Jan Lewandowski

Ateiści nigdy nie obalili dowodów na istnienie Boga

dodane: 2025-05-23
Brak powodów do wiary w Boga? Sprawdźmy.

    Jedna z najczęściej powtarzanych ateistycznych głupot w Internecie i nie tylko głosi, że nie ma dobrych powodów do wiary w Boga. Ateistyczna propaganda nachalnie wmawia naiwnym, że rzekomo wszystkie dowody i argumenty na istnienie Boga zostały obalone. Ciekawe gdzie i kiedy, bo jakoś nie widziałem. Twierdzenie o rzekomym obaleniu dowodów i argumentów za istnieniem Boga jest tylko kolejnym ateistycznym zespołem urojeniowym. Nic takiego nie ma i nigdy nie miało miejsca. Dowody i argumenty za istnieniem Boga mają się świetnie i co więcej - wciąż są rozbudowywane o nowe dowody i argumenty lub o nowe elementy w zakresie klasycznych dowodów i argumentów. Dowodzi tego lawinowo rosnąca liczba publikacji na ten temat. Jedną z wielu takich publikacji jest choćby wydana niedawno po polsku znakomita książka Edwarda Fesera pt. Pięć dowodów na istnienie Boga. Omówiłem ją tutaj:


https://www.apologetyka.info/ateizm/piec-dowodow-na-istnienie-boga-byy-ateista-edward-feser,1563.htm


    Co ciekawe, Feser sam jest byłym ateistą. Ale to już tak na marginesie.


    Ateiści nigdy nie obalili żadnych teistycznych argumentów lub dowodów. Co najwyżej pogadali sobie trochę na ten temat, pomijając jak zwykle sedno i meritum zagadnienia. Dyskusja z ateistą generalnie jest bez sensu, ponieważ on tylko w nieskończoność wymyśla wykręty i ucieczki przed faktami, argumentami i dowodami, które są mu cierpliwie przedstawiane. Już święty Paweł pod natchnieniem Ducha Świętego pisał, że ateizm sprowadza się do tłumienia prawdy (Rz 1,20-22). Ateizm jest jednym wielkim efektem wyparcia i gdyby zapytano mnie, co najważniejszego po trzydziestu latach zajmowania się tym tematem mógłbym powiedzieć w jednym zdaniu o ateizmie, to byłoby to właśnie to. Jeśli chcesz zrozumieć ateizm i ateistę, to przede wszystkim musisz bezwzględnie zacząć od tej pierwszej myśli, że ateista wypiera niewygodne mu fakty i właśnie dlatego jest ateistą. Poza tym ateista po prostu nie rozumie religii i najważniejszych zagadnień z tym związanych. Cała reszta jest tylko pochodną i kombinacją tych dwóch kwestii.


    Niniejszy tekst jest zbiorczym wstępem i zarysem do mojego planowanego na przyszłość cyklu o dowodach i argumentach na istnienie Boga, głównie klasycznych, ale nie tylko. W stosownym czasie każdemu dowodowi i argumentowi na istnienie Boga poświęcę oddzielne opracowanie i szczegółowo wykażę, że ateiści nigdy nie obalili tych dowodów i argumentów. Nawet ich nie naruszyli, o czym wspomniałem już w swym wywiadzie dla Prodoteo:


https://youtu.be/Ua8Wt5Wnu84?si=i5rKW7XnspHpBvcF [od 30:00].


    Po trzydziestu latach zajmowania się apologetyką chciałbym nawrócić do tematu, od którego tak naprawdę powinienem zacząć. To tak w ramach pewnego domknięcia zagadnienia.


    Przygotowuję też książkę na ten temat. Aktualnie brak wydawcy, ale czas pokaże w jaki sposób zostanie to opublikowane w wersji papierowej. Sposobów na opublikowanie książki w tych czasach istnieje całe multum i nie jest to trudne dla kogoś, kto sam chce siebie wydać (tak zwany self-publishing).


    Jako zadeklarowani apologeci jesteśmy zobowiązani do tego, aby odrestaurowywać i pielęgnować klasyczne dowody na istnienie Boga. To są skarby apologetyki, z których wciąż możemy czerpać garściami, udoskonalać je i rozwijać dalej o nowe pomysły i elementy. Naszym celem jest wyniesienie apologetyki do rangi sztuki w tym zakresie. W żadnym wypadku nie można rezygnować z takich skarbów apologetyki, jakimi są klasyczne dowody i argumenty za istnieniem Boga. Prezentuję głównie argumenty i dowody za istnieniem chrześcijańskiego Boga, choć takie dowody i argumenty mogą być ogólnie odniesione do szeroko rozumianej nadprzyrodzoności i Absolutu, który jest Stwórcą Wszechświata.


    A zatem do dzieła.


    Zmartwychwstanie Jezusa


    Rozpoczynamy od tego, co jest podstawą i absolutnym fundamentem dla całego chrześcijaństwa. A zarazem jest to najmocniejszym dowodem na jego prawdziwość. Najbardziej podstawowym i zarazem rozbudowanym tekstem na temat wartości dowodowej zmartwychwstania Jezusa jest nasz tekst zamieszczony pod tym adresem:


https://www.apologetyka.info/ateizm/ukasz-wybranczyk-nie-obali-historycznej-prawdy-o-zmartwychwstaniu-jezusa,1661.htm


    Tam znajdziemy wszystko co jest potrzebne i najważniejsze w tym temacie. Cud zmartwychwstania Jezusa jest nie tylko czymś absolutnie fundamentalnym dla chrześcijaństwa i dla wykazania jego prawdziwości. Cud zmartwychwstania Jezusa jest czymś tak wyjątkowym i niepowtarzalnym, że nie znajdujemy niczego takiego w żadnej innej religii w historii świata. Znany na całym świecie ateista Antony Flew, największy ateista XX wieku, powiedział o zmartwychwstaniu Jezusa: „Dowody na zmartwychwstanie są lepsze niż dowody na rzekome cuda w innych religiach. Są to dowody zupełnie ilościowo i jakościowo różne, jak sądzę, od dowodów na przypuszczalnie cudowne wydarzenia w innych religiach” (Gary R. Habermas i Antony Flew, Antony Flew: Moja pielgrzymka od ateizmu do teizmu).


    A zatem odbijanie piłeczki przez wielu ateistów, że cuda zdarzają się też w innych religiach, nie jest niczym więcej niż tylko typowym przejawem ateistycznej ignorancji i indolencji w tym temacie. Nie ma w żadnej religii takiego cudu jak zmartwychwstanie Jezusa. A zatem wskazywanie na cuda w innych religiach to tylko taki ateistyczny wykręt i ucieczka. Zresztą ten ateistyczny wykręt nie obala w żaden sposób teizmu, gdyż Bóg może sobie działać poza granicami jednej religii, gdy ma akurat ochotę. Najwięcej cudów znajdujemy oczywiście w religii katolickiej. Powołanie się przez ateistę na cuda w innych religiach nie obala nadnaturalizmu, ale go wzmacnia i dodaje kolejny argument za nadprzyrodzonością. Powołanie się przez ateistę na cuda w innych religiach wzmacnia nadnaturalizm i obala do reszty ateizm.


    Oczywiście zmartwychwstanie Jezusa nie jest jedynym cudem, jaki zdarzył się w łonie chrześcijaństwa, choć tak naprawdę tylko ten jeden cud wystarczyłby i wystarczy do udowodnienia prawdziwości chrześcijaństwa. Tym niemniej cuda chrześcijańskie wciąż się zdarzają, mamy różne uzdrowienia, dobrze udokumentowane (na przykład te z Lourdes), cuda eucharystyczne i tak dalej. Bóg cały czas działa. Dalej jeszcze wrócę do zagadnienia innych cudów. Tutaj wspomnę tylko o jeszcze jednym ciekawym przypadku. Tonye Briggs, doktor nauk medycznych prowadzący obecnie praktykę w Teksasie, miał pacjentkę, która cierpiała na tak poważne schorzenie, że ginekolog musiał wykonać u niej podwiązanie jajowodów. Kobieta ta uczestniczyła w modlitwie o uzdrowienie podczas krucjaty modlitewnej i trzy miesiące później ten sam lekarz, który usunął jej jajowody, stwierdził, że zaszła w ciążę. Po urodzeniu dziecka specjalne badanie rentgenowskie, którego świadkiem był dr Briggs, potwierdziło, że kobieta ta ma dwa zdrowe jajniki. Ten bardzo dobrze udokumentowany medycznie przypadek uzdrowienia referuje C.S. Keener w swej głośnej książce pt. Miracles: The Credibility of the New Testament Accounts, tom 1, s. 326. Keener w swej obszernej dwutomowej książce omawia setki takich dobrze udokumentowanych medycznie przypadków cudów i to są tylko niektóre cuda, które wybrał on spośród tysięcy innych tego typu dobrze udokumentowanych medycznie przypadków.


    Cuda eucharystyczne


    Cuda eucharystyczne są jednym z najmocniejszych dowodów nie tylko na istnienie świata nadprzyrodzonego, ale również na prawdziwość chrześcijaństwa, zwłaszcza religii katolickiej. Nie istnieje żadne ateistyczne wyjaśnienie takich cudów eucharystycznych jak cud z Lanciano i Buenos Aires, których nawet badający je naukowcy nie byli w stanie podważyć. Pisze o tym choćby laicka Wikipedia, którą trudno posądzić o służenie Kościołowi Katolickiemu:


„W 1999 r. ówczesny arcybiskup Buenos Aires, kard. Jorge Mario Bergoglio (późniejszy papież Franciszek) zlecił wykonanie badań naukowych. W dniu 5 października 1999 w obecności przedstawicieli kardynała dr Castanon pobrał próbkę, którą następnie przesłano do naukowców w Nowym Jorku. Celowo nie poinformowano ich, skąd pochodzi. Dr Frederick Zugibe, patolog z Rockland County w stanie Nowy Jork stwierdził, że substancja jest prawdziwym ludzkim ciałem i krwią, w której obecne jest DNA. Oświadczył: «badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest odpowiedzialny za skurcze serca. (...) Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że serce żyło w chwili pobierania wycinka (...). Co więcej, te białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt że to serce cierpiało – np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej».


Dr Frederick Zugibe dodał, że w takich warunkach białe ciałka przestałyby istnieć po kilku minutach. Wtedy wyjawiono mu prawdę, skąd owa próbka pochodzi. Wtedy dr Zugibe powiedział: «W jaki sposób i dlaczego konsekrowana hostia mogła zmienić swój charakter i stać się ludzkim żyjącym ciałem i krwią, pozostanie dla nauki nierozwiązalną tajemnicą, która całkowicie przerasta jej kompetencje»”.


    Z kolei o cudzie eucharystycznym z Lanciano Wikipedia podaje:


„W latach 1970–1971 relikwie przebadał profesor Odoardo Linoli. Badanie wykazało, iż jest to krew człowieka grupy AB, a cząstki ciała to fragment mięśnia sercowego. Obie reprezentują tę samą grupę krwi, co krew znajdująca się na Całunie Turyńskim. Skład krwi odpowiada świeżej krwi ludzkiej. Odkryto również, iż zamoczona w wodzie skrzepła krew na nowo staje się płynną krwią. Badania te dowodzą, że badane relikwie rzeczywiście są pochodzenia ludzkiego.


W 1981 i 1991 roku przeprowadzono kolejne badania naukowe, które potwierdziły wcześniejsze ustalenia”


https://pl.wikipedia.org/wiki/Cud_eucharystyczny


    Komentarz zbyteczny, gdyż to wszystko wystarczająco dobrze mówi samo za siebie. Ciekawostką jest to, że krew obecna na relikwiach eucharystycznych ma taką samą grupę AB jak krew na Całunie Turyńskim. Jest to bardzo wymowne. Jeszcze bardziej wymowne jest to, że relikwia cudu eucharystycznego z Vilakkannur również zawiera krew grupy AB. Autentyczność cudu eucharystycznego z Vilakkannur ma zostać ogłoszona przez Watykan 30 maja tego roku. Za kilka dni znowu o tym usłyszycie. 


    Jak ateiści ustosunkowują się do cudów eucharystycznych? Nijak. Pewien idiota odpisał mi tylko na to wszystko, że.... cud eucharystyczny w Sokółce nie był cudem, gdyż znaleziono tam jakieś bakterie odpowiedzialne za farbowanie komunikantów. Pomijając już to, że nawet i tego nie udowodniono, to żadne bakterie nie są w stanie wyjaśnić tych ewidentnie potwierdzonych naukowo przypadków, w których laboratoryjnie wykazano przemianę chleba eucharystycznego w tkankę mięśnia sercowego, który to mięsień wciąż żyje, pomimo tego, że powinien stać się martwy w ciągu kilku chwil. Tu żadne „bakterie” wam już nie pomogą, drodzy koledzy ateiści. I to by było na tyle, jeśli chodzi o „obalanie” przez ateistów cudów eucharystycznych. Nic tu nie zostało obalone. Nawet laicka Wikipedia poświadcza, że cuda eucharystyczne są naukowo weryfikowane i potwierdzane. A poza tym ja nawet nie powoływałem się na cud w Sokółce. Wspomniany ateista po prostu zmienił temat, co ateista robi zawsze wtedy, gdy zostaje przyparty do muru. Przerabiałem to setki, a nawet tysiące razy. Bądźcie pewni, że i was to spotka, jeśli już wcześniej tego nie doświadczyliście (wiem, że doświadczyliście).


    Czasami ateista jest tak przyparty do muru dowodami tego rodzaju, jak cuda eucharystyczne, że mówi: poczekajmy na jakieś wyjaśnienia. Ale co tu więcej „wyjaśniać”, skoro to już wystarczająco mówi samo za siebie? A zatem znowu mamy tu do czynienia z klasycznym efektem wyparcia u ateistów. Wyjaśnienie cudów eucharystycznych leży przecież pod samym nosem. Tym wyjaśnieniem jest fakt, że Bóg zainterweniował w naszą rzeczywistość. Dokładnie tak właśnie powinno wyglądać zadziałanie Boga, gdyby miało do tego dojść w obszarze Jego największych świętości. Ale to właśnie ateista wypiera, bo ateizm jest efektem wyparcia z powodu buntu wobec Boga (Rz 1,20-21.25). Ateista jest dokładnie kimś takim, jak ktoś, kto stoi naprzeciwko pędzącego na niego samochodu i mówi: „nie jest wcale takie pewne, że ten samochód rzeczywiście pędzi w moją stronę. Można jakoś inaczej to wyjaśnić. Poczekajmy na jakieś lepsze wyjaśnienie”. Witajcie w ateizmie. Witajcie w absurdzie. To jest właśnie sedno ateizmu.


    Stwierdzenie ateisty, że jest mu potrzebne wyjaśnienie alternatywne cudu eucharystycznego, samo w sobie nie jest przecież jeszcze żadnym wyjaśnieniem alternatywnym cudu eucharystycznego. Szukanie przez ateistę wyjaśnień alternatywnych pokazuje, że nie idzie on za dowodami tam, dokąd one prowadzą, ale szuka jedynie wymówki, żeby nie pójść za dowodami tam, gdzie one prowadzą. Ateista woli wybrać absurd, czyli ateizm, zamiast wybrać najbardziej sensowne wyjaśnienie. A poza tym kto ateiście gwarantuje, że istnieje jakieś inne wyjaśnienie, którego on szuka? Nikt mu tego nie zagwarantuje. Ateista ślepo wierzy w alternatywne wyjaśnienie, które nigdy nie nadejdzie. A przynajmniej nie ma żadnych podstaw do wiary w to, że jakiekolwiek alternatywne wyjaśnienie ateistyczne istnieje.


    Dowód kosmologiczny Kalam


    Dowód kosmologiczny Kalam bardzo drobiazgowo i szczegółowo omówiliśmy tutaj:


https://www.apologetyka.info/ateizm/o-tym-jak-ukasz-wybranczyk-nie-zdoa-obalic-dowodu-kosmologicznego-kalam-na-istnienie-boga,1617.htm


    Świetne i równie drobiazgowe omówienia dowodu Kalam w języku polskim znajdziemy też pod tymi adresami:


https://contragentiles.pl/czytelnia/teizm-chrzescijanski/argumenty-przeciwko-naturalizmowi-i-na-rzecz-istnienia-boga/argument-kosmologiczny-kalam-ujecie-naukowe/


https://contragentiles.pl/czytelnia/teizm-chrzescijanski/argumenty-przeciwko-naturalizmowi-i-na-rzecz-istnienia-boga/argument-kalam/


    Ateiści nigdy nie obalili dowodu kosmologicznego Kalam na istnienie Boga. Krążą jedynie wokół tego jak kot wokół rozlanego mleka, ale nie produkują nic poza chochołami i udawaniem, że niby mówią na temat.


    Dowód z Projektu


    Jest to mój ulubiony dowód (po dowodzie ze zmartwychwstania Jezusa i po dowodzie z cudów). Poświęcę mu więc trochę więcej słów niż innym dowodom. Logika i doświadczenie jednoznacznie pokazują, że żaden znany nam przedmiot charakteryzujący się uporządkowaną konstrukcją nie mógł powstać w wyniku przypadkowego i spontanicznego procesu. Komórki i wszystkie organizmy żywe stanowią dowód, że życie powstało w wyniku planu i projektu inteligentnej Istoty. Logiczne rozumowanie jednoznacznie potwierdza, że struktury, takie jak sonar nietoperza, charakteryzujące się uporządkowaną i funkcjonalną konstrukcją, muszą mieć projektanta. Każdy wniosek przeciwny do tego jest absurdalny. Takie rzeczy po prostu się nie dzieją i bezsensowna jest wiara w to, że jakoś się jednak dzieją. Czy sonary powstają przypadkowo, w wyniku nieuporządkowanych, nieukierunkowanych i bezcelowych procesów? Nonsens. Argument z projektu jest nie obalenia.


    Biedni ateiści wierzą w to, że ot tak sobie przypadkowo powstali z chmury gazów, że bezmyślna ewolucja sama ich „jakoś tam” zrobiła. Jednak nie ma żadnych dowodów empirycznych na bajeczkę darwinowską o ewolucji. Co więcej, bajeczka o ewolucji nie tylko jest nieudowodniona empirycznie, ale jest ona wręcz sprzeczna z mnóstwem danych naukowych. Wykazałem to już w wielu tekstach na ten temat - wszystkie je można znaleźć pod tym wspólnym tagiem:


https://www.apologetyka.info/tag/teoria%20ewolucji/  

   
    Wróćmy jednak do dowodu z projektu. Biologia na poziomie molekularnym (i nie tylko) dowodzi istnienia Stwórcy. W ciągu ostatnich 25 lat naukowcy odkryli niezwykły świat nanotechnologii wewnątrz żywych komórek. W tych maleńkich, przypominających labirynty strukturach naukowcy znaleźli działające turbiny, miniaturowe pompy, ruchome zaciski, złożone obwody, silniki obrotowe oraz maszyny do kopiowania, odczytywania i edytowania informacji cyfrowych.


    Układy biologiczne są nieskończenie razy bardziej wyrafinowane inżynieryjnie niż najbardziej zaawansowane technologie NASA, które przy tych układach biologicznych wyglądają jak prymitywne wynalazki człowieka z ery kamienia łupanego. A ateistyczni ewolucjoniści darwinowscy naiwnie wierzą, że te inżynieryjne układy biologiczne są tylko losowym i przypadkowym wytworem, choć całe nasze doświadczenie empiryczne wskazuje na to, że losowość i przypadek nie są w stanie wytworzyć nic więcej niż chaos. Tak więc wiara ateistycznego ewolucjonisty darwinowskiego w cudowną moc losowości i przypadku jest nie tylko ślepą i irracjonalną wiarą, ale wiara ta jest dodatkowo sprzeczna z całym empirycznym doświadczeniem ateistycznego ewolucjonisty darwinowskiego.


    Statki kosmiczne NASA jakoś nie powstają samoistnie po miliardach lat w wyniku przypadkowych i bezcelowych procesów fizycznych, geologicznych lub erozyjnych. Jednak życie jest niemal nieskończenie wiele razy bardziej skomplikowane inżynieryjnie niż statki kosmiczne NASA, które w porównaniu do układów biologicznych są prymitywne niczym wytwory człowieka z ery kamienia łupanego. A mimo to, w przypadku tych niemal nieskończenie bardziej skomplikowanych inżynieryjnie układów biologicznych ateistyczni ewolucjoniści darwinowscy wierzą, że... powstały już one zupełnie przypadkowo. Brak konsekwencji. Przez miliardy lat może samoistnie powstać nawet człowiek, jak wierzą ateistyczni ewolucjoniści darwinowscy? To dlaczego prostsze konstrukcyjnie statki kosmiczne NASA nie powstały samoistnie przez te miliardy lat?


    Po naszym świecie jak najbardziej widać, że jest dziełem inteligentnej świadomości. Biologia molekularna odnotowuje istnienie ewidentnie zaprojektowanych układów, takich jak choćby silnik bakteryjny, których istnienia ewolucja darwinowska nie jest w stanie w ogóle wytłumaczyć. Silnik bakteryjny ma rotor, stator i nawet łożyska, obraca się 5000 razy na minutę i nawet sam się naprawia (!). W oparciu o budowę silnika bakteryjnego inżynierowie konstruują silniki:


https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C408815%2Cbakteryjny-silnik-rozszyfrowany.html


    Ewolucjonizm darwinowski w żaden sposób nie jest w stanie wyjaśnić takich konstrukcji w mikrobiologii przy pomocy jedynie przypadkowych, nieukierunkowanych i bezcelowych procesów. Darwinowska bajeczka o ewolucji jest martwa od dawna.


    W 1996 roku biochemik Michael J. Behe, aktualnie profesor biologii na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Lehigh w Bethlehem, w stanie Pensylwania, opublikował kultową już dziś książkę pt. Czarna skrzynka Darwina (były dwa wydania polskie tej książki - z 2008 i 2020 roku), która w zasadzie obaliła darwinizm i teraz ewolucjonizm darwinowski wszedł już w fazę drgawek pośmiertnych. George Gilder chyba najtrafniej podsumował Czarną skrzynkę Darwina Michaela Behego w „National Review”, gdy napisał:


„Pod koniec XX wieku [książka Behe’ego] obala darwinizm w taki sam sposób, jak teoria kwantów obaliła teorię Newtona na jego początku”.


    Dlaczego wspominam Czarną skrzynkę Darwina Behego? Ano dlatego, że jego książka dokumentuje w sposób bardzo profesjonalny (Behe jest dyplomowanym biochemikiem) układy biologiczne, którą są wyraźnie inżynieryjne i zaprojektowane, takie jak silnik bakteryjny, kaskada krzepnięcia krwi i wiele innych. Behe obszernie dowodzi, że takie układy biologiczne nie mogły zostać wytworzone przez żaden możliwy do pomyślenia proces ewolucyjny. To po prostu jest niemożliwe.


    Odpowiedzi na książkę Behego ze strony darwinistów tak naprawdę nigdy nie było, poza różnymi niezweryfikowanymi empirycznie bajeczkami, które są oparte co najwyżej na pustych spekulacjach myślowych. Behe odpowiedział wszystkim swoim oponentom w książce pt. Pułapka na Darwina. Michael J. Behe odpowiada krytykom (wydanie polskie 2023 rok, Fundacja En Arche). Książkę tę oczywiście bezwzględnie polecam, tak samo jak wspaniałą Czarną skrzynkę Darwina Behego i wszystkie inne jego książki, które zostały już przetłumaczone na język polski (odsyłam do księgarni wydawnictwa En Arche, która posiada je wszystkie).


    Tymczasem wróćmy do naszych ewidentnie zaprojektowanych przez inteligentną Istotę struktur biologicznych. W komórkach żywych są nawet układy transportowania, gdzie każda transportowana molekuła ma przypisany do siebie kod pocztowy. Ewolucjonizm darwinowski ponownie nie jest w stanie wyjaśnić takich struktur przy pomocy przypadkowych, ślepych, nieukierunkowanych i bezcelowych procesów.


    Co więcej, większość tych biologicznych obwodów i maszyn zależy od skoordynowanego działania pojedynczych elementów. Na przykład naukowcy odkryli, że komórki bakterii są napędzane przez miniaturowe silniki obrotowe zwane silnikami wiciowymi. Silniki te składają się z wielu indywidualnych części mechanicznych, takich jak rotory, statory, pierścienie, tuleje, przeguby uniwersalne i wały napędowe, o czym już wcześniej wspomniałem. Silnik wiciowy zależny jest od współdziałania trzydziestu białkowych części. Brak choćby jednej z nich skutkuje całkowitą utratą sprawności. Kiedy usunie się jedno z tych białek (jak mogą to eksperymentalnie uczynić naukowcy), cały silnik obrotowy przestaje działać.


    Albo weźmy DNA. DNA jest jak program komputerowy, jednak o wiele bardziej skomplikowany i zaawansowany niż jakiekolwiek oprogramowanie stworzone dotychczas przez człowieka. Późniejsze odkrycia ukazały, że informacje cyfrowe w DNA i RNA są tylko częścią złożonego systemu przetwarzania informacji – zaawansowanej formy nanotechnologii, która przypomina, a zarazem przewyższa naszą technologię swoją złożonością, logiką projektową i gęstością zapisu informacji. Skąd wzięły się w komórce te cyfrowe informacje i jak powstał złożony system ich przetwarzania? Dziś pytania te leżą u podstaw badań pochodzenia życia. Cechy informacyjne komórki są ewidentnie zaprojektowane. Jak dotąd, żadna teoria niekierowanej ewolucji chemicznej nie wyjaśniła pochodzenia informacji cyfrowej potrzebnej do powstania pierwszej komórki żywej. W komórce jest po prostu zbyt dużo informacji, aby można było tłumaczyć to przypadkiem. Informacji w DNA nie da się wyjaśnić przez odwołanie do praw chemii. Przyjęcie przeciwnego poglądu byłoby równoznaczne z uznaniem, że nagłówek gazety powstał jako rezultat przyciągania chemicznego pomiędzy tuszem a papierem. To jasne, że w grę musi tu wchodzić inteligentny czynnik.


    Znaleziono także bakterie, które budują obwody elektryczne w celu wytwarzania tlenu w obszarach beztlenowych, a także wykorzystują obwody elektryczne do przesyłania informacji między sobą. Więcej na ten temat można poczytać choćby tutaj:


https://en.wikipedia.org/wiki/Geobacter_sulfurreducens


    Przewody muszą tu być zbudowane we właściwy sposób, tak, aby ich części były dokładnie uporządkowane i ułożone we właściwej kolejności. Przeprowadzenie kilku eksperymentów pozwoliło wykazać, że jeśli ten układ filamentów nie jest prawidłowo zbudowany, to wtedy przewodzenie elektronów jest niemożliwe. To już jest cała mikrotechnologia, która zaczyna być wykorzystywana przez ludzi w przemyśle. Kolejny dowód na istnienie inteligencji stwarzającej, bo ślepy, przypadkowy, bezcelowy i niekierowany proces darwinowski nie jest w stanie w żaden sposób wytłumaczyć istnienia takich intencjonalnych i wyraźnie zaprojektowanych struktur.


    I kolejne przykłady dowodzące projektu w przyrodzie. Nawet jedna twoja komórka po powiększeniu o miliard razy przypomina ogromną fabrykę o średnicy dwudziestu kilometrów. Nie ma żadnej przesady w porównywaniu komórki do fabryki. Nawet najprostsze komórki są w pełni zorganizowane i wyposażone w systemy kontroli, regulacji, transportowania, w systemy produkcji chemikaliów, systemy kodowania i dekodowania informacji, synchronizacji, a nawet w systemy naprawcze. Nawet najprostsze do wyobrażenia sobie życie musiałoby posiadać już co najmniej 80 białek, które pracowałyby jednocześnie i w bardzo złożony oraz skomplikowany sposób. Fizycznie niemożliwe jest zupełnie przypadkowe powstanie tak złożonej struktury, gdyż już nawet jedno białko jest maszynerią niemalże nieskończenie bardziej skomplikowaną niż cokolwiek, co zbudował człowiek. Translacje genu muszą być od razu dokonywane poprawnie albo białko przestaje być funkcjonalne. Wszelka ewolucyjna losowość przy budowie tak skomplikowanych struktur biomolekularnych jest całkowicie wykluczona w skali jakiegokolwiek prawdopodobieństwa, które w tej sytuacji jest zerowe (przyznają to nawet biolodzy). Nawet najprostsza komórka zawiera w sobie całą maszynerię biomolekularną, na którą składają się sztuczne języki i systemy ich dekodowania, banki pamięci, układy kontrolne i regulacyjne (włączanie i wyłączanie różnych genów w różnym czasie i w różnych komórkach), mechanizmy zabezpieczające przed błędami, weryfikujące poprawność i używane w kontroli jakości, zautomatyzowane układy montażowe, w których komórka produkuje własne części (!) etcetera. Informacja w DNA jest też spakowana w bardzo ekonomiczny sposób. Komórka jest również istnym laboratorium chemicznym, jakie w mniej niż sekundę produkuje substancje chemiczne, do wytworzenia których najlepsze laboratoria chemiczne stworzone przez ludzi potrzebują kilkanaście godzin, dni lub nawet tygodni. 


    W komórce istnieją dosłownie elektrownie wytwarzające enzymy i hormony konieczne do życia, złożone systemy transportowe, które kierują przenoszeniem związków chemicznych, proteiny błony komórkowej pełniące funkcje barykad kontrolujących obustronny przepływ substancji przez błonę komórkową. Proteiny błony komórkowej pełnią rolę układu kontrolnego, informującego komórkę o tym, co dzieje się poza jej granicami. Aparat Golgiego transportuje proteiny z miejsc produkcji do zewnętrznej części błony komórkowej. Mitochondria pełnią rolę elektrowni, która produkuje paliwo i zamienia je na energię.


    Komórka jest fabryką, zależną od funkcjonowania nawet stu tysięcy unikatowych białek. Zbudowanie jednej takiej komórki zajęłoby ludziom 50 milionów lat. A to tylko jedna komórka. Tymczasem twój mózg składa się z 10 miliardów komórek nerwowych. Zbudowanie takiego mózgu lub czegoś, co by chociaż było podobne do niego, zajęłoby ludziom wieczność, nawet z uwzględnieniem faktu, że budowalibyśmy taki mózg w sposób zaplanowany i celowy. Mamy tu kolejny dowód na istnienie inteligentnego czynnika stwórczego w przyrodzie.


    W dodatku życie ma przecież zdolność do powielania się i rozmnażania. A coś, co się powiela, musi być o wiele bardziej zaawansowane konstrukcyjnie niż gdyby nie miało w sobie wbudowanego mechanizmu replikacji. Wyobraźmy sobie samochód, który nie tylko sam się naprawia, ale jeszcze do tego tworzy kolejne samochody będące kopią jego samego. Uznalibyśmy taki samochód za cud techniki i wyśmialibyśmy każdego, kto twierdzi, że taki samochód zbudował się sam, przy pomocy jakiegoś niekierowanego i przypadkowego procesu ewolucyjnego. Jednak w to właśnie wierzy ateistyczny darwinista. Jego zdaniem takie wysoce wyrafinowane konstrukcje biologiczne, jakie oglądamy wokół siebie, które mają wbudowaną zdolność do powielania się i samonaprawiania, powstały zupełnie przypadkowo same z siebie. Witajcie ponownie w ateistycznym absurdzie.


    Ateiści mówią, że teoria Inteligentnego Projektu nie jest teorią naukową, bo teoria ta jest rzekomo nieweryfikowalna i niefalsyfikowalna. W takim razie co z teorią strun, która jest nieweryfikowalna i niefalsyfikowalna? Pomijam już to, że typowym ateistycznym kłamstwem jest twierdzenie, że teoria Inteligentnego projektu jest niefalsyfikowalna. Wystarczyłoby bowiem zaprezentować eksperymentalnie samoistne powstawanie życia i powstawanie nieredukowalnie złożonych układów biochemicznych, aby sfalsyfikować inteligentny projekt. Darwiniści zresztą zaprzeczają sami sobie, bo jednocześnie zarzucają, że teoria inteligentnego projektu jest niefalsyfikowalna, z drugiej zaś strony twierdzą, że obalili twierdzenia teoretyków Inteligentnego projektu. Jest to podtrzymywanie dwóch sprzecznych ze sobą twierdzeń jednocześnie. To właśnie ewolucjonistyczna bajeczka darwinowska ma wszystkie te cechy, które ateiści próbują przypisywać teorii inteligentnego projektu. To ewolucjonistyczna bajeczka darwinowska jest zarówno nieweryfikowalna, jak i niefalsyfikowalna.


    Zwróćmy uwagę na poniższy wielce wymowny tytuł pewnego tekstu:


To nie przypadek. Od bakteryjnych układów napędowych do ludzkiego DNA – świadectwa inteligentnego projektu są wszędzie


https://wp-projektu.pl/teksty/przeklady/to-nie-przypadek-od-bakteryjnych-ukladow-napedowych-do-ludzkiego-dna-swiadectwa-inteligentnego-projektu-sa-wszedzie/


https://wp-projektu.pl/teksty/przeklady/bakterie-elektroaktywne-zadziwiajaca-sprawa-zwiazana-z-teoria-inteligentnego-projektu/


    Jakie wymówki stosują ateiści w temacie ewidentnych świadectw inteligentnego zaprojektowania w przyrodzie? Wymówki te są tak samo infantylne jak te, które omówiłem już wyżej i niżej przy różnych okazjach. Jedną z najczęstszych takich wymówek jest ta, że to rzekomo bajeczka o ewolucji, a nie Bóg, jest odpowiedzialna za stworzenie całej biologicznej złożoności. Do tej pozbawionej jakichkolwiek dowodów empirycznych bajeczki ewolucyjnej odnosiłem się już wyżej. Inna ateistyczna bajeczka odwołuje się do wiary, że miliardy lat wystarczą do przypadkowego utworzenia się struktur biologicznych, które udawałyby projekt. Ale tak długi czas pełni u ewolucjonistów darwinowskich jedynie rolę czynnika magicznego, Gdyby ktoś powiedział ci, że powstałeś zupełnie przypadkowo z bakterii w kilka sekund, to wyśmiałbyś go. Miałbyś rację. Ale ewolucjonista to właśnie twierdzi, tyle tylko, że zamienia sekundy na miliardy lat. Poza tym nie ma tu żadnej różnicy. Niezwykle długie okresy czasu pełnią więc u ewolucjonistów darwinowskich rolę czynnika magicznego i swoistej zapchajdziury.


    Darwinowska idea, że życie jest bardzo stare i trwa od około czterech miliardów lat na Ziemi, jest bardzo podejrzana. W zasadzie to nic za nią nie przemawia. Za to bardzo wiele danych i odkryć wskazuje na to, że Ziemia i życie na niej są młode. Nawet większość metod datowania stosowanych przez ewolucjonistów uporczywie wyrzuca młode wyniki na wskaźnikach. W zasadzie to nie ma żadnych twardych dowodów na to, że sam Wszechświat jest tak stary, jak to mówi nam „nauka”. Ale pozostańmy przy zagadnieniu datowania życia na Ziemi. Przeanalizujmy kilka przykładów. Wystarczy zauważyć, że obecne datowanie wieku ludzkości jest oparte na mocno niedokładnej metodzie izotopu węgla, przy pomocy której określa się wiek szczątków ludzkich. Metoda ta jest tak niedokładna, że takie laboratoria jak Geochron w Ameryce w ogóle nie uznają jej w przypadku znalezisk starszych niż 3000 lat. Istnieje dowód na to, że metoda ta potrafi zawyżyć datę znaleziska o ponad 150 razy. Czasopismo „Antarctic Journal of the United States” (t. 6 z 1971 roku) podało, że wiek zmumifikowanych fok, martwych od zaledwie 30 lat, określono metodą węglową na 4600 lat. Świeżo zabite foki wydatowano z kolei na 1300 lat. Natomiast próbka z angielskiego zamku liczącego zaledwie 787 lat została metodą węglową ustalona na 7370 lat („Nature”, tom 225, 7 marca 1970). Wiek żywych mięczaków określonych za pomocą metody węglowej wyniósł 2300 lat („Science”, t. 130, 11 grudnia 1959). Misja kosmiczna Apollo 16 pozyskała skałę księżycową, której wiek określano za pomocą trzech różnych metod. Uzyskane wyniki wahały się od 7 do 18 miliardów lat. Odczyty zaprzeczały sobie nawzajem. Który wynik był prawdziwy?


    A laboratorium w Tucson datowało róg Wikingów na 2006 rok po Chrystusie („The Sunday Times”, 7 sierpnia 1988). 


    Inne metody, przy pomocy których próbuje się określać wiek ludzkości, również są niepewne. Należy do nich na przykład metoda potasowo-argonowa, która jest bardzo nieprecyzyjna. Aby to zobrazować wystarczy wskazać na pewien eksperyment. Liczące zaledwie 200 lat skały, powstałe w niedawnych wylewach wulkanicznych na Hawajach (znajdujące się niedaleko miejscowości Hualalei) za pomocą metody potasowo-argonowej datowano na liczące od 160 milionów lat do 3 miliardów lat („The Journal Of Geophysical Research”, t. 73, 15 lipca 1968). Inne skały, liczące również nie więcej niż 200 lat, przy pomocy metody radiometrycznej datowano na 22 miliony lat („Science”, t. 162, 11 października 1968). Mimo to, za pomocą tej metody próbuje się datować wiek kopalnego człowieka.


    Ale nawet gdybyśmy zgodzili się na te niezwykle długie okresy czasu, postulowane przez darwinowską bajeczkę o ewolucji, to i tak nic by to nie pomogło ateistom próbującym desperacko ratować się przy pomocy darwinowskich mrzonek. Zaawansowane inżynieryjnie wynalazki po prostu nie powstają samoistnie i nawet miliardy lat tu nie pomogą. W taki absurd może wierzyć jedynie ateista. Mikrobiolog Douglas Axe udowodnił, że funkcjonalne białka są tak rzadkie w stosunku do niefunkcjonalnych, że ślepy proces darwinowski przy pomocy metody przypadkowych mutacji nie zdołałby natrafić na te funkcjonalne białka, nawet gdyby dysponował bilionami lat. A przecież Wszechświat nie istnieje od bilionów lat, ale co najwyżej od około 14 miliardów lat, jak twierdzi świecka „nauka”. Oczywiście nowe formy życia wymagają nie jednego, ale kilkuset nowych typów białek oraz całego mnóstwa złożonych informacji epigenetycznych, tak więc mówimy tutaj o kropli w morzu potrzeb, dalekiej od wystarczającej do tego, by w wyniku ślepej, nieukierunkowanej, bezcelowej i przypadkowej ewolucji powstała nowa forma i funkcja biologiczna. Odkrycia Axe'a potwierdziły to, co przeczuwali matematycy z Instytutu Wistar. Neodarwinizm staje przed nieprzezwyciężalnymi problemami matematycznymi (por. Matti Leisola, Jonathan Witt, Heretyk, Warszawa 2022, s. 38-39, 171, 176, 182-186). Warto dodać, że książka Axe’a jest dostępna również po polsku: Douglas Axe, Niepodważalne. Jak biologia potwierdza naszą intuicję, że życie jest zaprojektowane (Warszawa 2021). Oczywiście polecam.


    Axe wyliczył, że pośród wszystkich liczących 150 aminokwasów sekwencji tylko 1 na 10 do potęgi 74 jest zdolna do sfałdowania się w stabilne białko. Stwierdzenie, że szanse wynoszą 1 na 10 do potęgi 74, nie różni się w praktyce niczym od zawyrokowania, że są zerowe. Nie powinno więc zaskakiwać, że prawdopodobieństwo utrafienia stabilnego białka pełniącego pewną użyteczną funkcję, a więc mogącego odegrać rolę w ewolucji, jest jeszcze mniejsze. Według Axe’a to 1 na 10 podniesione do potęgi 77.


    Innymi słowy, zbiór wszystkich możliwych sekwencji jest tak ogromny, a podzbiór użytecznych sekwencji tak mały, że ewolucja neodarwinowska do tej pory stanowi ślepy zaułek. Próby uzyskania funkcjonalnego białka poprzez mutowanie nonsensownej sekwencji DNA na pewno niczego nie przyniosą. Nie ma znaczenia, czy mutacji będzie dziesięć, tysiąc czy milion. Szanse i tak są praktycznie zerowe. Nie da się tego dokonać.


    W praktyce szanse wciąż są równe zeru – i są to zerowe szanse na wytworzenie jednej obiecującej mutacji w całej historii życia. Darwin przegrywa.


    Podobne wyniki do wyników Douglasa Axe osiągnął Krishnendu Chatterjee i jego współpracownicy. Naukowcy ci ustalili, że ewolucyjne poszukiwania typowej funkcjonalnej sekwencji 1000 nukleotydów, rozpoczęte na płaskim krajobrazie adaptacyjnym, nie zakończyłyby się sukcesem, nawet gdyby populacje mogły prowadzić je przez cały szacowany wiek Ziemi. Poszukiwania byłyby daremne nawet wtedy, gdy obszar docelowy byłby bardzo szeroki. Poszukiwania okazały się daremne także wówczas, gdy obszary docelowe były liczne i rozległe. Analiza Chatterjee'ego potwierdza wniosek, że istnieje wyraźna granica tego, co może osiągnąć nieukierunkowany proces ewolucyjny (por. Matti Leisola, Jonathan Witt, Heretyk, dz. cyt., s. 163-164, 181, 182-186).


    Axe obliczył, że już tylko sam pierwszy krok znajduje się całkowicie poza możliwościami ślepej darwinowskiej ewolucji i wiara w opowieść ewolucyjną oznacza wiarę w coś znacznie mniej wiarygodnego niż losowe trafienie wiele razy z rzędu w punkt o rozmiarach jednego atomu na kuli o wielkości Wszechświata (por. Douglas Axe, Niepodważalne. Jak biologia potwierdza naszą intuicję, że życie jest zaprojektowane, Warszawa 2021, s. 164). Takie coś jest niemożliwe z fizycznego i biologicznego punktu widzenia. Axe nie tylko to wykazał, badając eksperymentalnie enzymy wykazał on również to, że procesy darwinowskiej ewolucji nie są w stanie nawet przekształcić istniejącego enzymu tak, by zaczął on pełnić nową funkcję (por. Douglas Axe, Niepodważalne. Jak biologia potwierdza naszą intuicję, że życie jest zaprojektowane, dz. cyt., s. 202).


    Podobnie wspomniany już wcześniej Michael Behe w książce pt. Granica ewolucji. W poszukiwaniu ograniczeń darwinizmu (wydanie polskie - Warszawa 2020) przekonuje, że wraz z rozwojem biochemii i genetyki stało się jasne, że różne formy życia i wiele struktur biologicznych nie mogło powstać drogą przypadkowych mutacji. Behe argumentuje, że większość mutacji, które decydują o obecnym stanie przyrody ożywionej, nie miało charakteru losowego, jak przypuszczają ewolucjoniści darwinowscy, ale było wynikiem inteligentnego projektu. Twierdzi on, że teoria ewolucji nie jest w stanie wyjaśnić pochodzenia względnie prostych struktur biologicznych, które wymagają niezależnego powstania więcej niż dwóch rodzajów białek. Zdaniem Behego prawdopodobieństwo takiego wydarzenia jest zbyt małe na gruncie procesów przyrodniczych i dlatego wyjaśnienia przedstawiane przez biologów ewolucyjnych są niewiarygodne.


    Również Eugene Koonin zauważył, że prawdopodobieństwo ewolucji zdolnego do powielania się RNA, który mógłby zapoczątkować życie, jest zbyt małe, aby mogło się to zdarzyć gdziekolwiek we Wszechświecie w całej jego dotychczasowej historii. Pozdrowienia dla ateistów.


    Inny częsty wykręt ateistów, równie kiepski jak wszystkie ateistyczne wykręty mające na celu ucieczkę przed przytłaczającymi argumentami teistycznymi, to tak zwany Bóg luk. Ateiści twierdzą, że odwołanie się do inteligentnego czynnika stwórczego w przyrodzie to odwołanie się właśnie do Boga luk i niewiedzy. Teista niby odwołuje się do Boga, czyli do niewiedzy zamiast wiedzy, bo inaczej nie jest w stanie wyjaśnić złożoności życia w przyrodzie. Jednak to tylko kolejne nieporozumienie i kolejny wykręt ateistyczny, którego płyciznę i błędność wykazałem już kiedyś w tym oto tekście: 


https://www.apologetyka.info/ateizm/bog-zapchajdziura,1016.htm


    Odwołując się do inteligentnego czynnika sprawczego (Boga), odpowiedzialnego za stworzenie wyrafinowanej inżynieryjnej złożoności układów biologicznych, argumentujemy z tego co wiemy, a nie z tego co nie wiemy. Po prostu nie istnieje żadne inne sensowne wyjaśnienie, którego szuka tu ateista. Weźmy choćby taki buldożer, na który nagle natrafiamy idąc przez pustynię. Nie szukamy wtedy przecież jakiegoś alternatywnego wyjaśnienia, na przykład takiego, że buldożer ten został utworzony przez miliony lat przy pomocy bezcelowych procesów erozyjnych. Od razu poprawnie dedukujemy, że takie wyrafinowane inżynieryjnie układy musiały powstać za sprawą jakiejś twórczej inteligencji.


    My po prostu nie wierzymy w absurd. To ateista ucieka w absurd, aby wyprzeć teizm i oskarża teistę o to, co sam robi. Ateistyczne magiczne zaklęcie pod tytułem „ewolucja jakoś to zrobiła przez miliony lat” jest właśnie zapchajdziurą. Ateista zapycha wszystkie dziury ewolucją, taką swego rodzaju magiczną różdżką. Ewolucja to ateistyczna wersja boga luk. Tym bogiem luk jest właśnie ewolucja u ateistów. Innym ateistycznym bogiem luk są często przywoływane przez nich wieloświaty, których nikt na oczy nie widział i które są koncepcją kompletnie nieweryfikowalną i niefalsyfikowalną. Ostatnio podjąłem ten temat w tym tekście:


https://www.apologetyka.info/ateizm/ateistyczna-bajeczka-o-wieloswiatach,1723.htm


    Powołanie się na Boga nie kończy też badań. Można bowiem badać, jak Bóg coś zrobił. Newton był wierzący i jakoś nie hamowało to jego badań. To ateistyczny materializm i naturalizm hamują badania naukowe. Ateistyczni ewolucjoniści darwinowscy uznali swego czasu, że DNA jest rzekomo „śmieciowe” i zahamowali na 20 lat badania z powodu takiego błędnego wniosku. Jeśli powołanie się na Boga w nauce miałoby rzekomo zakończyć dalsze badania naukowe, bo znaleźliśmy już rozwiązanie zagadki w postaci Boga, to równie dobrze można postawić ten sam zarzut ateistycznemu naturaliście i materialiście: nie musimy już dalej szukać rozwiązania zagadki, bo to wszystko zrobiła ewolucja. Ewolucja zastąpiła tu Boga. Reszta została bez zmian. Ateista jak zwykle oskarża teistę o to, co sam robi. Teoria ewolucji powstała z nienawiści do Boga i miała ostatecznie Boga zastąpić. Ale na szczęście ewolucja to tylko bajka. Ewolucja jest tylko kolejnym przejawem efektu wyparcia u ateisty, który tłumi prawdę o tym, że Bóg istnieje (Rz 1,20.25).


    Nawet niektórzy co bardziej uczciwi ateiści przyznają, że argumenty z projektu są dziś o niebo lepsze niż dawniej, gdy Darwin pisał swą bajkową książkę o ewolucji. Anthony Flew, największy ateista XX wieku, stwierdził: „Argumenty przemawiające za uznaniem teorii inteligentnego projektu są dzisiaj znacznie mocniejsze niż wtedy, gdy po raz pierwszy o niej usłyszałem” (cytowane za Gary Habermas w rozmowie z Antony Flew: My Pilgrimage from Atheism to Theism, „Philosophia Christi” 2004, Vol. 6, No. 2, s. 197-211). W końcu Flew uznał, że tylko inteligentny projekt może być jedynym sensownym wyjaśnieniem powstania DNA. Również Thomas Nagel, znany amerykański ateista, wyraził się pochlebnie o książce Stephena Meyera pt. Podpis w komórce. DNA i świadectwa inteligentnego projektu (wydanie polskie Fundacja En Arche, Warszawa 2021). W swojej książce o wymownym tytule Umysł i kosmos. Dlaczego neodarwinowski materializm jest niemal na pewno fałszywy (wydanie polskie Fundacja En Arche, Warszawa 2021) Nagel stwierdził, że Michael Behe i Stephen Meyer przedstawili „argumenty empiryczne, które [...] są niezwykle interesujące” (s. 16-17).


    Na koniec niniejszej sekcji o inteligentnym projekcie odsyłam czytelników do rewelacyjnej strony WP-Projektu, na której możemy znaleźć dosłownie całe tony świetnych i bardzo wyrafinowanych artykułów argumentujących za projektem w przyrodzie:


https://wp-projektu.pl/


    Odsyłam też do księgarni Fundacji En Arche, która wydaje świetne książki polemizujące z darwinowską teorią ewolucji i argumentujące za projektem w przyrodzie:


https://ksiegarnia.enarche.pl/


    Pięć dróg świętego Tomasza z Akwinu


    Słynne pięć dróg Tomasza to chyba najbardziej znany klasyczny dowód na istnienie Boga. Tutaj zadowolę się więc tylko kilkoma odsyłaczami do najlepszej literatury polskojęzycznej na ten ten temat. Niewątpliwie najlepszym tekstem broniącym dowodów świętego Tomasza na istnienie Boga jest książka Wincentego Granata pt. Teodycea. Istnienie Boga i jego natura (Lublin 1968), który na około stu stronach niezwykle profesjonalnie broni pięciu dróg świętego Tomasza przed różnymi ateistycznymi wymówkami i nieporozumieniami. Z tego samego powodu bardzo dobra jest też książka L.J. Eldersa pt. Filozofia Boga. Filozoficzna teologia św. Tomasza z Akwinu, Warszawa 1992. Edward Feser w swej książce pt. Pięć dowodów na istnienie Boga (Poznań 2022) również w bardzo wyrafinowany i rozbudowany sposób broni pięciu dowodów świętego Tomasza na istnienie Boga. Książkę Fesera omówiłem swego czasu tutaj:


https://www.apologetyka.info/ateizm/piec-dowodow-na-istnienie-boga-byy-ateista-edward-feser,1563.htm


    Nie można też nie wspomnieć co prawda niepozornej i drobnej książeczki, aczkolwiek naładowanej niezwykle głęboką treścią, która również w bardzo wyrafinowany sposób czyni wręcz nieodpartymi i dedukcyjnie pewnymi dowody na istnienie Boga w wykonaniu świętego Tomasza: Réginald Garrigou-Lagrange, Bóg dostępny dla każdego. Dowód na istnienie Boga, w którym zawierają się wszystkie inne dowody, od dowodu z ruchu przestrzennego po dowód z owoców Jego świętości, [b.m.w.] 2023.


    Będzie też mój bardzo obszerny tekst broniący dowodów na istnienie Boga w wykonaniu świętego Tomasza, który to tekst opublikuję w stosownym czasie na niniejszej stronie.


    Dowód ontologiczny


    Najlepsze jakie znam omówienie i wprowadzenie do dowodu ontologicznego świętego Anzelma na istnienie Boga znalazłem w tekście Piotra Bylicy:


https://contragentiles.pl/czytelnia/teizm-chrzescijanski/argumenty-przeciwko-naturalizmowi-i-na-rzecz-istnienia-boga/dowod-ontologiczny/ 


    Alvin Plantinga stwierdził, że argument ontologiczny Anzelma na istnienie Boga wygląda na pierwszy rzut oka niepewnie, ale tak naprawdę nikt go nigdy nie obalił i nie da się powiedzieć, co jest nie w porządku z tym argumentem (por. Alvin C. Plantinga, Bóg, wolność i zło, Kraków 1995, s. 125-126, 153). Plantinga przedstawia własną wersję dowodu ontologicznego, która nosi znamiona dedukcyjnej pewności (por. Alvin C. Plantinga, Bóg, wolność i zło, dz. cyt., s. 155-161). Również komputery pytane o dowód ontologiczny Anzelma na istnienie Boga odpowiadają, że dowód ten jest jak najbardziej poprawny od strony formalnej.


    Tutaj wspomnę kilka słów o najczęstszych ateistycznych zarzutach przeciw dowodowi ontologicznemu. Częste ateistyczne stwierdzenie, bezmyślnie powtarzane za Kantem, że dowód ontologiczny Anzelma opiera się jedynie na operacji myślowej, nie wystarcza do obalenia go. Ateista potrzebuje czegoś więcej, aby obalić ten dowód. Jednak żaden ateista niczego takiego nie znalazł. Dowód ontologiczny Anzelma jest jak najbardziej poprawny formalnie i wniosek w sposób konkluzywny wynika tu z przesłanek. Dowód ontologiczny Anzelma pozostaje w mocy i ma się świetnie.


    Dowód ontologiczny Anzelma wykazuje zatem, że Bóg jest Bytem Najwyższym, który istnieje w sposób konieczny. A co z argumentacją ateistów, że nie ma przejścia od bytu pomyślanego do bytu rzeczywistego? Otóż z punktu widzenia logiki modalnej ta argumentacja ateistów jest błędna, gdyż w aksjomatyce S5 logiki modalnej mamy aksjomat, że jeżeli coś może istnieć z konieczności, to istnieje to z konieczności w sposób aktualny. A zatem zgodnie z argumentem ontologicznym wzbogaconym o logikę modalną możemy jak najbardziej uznać, że argument ontologiczny dowodzi istnienia Boga w sposób rzeczywisty i konieczny.


    Próby obalenia przez ateistów argumentu ontologicznego prowadzą do wewnętrznej sprzeczności, ponieważ jeśli coś nie istnieje, to nie może być „czymś, ponad co nic większego nie można pomyśleć”, a to dlatego, że faktyczne istnienie jest czymś większym niż bycie samym tylko pojęciem. Skoro więc teza „To, ponad co nic większego nie można pomyśleć nie istnieje” jest wewnętrznie sprzeczna, to znaczy, że jest fałszywa. Zaprzeczenie fałszywej tezie jest prawdą, zatem „to, ponad co nic większego nie można pomyśleć” musi faktycznie istnieć. Byłoby czymś wewnętrznie sprzecznym powiedzieć, że byt największy nie istnieje, ponieważ gdyby nie istniał, nie byłby największy (por. B. Clayton, D. Kries, Dwa skrzydła. O relacji wiary z rozumem, Warszawa 2023, s. 111).


    Wyspa Gaunilona, w przeciwieństwie do Boga, istnieje jedynie w sposób przygodny więc to fałszywa analogia, odparł Anzelm. Konieczne istnienie jest doskonalsze niż istnienie przygodne. To, od czego nic doskonalszego nie może być pomyślane istnieje w sposób konieczny, gdyż brak istnienia zaprzeczałby już jego doskonałości. Nie można pomyśleć sobie Boga, to jest bytu najdoskonalszego, któremu brak istnienia, bo wtedy brak byłoby Mu już jakiejś doskonałości, a przecież z definicji jest On doskonały. Tym samym nie można oddzielić istnienia od istoty Boga, gdyż Bóg istnieje wiecznie, a wyspa Gaunilona już nie. Gaunilon obalał chochoła, a nie to, co naprawdę stwierdził Anzelm (por. J. Hick, Argumenty za istnieniem Boga, Kraków 1994, s. 143, 144-145, 154, 157, 158, 160-161, 164, 156 przyp. 4). Wyspa jest zawsze od czegoś zależna, gdy idzie o jej powstanie i cechy, a nie jest tak z Bogiem. Wyspa jest więc nieadekwatną i tym samym fałszywą analogią, gdyż argument Anzelma tyczy się czegoś wyjątkowego i zupełnie innego - Boga (por. J. Hick, Argumenty za istnieniem Boga, dz. cyt., s. 144; por. też Alvin C. Plantinga, Bóg, wolność i zło, dz. cyt., s. 132). Idea największej możliwej wyspy Gaunilona jest ponadto sprzeczna lub niejasna. Nie jest możliwe, by taka rzecz istniała (por. Alvin C. Plantinga, Bóg, wolność i zło, dz. cyt., s. 132).


    Desery lodowe i wyspy to nieudane fałszywe analogie zdradzające niezrozumienie argumentu Anzelma, które nie obalają argumentu ontologicznego. Argument ontologiczny działa tylko wobec jednego pojęcia, a mianowicie pojęcia „tego, ponad co nic większego nie można pomyśleć”. Argument ten działa tylko wobec tego, co absolutnie największe. Zawsze można sobie wyobrazić większą wyspę i deser lodowy. Desery lodowe i wyspy są ponadto bytami materialnymi, zatem ograniczonymi czasowo i przestrzennie. Nigdy nie będą mogły być największe w absolutnym sensie tego słowa (por. B. Clayton, D. Kries, Dwa skrzydła. O relacji wiary z rozumem, dz. cyt., s. 112).  A zatem ateiści nigdy nie obalili argumentu ontologicznego świętego Anzelma. Co najwyżej ateiści tylko po raz kolejny popisali się niezrozumieniem teistycznej argumentacji. Klasyka.


    Lourdes


    Jak wszyscy wiemy, w sanktuarium w Lourdes doszło do wielu cudownych uzdrowień, niewytłumaczalnych na gruncie medycyny i zostało to potwierdzone przez niezależną komisję lekarską. Wielu ateistów wmawia innym, że żaden bezstronny lekarz rzekomo nigdy nie potwierdził istnienia cudownych uzdrowień zaistniałych dzięki wierze chrześcijańskiej. Jest to kolejne ateistyczne kłamstwo. Ateista Alexis Carrel przeglądał w Biurze Stwierdzeń Lekarskich z Lourdes rejestry niewytłumaczalnych naukowo uzdrowień i dostrzegł tam nazwiska wielu znanych sobie lekarzy. Carrel również sam podpisał się pod raportem opisującym natychmiastowe i całkowite uzdrowienie umierającej 21-letniej Marii Bailly, którego był naocznym świadkiem. Potem opublikował w miejscowej prasie artykuł dotyczący jej nadzwyczajnego uzdrowienia. W roku 1912 Carrel otrzymał Nagrodę Nobla z zakresu medycyny i fizjologii. Warto o tym wspomnieć, ponieważ ateiści często kłamią, że nikt z nagrodą Nobla nie może powiedzieć nic, co wsparłoby religię.


    Kontynuujmy jednak zagadnienie cudownych uzdrowień z Lourdes. 26 czerwca 1896 roku w Lourdes została nagle uzdrowiona z nieuleczalnej deformacji obu stóp dwuletnia Iwonka Aumaître. Wiara i autosugestia nie istnieje u tak małego dziecka. Również Magdalena Guinot, dogorywająca gruźliczka, została uzdrowiona 3 lipca 1934 roku wbrew własnej woli i niewierze. Warto wspomnieć o takich przypadkach ponieważ ateiści często kłamią, że cudowne uzdrowienia to jedynie efekt autosugestii u samych wierzących.


    Nawet zatwardziały ateista Emil Zola był świadkiem nagłego odnowienia zniszczonych płuc. U Marii Lemarchand widział nagle zabliźniającą się ranę. Warto o tym wspomnieć ponieważ ateiści często kłamią, że nikt nie był naocznym świadkiem natychmiastowego uzdrowienia. Jak widać, jest to po prostu nieprawda.


    Ale najbardziej spektakularny przykład uzdrowienia w Lourdes dotyczy chyba Petera van Ruddera, u którego medycznie stwierdzono nagły odrost bezpowrotnie utraconej tkanki kostnej o łącznej długości 6 centymetrów. Powtarzam: nagły odrost, a nie jakiś tam kilkutygodniowy. Żaden ateista nie jest w stanie tego wytłumaczyć przy pomocy swoich bajeczek i akrobacji myślowych.


    Międzynarodowy Komitet Medyczny Lourdes stwierdził nadzwyczajność 4000 uzdrowień ludzkich. Koniecznie trzeba to podkreślić, ponieważ ateiści często kłamliwie sugerują, że o uzdrowieniach mówi jedynie sam Kościół i żaden bezstronny lekarz tego nie potwierdza.


    Ateistów niby nie przekonują cuda z Lourdes. Przeczą temu jednak ich czyny. Spanikowany Ernest Renan, słynny francuski antyklerykał, wyłożył swego czasu ogromną sumę aż 40 tysięcy franków w zamian za pozyskanie dokumentów lub informacji, które podważyłyby wiarygodność cudownych uzdrowień w Lourdes (por. Vittorio Messori, Znak dla niewierzących, Poznań 2008, s. 45). Renan nic jednak nie wskórał. Cuda z Lourdes mają się świetnie. A koledzy ateiści bardzo chcieli je podważyć, ale im nie wyszło. A więc coś jest tu jak najbardziej na rzeczy i nic nie potwierdza tego lepiej niż panika takich, jak Renan.


    Cud odrośniętej nogi w Calandzie


    W Calandzie miał miejsce chyba najbardziej spektakularny cud, jaki nastąpił od czasów apostolskich. Otóż pewnemu mężczyźnie odrosła noga, którą dwa i pół roku wcześniej mu chirurgicznie amputowano. A raczej ta sama noga została z powrotem w sposób cudowny przywrócona na swoje miejsce. Brzmi jak wiejska legenda? Nic z tych rzeczy. Cud ten został równie spektakularnie potwierdzony w procesie sądowym przeprowadzonym nie przez Kościół, ale przez świecką radę miasta, gdzie miało miejsce to niezwykłe wydarzenie. Przesłuchano dziesiątki świadków i do dziś mamy zachowane notarialnie poświadczone zeznania i akta sądowe. Przeczytać o tym więcej można choćby tutaj:


https://www.fronda.pl/a/Cud-cudow-Odrosniecie-amputowanej-nogi-2,202612.html#google_vignette


    Całej tej sprawie Vittorio Messori poświęcił specjalną książkę pt. Znak dla niewierzących (wydanie polskie Poznań 2008). Messori osobiście udał się w podróż do Hiszpanii i przeanalizował sprawę na miejscu, badając wspomniane dokumenty notarialne i notarialnie poświadczone akta sądowe. Nie wierzycie? To sami się przekonajcie. W swej książce Messori publikuje nawet zdjęcia i fotokopie tych oryginalnych dokumentów. Wszystko to jest dziś dostępne dla każdego, kto chce tam pojechać i przekonać się osobiście. Nie ma tu mowy o żadnym fałszerstwie, jest to po prostu niemożliwe. W temacie cudu w Calandzie panuje jedno wielkie grobowe milczenie wśród ateistów. Z faktami się nie dyskutuje. Na marginesie warto dodać, że ateiści często szydzą (na przykład Richard Dawkins), iż nigdy nie miał miejsca cud odrośniętej kończyny. A jednak coś takiego się zdarzyło. Po raz kolejny wychodzi na jaw ateistyczna ignorancja.


    W temacie Calandy będzie też w stosownym czasie zamieszczony obszerny tekst mojego autorstwa, który opublikuję na niniejszej stronie apologetycznej. Monitorujcie niniejszy portal.


    Cud Słońca 


    Cud słońca w Fatimie to powszechnie znana sprawa. Wspomnę tylko o jednej rzeczy. Cud ten został precyzyjnie zapowiedziany przez Matkę Bożą co do miejsca i czasu. Na miejsce udało się więc wielu zacietrzewionych antyklerykałów i ateistów, którzy postanowili to zdemaskować. Jednak nic z tego. Jednym z najbardziej godnych uwagi przykładów takich ateistów był Avelino de Almeida, redaktor ateistycznego czasopisma lizbońskiego „O Século”. No i co napisał Almeida po cudzie słońca w Fatimie? Ano 15 października napisał na stronie tytułowej „O Século” takie oto słowa: „Sensacja! W południe nad Fatimą tańczyło słońce”. Trudno o lepszy dowód prawdziwości tego cudu niż taki, który pochodzi od wojującego ateisty. Po cudzie słońca w Fatimie nawróciło się wielu obecnych na miejscu ateistów i antyklerykałów. Wydarzenie to zostało zrelacjonowane także przez inne dzienniki, takie jak „O Dia”, które wysłały na miejsce zdarzenia swoich reporterów, jacy widzieli cud słońca na własne oczy i byli w samym środku wydarzeń. Wszystko to jest udokumentowane, wszystko to można sprawdzić w archiwach historycznych. Cud słońca w Fatimie był widziany i relacjonowany też przez świadków znajdujących się w obrębie aż 40 kilometrów dalej, a więc nie była to żadna autosugestia tłumu, jak to teraz próbują nieudolnie tłumaczyć ateiści. Polemikę z takimi bzdurnymi ateistycznymi „wyjaśnieniami” cudu w Fatimie podjęliśmy tutaj:


https://www.apologetyka.info/kosciol-katolicki/cud-fatimski-w-lupie-i-krzywym-zwierciadle-sceptykow,1266.htm


https://youtu.be/JYrEY9ow8SY?si=AFrhishGPLR3PS3z


    Trzeba tu koniecznie wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. W 2025 roku ukazała się wyjątkowo ciekawa książka apologetyczna pt. Bóg nauka dowody. Początek rewolucji (Katowice 2025), autorstwa Michel-Yvesa Bolloré i Oliviera Bonnassiesa. Książka ta stała się momentalnie międzynarodowym bestsellerem, w samej Francji sprzedano aż 200 000 egzemplarzy tej książki w ciągu zaledwie jednego roku. Ale najlepszy w moim odczuciu jest w niej szczególnie dobrze opracowany rozdział 21, który traktuje właśnie o cudzie słońca w Fatimie, bardzo obszerny rozdział, gdzie autorzy niezwykle skrupulatnie i drobiazgowo kompilują wszystkie historycznie udokumentowane wzmianki i świadectwa o cudzie Słońca z obszaru aż 40 kilometrów od Fatimy, co dowodzi, że cud słońca był widziany w bardzo dużej odległości i nie jest to żadna histeria lub autosugestia tłumu zebranego tylko w jednym miejscu. Wśród tych poświadczeń cudu słońca w Fatimie są też relacje wielu ateistów, którzy się po tym nawrócili i jeden z takich ateistów, Afonso Lopes Vieira, postawił nawet kapliczkę w miejscu, z którego widział cud z dużej odległości (34 kilometry od Fatimy). Jego historię udokomentowała Paula Sofia Luz. Wszystkie te relacje historyczne, udokumentowane w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości, ta książka zbiera w jednym kawałku w bardzo obszernym rozdziale na ten temat. Jak ktoś się tym interesuje, to jest to książka dla niego. Planuję z czasem streścić na niniejszej stronie apologetycznej rozdział z tej książki, który dotyczy właśnie cudu słońca w Fatimie.


    Całun Turyński


    Sprawa Całunu Turyńskiego jest powszechnie znana. Tu dam tylko cytat z pierwszego akapitu w polskiej Wikipedii, który wystarczająco mówi sam za siebie. Czytamy tam o Całunie:


„Jest on jednym z najczęściej analizowanych naukowo przedmiotów w historii ludzkości i najdokładniej przebadanym obiektem o historycznym znaczeniu na świecie, pomimo to, powstanie, charakter i sposób utrwalenia wizerunku do dziś pozostaje zagadką, także dla współczesnej nauki”


https://pl.wikipedia.org/wiki/Ca%C5%82un_Tury%C5%84ski


    O wartości dowodowej Całunu Turyńskiego dla prawdziwości chrześcijaństwa napisaliśmy mnóstwo tekstów. Wszystkie je można znaleźć pod tym oto tagiem:


https://www.apologetyka.info/tag/Ca%C5%82un%20tury%C5%84ski/


    Podsumowanie


    Istnieją dosłownie całe tony dowodów i argumentów na istnienie Boga. Co ateista może z tym wszystkim zrobić? Jak zwykle to co zawsze: zignorować to i dalej powtarzać swą bezmyślną mantrę, że nie istnieją żadne powody do wiary w Boga. Większość z ateistów nawet nie odnosi się do tego wszystkiego, co wyżej przedstawiłem. Ci zaś, jacy się odnoszą (rzadko), są w stanie wymyślić jedynie jakieś sklecone na poczekaniu wymówki, które są ekstremalnie infantylne i absurdalne.


    Czasem ateista mówi, że wystarczającym powodem do ateizmu jest brak dowodów na teizm. Pomijając to, że takie argumentowanie jest błędne logicznie (błąd logiczny argumentum ad ignorantiam), gdyż nawet brak dowodu nie jest dowodem na brak, to nieprawdą jest, że nie ma dowodów na teizm. Dowody takie przedstawiłem wyżej. Są one wystarczająco mocne i nieodparte. Ateiści nigdy nie odparli dowodów i argumentów teistycznych, jedynie krążą wokół nich jak kot wokół rozlanego mleka i wymyślają wykręty oraz różne tandetne preteksty, aby tych argumentów i dowodzeń nie przyjąć. A zatem ateistyczne twierdzenie, że nie ma powodów i dowodów na teizm, jest twierdzeniem fałszywym. Upada zatem popularne ateistyczne roszczenie (zresztą i tak błędne logicznie), że brak dowodów na teizm jest dowodem na ateizm. Taki dowód na ateizm też nie istnieje. A co świadczy za ateizmem? Nic. Dosłownie nic. Odsyłam do mojego referatu na ten temat, który wygłosiłem na konferencji apologetycznej Prodoteo:


https://youtu.be/wV7A-aiumZo?si=IzT2mcUcjz_P517j


    Ateizm jest martwy.


    Kiedyś w czasie pewnej dyskusji zaproponowałem ateistom obalenie zdania: „krasnoludki istnieją”. Nie byli w stanie. Zapadła błoga cisza. A co dopiero mówić o obaleniu argumentów i dowodzeń teistycznych, które przedstawiłem wyżej. Tak więc ateista jedynie fantazjuje, gdy mówi, że argumenty i dowody teistyczne zostały ponoć już dawno temu „obalone”. Pomyliło mu się z obalaniem alpagi.


    Omówiłem tylko kilka klasycznych dowodów i argumentów za istnieniem Boga. Są one bardzo mocne, wręcz nienaruszalne i ateiści nigdy nie obalili tych dowodów. Nawet ich nie naruszyli. Siła wynikająca z kumulatywnej mocy wszystkich dowodów i argumentów za teizmem jest wręcz przytłaczająca i pozostawia po ateizmie jedynie mokrą plamę, niczym po przejeździe walca na ulicy.


    Jak więc traktować powtarzaną wszem i wobec mantrę ateistów, że nie widzą oni powodów do wiary w Boga? No cóż, nie ma w tym oświadczeniu niczego genialnego i górnolotnego, jak niektórym się wydaje. Jest to jedynie przejaw efektu wyparcia i zaślepienia. Albo po prostu głupoty, niewiedzy i ignorancji. Gdybyś był nauczycielem i spotkałbyś ucznia, który oświadczyłby ci, że nie widzi żadnych powodów do tego, aby uznać, że dwa plus dwa daje cztery, to nie potraktowałbyś tego oświadczenia jako przejawu górnolotnego geniuszu. Raczej uznałbyś takiego ucznia za niedorozwiniętego umysłowo i skierowałbyś go do szkoły specjalnej. Albo wysnułbyś przypuszczenie, że jest to osoba wyjątkowo uparta i złośliwa. W takich też kategoriach traktuję powtarzaną na prawo i lewo mantrę ateistów, że nie widzą oni powodów do wiary w Boga.


    W przyszłości będę aktualizował niniejszy tekst i rozbudowywał go, uaktualniając go o nowe informacje, linki i nowe argumenty. Będzie on publikowany pod tym samym tytułem, z cyferką oznaczającą kolejną część, lub wstawię go pod zupełnie nowym tytułem. Kilka argumentów i dowodów na istnienie Boga będę chciał rozwinąć, a niekiedy dostawić zupełnie nowe argumenty i dowody. Niniejszy cykl będzie ukoronowaniem i zwieńczeniem mojej trzydziestoletniej duchowej pielgrzymki i żmudnej wędrówki przez labirynty apologetyki. Monitorujcie stronę apologetyka.info. Zachęcam też innych do rozwijania i udoskonalania klasycznych dowodów teistycznych i argumentów za istnieniem Boga, w tym do prezentowania nowych argumentów, mniej znanych. Zapewniam was, wbrew aroganckim i butnym twierdzeniom ateistów, że dowody i argumenty teistyczne na istnienie Boga nigdy nie zostały obalone. Jest to tylko ateistyczny blef i publiczne oszustwo. Ateizm jest wyjątkowo absurdalnym nieporozumieniem.


    W niniejszym tekście omówiłem tylko te najbardziej klasyczne dowody na istnienie Boga, ale dowodów na istnienie Boga jest dużo więcej. Jak widać, ateiści nigdy nie byli w stanie obalić nawet tych klasycznych dowodów na istnienie Boga. W przyszłości będę oddzielnymi tekstami omawiał każdy klasyczny dowód istnienia Boga z osobna. Planuję cykl na ten temat i niniejszy tekst jest wstępem do tegoż cyklu, o czym wspomniałem już na początku tego tekstu. I tą samą myślą go zakończę.


    Jan Lewandowski, maj 2025.

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane