (Joz.24:25-26) tak jak nakazał mu Mojżesz (por. Joz.1:7). Podobnie, "Samuel ogłosił ludowi prawa władzy królewskiej, zapisał je w księdze i złożył ją przed Panem." (1Sam.10:25). Izajasz otrzymał polecenie od Pana: "weź sobie wielką tabliczkę i napisz na niej zwykłymi literami" (Iz.8:1) oraz: "wypisz to na tabliczce , przy nich, i opisz to w księdze, żeby służyło na przyszłe czasy jako wieczyste świadectwo" (Iz.30:8). Daniel posiadał kolekcję "ksiąg" Mojżesza i proroków skończoną za proroka Jeremiasza (Dan.9:2).


 

No i tutaj mamy niestety kolejny przejaw błędnej logiki. Jeśli Bóg pragnął, aby pewne nauki zostały spisane, to jeszcze nie wypływa z tego logiczny wniosek, że powinniśmy się kierować jedynie nimi. Również dla kontrastu możemy przytoczyć takie fragmenty jak te, z których wynika, że apostołowie oprócz wygłaszanego przekazu treści Ewangelii, mieli trochę szerszą wiedzę, niż to, co było samą jej treścią:

Mk 4,34 BW "A bez podobieństwa nie mówił do nich. Na osobności zaś wykładał uczniom swoim wszystko."


 

Zarówno Jezus jak i pisarze Nowego Testamentu używali zwrotu "jest napisane" ponad 90 razy (por. Mt.4:4,7,10), podkreślając znaczenie spisanego słowa Boga. Kiedy Jezus ganił przywódców żydowskich to czynił to nie dlatego, że nie postępowali zgodnie z tradycjami, lecz ponieważ "nie rozumieli Pism" (Mt.22:29). Widać stąd jasno, że Bóg chciał od początku aby Jego objawienie było zachowane w Piśmie, a nie w pozabiblijnej tradycji. Twierdzenie, że apostołowie nie spisali całego objawienia, jakie dał im Bóg jest tym samym, co twierdzenie, że nie byli oni posłuszni Bożemu rozkazowi obowiązującemu proroków, by nie odejmować ani dodawać żadnych słów od siebie.


 

W takiej argumentacji kryje się pewna manipulacja, bo autor w sposób podstępny zdaje się sugerować, że Jezus i apostołowie w swojej narracji nie używali tradycji, a jedynie odnosili się do Pisma. Owszem, nieustannie odwoływali się do Biblii, ale to nie oznacza, że nie odwoływali się do tradycji, którego źródła nie można odnaleźć w natchnionych księgach. Więc widzimy, że w sposób subtelny chce przemycić, że Jezus i apostołowie argumentowali tylko za pomocą Pisma i nie używali tradycji. A tutaj akurat w tym przypadku sprawa nie wygląda tak, jakby chcieli tego protestanci, ponieważ można wskazać na liczne nauki z NT, które nie są oparte bezpośrednio na Biblii, a wiele z nich wyraźnie wskazują na ustną tradycję.

Pierwszym takim przykładem mogą być poniższe słowa Jezusa:

Mt 23:35 BP "I odpowiecie za krew wszystkich sprawiedliwych rozlaną na ziemi, od krwi sprawiedliwego Abla aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście pomiędzy Przybytkiem a ołtarzem."

Czy ktoś na podstawie Biblii byłby w stanie wskazać nam epizod zamordowania Zachariasza, syna Barachiasza, który zginąłby pomiędzy przybytkiem, a ołtarzem? Śladów tej nauki niektórzy doszukują się u Flawiusza, inni w protoewangelii Jakuba, a jeszcze inni u ojców Kościoła, lub również w Starym Testamencie, ale niestety opis tego epizodu znacznie odbiega od przytoczonej przez Jezusa wersji wydarzeń. Tak więc nawet jeśli ten epizod zdarzył się w czasach Jezusa, to dlaczego ewangeliści o tym milczą? Przytaczają historię ścięcia Jana Chrzciciela, aby wyjaśnić czytelnikom, jak to z tym Janem było, że zginął. A o tym wątku ani słowa i nie wiadomo o co Jezusowi chodzi.

Św. Paweł napisał:

1 Kor 2:9 BW "Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują."


 

I znów. Nie mamy źródła tej wypowiedzi. A na pewno nie znajduje się ono w Biblii.


 

Św. Juda w swoim krótkim liście wspomina o Aniołach, którzy nie zachowali swojej godności W Jd6. Przytacza ponadto fragment z księgi Henocha, gdzie wspomina również epizod zatargu diabła z Michałem Aniołem. Czyli znowu - nie odwołuje się do treści ksiąg natchnionych.

Autor listu do Hebrajczyków również wspomniał o Henochu, który został zabrany przez Boga. I o ile ten epizod jest biblijny, to jednak dodaje jeden szczegół, który zdaje się już biblijnym nie jest – a mianowicie, że otrzymał świadectwo, że podobał się Bogu. Oto ten fragment:

[...] Oto przed przeniesieniem otrzymał świadectwo, że "bardzo podobał się Bogu". Hbr 11,5

Również w tym samym rozdziale listu do Hebrajczyków dowiadujemy się, że Abraham wierzył, że Bóg ma moc wskrzeszać z umarłych (Hbr 11,19). I znowu - warto zapytać z którego fragmentu biblijnego wziął taką informację?

Również Jezus przytaczał inne fakty, które nie były znane autorom Starego Testamentu. Wspomniał, że Abraham widział Jego dzień i się ucieszył. Również wskazał, że Mojżesz pozwolił odprawiać żony ze względu na zatwardziałość serca Izraelitów, ale od początku tak nie było. Więc znowu widać, że nie wszystko, co Jezus nauczał, było oparte na Piśmie. Niby można by było się do tego przyczepić, że Jezus był przecież Bogiem i miał nadnaturalną wiedzę, która nie była możliwa, by ją posiąść drogami naturalnymi. Ale niestety w taki sposób też można by było obalić dosłownie wszystko - nawet to, gdyby Jezus faktycznie powoływał się na jakąś ustną tradycję.

 

Biblia nie stoi na stanowisku preferowania ustnej tradycji

Katolickie użycie 3 Listu Jana dla dowodzenia nadrzędności ustnej tradycji jest klasycznym przykładem wyrywania tekstu z kontekstu. Jan nie porównuje tutaj żadnej tradycji ustnej ze spisaną odnośnie przeszłości lecz przeciwstawia pisemną formę komunikacji formie ustnej dziejącej się w teraźniejszości. Zwróćmy uwagę, że Jan powiedział: "Wiele mógłbym ci napisać, ale nie chcę użyć atramentu i pióra. Mam bowiem nadzieję, że zobaczę cię wkrótce, i wtedy osobiście porozmawiamy." (3J.13). Kto nie wolałby rozmowę w cztery oczy z żywym apostołem zamiast otrzymywać od niego list?


 

Tutaj to akurat powstrzymam się od komentarza, bo osobiście nie jestem zwolennikiem opierania Tradycji na tym ustępie.

 

Biblia posiada większą klarowność niż tradycja

Biblia posiada większą klarowność niż jakiekolwiek tradycje, które miałyby pomóc nam ją zrozumieć. Tak, jak stwierdzono wyżej, w przeciwieństwie do raczej szerokiego niezrozumienia przez katolików, klarowność nie oznacza iż wszystko w Biblii jest absolutnie jasne lecz to, że główne przesłanie jest jasne. Tzn. wszelkie doktryny esencjonalnie istotne do zbawienia i życia zgodnie z wolą Bożą są wystarczająco klarownie przedstawione.

Faktyczne zakładanie, że ustna tradycja apostolska, nie zapisana w Biblii, jest nieodzowna do rozpoznania natchnionych fragmentów Biblii jest argumentowaniem, że nienatchnione jest bardziej zrozumiałe od natchnionego Czyż nie jest kompletną zarozumiałością zakładać, że omylny człowiek wypowiada się w sposób bardziej zrozumiały od nieomylnego słowa Boga? Jest nierozumnym obstawać przy tym, że słowa apostołów, które nie zostały zapisane, są bardziej zrozumiałe od tego o czym oni pisali - wiemy z doświadczenia, że tak nie jest.


 

No właśnie nie prawda. I przykładem może być tutaj chociażby kwestia Trójcy. I nie jest to jakieś arbitralne założenie, ale fakt potwierdzony historycznie. Po argumentacji Ariusza i mimo orzeczenia soborów Nicejskiego i Konstantynopolitańskiego Kościół zmagał się z tym problemem przez bardzo długie dziesięciolecia. A dlaczego się zmagał? Bo to właśnie dla znacznej części ludzi to argumenty Ariusza były bardziej klarowne, niż nauczanie Tradycji potwierdzone na tych soborach. I kwestia Trójcy (która jak sami protestanci przyznają – jest prawdą wydedukowaną) nie jest jedyną taką kwestią. Inną może być problem istnienia czyśćca, który z kolei przez nas (katolików) jest prawdą wydedukowaną. Również sama Biblia nie rozstrzyga, który kanon Biblii jest bardziej, a który mniej słuszny. Inną kwestią, która stanowi kość niezgody pomiędzy katolicyzmem, a protestantyzmem jest kwestia transsubstancjacji (czyli przeistoczenia chleba w prawdziwe Ciało Chrystusa) – jak rozumieć słowa Jezusa „to jest Ciało Moje” w połączeniu z nauką św. Pawła z 1 Kor 11, oraz nauką o pokarmie z Nieba z 6 rozdziału ew. Jana? Katolicy uważają (za Tradycją), że to zawsze było rozumiane jako prawdziwe Ciało i Krew Jezusa, a dla protestantów jest to tylko symbol. W jaki sposób mamy tę fundamentalną prawdę rozstrzygnąć za pomocą samej Biblii? A czy sama koncepcja Sola Scriptura faktycznie jest taka klarowna w Biblii? Jak na razie jedynie co znam, to straszliwie naciągane i tendencyjne ustępy, które rzekomo za tym przemawiają.

 

Tradycja i Pismo nie są nierozdzielne

Twierdzenie Petera Kreeft'a, że Pismo i tradycja apostolska są nierozdzielne jest nieprzekonywające. Nawet jego ilustracja konia (Pismo) i jeźdźca (tradycja) sugeruje, że Pismo i tradycja apostolska czymś oddzielnym. Dalej, nawet jeśli założymy, że konieczne jest istnienie tradycji, to katolicki wniosek iż z tego wynika, że tradycja musi być nieomylna - i oczywiście chodziłoby tu o nieomylną tradycję Kościoła Rzymskokatolickiego - jest nieuzasadniony. Protestanci, którzy wierzą w sola Scriptura akceptują tradycję jako taką; nie wierzą tylko w jej nieomylność. I w końcu, argument Kreeft'a błędnie zakłada, że Biblia została wytworzona przez Kościół Rzymskokatolicki. Jak dalej zobaczymy, nie zachodzi tu taki przypadek.


 

Zaraz, coś mi tu nie gra… Protestanci akceptują tradycję jako tako? A na jakiej podstawie ją akceptują i jak to się teraz ma do przytaczanego przez nich fragmentu o potępieniu tradycji przez Jezusa? Jak to jest, że oni mogą sobie akceptować tradycje jako tako, a nas zarzucają fragmentami jak ten z Mt 15 uprzejmie wskazując, że powinniśmy wręcz porzucić tradycję i trzymać się JEDYNIE tego, co napisano? Coś mi chyba tu nie gra, albo nie rozumiem... Z jednej strony bezwzględnie walczą z tradycją, a z drugiej strony ją akceptują „jako tako” – czyli akceptują i nie akceptują zarazem – ale w jakim sensie, albo jakim zakresie, to przypuszczam, że w takiej sytuacji może być sobie teraz dowolnie i dynamicznie ustalane na potrzeby chwili. No i dalej – na jakiej podstawie protestanci orzekają, że nasza Tradycja jest nieuzasadniona? Czy uzasadnianie tradycji uroczystym magisterium Kościoła jest nieuzasadnione? Może wykreślimy słowa z Pisma Świętego mówiące o tym, że Jezus da nam Ducha Świętego, który będzie z nami na zawsze i nas wszystkiego pouczy?


 

Nie ma pogwałcenia zasady przyczynowości

Argument Kreeft'a że sola Scriptura pogwałca zasadę przyczynowości jest błędny z jednego podstawowego powodu: jest oparty na fałszywym założeniu. Kreeft błędnie zakłada (nieświadomy tego, co Sobór Watykański II oraz I powiedział o kanonie [13]), że kościół ustanowił kanon. Faktycznie to Bóg ustanowił kanon poprzez natchnienie tych ksiąg, a nie innych. Kościół jedynie odkrył to, które księgi Bóg ustanowił (natchnął) aby należały do kanonu. W tym więc przypadku argument Kreeft'a, że przyczyna musi być równa (lub większa) swoim skutkom jest błędny i nie na temat.


 

A tutaj niestety mamy do czynienia z jawnym odwracaniem kota ogonem. Otóż tak się składa, że Bóg faktycznie natchnął księgi, ale niestety, czy tego chcemy, czy nie chcemy, to jednak nie wskazał, które są natchnione, a które nie. I tym samym skazał nas na ważne decyzje podyktowane działaniem Ducha, ponieważ tej informacji nie odnajdujemy w treściach natchnionych. I widzimy tutaj stwierdzenie, że „Kościół odkrył”. Zauważmy, że Kościół katolicki odkrył, że natchnione są również księgi, które zwane są „deuterokanoniczne”, a Kościół protestancki odkrył, że jednak one natchnione nie są. I można wrócić do poprzedniego pytania i zapytać, dlaczego Bóg nie pouczył nas w Swoich księgach w tak ważnej sprawie, jaką jest kanon Starego Testamentu?

 

Odrzucenie autorytetu tradycji nie musi prowadzić do skandalu denominacjonalizmu

Wniosek Kreeft'a, że odrzucenie poglądu rzymskokatolickiego na nieomylność tradycji prowadzi wprost do skandalu podziałów międzywyznaniowych nie jest słuszny z kilku powodów. Po pierwsze, błędem jest zakładać, że wszelkie podziały są skandaliczne (zobacz np. 1Kor.11:19 - przypis tłum.) Nie musi tak być dopóki dane wyznania nie odrzucają zasadniczych doktryn kościoła chrześcijańskiego oraz prawdziwej duchowej jedności z innymi wierzącymi (w przeciwieństwie do formalnej, zewnętrznej jednolitości organizacyjnej). Nikt też nie może argumentować, że niewierzący nie są w stanie dostrzec jedności duchowej skoro Jezus powiedział: "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali." (J.13:35).

Po drugie, ortodoksyjni katolicy dobrze wiedzą, że skandal liberalizmu jest tak samo wielki wewnątrz kościoła katolickiego jak i poza nim. Kiedy katoliccy apologeci ogłaszają, że pośród katolików panuje znacząco więcej zgody doktrynalnej niż między protestantami, muszą porównywać ortodoksyjnych katolików ze wszystkimi protestantami (ortodoksyjnymi i nieortodoksyjnymi) - co oczywiście nie jest uczciwym porównaniem.


 

Tylko kiedy ktoś porównuje takie rzeczy jak: rodzaj i warunki kandydata do chrztu, zakres władzy kościelnej, poglądy na eucharystię czy inne mniej zasadnicze doktryny, to pomiędzy ortodoksyjnymi protestantami rzeczywiście istnieją większe różnice. Kiedy jednak porównamy różnicę pomiędzy ortodoksyjnymi katolikami i ortodoksyjnymi protestantami, czy pomiędzy wszystkimi katolikami i wszystkimi protestantami, odnośnie bardziej zasadniczych doktryn, nie znajdziemy żadnej wyraźnej przewagi katolicyzmu. Ten fakt neguje wartość domniemanego nieomylnego Magisterium nauczającego Kościoła Rzymskokatolickiego. W rzeczy samej protestanci wydają się być tak samo jednomyślni odnośnie zasadniczych doktryn posiadając tylko nieomylną Biblię bez żadnych jej nieomylnych interpretatorów!

Po trzecie, ortodoksyjne denominacje protestanckie, chociaż jest ich tak wiele, nie podzieliły się w sposób historyczny tak bardzo jak różne "obrządki" Kościoła Katolickiego. Różnice pomiędzy ortodoksyjnymi protestantami dotyczą w większości zagadnień drugorzędnych a nie doktryn pierworzędnych (fundamentalnych). Więc ten katolicki argument przeciwko protestantyzmowi równie dobrze uderza w sam katolicyzm.

Po czwarte, jak zaważył J.I.Packer "prawdziwe i głębokie podziały zostały spowodowane nie przez tych, którzy trzymali się zasady sola Scriptura lecz przez tych, którzy choć będąc protestantami, podobnie jak katolicy ją odrzucili. Dalej, "jeśli zwolennicy sola Scriptura odcięli się jedni od drugich to przyczyną był raczej grzech niż protestancka cześć oddawana Biblii."[14] Z pewnością to jest często tego powodem. Zła hermeneutyka (metoda interpretacji Pisma) jest bardziej istotna w dewiacji od ortodoksji niż odrzucenie nieomylnej tradycji Kościoła Rzymskokatolickiego.


 

Owszem, w Kościele katolickim również są podziały, spory o doktryny, dyscyplinę, tradycję, autorytet itd. Ale przynależność do Kościoła katolickiego jest jasno określona – jako jedność wyznania wiary, łączność ze Stolicą Apostolską, z legalnym papieżem, uznawanie jego pełnego zwierzchnictwa i ostatecznego autorytetu magisterium Kościoła, na której czele stoi ów papież. I oczywiście spory są i zawsze będą, ale wzorcowa wykładnia wiary i doktryny i obowiązującej dyscypliny jest jasno określona i w sposób jasny i jednoznaczny wskazany przez wzorcowe źródło. I o ile – owszem – w samym katolicyzmie są podziały i spory, to jednak z powodu istnienia wzorca jest możliwość określenia stopnia ich ortodoksji, albo odchylenia od tej ortodoksji. I właśnie te zasady są również naszą apostolską Tradycją. I tutaj przechodzimy do kluczowego pytania o źródło wzorcowej wykładni doktryny protestanckiej. Wg jakich kryteriów możemy orzec, co jest właściwym, a co niewłaściwym protestantyzmem (i dlaczego właśnie tak), bo jakby nie patrzeć, to różnice w wielu odłamach zdają się być fundamentalne (jak np. kwestia Trójcy). Niektórzy odczytują biblię bardziej dosłownie, inni mniej. Wśród tych drugich można znaleźć tych, którzy wierzą, albo nie wierzą w ewolucję, kreacjonizm, nieśmiertelność duszy, piekło, świętowanie sabatów, predestynację, przykazania Boże itd. Wśród tych pierwszych można znaleźć takich, którzy interpretują bardziej, lub mniej dosłownie apokalipsę. I co ich wszystkich łączy? Otóż wszystkie te odłamy opierają się wyłącznie na Biblii (włączając w to również takie skrajne zjawiska jak Świadkowie Jehowy). A co ich zatem różni? Otóż różni ich to, że opierają się na różnej interpretacji tegoż Pisma, jak i innej hermeneutyce. Więc należy w tym miejscu zadać kilka pytań o ortodoksję protestancką – pierwsze pytanie, co to ją właściwie określa, a drugie pytanie – o wiele ważniejsze – to dlaczego właśnie TO ją określa? I nawet jeśli przyjmiemy za kryterium słynnych 5 fundamentów protestantyzmu, to zauważmy, że wszystkie powyższe przykłady denominacji protestanckich w nie się wpisują, a ponadto i tutaj należy postawić pytanie, na jakiej podstawie opiera się słuszność tych 5 fundamentów (wśród których znajduje się również omawiana sola scriptura)? I nie tylko chodzi o to, dlaczego akurat 5 (a, nie 6, 15, lub 50 z hierarchii ważności zasad), dlaczego akurat te konkretne 5 jest najważniejszych, ale również... dlaczego mamy uznać je za słuszne? Bo co do ich słuszności (i poprawnej interpretacji wersetów biblijnych, na których się opierają) można mieć bardzo poważne zastrzeżenia, co opisuję w odrębnym artykule2. I dalej… Kto i na jakiej podstawie określa słuszność takiej, czy innej hermeneutyki? Co jest tym kryterium (i dlaczego jest to kryterium), które określa, że jakaś zasada jest bardziej słuszna od innej? Oraz trudno powstrzymać się od zadania pytania: od kiedy te zasady obowiązują?

Co do zarzutów dot. różnorodności obrządków w katolicyzmie – nie można się z tym zgodzić, bowiem to jego nie dzieli, ale ustala jedynie różnorodność praktyk liturgicznych, pobożnościowych, tudzież lokalnej dyscypliny. I oczywiście niezgodności doktrynalne u ojców i doktorów Kościoła w poprzednich wiekach były oczywistą częścią tej rzeczywistości (niezgodność co do słuszności kanonu, dogmatów maryjnych itp.). Ale nie powodowało to odchyłu od ortodoksji, o ile dana kwestia nie została rozstrzygnięta ostatecznie przez najwyższy autorytet – czyli Magisterium Kościoła z papieżem na czele, któremu to sam Jezus Chrystus obiecał Ducha Świętego, który miał być z nami na zawsze i nas pouczać. I ta prawda, której źródło jest również biblijne (15 rozdział dziejów apostolskich – czyli opis soboru Jerozolimskiego, który na czele z Piotrem ostatecznie uchyla konieczność zachowywania prawa mojżeszowego) funkcjonuje od czasów apostolskich aż do dzisiaj. Spory i różnice zdań w Kościele zawsze były i zawsze będą, ale również zawsze w takich krytycznych sytuacjach Kościół przez ciało swojego Magisterium te kwestie rozstrzygał w oparciu o swój autorytet oparty na niezachwianej wierze w obietnicę obecności i asystencji Ducha Świętego.

 

Chrześcijanie pierwszych wieków posiadali Pismo i żyjących apostołów

Argument Kreeft'a że pierwsze pokolenie chrześcijan nie posiadało Nowego Testamentu lecz jedynie kościół, który ich nauczał pomija kilka podstawowych faktów. Po pierwsze, zasadniczą Biblią pierwszych chrześcijan, jak to stwierdza NT (por. 2Tym.3:15-17; Rz.15:4; 1Kor.10:6), był Stary Testament. Po drugie, pierwsi chrześcijanie nie potrzebowali dalszego objawienia od Apostołów w formie pisemnej z jednego oczywistego powodu: wciąż mieli żyjących apostołów, którzy mogli ich nauczać. Jednakże gdy apostołowie umarli stało się rzeczą niezbędną aby zapis ich nauczania stał się szerzej dostępny. I tak się stało z apostolskimi pismami zwanymi potem Nowym Testamentem. Po trzecie, argument Kreeft'a błędnie zakłada, że istniała apostolska sukcesja (zobaczczęść 4, następne zagadnienie). Jedynym nieomylnym autorytetem który zastąpił apostołów było ich nieomylne nauczanie - Nowy Testament.


 

Argument o żyjących apostołach, którzy mogli ich nauczać jest w swojej istocie bardzo naiwny. Warto zauważyć, że apostołów było 12, a nawet jak wliczymy w to jeszcze Marka, Łukasza i Pawła, to obstawiałbym, że to dalej mogło być trochę za mało. Zważywszy na to, że sami apostołowie raczej szli do Izraelczyków, a do pogan zostali posłani inni (Ga 2,9). Również oczekiwanie, że po śmierci ostatniego apostoła wszystkie wspólnoty dysponowały pismami Nowego Testamentu – to i z tym również ciężko się zgodzić. Same Dzieje Apostolskie, jak i listy św. Pawła wskazują na istotne znaczenie nauczycieli nie będących apostołami (jak np. Barnaba, Tymoteusz, Tytus, Apollos, Tychik [Ef 6,21; 2 Tm4,12], Ewodia, Syntycha i Klemens [Flp 4,2-3], Arystarach, Onezym, Jezus zwany Justusem [Kol 4,9-11], Krescens [2 Tm 4,10], Erast i Trofim [2 Tm 4,20], Zenas [Tt 3,13] i wielu wielu innych)

 

5. ARGUMENTY PROTESTANCKIE PRZECIWKO NIEOMYLNOŚCI TRADYCJI

Jest wiele powodów dla których protestanci odrzucają rzymskokatolickie twierdzenie, że apostolska tradycja jest równa autorytetowi Biblii. Poniżej kilka najważniejszych argumentów.

Ustne tradycje są niewiarygodne

W rzeczy samej, ustne tradycje są notorycznie niewiarygodne. Są one główną glebą z której wyrastały różne mity i legendy. To, co jest zapisane, jest w łatwiejsze do zachowania w niezmienionej formie. Holenderski teolog Abraham Kuyper zauważa cztery korzyści płynące z faktu spisania Bożego objawienia: (1) Zachowuje ono trwałość - nie wchodzą w grę błędy pamięciowe, świadome lub przypadkowe zniekształcenia treści, powstające zwykle na przestrzeni tak długiego okres czasu, (2) Może być rozpowszechnione przez tłumaczenia i reprodukcje, (3) Cechuje się stałością i czystością, (4) Jest ostateczną normą, którą nie mogą być inne formy komunikowania się.[15]

Mamy tutaj niestety błędną logikę. A mianowicie wylistowanie niewątpliwych walorów Pisma nie implikuje absolutnej doskonałości pod każdym względem. Kolejny problem z logiką to taki, że istnienie wad tradycji nie oznacza, że jest ona pozbawiona walorów. Kolejny problem z logiką to jest taki, że istnienie fałszywych tradycji nie kwestionuje z automatu prawdziwości wszystkich tradycji. To nie jest tak, że Kościół przyjął jakąś tradycję za apostolską tylko dlatego, że była ona tradycją. Nie. Podobnie jak z pismami – nieporównywalnie więcej było pism uznanych za nienatchnione (przeróżnych ewangelii i listów), niż te, które Kościół uznał za autentycznie napisane pod natchnieniem Ducha. I jak widać do powyższych błędów logicznych możemy doliczyć problem podwójnych standardów. A niestety pisma bez tradycji i urzędu nauczycielskiego z kolei mogą mieć też liczne problemy. Różnorodność interpretacyjna, brak możliwości rozstrzygania sporów, konieczność domyślania się wielu kwestii, brak autorytetu w kwestiach dotyczących problemów mogących się pojawić w przyszłości (np. kwestia invitro), niemożność wydedukowania właściwych praktyk pobożnościowych (jak np. forma i częstość liturgii, forma rozgrzeszania itd.)


 

Dla kontrastu, to co nie jest zapisane łatwiej ulega zniekształceniu. Istniała niespisana "tradycja apostolska" (tzn. rzeczywiście pochodząca od apostołów) oparta na niezrozumieniu słów Jezusa. Niektórzy błędnie zakładali, że Jezus stwierdził iż apostoł Jan nie umrze. Jednakże sam Jan zdemaskował tą fałszywą tradycję swoim autorytatywnym zapisem (J.21:22-23).

 

Tutaj niestety autor sobie założył, że to św. Jan zdemaskował tę fałszywą tradycję. Ale warto zwrócić uwagę, że toczy się tutaj spór pomiędzy protestantami, a katolikami. A tak się niefortunnie składa, że w naszym Kościele nie jest to absolutny konsensus co do tego, że 21 rozdział św. Jana został napisany przez niego samego, jak i to, że został napisany za jego życia. Otóż nie koniecznie. Już sam styl, który jest o wiele bardziej wykwintny, niż reszta całej ewangelii od rozdziału 1 do 20, sygnalizuje, że to samo autorstwo nie jest pewne. I istnieje spora liczba przesłanek przemawiających za tym, że 21 rozdział jest innego autorstwa. Warto zwrócić uwagę chociażby na podwójny epilog – jeden w rozdziale 20, a drugi w rozdziale 21. Tym samym nie można odrzucać (na zasadzie oczywistości) koncepcji, że ten końcowy rozdział został napisany właśnie po śmierci św. Jana – kiedy Kościół uświadomił sobie w końcu, że najwyraźniej źle zrozumiał słowa Jezusa „a jeśli zechcę, aby ten został do mego powrotu, to co ci do tego?” i tym samym przeanalizował słowa Jezusa jeszcze raz i wyjaśnił tę kwestię poprzez dopisanie właśnie tego 21 rozdziału.


 

Zdrowy rozsądek i doświadczenie historyczne pokazują, że pokolenie ludzi żyjące w tym samym czasie, co domniemane objawienie, jest w dużo łatwiejszej sytuacji, aby móc ocenić jego wartość niż następne pokolenia (i to setki lat później). Wiele tradycji zostało przez rzymskokatolickie Magisterium ogłoszonych za boskie objawienie w setki lat po tym jak się pojawiały. I w przypadku niektórych z nich nie ma solidnych dowodów, że daną tradycję wyznawała znacząca ilość ortodoksyjnych chrześcijan nawet i całe wieki później. Także ci żyjący tak wiele lat później są w dużo gorszej sytuacji niż ówcześni apostołowie aby wiedzieć co jest rzeczywiście objawieniem od Boga.

 

Tutaj z uwagi na brak konkretów, to trudno się do tego odnieść. To co oczywiście przychodzi na myśl, to wniebowzięcie Maryi, ale ten temat zostanie poruszony w dalszej części polemiki.

 

Istnieje wiele wzajemnie sprzecznych tradycji

Wszyscy przyznają, nawet uczeni katoliccy, że istnieją wzajemnie sprzeczne tradycje chrześcijańskie. W rzeczy samej wielki teolog okres średniowiecza, Peter Abelard, odnotował całe setki różnic. Np. niektórzy Ojcowie (Augustyn) popierali apokryfy (tj. chodzi o tzw. księgi deuterokanoniczne - przyp. tłum.) Starego Testamentu, podczas gdy inni (Hieronim) się im sprzeciwiali. Niektórzy wielcy nauczyciele (św. Tomasz z Akwinu) sprzeciwiali się niepokalanemu poczęciu Marii podczas gdy inni (Scotus) je popierali. Tak więc niektórzy Ojcowie sprzeciwiali się zasadzie sola Scriptura podczas gdy inni ją popierali.


 

No niestety, ale dotykamy tutaj kolejnego problemu związanego z niezrozumieniem istoty Tradycji. Tradycją nie jest nauczanie ojców Kościoła, ale jedynie w ich treściach jej poszukujemy i często ją tam odkrywamy. Tutaj należy wyraźnie rozróżniać nauczanie tych ojców, które są efektem ich przemyśleń od tych prawd, które sami przejęli razem z przysłowiowym mlekiem matki i uważają je jako prawdy oczywiste. I aby móc się odnieść do przytoczonych kontrowersji u ojców w sprawie sola Scriptura, to najpierw należało by te nauki przytoczyć, czego w niniejszym opracowaniu niestety nie uświadczyliśmy.


 

Teraz każdy z tych faktów czyni niemożliwością aby zaufać tradycji w jakimkolwiek autorytatywnym sense, gdyż zawsze powstaje pytanie: która z przeciwnych sobie tradycji (nauk) powinna zostać przyjęta. Odpowiedź typ: "ta, która została autorytatywnie orzeczona przez kościół" jest rozumowaniem w błędnym kole, gdyż nieomylność tradycji stanowi już część argumentu na rzecz doktryny o nieomylnym autorytecie kościoła. Autorytet kościoła powinien zaś zostać dowiedziony bez odwoływania się do siebie samego. Fakt, że jest tak wiele sprzecznych tradycji pokazuje, że tradycja jest niewiarygodnym źródłem do autorytatywnego określania dogmatów.

Nie jest też wystarczające argumentowanie, że chociaż poszczególnym Ojcom nie można w pełni dać wiary, to jednak ich "jednomyślnej zgodzie" można zaufać. Po prostu nie było czegoś takiego jak jednomyślna zgoda Ojców odnośnie niejednej doktryny ogłaszanej "nieomylnie" przez Kościół Rzymskokatolicki (zobaczniżej). W niektórych przypadkach nie było nawet zgody większości! Stąd odwoływanie się do nauczającego Magisterium Kościoła Katolickiego dla definitywnego rozstrzygnięcia sporów teologicznych jest błędem.


 

No chyba niezupełnie. Zdaje się, że autor nie do końca rozumie koncepcji błędu logicznego Pettitio Principi (błędnego koła). Otóż ten błąd zachodziłby wtedy, jeśli my DOWODZILIBYŚMY słuszności Tradycji na podstawie czegoś, co jest oparte na Tradycji. Tymczasem my jej nie dowodzimy w ten sposób naszym braciom protestantom, ale jedynie OPIERAMY na autorytecie Kościoła oraz uznajemy jej słuszność postrzegając ją jako spójną logicznie koncepcję, która nie ma lepszej alternatywy. A z drugiej strony, to w taki sposób to my moglibyśmy zarzucić im błędnokołowość, ponieważ właśnie to protestanci uzasadniają nam sola Scriptura na podstawie... Scriptury. I to zupełnie pomijam tutaj fakt, że robią to całkowicie bezskutecznie i nietrafionymi fragmentami z Pisma Święego. Już nic nie mówiąc o tym, że Kościół nie kieruje się konsensusem, albo jakimiś arbitralnymi powodami do uznania Tradycji. Rolą Kościoła jest ją odkrywać będąc w świadomości asystencji Ducha Świętego, który działa na magisterium Kościoła. To nie tyle NAUKA ojców i doktorów Kościoła jest źródłem Tradycji, co raczej ich ŚWIADECTWO – czyli wszelkie przekazy wskazujące na to, że tę naukę, taki sposób rozumienia Ewangelii i taką wiarę przyjęli jako coś oczywistego, oraz była przekazywana z pokolenia na pokolenie. I czasami owszem, biorą to na warsztat, rozważają tę kwestię i niejednokrotnie z tym się nie zgadzają. Ale jednak sam fakt, że taka nauka była zwyczajnie przekazywana przemawia za tym, że mogło to być apostolską Tradycją. Kościół swój autorytet opiera – owszem – również na Tradycji, ale jednak nie tylko. Widzi jej źródło również w Biblii – czyli praktykę zwoływania soborów (opisaną w 15 rozdziale Dziejów Apostolskich), obietnicy Ducha Świętego, który miał być dany na zawsze i o wszystkim miał pouczać i przypominać, prymat Piotrowy oraz zapewnienie, że bramy piekielne Kościoła nigdy nie przemogą.


 

Katolicy w odpowiedzi podają analogię, że tak jak żona rozpoznaje głos swego męża w tłumie, tak kościół rozpoznaje głos swego Męża w rozstrzyganiu, która tradycja jest wiarygodna. Analogia jednak jest błedna (pomijając już to, że analogia niczego nie udowadnia lecz tylko ilustruje - przyp. tłum.) Po pierwsze, zakłada arbitralnie (bez żadnego dowodu), że istnieje jakaś wyznaczona przez Boga postapostolska droga pozabiblijnego decydowania, które tradycje pochodzą od Boga.


 

No ale czy Kościół katolicki sobie tę postapostolską drogę zupełnie wyssał z palca? Dlaczego nie możemy tego opierać na powyższych przytoczonych przesłankach? I tutaj należy podkreślić, że ciężar dowodu leży na protestantach, ponieważ to co my uznajemy i wierzymy, to nie narzucamy tego protestantom. Jeśli oni chcą nam narzucić, że nie powinniśmy się na tym opierać, to na nich leży ciężar udowodnienia.


 

Po drugie, w stosunku do tradycji rzymskokatolickich nie można znaleźć żadnych dowodów historycznych takich jak te, których się używa na poparcie wiarygodności Nowego Testamentu. Np. nie ma dobrych dowodów na istnienie naocznych świadków w pierwszych wiekach (przekonanych przez cuda), którzy mogliby poświadczać słuszność tradycji ogłaszanych nieomylnie przez Kościół Rzymskokatolicki. Faktycznie, wiele katolickich doktryn jest opartych na tradycjach, które wyłoniły się dopiero wieki później i z którymi nie zgadzały się zarówno inne tradycje jak i Biblia (np. cielesne wniebowstąpienie Marii).


 

Szkoda, że protestanci nie zauważają, że czasem ważną przesłanką za jakąś Tradycją jest nie tylko to, co jest, ale również to, czego nie ma. Otóż w czym rzecz? A mianowicie w tym, że podobnie jak nie ma takiego grobu, w którym do dzisiaj spoczywałby szczątki Jezusa i tym samym chrześcijanie oddawaliby mu cześć, to tak samo nie ma grobu, w którym spoczywała by Najświętsza Maryja Panna, który byłby otoczony kultem. Wyraźne ślady kultu Maryjnego sięgają nawet II wieku, a mimo tego nikt nigdy nie słyszał, ani nie pisał o miejscu jej pochówku. Bo tutaj oczywiście uczciwie należy przyznać, że tę prawdę odnajdujemy w pismach z późniejszych wieków, ale znowu – nie były one dedukcją, ale raczej jako coś, co było przyjęte. A z drugiej strony, to chętnie się zapoznamy z fragmentami przeczącymi wniebowzięciu Maryi – bo jedyne co do tej pory można było dostrzec, to tendencyjnie interpretowane fragmenty jak np. J 3,13. A co do braku dowodów? No cóż… Swoją drogą to nie wiadomo, gdzie można znaleźć dowody na modlitwę do Ducha Świętego, ani nawet dowody na to, że jest On Bogiem (no bo tak się składa, że ani 1 Kor 6,19-20, ani Dz 5,3-4 jeszcze tego nie dowodzą3). I oczywiście już nic nie mówiąc o takich kwestiach jak Trójca. Również niegdyś dyskutując ze Świadkami Jehowy uświadomiłem sobie, że nawet nie da się niezbicie i jednoznacznie udowodnić modlitwy do Jezusa4.


 

I w końcu, cały argument katolicki redukuje się subiektywnego, mistycznego doświadczenia, i tylko dlatego jest podnoszony bo użyto błędnej analogii. Ani Kościół Katolicki jako taki, ani jego przywódcy nie doświadczali poprzez wieki czegoś takiego jak nieustanne słyszenie Bożego głosu, tak żeby można go było rozpoznać za każdym razem. Prawda jest taka, że domniemane rozpoznawanie głosu Męża nie jest niczym innym jak tylko subiektywną wiarą w autorytet nauczającego Magisterium Kościoła Rzymskokatolickiego.


 

W oparciu o powyższe rozważania, komentarz byłby jedynie zbędnym powtarzaniem się.

 

Katolickie korzystanie z tradycji jest niespójne

Nie tylko istnieją wzajemnie sprzeczne tradycje, lecz także Kościół Rzymskokatolicki jest arbitralny i niekonsekwentny w swoim wyborze tradycji, którą uznaje za nieomylną. Jest to widoczne w wielu dziedzinach. Po pierwsze, Sobór Trydencki wybrał słabszą tradycję w ogłoszeniu ksiąg apokryficznych księgami natchnionymi. Wcześniejsze i lepsze autorytety, włączając tłumacza rzymskokatolickiej Łacińskiej Wulgaty - św. Hieronima - sprzeciwiali się apokryfom.

A kto ocenia tutaj lepszość i dlaczego? Tutaj należy zacytować słowa św. Tomasza z Akwinu, który dla teologii Kościoła zawsze odgrywał kluczowe znaczenie:


 

Nauka doktorów katolickich bierze swą powagę od Kościoła. Stąd bardziej należy polegać na autorytecie Kościoła, niż na powadze Augustyna, Hieronima, czy kogokolwiek innego.
Suma teol. 2-2. 10, 12, pol. wyd. t. 15, s. 140


 

Po drugie, poparcie tradycji dla dogmatu cielesnego wniebowstąpienia Marii jest późne i słabe. Pomimo braku jakichkolwiek istotnych dowodów z Pisma oraz braku jakichkolwiek dowodów z nauczania wczesnych Ojców, Rzym wybrał ogłoszenie tego nieomylną prawdą katolickiej wiary. Krótko mówiąc, czasami rzymskokatolickie dogmaty zamiast wyrastać z racjonalnego wyważenia dowodów z tradycji, wyrastały z arbitralnego wyboru tego którą z wielu wchodzących ze sobą w konflikt tradycji pragnęli ogłosić nieomylną. Stąd "jednomyślna zgoda Ojców", której Sobór Trydencki nakazał się poddać, jest zwykłą fikcją.


 

Ten problem został podniesiony trochę wcześniej. Więc niestety, ale mamy co najwyżej życzeniowe wnioski. I oczywiście nic nie wspominając o problemie włączenia do Biblii perykopy o kobiecie cudzołożnej – tutaj okazuje się, że większości protestantów już nie przeszkadza fakt, że udokumentowany pierwszy raz ten ustęp znalazł się w Biblii dopiero w VI wieku.


 

Po trzecie, tradycja apostolska jest niejasna, zamglona. Tak, jak zawsze to wskazywano, "Kościół Rzymskokatolicki nigdy nie posiadał kompletnej i wyczerpującej listy z zapisem pozabiblijnej tradycji apostolskiej. Nie ośmielił się tego uczynić, gdyż tradycja ustna jako taka jest niejasna".[16] To zatem nam mówi, że nawet gdyby całe pozabiblijne objawienie rzeczywiście gdzieś istniało w którejś z tradycji (jak twierdzą katolicy), to w której z nich należy doszukiwać się właściwego objawienia nigdy nie zostało obwieszczone.


 

Nawet to, że jeśli jakieś tradycje są niejasne, albo jakieś kwestie nie dadzą się rozstrzygnąć, to nie przeszkadza temu, aby mimo wszystko przyjąć i uznać te elementy, które akurat dały się rozstrzygnąć.


 

I w końcu, gdyby metoda dzięki której katolicy wybierali którą tradycję należy kanonizować była praktykowana w krytyce tekstu Biblii, nikt nigdy by nie był w stanie sensownie zrekonstruować treść oryginalnych manuskryptów. Gdyż krytyka tekstu uwzględnia badanie dowodów tego, co powiedział oryginał a nie odczytywanie tego, co mówiły poprzednie pokolenia. Faktycznie nawet większość współczesnych katolickich badaczy Biblii nie postępuje wg tak arbitralnej procedury przy ustalaniu tłumaczenia oryginalnego tekstu Pisma (jak np. w wypadku The New American Bible).

Wniosek jest taki, że w sprawie różnic pomiędzy katolikami a protestantami kluczową sprawą jest kwestia autorytetu - to, czy Biblia sama posiada nieomylny autorytet. Uważnie przebadaliśmy najlepsze katolickie argumenty na poparcie dodatkowego autorytetu obok Biblii - nieomylnej tradycji - i stwierdziliśmy że są niezadowalające. Dalej, przedstawiliśmy wiele argumentów na rzecz akceptowania samej Biblii jako wystarczającego autorytetu we wszelkich sprawach wiary i moralności. Sama Biblia podtrzymuje takie stanowisko i brzmi ono rozsądnie. W części 4, zajmiemy się dalszą analizą kwestii autorytetu Kościoła Rzymskokatolickiego poprzez ocenienie katolickiego dogmatu o nieomylności papieża.

 

Tak więc w oparciu o całą powyższą krytykę, całą niniejszą treść, która stanowiła przedmiot krytyki i jej podsumowanie można śmiało uznać za bezpodstawne.

 

A na sam koniec warto przytoczyć listę pytań, które w mojej ocenie stawiają pod dużym znakiem zapytania samowystarczalność Biblii (choć znaczna część już została przytoczona w powyżej krytyce):

 

 

- Skoro mielibyśmy uznać, że wszystko w co mamy wierzyć i uznawać powinno znajdować się w Biblii, to gdzie w takim razie w Biblii jest zasada "tylko Biblia" - gdzie ona naucza o tym, abyśmy się kierowali tylko Biblią? Bo jeśli nie ma, to Sola Scriptura zaprzecza sama sobie.

 

- Gdzie w Biblii znajdziemy informację, które księgi są natchnione, a które nie natchnione. I tutaj doprawdy rozważania, który kanon jest bardziej słuszny, a który mniej słuszny nie mają żadnego znaczenia - bo niezależnie od tego, który jest bardziej słuszny, a który mniej, to nie zmienia to faktu, że jest on oparty na ludzkiej tradycji. I w jednym i w drugim przypadku za tym stoi ludzka tradycja czy tego chcemy, czy też nie chcemy.

 

- Gdzie w Biblii jest napisane, że jest ona wystarczająca i kompletna? Bo tak się składa, że mamy podstawy właśnie uznawać, że nie jest ona kompletna pod każdym względem i zawsze będą elementy w tej duchowej przestrzeni, które wymagają jakiś ustaleń, jakiś odgórnych decyzji, jakiegoś doprecyzowania, dopowiedzenia itd. Dla przykładu - kwestia odpuszczania grzechów. Jezus powierzył właśnie misję rozgrzeszania, ale nie pouczył w jaki sposób ma się to dokonywać, czym ci apostołowie powinni się kierować, czy komuś odpuścić grzechy, czy też może je zatrzymać. Jezus polecił, aby sprawować pamiątkę, ale nawet nie wiemy na podstawie Biblii, kiedy i jak często mamy to robić. Kościół uchylił prawo mojżeszowe, ale część prawa zachował. I znowu nie wiemy dokładnie które przepisy zostały uchylone, a które zachowane, które święta obchodzić, a które nie.

 

- Gdzie znajdziemy właściwą interpretację tego Pisma, skąd mamy wiedzieć, czy nie dopuszczamy się błędnej interpretacji?

 

- Gdzie w Biblii znajdziemy to, że jest Trójca (w szczególności, że Duch Święty jest Bogiem). I gdzie znajdziemy, że jest On równy Bogu Ojcu i Synowi?

 

- Skąd mamy wiedzieć, czy modlić się do Ducha Świętego, czy nie. Są jakieś tam przykłady w Biblii? Ja nie znam. Już nic nie mówiąc o braku wyraźnych i jednoznacznych przykładów modlitwy do Jezusa (ten problem jak i problem z punktu powyższego szczegółowo został omówiony w przypisach). Czyżby Biblia chciała nam pokazać, że modlić się należy tylko do jednej osoby boskiej?

 

- Czy mamy prawo nauczać, że Bóg jest wszechobecny? Nigdzie takiej nauki i takiego słowa nie znalazłem w Biblii.

 

- Skąd mamy wiedzieć, że mam wierzyć w Trójcę, a nie możemy wierzyć w czyściec? Nauka o Trójcy jest czymś, co przez protestantów może być jedynie wydedukowane na podstawie Biblii, a nauka o czyśćcu jest właśnie wydedukowana przez nas - katolików. Skąd mamy wiedzieć, że mamy wierzyć w Trójcę, a nie powinniśmy wierzyć w czyściec, a nie odwrotnie?

 

- Jak mamy dzielić przykazania Boże i dlaczego właśnie tak? Są trzy szkoły dzielenia tych przykazań Bożych - starożytne, Septuaginty, oraz współczesne judaistyczne. Każda z tych szkół jest znowu - jedynie ludzką tradycją.

 

- Czy prawo mojżeszowe i przykazania Boże nas obowiązują - jeśli tak, to konkretnie które i dlaczego? Czy Biblia gdzieś to sprecyzowała, które przykazania mamy przestrzegać, a które zostały uchylone? A może nie musimy już żadnych przestrzegać ze starotestamentalnego prawa, które nie zostały wyraźnie potwierdzone w NT? - A w takim wypadku uznalibyśmy, że nie obowiązują nas te przykazania dotyczące kultu innych bogów, bałwochwalstwa, obrazów, świętowania sabatu itd - bo Nowy testament już ich nie wspomina. A jeśli mają być dalej zachowane, to skąd wiemy, że te akurat mają być zachowane, a inne porzucone i dlaczego właśnie tak?

 

Zobacz również: "Jak rozmawiać z protestantami - poradnik w pigułce"

 

1  https://www.fuw.edu.pl/~jt/solascriptura.html

3 W przypadku 1 Kor 6 – równie poprawnym tłumaczeniem jest „chwalcie Boga cieleśnie”, a na argument z Dz 5,3-4 można odpowiedzieć analogiczną nauką, że kto was słucha, ten mnie słucha z Łk 10,16 – a więc przez analogię jako „kto oszukuje Ducha Świętego, to tak jakby Boga oszukiwał”.

4 Jedyne przypadki „modlitwy” do Jezusa miały miejsce jedynie w sytuacji, gdy On się swoim rozmówcom objawiał (jak np. Janowi w Apokalipsie, albo Szczepanowi w Dziejach Apostolskich). Swoje prośby do Niego kierował również Święty Paweł, ale i w tym przypadku wszystko wskazuje na to, że Jezus mu się objawiał. Więc jedynie co zostaje, to zawołanie „maranatha” – które również nie jest trafione, bo oprócz możliwości przetłumaczenia tego jako „Panie przyjdź”, to w zależności od podziału tego wyrażenia można przetłumaczyć jako „Pan przychodzi”. I jedyne co zostaje, to J 14,14 (proście mnie w imię moje) – co jednak jest krytycznie niepewne.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane