Jan Lewandowski

Alister McGrath, czyli młot na ateistów

dodane: 2022-09-16
Omówienie książki znanego angielskiego apologety Alistera McGratha, pt. Patrząc szerzej. Dialog teologii i nauki (Poznań 2021).

    W październiku 2010 roku na łamach niniejszego portalu zrecenzowałem książkę apologetyczną Alistera McGratha pt. Bóg Dawkinsa. Geny, memy i sens życia (Kraków 2008). Rok wcześniej w języku polskim wyszła jeszcze jedna książka McGratha, pt. Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa (Kraków 2007). Obie te książki zawierały wiele wspólnej treści więc postanowiłem wtedy zrecenzować tylko jedną: Bóg Dawkinsa. Geny, memy i sens życia. Ta pozycja jawiła mi się jako bardziej zwięzła i konkretna. W 2010 roku książki McGratha były jednymi z nielicznych, jeśli nawet nie jedynymi w języku polskim, które polemizowały z pierwszą falą nowego ateizmu na Zachodzie, reprezentowaną głównie przez flagowego ateistę Richarda Dawkinsa. McGrath dosłownie zawziął się na Dawkinsa, biorąc na cel głównie jego książkę pt. Bóg urojony (co widać też w tytułach książek McGratha, jednoznacznie nawiązujących do tytułu książki Dawkinsa). W 2010 roku istniała prawdziwa posucha na polskim rynku wydawniczym, jeśli chodzi o książki polemizujące z ateizmem. Nie było dosłownie nic. Książki McGratha przywitałem więc wtedy z otwartymi rękami. Jedyne co odczuwałem to niedosyt, ponieważ obie książki McGratha wydawały mi się trochę za krótkie. Zawierały bardzo dobre argumenty ale chciałoby się więcej. Jednak człowiek brał wtedy co dawali i nie narzekał. W tamtym czasie naprawdę nie było tego typu publikacji na naszym rynku, które polemizowałyby bezpośrednio z Dawkinsem i innymi tak zwanymi nowymi ateistami. Na rynku anglosaskim też chyba nie było wtedy zbyt wiele tego typu publikacji. Teraz to co innego, nie nadążam recenzować na łamach niniejszego portalu książek apologetycznych polemizujących z ateistami. Aż tyle ich wychodzi (przoduje w tym zwłaszcza wydawnictwo Prodoteo - koniecznie przejrzyj ich ofertę!). Ale dwanaście lat temu tak nie było.


    Wróćmy jednak do McGratha bo rozpisałem się trochę na tematy poboczne. Niedawno w języku polskim wyszła kolejna jego książka, pt. Patrząc szerzej. Dialog teologii i nauki (Poznań 2021, wydawnictwo W drodze). Czytając streszczenie tej książki na okładce uznałem, że jej nie kupię. Ze streszczenia tego wynikało bowiem, że jest to książka o godzeniu nauki z religią (jest to tak zwany konkordyzm). Jako, że jest dużo takich książek na naszym rynku i to od dawna, więc uznałem, że nie ma sensu kupować tej książki. W takim przekonaniu też pozostałem. Traf losu jednak chciał, że ta książka i tak do mnie trafiła. Ktoś po prostu postanowił kupić mi ją na urodziny, robiąc mi niespodziankę. Prezent ten nie był konsultowany ale wyczuwam w tym palec Boży. No cóż, tak czy inaczej los i Pan Bóg zechcieli żeby ta książka w końcu wylądowała na moim biurku. Siłą rzeczy musiałem więc do niej zajrzeć. Na szczęście okazało się, że książka ta jest dużo bardziej apologetyczna niż konkordystyczna. Myliłem się osądzając książkę po okładce (Anglosasi mawiają: don't judge a book by its cover). McGrath po raz kolejny nie powstrzymał się przed podjęciem polemiki z nowymi ateistami. I bardzo dobrze. Dzięki temu mamy jeszcze jeden materiał apologetyczny, który możemy omówić na naszym portalu. Oczywiście nie jest to książka wyłącznie apologetyczna i zgodnie z notą na okładce autor poświęca też dużo uwagi koncepcjom próbującym godzić naukę z religią. A nawet więcej, McGrath stawia przed sobą ambitny cel chcąc wykazać, że nie tylko nauka nie jest w konflikcie z religią ale obie te dziedziny mogą ubogacić się wzajemnie.


    Jak zawsze zaznaczam, tak i teraz również, że moje omówienie treści książki McGratha nie jest recenzją lub streszczeniem. Książka ta zawiera dużo więcej przemyśleń niż to co wypisałem niżej. Mnie jak zwykle interesuje przede wszystkim apologetyka i taki też charakter będzie miał niniejszy artykuł. Wynotowałem tylko to co uznałem za najbardziej interesujące z apologetycznego punktu widzenia i jednocześnie zaznaczam, że nie zawsze są to pomysły samego McGratha bo niekiedy powołuje się on na innych. To tak dla porządku. Numery stron w nawiasach podaję za wydaniem polskim omawianej książki McGratha. Warto jeszcze na koniec tego wstępu zaznaczyć, że McGrath doskonale nadaje się do polemiki ze scjentycznymi ateistami. Jest doktorem biofizyki i profesorem Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz King's College w Londynie. Już od lat siedemdziesiątych zajmuje się filozofią nauki. Jest również byłym ateistą, nawróconym na chrześcijaństwo (anglikanizm) pod wpływem własnych intelektualnych przemyśleń i studiów związanych z nauką i religią. Doskonale wie jak rozumują scjentyczni ateiści. Kto jak nie on nadawałby się więc lepiej do polemizowania z tak zwanymi nowymi ateistami. Oddajmy mu więc głos i wynotujmy jego najciekawsze (moim zdaniem) spostrzeżenia.


    Już na samym początku swej książki McGrath oświadcza, że chrześcijaństwo wyjaśnia rzeczywistość o wiele lepiej niż ateizm (s. 6, 140-141, 188, 190, 192, 250, 289-290). Natomiast ateizm nie jest w stanie udowodnić nawet swych podstawowych założeń (s. 141-142, 145).


    Religia nie znika z życia publicznego mimo proroctw głoszonych przez nowy ateizm (s. 15).


    Ateiści traktują swoje przekonania jako fakty ale krytyka tych przekonań ukazuje ich bezpodstawność (s. 18). Świat nowego ateizmu jest iluzoryczny i utopijny. Ateista twierdzi, że posługuje się rozumem ale nie jest w stanie wykazać, że jego rozum może zdobyć jakąkolwiek wiarygodną wiedzę (s. 196).


    Ateiści demonizują wierzących jako głupców oraz szaleńców i przez to nie są w stanie rozważać ich argumentów (s. 18, 37).


    Niektóre teorie naukowe blokują rozwój wiedzy i postęp naukowy (s. 43, przypis nr 57). Racjonalizm jest wręcz wrogiem nauki (s. 218, 298). Coś, co traktujemy jako irracjonalne może okazać się bramą do głębszego pojmowania rzeczywistości (s. 219, 298). To spostrzeżenie McGratha uważam za bardziej ciekawe od innych.


    Nasze obserwacje są teoretycznie obciążone (s. 20, 287). Teoria, z którą przystępujemy do obserwacji natury, decyduje o tym, co ujrzymy (s. 287). To podważa wprost tezę scjentycznych ateistów, że nauka dokonuje rzekomo bezstronnych obserwacji faktów, niezależnych od czegokolwiek i kogokolwiek.


    Nauka nie może podważyć żadnej doktryny religijnej ponieważ jest niekompletna i niepewna (s. 21-23, 37, 40-44, 62, 118-119, 149) względem rzeczywistości, która jest dla niej zbyt złożona (s. 46, 68, 76, przypis nr 66, s. 149, 162, 197, 219). Opisy nauki są jedynie prowizoryczne (s. 62, 130, 181, 185, 195, 200, 202, 244). Nie istnieje żadna uniwersalna metoda naukowa, która rozstrzygałaby wszystkie zagadki Wszechświata (s. 92, 97). Scjentyzm jest niewystarczalny do ujmowania prawd o świecie (s. 296). Narzędzia nauki są ograniczone i nie jest ona w stanie rozstrzygać kwestii egzystencjalnych (s. 22, 26, 37, 40-44, 74-75, 119-120, 154, 162-163, 188, 195, 216-218, 260).


    Ateista pozbywa się Boga z obszaru swych przekonań. Tymczasem w renesansowej nauce uzasadnieniem dla metody naukowej był ład we Wszechświecie, który był zagwarantowany przez Boga (s. 27, 86). Racjonalność Boga jest źródłem racjonalności naszych umysłów i racjonalnej struktury świata, którą możemy zrozumieć właśnie dzięki naszym umysłom (s. 29, 114-116). A przecież nie jest faktem koniecznym to, że świat powinien być dla nas zrozumiały i równie dobrze mógłby być nieuporządkowanym chaosem. Nawet Einstein przyznawał, że najbardziej niezrozumiałą rzeczą jest zrozumiałość świata (s. 115-116). Tymczasem naturalistyczna metafizyka nie jest w stanie dogłębnie wyjaśnić tego czemu świat jest dla nas w ogóle zrozumiały (s. 28). Naturalistyczne i scjentystyczne wyjaśnienia są wybrakowane i dogmatyczne (s. 289, 300-301). Scjentyzm, uznający nauki przyrodnicze za jedyne źródło prawdy o świecie, nie jest w stanie też wyjaśnić sukcesów matematyki, która nie jest częścią nauk przyrodniczych (s. 39).


    Scjentyzm, uznający nauki przyrodnicze za jedyne źródło prawdy o świecie, tkwi w błędnym kole ponieważ jedynie posługując się metodami spoza nauk przyrodniczych można próbować uzasadniać scjentystyczną tezę, że tylko nauka przekazuje trafny opis rzeczywistości. A to jest sprzeczność bo jeśli tylko twierdzenia naukowe są sensowne to nie można udowodnić scjentyzmu przy pomocy nauki i tym samym obala on sam siebie (s. 39). Dlaczego jedynie posługując się metodami spoza nauk przyrodniczych można próbować uzasadniać scjentystyczną tezę, że tylko nauka przekazuje trafny opis rzeczywistości? Gdyby bowiem nauka wypowiadała się sama o swoim własnym statusie poznawczym, to wpadłaby nieuchronnie w błędne koło. Myślę, że ta kwestia domaga się kilku słów wyjaśnienia bo nie dla każdego ten akapit może być do końca jasny.


    Filozofia nauki odeszła już od radykalnego pozytywizmu z początków XX wieku (s. 27). Tak zwany nowy ateizm wciąż jednak wyznaje ten redukcjonistyczny pozytywizm scjentystyczny i przez to jest nieaktualny (s. 186-188, 195, 244, 260, 265, 297, 302).


    Mitem jest często wyrażane przez zwolenników nauki przekonanie, że nauka patrzy na świat „znikąd”, całkowicie obiektywnie i niezależnie od jakichkolwiek subiektywnych punktów widzenia. Każde ujęcie jest bowiem widokiem z jakiegoś punktu widzenia (s. 45-46). Od siebie dodam, że już w latach sześćdziesiątych XX wieku Kuhn i jego szkoła wykazali, że naukowcy wnoszą do nauki swe przekonania, które wszczepiło w nich społeczeństwo i kultura. Teza ta była później z powodzeniem rozwijana przez szkoły socjologiczne. Tym bardziej naiwne jest więc przekonanie scjentystów i nawet niektórych naukowców, że nauka jest rzekomo bezstronnym i niezależnym od nikogo i niczego punktem widzenia.


    Nauka używa modeli do opisu świata ale żaden z tych modeli nie jest tak naprawdę prawdziwy (s. 70). To wprost podważa pozytywistyczne przekonanie scjentycznych ateistów, że jedynie nauka jest w stanie umożliwić nam dostęp do prawdy o świecie. Od siebie dodam, że nauka nie może nam umożliwić dostępu do żadnej prawdy o świecie z tej prostej przyczyny, że kwestia „prawdy” jest zagadnieniem filozoficznym, a nie naukowym.


    W nauce przyjmuje się pewne nieobserwowalne założenia, takie jak istnienie ciemnej materii, grawitacji (s. 143-145, 179-180, 190, 249), teorii strun (s. 177). Nieprawdziwe jest więc pozytywistyczne przekonanie scjentycznych ateistów, że nauka wypowiada się jedynie o obserwowalnych faktach empirycznych.


    Motywowany zdezaktualizowanym już pozytywizmem logicznym ateista scjentyczny często lubi podkreślać, jak bardzo logiczne są rzekomo jego poglądy. Tymczasem wielcy naukowcy niejednokrotnie ignorowali tradycje logiki. Im bardziej logiczna próbowała być nauka, tym mniejsza była wartość rozumowania naukowego. Logika nie sprostała zadaniu uczynienia metody naukowej czysto logicznym procesem analizy obserwacji (s. 147-148). August Kekulé odkrył pierścieniową strukturę benzenu bez żadnej logicznej analizy, inspirując się jedynie swoim snem o wężu, który chwyta własny ogon (s. 148, 176, 291). Nadmierny racjonalizm jest wręcz potencjalnym wrogiem nauki (s. 218, 298).


    Ateista często lubi podkreślać w opozycji do religii, jak bardzo jest on rzekomo racjonalny i zdroworozsądkowy. Tymczasem nauka jest sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem i z naszymi intuicjami (s. 169, 180). Ponadto w nauce nie ma żadnych mających ogólne zastosowanie standardów racjonalnej akceptowalności. To czego używamy jest jedynie pewnymi lokalnymi konwencjami (s. 170).


    Kto decyduje o tym, jaka liczba dowodów jest wystarczająca, aby uznać dane przekonanie za uzasadnione? (s. 170). To dość ciekawe pytanie, które można zadać ateiście scjentycznemu, niemal non stop mantrującemu nam o rzekomym znaczeniu „dowodów” w jego światopoglądzie.


    W nauce każda obserwacja może podlegać niezgodnym interpretacjom i nie ma jak rozstrzygnąć, która interpretacja jest najlepsza (s. 171, 172, 174). Naukowcy muszą tych rozstrzygnięć dokonywać w oparciu o wiarę (s. 189, 249) i założenia metafizyczne (s. 299). Nie da się uniknąć wiary w codziennym życiu (s. 238). To wszystko ponownie zadaje kłam często deklarowanemu przez ateistów scjentycznych przekonaniu, że nauka rzekomo opiera się na samych obserwacjach i jest wyzuta z wiary.


    McGrath poświęca też w swej książce dużo uwagi Darwinowi i jego teorii ewolucji. Okazuje się, że Darwin przyznawał, iż nie ma dowodów na swą teorię i w ten sposób przyznawał rację swym krytykom (s. 172-173, 194, 240, 243, 249, 251). To dość mocno kontrastuje z tym co opowiadają nam tak zwani nowi ateiści, przekonujący nas, że darwinizm jest rzekomo bezspornym faktem, udowodnionym tak dobitnie jak grawitacja (przy czym ci ateiści nie wiedzą jak widać, że samo istnienie siły grawitacji też jest od początku co najmniej dyskusyjne, a teoria Einsteina wręcz neguje istnienie siły grawitacji, zupełnie inaczej tłumacząc spadanie ciał). Teoria ewolucji nie jest też w stanie dokonywać testowalnych przewidywań (tak zwanych predykcji), co powinno cechować każdą teorię naukową. Karl Popper, znany filozof nauki, uznał swego czasu teorię ewolucji za nienaukową (s. 236-237). Oczywiście lobby darwinowskie uznało to za skandal i zmusiło Poppera do wycofania się z tego stanowiska. Popper uczynił to, aczkolwiek niechętnie i jedynie pod przymusem, bez podania jakiegokolwiek racjonalnego powodu rezygnacji ze swego oświadczenia. To wiele mówi o tym w jakiej dyktaturze lewicowej poprawności politycznej w rzeczywistości żyjemy. Jako ciekawostkę McGrath podaje też informację o tym, że Darwin zmienił w swej książce O powstawaniu gatunków aż trzy czwarte spośród czterech tysięcy zdań znajdujących się w pierwszej edycji tego dzieła (s. 239). Trochę podejrzanie wyglądają te rzekome bezsporne fakty ewolucyjne, w których trzeba poprawiać i zmieniać aż tak wiele.


    W nauce ciągle upadają kolejne teorie i nie ma żadnej gwarancji, że obecne teorie też się ostaną. Na przykład w ciągu stu lat naukowy sposób pojmowania Wszechświata uległ radykalnej zmianie. W 1918 roku panował konsensus co do przekonania, że świat jest odwieczny, teraz zaś uważa się, że świat jednak miał początek (s. 182-185, 200, 202, 244). To mocno kontrastuje z oświadczeniami scjentycznych ateistów, którzy ciągle przekonują nas, że nauka ustala rzekomo bezsporne fakty (podważające ich zdaniem zwłaszcza religię). Jak coś jest bezsporne, to nie powinno ciągle się zmieniać.


    To nie zjawiska udowadniają religię, lecz religia tłumaczy zjawiska (s. 193). Bezsensowne jest więc często zadawane przez ateistów pytanie jak wyjaśnić podstawę wyjaśnienia, które przecież stanowi podstawę każdego wyjaśnienia i tym samym nie ma sensu o to pytać.


    Stwierdzenie istnienia dwóch natur w jednym podmiocie (Jezusie) jest analogiczne do stanowiska Bohra w kwestii komplementarności modeli falowych i cząsteczkowych w odniesieniu do światła i materii (s. 214). Warto o tym wspomnieć ponieważ ateiści często twierdzą, że istnienie dwóch natur w Jezusie to rzekoma sprzeczność. Tymczasem model Bohra unaocznia nam, że nie musi tu dochodzić do żadnej sprzeczności. Moje doświadczenie pokazuje zresztą, że ateiści notorycznie nie rozumieją zagadnienia „sprzeczności” i tego kiedy ona w rzeczywistości zachodzi. Nagminne nadużywają oni terminu „sprzeczność” przeciw religii ale czynią to niechlujnie i bezpodstawnie.


    Nasze umiejętności poznawcze przekraczają te, które są nam potrzebne do codziennego przetrwania (s. 217). To dość mocno komplikuje przekonanie darwinowskich ateistów, którzy są pewni, że ewolucja w sposób wystarczający wyjaśnia wiarygodność naszych zdolności poznawczych. Gdyby tak było rzeczywiście to nasz aparat poznawczy wystarczyłby jedynie do zapewnienia nam przetrwania w prymitywnych warunkach stepowych. Tymczasem poznajemy odległy kosmos, co nie ma żadnego wpływu na nasze przetrwanie tu w ziemskich warunkach. Tym samym darwinowska teoria ewolucji stanowi zupełnie nieprzekonujące wyjaśnienie naszych zdolności poznawczych i kognitywistycznych.


    Naiwnością jest również przekonanie scjentystów, że wzrost naukowej wiedzy redukuje naszą niewiedzę. Przeciwnie, każde nowe odkrycie rodzi nową niewiedzę. Wraz ze wzrostem wiedzy wzrasta też nasza niewiedza (s. 306). Do tego zalewają nas informacje ale cierpimy na brak mądrości (s. 311). Warto o tym wspomnieć ponieważ ateiści scjentyczni często twierdzą, że nauka rzekomo zapełnia coraz więcej luk w naszym rozumieniu świata i Bóg ma podobno coraz mniej luk, w których mógłby się schować. Nie jest to prawdą, jak widać. Co więcej, wyjaśnienia nauki nie są pewne i tym samym to, co zostało uznane za wypełnienie jakiejś luki w naszym rozumieniu świata, jutro może być już nieaktualne i obalone. Tak więc nauka wcale nie zapełnia luk w naszym rozumieniu świata, a wręcz przeciwnie, generuje coraz więcej luk i nawet tam, gdzie wydaje się ona zapełniać luki, w przyszłości może okazać się, że nic tak naprawdę nie wypełniła.


    Jak wspomniałem we wstępie do niniejszego tekstu, McGrath zajmuje się w swej książce głównie zagadnieniem wzajemnego ubogacania między religią i nauką. Na sam koniec swej książki konkluduje on, że mitem jest rozgłaszana tak często przez scjentycznych ateistów rzekoma wojna pomiędzy nauką i religią (s. 312).


    I to tyle co chciałbym wynotować z książki Alistera McGratha. Nie jest to może najlepsza na świecie książka apologetyczna, niemniej jednak zawiera ona dużo wartościowych przemyśleń apologetycznych, wciśniętych gdzieś pomiędzy rozważania o wzajemnym ubogacaniu się religii i nauki. Tym samym warto zapoznać się z tą publikacją, zwłaszcza wtedy gdy czytelnik nie będzie miał innych ciekawych lektur na horyzoncie. McGrath jest bowiem jednym z pierwszych autorów, jeśli nawet nie pierwszym, który podjął się polemiki z tak zwanymi nowymi ateistami. Przy okazji warto wspomnieć też o tym, że rozważania McGratha o wzajemnym ubogacaniu się religii i nauki są naprawdę ciekawe. Jeśli więc kogoś interesują również i takie dość oryginalne przemyślenia, to tym bardziej powinien sięgnąć po tę książkę.


Alister McGrath, Patrząc szerzej. Dialog teologii i nauki, Poznań 2021.


    Jan Lewandowski, wrzesień 2022.
 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane