Jan Lewandowski

Nauka nie jest w stanie zagrozić religii, czyli Del Ratzsch w akcji

dodane: 2022-09-30
Omówienie książki apologetycznej Del Ratzscha pt. Nauka i jej granice. Nauki przyrodnicze z perspektywy chrześcijańskiej (Warszawa 2021).

   W 2021 roku wydawnictwo Prodoteo wydało książkę Del Ratzscha pt. Nauka i jej granice. Nauki przyrodnicze z perspektywy chrześcijańskiej. Nie jest to stricte książka apologetyczna, taka jak na przykład książki Mitcha Stokes'a i J.P. Morelanda, które omówiłem niedawno na łamach niniejszego portalu. O ile książki Stokes'a i Morelanda atakowały bezpośrednio ateistyczny scjentyzm, to książka Ratzscha też to robi ale wychodzi poza to i ma szersze ambicje. Ratzsch pokazuje też chrześcijanom sposoby na to jak pogodzić naukę z religią. Jego zdaniem te dwie dziedziny zupełnie ze sobą nie kolidują i chrześcijanie nie powinni się w ogóle obawiać, że nauka może zagrozić religii. Autor dokonał bardzo dogłębnej analizy aby uzasadnić ten pogląd. Praca, jaką wykonał Ratzsch w kwestii ukazania czytelnikowi szerokiego spektrum opcji godzenia nauki z religią jest naprawdę imponująca. Przedstawia on tak wiele ujęć tego zagadnienia, że czytelnik aż łapie się za głowę i jest zdumiony, że istnieje aż tak dużo różnorakich prób godzenia nauki z religią. Nie siedzę w tym temacie od wczoraj i przyznam, że dowiedziałem się z książki Ratzscha niemało w tym zakresie. Autor omawia mnóstwo spojrzeń na to zagadnienie i na końcu otrzymujemy niezwykle zrównoważony obraz rzeczonego tematu, do tego stopnia, że każdy na pewno znajdzie coś dla siebie w tych ujęciach. Coś, co mu najbardziej pasuje.


    Nie będę jednak omawiał tej części książki Ratzscha. Przyznam, że jest to ciekawa sekcja jego pracy lecz nie jest to już w sumie apologetyka. A cel mojego niniejszego artykułu jest jak zwykle stricte apologetyczny. O ile książka Ratzscha ma dużo szerszy cel niż apologetyka, jak już wspomniałem, o tyle prezentuje on też bardzo szerokie spektrum argumentów apologetycznych i przede wszystkim zarzutów wobec ateistycznego scjentyzmu. To jest ta najlepsza część książki dla apologety. Na tym więc się skupię w niniejszym tekście. Można powiedzieć, że Ratzsch bardzo skrupulatnie kolekcjonuje wszelkie możliwe zarzuty wobec scjentyzmu. Robi to z taką pieczołowitością, że otrzymaliśmy dość bogaty katalog. Wypisał nawet najciekawsze zarzuty postmodernistów wobec nauki. Dla uczciwości dodam, że Del Ratzsch nie podpisuje się pod każdym zarzutem jaki prezentuje. Niemniej jednak przedstawia te zarzuty i omawia je. Natomiast ja postanowiłem te zarzuty wydestylować z jego książki i zaprezentować je czytelnikowi przy minimalnym komentarzu naprowadzającym ze swojej strony. Niech każdy zrobi z tym katalogiem zarzutów co mu się podoba. Ja poniżej wykonuję jedynie pracę polegającą na wyselekcjonowaniu rodzynek z tego ciasta. Numery stron w nawiasach podaję za wyżej już wspomnianym wydaniem polskim Prodoteo książki Del Ratzscha.


    Już na samym wstępie Del Ratzsch odnotowuje, że według niektórych domaganie się przez naukę uznania jej autorytetu jest nieuprawnione (s. 7).


    Nauka ma nieuświadomione założenia filozoficzne (s. 8, 14, 48, 50, 162, 166). Nie istnieją niezależne obserwacje w nauce ponieważ zawsze kieruje się ona jakimiś paradygmatami przy interpretowaniu danych empirycznych. Przez to wiele danych niezgodnych z teoriami jest często ignorowanych lub sama percepcja jest modyfikowana w zależności od paradygmatu. Obiektywizm i neutralność nauki to mit. Jedna i ta sama obserwacja będzie interpretowana inaczej w różnych paradygmatach (s. 49-55, 57, 59, 62, 74, 162). Co więcej, paradygmat jest jedynie roboczym modelem i nie otwiera nam dostępu do rzeczywistości samej w sobie (s. 52, 54, 66). W tej sytuacji nie ma nawet sensu mówić o jakiejś prawdziwości teorii naukowych (s. 54, 65, 83, 90, 118) lub racjonalności, która szkodzi nauce i zresztą nie wiadomo jak ją dokładnie zdefiniować (s. 57, 67, 77, 80, 138). Jest całkiem możliwe, że naukowcy jednomyślnie tkwią w błędzie (s. 77). Niektórzy negują nawet ideę, że nauka w ogóle zajmuje się jakimiś wyjaśnieniami (s. 85, 91, 167). To wszystko stoi w dość mocnym kontraście do twierdzeń scjentycznych ateistów, którzy przekonują nas, że nauka odkrywa jedynie bezsporne fakty empiryczne na temat rzeczywistości niezależnej od subiektywnych poglądów ludzkich.


    Nasze postrzeganie rzeczywistości jest ograniczone i kształtowane przez język, który nabywamy z kultury (s. 60, 62, 109-110, 120). Niektórzy uważają, że nawet nasza jaźń jest tworem językowym (s. 60, przypis nr 67). Nauka nie ma uprzywilejowanej perspektywy (s. 62). To znowu stoi w dość mocnym kontraście do twierdzeń scjentycznych ateistów, którzy przekonują nas, że nauka odkrywa jedynie bezsporne fakty empiryczne na temat rzeczywistości niezależnej od subiektywnych poglądów ludzkich.


    Nie istnieje jedno i powszechnie akceptowane rozumienie terminu „nauki przyrodnicze” (s. 11, 138, 161). To dość duży problem z punktu widzenia ateistów scjentycznych, którzy nie będą w stanie powiedzieć czym dokładnie jest nauka i jaki jest jej zakres.


    Nie zbadaliśmy całego świata (s. 14). Ogólne teorie naukowe zawsze wykraczają poza obserwacje (s. 30, 104, 116). Nauka nie jest w stanie powiedzieć nam wszystkiego o świecie. Nawet gdybyśmy podali kompletny pod względem naukowym opis drzewa to nie zawierałby on wszystkiego co można powiedzieć o tym drzewie (s. 165-167, 172). Warto o tym wspomnieć ponieważ ateiści scjentyczni często twierdzą, że nauka odkrywa bezsporne prawdy o świecie i wcześniej czy później odkryje wszystkie prawdy o świecie. Sam spotykałem ateistów tak twierdzących.


    A tymczasem znany filozof nauki Karl Popper wykazał, że prawdopodobieństwo teorii naukowych jest równe zeru (s. 35). Żadna liczba weryfikacji empirycznych nie jest w stanie zwiększyć powyżej zera prawdopodobieństwa teorii naukowej. Nauka nie może sobie więc rościć pretensji do prawdy lub choćby pretensji do jakiegoś prawdopodobieństwa swych twierdzeń. Dane empiryczne nie potwierdzają więc teorii naukowych i nie prowadzą do jakichś rozstrzygających konkluzji (s. 36, 86, 120, 162). To samo dotyczy tak popularnego wśród nowych ateistów falsyfikacjonizmu. Z tych samych powodów, dla których dane empiryczne nie weryfikują teorii naukowych, nie są też one w stanie czegokolwiek konkluzywnie sfalsyfikować (s. 39).


    Nie jesteśmy w stanie bezpośrednio obserwować atomów (s. 14, 88-89, 106). Dlatego nieobserwowalność nie stanowi przeszkody dla badań naukowych (s. 106). Stoi to w dość mocnej sprzeczności z twierdzeniami scjentycznych ateistów, którzy wielokrotnie przekonują nas, że w przeciwieństwie do religii nauka mówi jedynie o rzeczach obserwowalnych i zweryfikowanych empirycznie. Stabilność różnych związków chemicznych wyjaśnia się przez odwołanie do elektronów walencyjnych. Ale takie wyjaśnienie również nie jest obserwowalne więc pozytywistyczny empirysta znowu ma problem (s. 31-32). A razem z nim scjentyczny ateista, który twierdzi, że nauka wypowiada się jedynie o empirycznie zweryfikowanych faktach i obserwowalnych rzeczywistościach.


    W chrześcijańskim światopoglądzie założenia nauki są zrozumiałe i uzasadnione ponieważ Bóg daje nam do dyspozycji uporządkowany i zrozumiały świat. W tym świecie racjonalność Boga znajduje swe odzwierciedlenie w naszych umysłach, które mogą dzięki temu zrozumieć ten świat. Natomiast świecki myśliciel nie ma skąd wziąć uzasadnień dla racjonalnego traktowania przez siebie nauki. W jego światopoglądzie nie ma w zasadzie nawet jak uznać, że świat jest pojmowalny i uporządkowany. Nie ma żadnej logicznej konieczności aby z punktu widzenia ateisty świat był zrozumiały i uporządkowany (s. 15, 156-158). Darwinizm nie gwarantuje naturaliście prawdziwości jego poglądów ponieważ przetrwanie i dostosowanie zależą jedynie od konkretnych cech, które nie mają związku z poprawnością przekonań. Nawet Darwin obawiał się, że teoria ewolucji podważa wiarygodność ludzkich wytworów umysłowych (s. 159). Dlaczego tak jest? Już tłumaczę. Naturalistyczny ewolucjonizm stara się wyjaśnić istnienie świata ożywionego i wszystkich zjawisk z nim związanych, w tym umysłowych, jako efekt niekierowanego oraz niecelowego systemu oddziaływań fizycznych i chemicznych. Ale czy samo racjonalne wnioskowanie, którym posługują się darwinowscy ateiści, można rzeczywiście wyjaśnić w kategoriach wyłącznie naturalistycznych? Nie, nie można, gdyż jeśli próbuje się wytłumaczyć rozumowanie jako produkt uboczny zasadniczo irracjonalnego i niekierowanego systemu, to ostatecznie opisuje się coś, czego w rzeczywistości nie można nazwać racjonalnym rozumowaniem.


    Cytowany przez Del Ratzscha fizyk Paul Davies stwierdził: „Nauka wyrosła z teologii i wszyscy naukowcy, czy to teiści, czy ateiści [...] przyjmują z istoty teologiczny światopogląd” (s. 142). Warto o tym wspomnieć ponieważ scjentyczni ateiści często kłamią, że nauka dosłownie nic nie zawdzięcza religii. Jak widać, bez religii nauka w ogóle nie zaistniałaby.


    Oddzielenie ważnych obserwacji od nieważnych wymaga posiadania wcześniejszych koncepcji (s. 18). To dość istotne spostrzeżenie ponieważ scjentyczny ateista niejednokrotnie przekonuje nas, że nauka opiera się wyłącznie na obserwacjach i niczym więcej. Tymczasem sposób w jaki selekcjonujemy obserwacje wymaga jakiegoś teoretycznego kryterium, które na żadnej obserwacji się już nie opiera. Bez uprzednich założeń nie można zbierać danych. Teoria kieruje zbieraniem danych, a nie na odwrót, jak uważali logiczni pozytywiści i jak dziś uważają współcześni scjentyczni ateiści. Dane same się nie porządkują (s. 18-20). Del Ratzsch słusznie zauważa, że gdyby dane same dyktowały nam jak należy je uporządkować, to nie istniałyby niezgodne między sobą teorie oparte na tych samych danych (s. 19).


    Teorie w nauce są wynikiem ludzkiej inwencji i intuicji, a nie logiczną pochodną z danych empirycznych, jak często bałamutnie wmawiają nam scjentyczni ateiści motywowani logicznym pozytywizmem. Tymczasem nie istnieje żadna logiczna procedura, która określałaby jak mamy formułować teorie. Nie istnieje żadna „logika odkrycia”. Przejście od danych do teorii jest w stanie dokonać się jedynie w wyobraźni i przy pomocy wspomaganej intuicją fantazji (s. 19, 26, 50, 76, 78, 88, 110, 119, 162, 189), a empiria nie ma z tym nic wspólnego (s. 74, 86, 88, 97, 102, 162, 174). Proces ten jest zagrożony przemycaniem do teorii naukowych subiektywnych zapatrywań metafizycznych (s. 30, 50, 94, 138, 162, 166). Nie istnieje też metoda umożliwiająca dokonywanie ostatecznych rozstrzygnięć. Żadna metoda ani procedura nie jest więc lepsza od innej (s. 50-51, 76, 99). To znowu stoi w dość mocnym kontraście do twierdzeń scjentycznych ateistów, którzy przekonują nas, że nauka odkrywa jedynie bezsporne fakty empiryczne na temat rzeczywistości niezależnej od subiektywnych poglądów ludzkich.


    Teorie nie są określane przez dane empiryczne, które determinowałyby ich kształt. Dlatego może istnieć nieskończona liczba niezgodnych ze sobą teorii tłumaczących te same dane lub obserwacje. Tym samym eksperymenty, testowanie i obserwacja nigdy nie pozwalają na udowodnienie poprawności jakiejkolwiek teorii (s. 19, 27, 29, 61, 64, 86-88, 90, 93, 99, 102, 119, 162). Postęp naukowy stoi pod znakiem zapytania (s. 64, przypis nr 82). Nauka jest przedsięwzięciem niepewnym w swych wynikach (s. 96, 110). Nie może więc jako przedsięwzięcie niepewne i potencjalnie omylne zagrozić religii w żaden sposób (s. 119).


    Nie da się udowodnić zasady jednostajności przyrody (lub jak kto woli - regularności w przyrodzie). A tym samym wnioski i przewidywania nauki, które są oparte na założeniu zasady jednostajności przyrody, nigdy nie mogą być pewne i dowiedzione. Do tej kwestii Del Ratzsch często powraca w swej książce (s. 23, 26, 32, 41, 48, 103, 140). Ponadto przewidywanie to nie wyjaśnienie. Starożytni astronomowie umieli przewidywać zaćmienia ale nie umieli ich wyjaśnić (s. 33-34). Warto o tym wspomnieć ponieważ scjentyczny ateista często bałamutnie wmawia nam, że naukowe przewidywania się spełniają i w ten sposób nauka rzekomo bezspornie wyjaśnia rzeczywistość. Nie jest to prawda, jak widać. Filozofowie nauki od dawna zwracają uwagę na to, że przewidywanie nie jest wyjaśnianiem. To dwa odrębne zagadnienia.


    Nasze naukowe badanie świata jest niekompletne i ograniczone. Dlaczego mamy więc uważać, że to co zbadaliśmy w wąskim zakresie rzeczywistości miałoby się odnosić do całego Wszechświata? Skąd możemy wiedzieć, że obserwowane przez nas regularności nie są jedynie zbiegami okoliczności? (s. 23-24, 86, 165-167). Żaden ateista scjentyczny nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Sami sprawdźcie.


    Pozytywizm logiczny, na którym opiera się neoateizm, poniósł porażkę. Logika formalna odnosi się tylko do ograniczonego zestawu reguł i argumentów. Nie da się oprzeć nauki na logice, jak mylnie sądzili logiczni pozytywiści i jak mniemają wtórujący im dzisiaj nowi ateiści (s. 29, 32).


    Pozytywizm logiczny, na którym opierają się nowi ateiści w swej interpretacji nauki, nie da się utrzymać i jest stanowiskiem wewnętrznie niespójnym. Teza, że tylko nauka empiryczna mówi nam prawdę o świecie nie jest tezą empiryczną. Pozytywizm logiczny jest więc stanowiskiem wewnętrznie sprzecznym (s. 31).


    Wewnętrznie sprzeczne jest również tak zwane weryfikacjonistyczne kryterium znaczenia. Pozytywiści logiczni i wtórujący im dziś nowi ateiści twierdzą, że tylko zdania empirycznie weryfikowalne są sensowne. Jednak nie da się empirycznie zweryfikować tezy, że tylko zdania empirycznie weryfikowalne są sensowne. Teza ta jest więc wewnętrznie sprzeczna i autodestrukcyjna. Jeśli teza ta jest prawdziwa to sama jest bezsensowna (nie musimy się wtedy nią przejmować), a jeśli sensowność nie zależy od weryfikacji empirycznej, to wtedy teza ta jest błędna i znów nie musimy się nią przejmować (s. 32-33). Jedyną korzystną cechą pozytywizmu logicznego jest to, że niszczy sam siebie (s. 33). Tymczasem ateistyczna krytyka religii opiera się na bezkrytycznym przywoływaniu przestarzałych pozytywistycznych poglądów na naukę (s. 119). Del Ratzsch trafia tu w samo sedno.


    Za pierwszego autora, który może być potraktowany jako obalenie logicznego pozytywizmu i ateistycznego scjentyzmu, trzeba uznać Kanta. To on podkreślał, że mamy dostęp jedynie do swych postrzeżeń, a nie do rzeczywistości przyrodniczej samej w sobie (s. 42). Teoria względności i mechanika kwantowa potwierdziły potem intuicje Kanta, sugerując, że postrzegana rzeczywistość nie jest niezależna od obserwatora (s. 43). Ktoś kiedyś powiedział (nie pamiętam już kto ale miał rację), że nie rozumie jak można być scjentystą w czasach po Kancie. Scjentyczni nowi ateiści są opóźnieni intelektualnie o jakieś 200 lat.


    Teorie naukowe regularnie napotykają na obserwacje im przeczące (s. 46). Warto o tym wspomnieć ponieważ scjentyczni ateiści często bałamutnie wmawiają nam, że współczesne teorie naukowe są rzekomo zgodne z wszystkimi znanymi obserwacjami. Większej głupoty chyba w życiu nie słyszałem. Przecież już Thomas Kuhn w latach sześćdziesiątych XX wieku zwracał uwagę na to, że każda teoria naukowa pływa w morzu anomalii jej przeczących.


    Niektórzy komentatorzy porzucają nawet ideę, że nauka powinna mieć cele epistemiczne i w ogóle negują możliwość istnienia epistemologii (s. 56).


    Nauka jest zjawiskiem społecznym i zależy od poglądów jakie naukowcy wynoszą ze społeczeństwa. To co nauka uznaje za fakty jest konstrukcją społeczną (s. 57-58, 60, 62-63, 89, 110). Nawet logika i matematyka jest skażona poglądami społecznymi (s. 63). Takie pojęcie jak „realizm” ma jedynie wymowę estetyczną i teorie naukowe to bałamuctwo (s. 63).


    Konsensus i zgodność naukowców w jakiejś sprawie nie oznacza, że nauka determinuje jak jest naprawdę (s. 58). Warto o tym wspomnieć ponieważ ulubionym pseudoargumentem scjentycznych ateistów jest stwierdzenie, że coś jest na pewno prawdą ponieważ większość naukowców lub nawet wszyscy naukowcy się z tym rzekomo zgadzają.


    Charakter nauki zmienia się z czasem wraz z tym co uznaje ona za swoje zasady i metody. Nie są to więc metody i zasady absolutne (s. 69), wbrew temu co często sugerują nam scjentyczni ateiści. We wcześniejszych epokach z pełnym przekonaniem przyjmowano teorie, które okazały się jednak fałszywe (s. 88). Większość teorii naukowych z przeszłości upadło więc nie ma powodu sądzić, że obecne teorie naukowe przetrwają (s. 90, 93, 119).


    Z tego, że nauka jest skuteczna w praktyce i ułatwia nam życie nie wynika, że mówi ona jakąś prawdę o świecie. Istnieją też użyteczne fikcje. Utożsamianie użyteczności z prawdziwością jest błędne (s. 91). Warto o tym wspomnieć ponieważ scjentyczni ateiści często sugerują, że nauka odkrywa prawdę o świecie ponieważ dzięki niej mamy komputery, samoloty, medycynę i tak dalej. Jak widać, z tego, że nauka jest skuteczna w praktyce wcale nie wynika, że mówi nam jakąś prawdę o świecie. Błędne i porzucone już dziś teorie naukowe też bywały skuteczne i użyteczne w praktyce (również i w oparciu o nie budowano jakieś urządzenia). Fałsz może być tak samo użyteczny jak prawda. Ludwik Fleck lubił w takich sytuacjach mawiać o tak zwanej harmonii złudzeń.


    Nauka nie jest w stanie udowodnić metody naukowej, ani założeń, na których ta metoda się opiera. Gdyby nauka opierała się sama na sobie to wpadłaby w błędne koło. Musi więc albo zrezygnować z udowadniania swych podstaw, albo odwołać się do nienaukowych uzasadnień spoza niej samej. Jednak wtedy okaże się, że jest coś innego, co uzasadnia jej podstawy i będzie to coś ważniejszego niż nauka. W tej sytuacji okaże się również, że nie tylko nauka może być jedynym prawomocnym źródłem naszych przekonań. Tym samym scjentyzm jest fałszywy (s. 103-105, 112, 156, 174-175).


    Nauka nie jest w stanie rozstrzygnąć jaka jest ostateczna podstawa pochodzenia Wszechświata bo nie może wyjaśnić czegoś, co jest zarazem podstawą jej wyjaśniania (s. 105, 166).


    Ateista scjentyczny często lubi powtarzać, że posiada jedynie udowodnione przekonania. Tymczasem Del Ratzsch zwraca uwagę na to, że nie da się udowodnić nawet czegoś tak pozornie oczywistego jak własne istnienie. Każdy argument dowodzący własnego istnienia będzie wychodził od tego, że dane zmysłowe są moje, co przecież mam dopiero udowodnić, a więc będzie to beznadziejnie uwikłane w błędne koło. Jeśli nie można udowodnić naukowo nawet własnego istnienia, to tym gorzej dla reguły wygłaszanej na zasadzie mantry przez scjentycznych ateistów, że należy przyjmować tylko naukowe przekonania (s. 111-112).


    Scjentyczni ateiści lubują się w powtarzaniu, że nauka zapełnia coraz więcej luk w naszej wiedzy o świecie i niedługo teiści nie będą już mieli luk, w których mógłby ukryć się ich Bóg. Tymczasem Del Ratzsch zwraca uwagę na to, że nie wszystkie niegdysiejsze luki zostały naturalistycznie wypełnione. Istnieją długowieczne tajemnice naukowe. Co gorsza, wiele teorii naukowych upadło więc dawne luki, które uznano już za wypełnione, znowu są niewypełnione. A więc nawet jakby wszystkie luki zostały wypełnione to nie ma żadnej gwarancji, że pozostaną one wypełnione na zawsze. Rozumowanie, że nauka w końcu wypełni wszystkie luki to wnioskowanie indukcyjne, które jest błędne bo nie wiadomo czy to co było powtórzy się w przyszłości (s. 115-117). Nie mówiąc już o tym, że każda wypełniona przez naukę luka prowadzi od razu do nowej luki w wiedzy. Nauka wygenerowała tyle samo luk ile wypełniła (s. 145, przypis nr 19).


    Rozdział ósmy swej książki Del Ratzsch poświęca zagadnieniu projektu w przyrodzie. Niewątpliwie są to najlepsze momenty w jego publikacji gdyż wspina się on tutaj po wirtuozersku na wyżyny swego intelektu. Przede wszystkim Ratzsch dosłownie młóci wszystkie co bardziej znane zarzuty ateistów wobec postulatów zwolenników Inteligentnego Projektu. Jeden z takich zarzutów głosi, że idea nadnaturalnego Projektanta nie posiada konsekwencji empirycznych, które dałyby się testować. Del Ratzsch jednak zauważa, że dałoby się testować tę ideę gdybyśmy sformułowali zasady pomostowe, co samo w sobie nie jest niemożliwe i często zdarza się w nauce gdy postuluje ona jakieś nieobserwowalne byty lub nietestowalne rzeczywistości (s. 140). Wcale nie jest też oczywiste, że idea projektu w nauce okazała się już porażką ponieważ wciąż dowiadujemy się czegoś nowego, zwłaszcza w dziedzinie faktów biochemicznych, gdzie ostatnio nastąpiły rewolucyjne odkrycia i zmiany (s. 141, 147 i tamże przypis nr 25).


    Ateiści często zarzucają, że argumentowanie z projektu w przyrodzie jest odwołaniem się do koncepcji Boga luk. Tymczasem Del Ratzsch zwraca uwagę na to, że jest to mocno powierzchowny zarzut gdyż projekt i luki niekoniecznie są ze sobą powiązane. Teorie odwołujące się do projektu wcale nie muszą wprowadzać luk. Błędny jest zarzut, że odwołanie się do świadectw na rzecz projektu musi z konieczności łączyć się z lukami. To pomieszanie dwóch różnych spraw (s. 143-144, 148, 150). Jeśli widzę na ulicy buldożer, to pierwsza moja intuicja, że jest to efekt projektu, nie opiera się przecież na odwołaniu się do jakichś luk w wiedzy (s. 145). Wręcz przeciwnie, w tej sytuacji jak najbardziej odwołuję się do swojej wiedzy w zakresie tego co wiem o takich konstrukcjach i ich pochodzeniu. Darwiniści sami odwołują się do ewolucji jako zapchajdziury w kwestii różnych niewyjaśnionych spraw (s. 148). A tymczasem koncepcja makroewolucji sama jest bardzo wątpliwa i niezgodna z wieloma obserwacjami empirycznymi (s. 148). Przyganiał więc kocioł garnkowi.


    Del Ratzsch daje pewien bardzo pomysłowy przykład aby wykazać, że rozumowanie o projekcie nie ma nic wspólnego z wnioskowaniem z luk. Przypuśćmy, że rój meteorytów uderzył w powierzchnię Księżyca w ten sposób, że wyrył napis przedstawiający dowód wcześniej nieznanego twierdzenia matematycznego, pozwalającego rozwiązać mnóstwo globalnych problemów. Mało kto wątpiłby, że taki napis jest dziełem projektu. Ale bierzemy wehikuł czasu i sprawdzamy historię tego roju meteorytów i jego części składowych od początku zaistnienia Wszechświata. Okazuje się, że to zdarzenie było zupełnie naturalne, nie znajdziemy tam żadnej luki w przyczynowej historii tego roju meteorytów i jego części składowych. To jednak nie sprawiłoby, że porzucilibyśmy ideę projektu w przypadku tego splotu zdarzeń. Raczej uznalibyśmy, że projekt ten został po prostu umyślnie wkomponowany w początkowe zdarzenie, od którego rozpoczął się sam kosmos. Ten przykład unaocznia nam, że projekt i luki to w rzeczywistości zagadnienia odrębne i błędny jest zarzut przeciwników Inteligentnego Projektu, którzy sugerują, że odwołanie do projektu to argumentowanie z luk (s. 143). Pozamiatane.


    Del Ratzsch zwraca też uwagę na to, że jeśli jakieś prawdy znajdują się poza sferą przyrody to nauka nie może dojść do prawdy bez porzucenia naturalizmu (s. 116, 146). Choćby ludzka świadomość i samoświadomość nie dają się wytłumaczyć za pomocą kategorii naturalistycznych (s. 172). Nie jest wcale oczywiste, że ze względów racjonalnych lub naukowych powinniśmy przyjąć naturalizm metodologiczny w nauce (s. 146). Nic tak naprawdę nie zakazuje nam stosowania w nauce rzetelnych teorii, które odwoływałyby się do projektu, gdyby takie teorie sformułowano (s. 149).


    Wielu spośród najbardziej znanych naukowców z przeszłości było chrześcijanami (s. 153). To dość istotne w kontekście faktu, że zdaniem scjentycznych ateistów nauka i religia rzekomo wykluczają się nawzajem.


    Nauka odegrała również destrukcyjną rolę w historii świata, przyczyniając się do rozwoju militarnego. Korporacyjna chciwość również jest siłą napędową nauki (s. 155). To zaburza wyidealizowany obraz nauki propagowany przez scjentycznych ateistów, którzy niejednokrotnie sugerują, że nauka kieruje się jedynie szlachetnym pragnieniem poszukiwania prawdy i niesie ze sobą same dobrodziejstwa dla ludzkości.


    Ateiści scjentyczni często sugerują też, że nauka jest rzekomo bardzo etyczna. Del Ratzsch zadaje więc ciekawe pytanie w tym kontekście: na podstawie czego należałoby zabronić nauce badać laboratoryjnie reakcje fizjologiczne u ludzi poddawanych torturom wbrew ich woli? (s. 180).


    I to wszystkie ciekawostki jakie chciałbym wynotować z książki Del Ratzscha. Całkiem dużo się tego zebrało, podczas gdy ja skoncentrowałem się na wyselekcjonowaniu z jego książki wyłącznie najlepszych argumentów apologetycznych i takich, które uderzają w scjentyzm ateistów. Tymczasem jego książka zawiera więcej wartości, między innymi omówienie szerokiego spektrum prób godzenia nauki z religią, o czym już wcześniej wspomniałem. Jeśli więc kogoś oprócz apologetyki interesuje również i to zagadnienie, to powinien koniecznie sięgnąć po tę książkę.


Del Ratzsch, Nauka i jej granice. Nauki przyrodnicze z perspektywy chrześcijańskiej, Warszawa 2021.


    Jan Lewandowski, wrzesień 2022.
 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane