Grzegorz Żebrowski

Dlaczego wg Fjałkowskiego Jezus nie może być autorytetem

dodane: 2019-07-22
Niniejszy tekst jest polemiką z wypowiedzią Karola Fjałkowskiego zamieszczoną na Youtube na kanale „Panteon” pod tytułem "Muzułmanin, gnostyk, pastor i nihilista o Jezusie cz. 2/3” [1]

Wypowiedzi Karola Fjałkowskiego cytuję w kolorze niebieskim, swoje zaś w kolorze czarnym.

Polemikę zaczynam od miejsca, w którym Fjałkowski mówi:

Jezus [...] był fałszywym prorokiem [...], ponieważ to co Jezus przepowiadał, nie spełniło się.

Wszystko świadczy o tym, że koniec świata, przyjście Syna Człowieczego i zaprowadzenie królestwa Bożego na ziemi za życia pokolenia jego uczniów. Mówi np. tak w ew. Marka. W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą syna człowieczego przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z 4 stron świata od krańca ziemi aż do szczytu nieba. Zaprawdę powiadam wam. Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie.

I tutaj chrześcijanie się niesamowicie gimnastykują przez wszystkie wieki, które minęły od tej pory, żeby udowodnić, że słowo "pokolenie" nie znaczy, to co rzeczywiście znaczy - tzn ludzi żyjących w określonym czasie. Ale żeby nie było już żadnych wątpliwości, to w ewangelii Mateusza Jezus mówi tak. Syn człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu wg jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam. Niektórzy z tych, co tu stoją nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w Królestwie swoim.

 

Nie tylko nikt, kto tam stał nie ujrzał Syna Człowieczego, ale do dzisiaj tego Syna nie ujrzeliśmy i spodziewam się, że nie ujrzymy.

 

Nie ukrywam, że zagadnienie jest dość trudne i nie wszystko jest dla nas jasne, ale jednak można znaleźć różne odpowiedzi na te kontrowersje. Omówienie tego problemu w tym eseju wykraczałoby znacznie poza ramy tejże polemiki, dlatego też odsyłam czytelników do odrębnych publikacji omawiających ten temat[2].

Dalej Fjałkowski mówi:

Stoi w Jerozolimie pomnik bardzo kiepskich zdolności prorockich Jezusa - to jest ściana płaczu. Ściana płaczu to jest fragment zachodniego muru kompleksu świątynnego, o którym Jezus powiedział, że nie zostanie z niego kamień na kamieniu. Nie tylko został kamień na kamieniu, ale został z niego cały potężny kawałek muru, który świadczy o tym, że Jezus w swoich proroctwach się mylił.

Odpowiedź:

Taki zarzut w rzeczywistości przyjmuje założenie, że wszystko to, co Jezus mówił, to było dosłowne i precyzyjne - że jak mówił, iż nie zostanie kamień na kamieniu, to z pewnością miał na myśli dosłowny taki scenariusz i tutaj nagle się okazało, że została ściana płaczu (czyli jednak było parę kamieni na paru innych kamieniach), a więc stało się coś innego, niż Jezus miał na myśli. Fjałkowski mógłby mieć rację, jeśli rzeczywiście styl narracji Jezusa byłby właśnie tak precyzyjny i dosłowny, jak ukazuje nam tu Fjałkowski. Niestety tak się składa, że styl Jego wypowiedzi był zupełnie inny. Otóż Jezus nie zawsze mówił wszystko dosłownie i na dobrą sprawę też trudno nam ocenić ile dosłowności, a ile niedosłowności jest w Jego wypowiedziach. Dla przykładu - Jezus mówił, że wśród potępionych będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mt 8,12) - co chyba nikt ze znanych mi osób nie odczytuje tego w sposób dosłowny, że dusze potępione będą miały zęby, które by zgrzytały. Jezus przestrzegał uczniów przed kwasem faryzeuszów i uczonych w Piśmie - nigdy tego nie wyjaśnił swoim uczniom, jednak to oni sami się zorientowali, że chodzi o to, aby wystrzegać się ich nauki. Jeśli ja bym powiedział, że Rosja i Ameryka dysponują takim arsenałem nuklearnym, że mogą totalnie spopielić cały świat, to oznaczałoby, że w przypadku wojny nuklearnej i wykorzystania całego arsenału nuklearnego przez te dwa mocarstwa nie zostałoby absolutnie i dosłownie nic niż sam popiół... Tak więc w rzeczywistości Jezus mógł mieć na myśli, że ze świątynią Jerozolimska będzie miała miejsce totalna masakra - i w tej kwestii trzeba przyznać, że się nie pomylił.

Kolejny zarzut Fjałkowskiego:

Jezus nawet nie potrafił trafnie przewidzieć swojej śmierci i tego, co się z nią wiąże. Np. mówi tak:

Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak syn człowieczy będzie 3 dni i 3 noce w łonie ziemi. Nawet jeśli przyjąć, że opowiadanie o zmartwychwstaniu jest prawdziwe, to nie były 3 dni i 3 noce, kiedy przebywał w łonie ziemi. A więc mamy dwie możliwości: albo opowiadanie o słowach i naturze Jezusa jest fałszywe bo Jezus się myli, albo opowiadanie o zmartwychwstaniu jest fałszywe.

 

Odpowiedź:

Moim zdaniem jest jeszcze trzecia opcja. Fjałkowskiemu brak wiedzy, logiki i wyobraźni. Temat ten był już poruszany dawno temu na łamach naszej apologetyki - temat ten świetnie omawia Jan Lewandowski w swoim artykule "Czy Jezus nie był trzy dni i noce w grobie?"[3]

Może tak w skrócie postaram się ukazać zarys tego problemu. Otóż w każdym języku mogą występować pewne wyrażenia, których nie powinno się tłumaczyć dosłownie - są to tzw. idiomy. My np na ulewę mówimy "leje jak z cebra", ale Anglicy powiedzą "it's raining cats and dogs" co w dosłownym tłumaczeniu brzmi "pada psami i kotami". Podobnie było też w kulturze semickiej - a mianowicie nie brakuje wyrażeń, które nie zawsze mają dokładnie takie znaczenie, jak ich dosłowne brzmienie". Takie wyrażenia noszą nazwę semityzmów, lub hebraizmów. Tak więc w semickiej kulturze dzień i noc nie oznacza 24h, ale jest synonimem samego słowa "dzień". I w tym miejscu warto przytoczyć fragment z wspomnianego wcześniej artykułu Jana Lewandowskiego:

Talmud Jerozolimski cytuje wypowiedź rabina Eleazara ben Azariasza z około roku 100 n.e., czyli niedługo po Jezusie i jego uczniach, gdzie mówi on:

Dzień i noc to Onah a część Onah jest zarazem jak cały Onah” (Talmud Jerozolimski, Szabat, IX,3).

A więc dla Żydów słowo „dzień” mogło oznaczać zarówno dobę, dzień, jak również określony odcinek tego dnia.

I tym samym widać, że wyrażenie "dzień i noc" jest synonimem słowa dzień, a termin dzień może oznaczać zarówno dzień, dzień i noc, jak i fragment dnia bez nocy. Podobnym wyrażeniem w kulturze semickiej jest np "niebo i ziemia", co nie oznacza literalnie nieba i ziemi, ale jest synonimem słowa "świat".

Mt 24:35 bt5 "Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą."

BT Ap 20:11 "Potem ujrzałem wielki biały tron i na nim Zasiadającego, od którego oblicza uciekły ziemia i niebo, a miejsca dla nich nie znaleziono."

- Tutaj jak widać, nie można interpretować tego w ten sposób, że sprzed oblicza uciekło również niebo, bo apokalipsa dość mocno nam ukazuje to niebo jako miejsce wiecznej radości, gdzie wszyscy oddają chwałę Bogu i radują się Jego obecnością.

Warto dodać, że i w naszym języku "dzień i noc" ma również idiomatyczne znacznie - można się przekonać chociażby na podstawie takiej piosenki:

https://www.youtube.com/watch?v=xkFthT8fqoI

Następnie Fjałkowski mówi:

Jezus zresztą myli się w szczegółach biblijnych również wydarzeń, które były w przeszłości. Np. odpowiadając Faryzeuszom na zarzut łamania szabatu, mówi tak:

Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie i był głodny on i jego towarzysze, jak wszedł do domu Bożego za Abiatara - najwyższego kapłana i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno. Problem w tym, że Dawid wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne nie za kapłana Abiatara, tylko za kapłana Achimeleka. I znów chrześcijanie się gimnastykują jak to wyjaśnić. I znów mamy 2 możliwości: Albo pomylił się Jezus - czyli Ewangelia o Jezusie zawiera fałsz, albo pomylił się ewangelista - czyli ewangelia o Jezusie zawiera fałsz.

 

Odpowiedź:

Nie musi tutaj być żadnej pomyłki. Jezus nie musiał tutaj podkreślać, kto dokładnie w tym dniu sprawował urząd arcykapłański, ale być może chciał zaznaczyć, że ta sytuacja miała miejsce w tych czasach, kiedy urząd arcykapłański sprawował Abiatar. I być może miał szczególne powody, aby przywołać właśnie jego postać, a nie postać Achimeleka, bo może chciał użyć jakiegoś specjalnego podtekstu w stronę faryzeuszów. Otóż tak się składa, że to właśnie Abiatar był postacią szczególną i być może dobrze znaną Faryzeuszom, ponieważ był ostatnim arcykapłanem ze swego rodu, ponieważ został odsunięty ze swego urzędu za to, że spiskował przeciwko Dawidowi i Salomonowi - Bożym pomazańcom. Być może było to nawiązanie do tego, że arcykapłani i Faryzeusze również spiskowali przeciwko Jezusowi i takim podtekstem Jezus chciał im przypomnieć, jak to może się skończyć.

W moim odczuciu taka interpretacja wydaje się być bardziej prawdopodobna, ponieważ wzmiankowanie o tym, kto wówczas dokładnie był arcykapłanem nie wnosi niczego dodatkowego do tej odpowiedzi Jezusa, a jedynie może ukazywać Jego nienaganną znajomość tego epizodu ze Starego Testamentu. Natomiast wzmianka o Abiaszu włącza dodatkowy podtekst i tym samym zmusza odbiorcę do dodatkowej refleksji. Tym samym wzmiankowanie Abiatara a nie Achimeleka wydaje się mieć racjonalne uzasadnienie.

Kolejny zarzut Fjałkowskiego:

Jezus nie może się zdecydować, jaki jest Jego stosunek do prawa mojżeszowego. Mówi np. tak: nie sądźcie, że przyszedłem znieść prawo albo proroków - nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. No i np. Jezus mówi we fragmencie ew. Marka, kiedy rozmawia z Faryzeuszami na temat mycia zewnętrznej strony kubków, mis i naczyń: Nic z tego co z zewnątrz wchodzi do człowieka nie może uczynić go nieczystym, bo nie wchodzi do serca, lecz to jego żołądka i na zewnątrz się wydala. I pisze ew. Marek: Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Tymczasem prawo mojżeszowe mówi: Nie plugawcie siebie samych przez jedzenie zwierząt nieczystych, nie zanieczyszczajcie się przez nie, przez to stalibyście się nieczystymi. Czyli tak: Tora twierdzi, że są pokarmy czyste i nieczyste, ponieważ to co człowiek zjada, może uczynić go nieczystym. Jezus twierdzi, że wszystkie pokarmy sa czyste, ponieważ to co człowiek zjada, nie może uczynić go nieczystym. Jak dla mnie jest to zmiana prawa. Podobnie ma się rzecz z rozwodem. Jak wiadomo, prawo mojżeszowe daje prawo mężczyźnie dania żonie listu rozwodowego. I Jezus tę możliwość uchyla. Jak dla mnie to również zmiana, czyli coś czego nie powinno być.

- Tym razem mamy do czynienia z takim problemem, że Fjałkowski ten fragment o zapewnieniu o niezmienności prawa zinterpretował sobie po swojemu i z góry założył, że taka interpretacja musi być jedyna i słuszna. Otóż nie koniecznie. Wymowa tego fragmentu może być inna i wcale nie musi mówić o tym, że prawo było absolutnie nie zmienne przez absolutnie nikogo. Jezus tutaj powiedział, że "prędzej niebo i ziemia przeminą, niż chociaż jedna jota, lub jedna kreska by się zmieniło w prawie, aż się wszystko wypełni". Otóż ten ustęp wg mnie można przeczytać nieco inaczej:

To prawo będzie trwać aż się "spełni". A jeśli się nie "spełni", to prędzej niebo i ziemia przeminą, niż choć jedna litera, lub jedna kreska się zmieni w prawie.

Jak widać jest tutaj jakieś "coś" co może się spełnić, albo nie spełnić. Jednak to "coś" jest wiadome tylko ustawodawcy (czyli Bogu). Więc ten fragment można odczytać jako to, że jedynym uprawnionym do zmiany prawa jest Bóg, a człowiekowi nie można niczego uchylać, ani zmieniać (jak np. robili to Faryzeusze, gdy omijali Boży nakaz szanowania ojca i matki swojej Mt 15,3-6).

Oprócz tego Jezus powiedział, że nie przyszedł, aby znieść prawo i proroków, ale wypełnić. Cały kontekst biblijny ukazuje nam, że to prawo było kształtowane stopniowo i Bóg nie wprowadzał zasad doskonałej świętości od samego początku, ale kierował się tym, że ludzie z czasów Mojżesza nie byli gotowi na ich przyjęcie, o czym świadczyć może ten fragment:

BP Mt 19,3-8 (3) Podeszli do Niego faryzeusze i zapytali Go podstępnie: Czy wolno mężowi rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu? (4) Odpowiedział: Czy nie czytaliście, że "Stwórca na początku stworzył ich mężczyzną i kobietą"? (5) I powiedział: "Dlatego mężczyzna opuści ojca i matkę i połączy się z żoną, i oni dwoje staną się jednym ciałem". (6) Tak że już nie są dwojgiem [ludzi], ale jednym człowiekiem. Tak więc co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. (7) Mówią Mu: To dlaczego Mojżesz kazał "dać list rozwodowy i rozwieść się"? (8) Mówi im: Mojżesz pozwolił wam rozwodzić się z powodu waszego zatwardziałego serca, ale na początku tak nie było.

Warto też zwrócić uwagę, że sam najbliższy kontekst zdaje się zaprzeczać wersji o tym, iż Jezusowi miałoby chodzić o to, że prawo nie powinno być absolutnie nigdy i absolutnie przez nikogo niezmienialne, ponieważ dosłownie kilka chwil później przystępuje do zmiany tego prawa. To pokazuje, że najwyraźniej sens tej wypowiedzi był inny, niż próbuje nam to narzucić Fjałkowski.

Dalej Fjałkowski mówi:

Jezus jednoznacznie wierzy w historyczną dosłowność wydarzeń biblijnych, o których mamy prawie pewność, że się nie wydarzyły. Takich jak: stworzenie świata w 6 dni. Stworzenie mężczyzny i kobiety na samym początku, historia o Sodomie i Gomorze, potop, wydarzenia opisane w ks. Jonasza są szczególnie ciekawym przykładem - bo Jezus zupełnie dosłownie traktuje opowiadanie o proroku Jonaszu, który poszedł do Niniwy, aby namawiać mieszkańców tamtego miasta, aby nawrócili się do Boga. Niniwa to była stolica królestwa Asyrii. Nie tylko nikt tam nie wierzył w Boga Izraela, ale również opowiadanie o tym, że na głos izraelskiego proroka całe miasto łącznie z królem miał się nawrócić jest kompletnie niewiarygodne. Już w ogóle nie wspominam - poziom absurdu tej sytuacji jest taki, że w ogóle nie wspominam o tym czy, są historyczne zapisy asyryjskie nt takiego wydarzenia - oczywiście nie ma. Więc prawie na pewno jest to fikcyjny midrasz, a nie opowieść historyczna, ale Jezus mówi, że ludzie z Niniwy powstaną na sądzie, aby osądzić ludzi z Kafarnaum i innych miast.

1. Jak widzimy, jest tutaj co najwyżej "prawie pewność", a więc słowo "prawie" sugeruje, że jednak jakaś możliwość była. Czy dobrze to rozumiem?

2. Ciekawe na czym mamy opierać tę prawie-pewność Fjałkowskiego? Czy może na tym, że brak jest starożytnych dokumentów świadczących o tym, że te wydarzenia się wydarzyły? To akurat jest błąd logiczny ex silentio. Chciałbym odesłać czytelników do ciekawego artykułu Jana Lewandowskiego „Dlaczego historycy pogańscy w I wieku milczeli o cudach Jezusa4”, który dość trafnie porusza tę problematykę.

3. Jeśli chodzi o Asyryjskie zapiski - ciekawe czy pan Fjałkowski jest w stanie pokazać nam kroniki asyryjskie, w których dokumentowane były wszystkie ich ważne wydarzenia?

4. Nawet jeśli były to opowieści fikcyjne, to Jezusowi wcale nie musiało zależeć na tym, aby wszystko było zgodne z realną rzeczywistością i historią. Może najwyraźniej nie miał zamiaru robić rewolucji naukowej i obalać ówczesny system wiedzy historycznej, skoro cały ówczesny świat uznawał to za niezaprzeczalny fakt. Ponadto Jezus wielokrotnie określał pewne osoby nazwami, które wiadomo, że nimi nie były, ale miały pewne cechy tych przytoczonych pojęć. Dla przykładu - Jana Chrzciciela nazwał Eliaszem, co wcale nie oznacza, iż uważał go za prawdziwego Eliasza (Mt 11:14; 17,10-12). Judasza nazwał diabłem, choć wiadomo, że nim nie był w dosłownym tego słowa znaczeniu (J 6,70-71), Święty Piotr Rzym nazwał Babilonem (1 P 5:13). Tym samym Jezus przywołując postać Jonasza mógł mieć na myśli ludzi niewierzących, którzy odwrócili się od zła na skutek słownego napominania.

 

Fjałkowski:

Jezus jest odpowiedzialny za konsekwencję pustych obietnic. np. o skuteczności modlitwy. Wielokrotnie i na różne sposoby powtarza: proście a będzie wam dane, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą. Albowiem każdy, kto prosi - otrzymuje, kto szuka - znajduje, a kołaczącemu otworzą. Na innym miejscu: o cokolwiek byście prosili w imię moje, ja to spełnię. Na innym miejscu: O cokolwiek będziecie prosić w imię moje, to Ojciec da wam. itd itd wielokrotnie.

Podobne są fałszywe obietnice Jezusa dotyczące wiary.

Jeśli będziecie mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiecie tej górze przesuń się stąd tam, a przesunie się wam. Nie wiem jak państwo, ale ja nie znam przykładu przesuwających się gór na mocy wiary chrześcijan, a chrześcijan jest całkiem sporo.

 

Odpowiedź:

Ten temat jest szeroki, omawiałem go w oddzielnym artykule, a wyjaśnianie go w tym eseju mogło by znacznie zwiększyć objętość tego tekstu, więc tym samym odsyłam do swojego wcześniejszego artykułu[5].

Fjałkowski dalej mówi:

Jezus podaje porady życiowe, które są fatalne. Np. przypatrzcie się ptakom w powietrzu - nie sieją, ani nie rzną, nie zbierają do spichrzów, a ojciec wasz niebieski je żywi. a o odzienie czemu się zbytnio troszczycie. Przypatrzcie się liliom na polu, nie pracują, ani nie przędą, a powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był ubrany jak jedna z nich. itd. Państwo w większości pewnie znają kazanie na górze, z którego ten fragment pochodzi.

 

Odpowiedź:

Nie wiem, dlaczego mielibyśmy uznać te porady życiowe za fatalne? Zastanawiam się, jakie dla Fjałkowskiego musiałyby być te porady, żeby uznał je za dobre? Czy może to, jak się ustawić w życiu, jak zbić fortunę, itp... Otóż tak się składa, że Jezus przyszedł na ziemię w nieco innym celu - a mianowicie, aby dać nam porady, jak się dobrze ustawić, ale z perspektywy życia wiecznego, a nie ziemskiego. Człowiek w 100% pochłonięty sprawami ziemskimi może całkowicie porzucić zabieganie o sprawy wieczne. Jezus wyraźnie nas poucza, że ci ludzie, którzy całą swoją aktywność życiową przeznaczają tylko i wyłącznie na to, co doczesne, są szczególnie biedni w oczach Boga. Wystarczy tylko spojrzeć na najbliższy kontekst tej nauki w ew. św. Łukasza, który jest dosłownie tuż przed tą nauka, którą przytacza Fjałkowski:

 

PAU Łk 12,15-21 Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo życie nie polega na gromadzeniu bogactwa ani nie zależy od tego, co się posiada”. (16) I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu bogatemu człowiekowi obficie obrodziła ziemia. (17) Zastanawiał się: «Co mam zrobić, skoro nie mam już gdzie gromadzić plonów?». (18) W końcu postanowił: «Zrobię tak: zburzę moje spichlerze i zbuduję większe. Tam wszystko zgromadzę: zboże i moje dobra. (19) I powiem sobie: Masz wielkie dobra, starczą ci na długie lata; odpoczywaj, jedz, pij i baw się!». (20) Tymczasem Bóg powiedział do niego: «Głupcze, tej nocy życie ci będzie odebrane. Komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?». (21) Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.

Po czym następuje ta nauka, którą przytacza Fjałkowski (Łk 12,22-30).

Tak więc nie wiem, dlaczego mielibyśmy uznać te porady za fatalne.

Mam wrażenie, że jest tutaj obecna jakaś pretensja Fjałkowskiego, że Jezus inaczej myślał niż Fjałkowski. Jednak przecież Jezus miał prawo mieć inne spojrzenie niż on - bo dlaczego nie? Może uważał, że im bardziej człowiek poświęci się królestwu Bożemu, tym większy zbije na tym interes z perspektywy wieczności, a nie z perspektywy doczesności, która trwa max. 100 lat, czyli nieskończenie mniej niż wieczność. I tutaj Jezus być może chciał dać do zrozumienia, że jeśli ktoś się poświęci dla Królestwa Bożego, to o jego niezbędne sprawy doczesne zatroszczy się Bóg, o czym mowa znowu w najbliższym kontekście:

BT Łk 12,31 Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane.

I tak się składa, że jak się przypatrzymy różnym zakonom obecnym chociażby na naszym polskim podwórku, to okazuje się, że ta nauka się sprawdza. Wielu z zakonników prawie w ogóle nie zajmują się sprawami doczesnymi, pracują dla Królestwa Bożego, a jednak nie pomarli nam z głodu i chodzą ubrani. Oczywiście nikt tego nie traktuje jako bezwzględny nakaz, który jest konieczny do zbawienia, nikt nikogo i do niczego nie zmusza, a ci co bardziej lub mniej zabiegają o sprawy doczesne, też jak najbardziej mogą dostąpić zbawienia. Te słowa myślę, że należy traktować jako poradę Jezusa, na czym można "zbić największy interes" z punktu widzenia wieczności na zasadzie "im więcej zasiejesz, tym więcej zbierzesz".

W tym miejscu prowadzący tej debaty zadaje pytanie Fjałkowskiemu:

Przepraszam, pozwolę się wtrącić, ale nie uważasz, że być może część z tych rzeczy należałoby traktować poniekąd symbolicznie? Np. przenoszenie góry - no może to nie chodziło o prace ziemne, ale chodził raczej o to, że można dokonać wielkich rzeczy.

Na co Fjałkowski odpowiada:

To jest bardzo dobre pytanie. Otóż stoimy przed wyborem tak naprawdę 2 opcji. Albo słowa jakiegokolwiek tekstu np. słowa Ewangelii znaczą dokładnie to, co znaczą (czyli np. jeśli Jezus mówi: ziarnko gorczycy jest najmniejsze ze wszystkich nasion - jeżeli będziecie mieli tego rodzaju wiarę - nic nie będzie dla was niemożliwego - to te słowa znaczą to co znaczą, albo znaczą zupełnie cokolwiek. Ponieważ jeżeli zaczniemy się zastanawiać jaki jest inny sens tych słów - inny, niż dosłowny, to bez żadnego zaskoczenia otrzymujemy efekt, który widzimy w świecie, który nas otacza. Całej plejady różnych zwalczających się ze sobą interpretacji, co tak naprawdę ten ukryty sens stanowiło. To jest droga donikąd tak mi się wydaje, no bo albo staramy się odczytać usłyszeć z tekstu, to co z tekstu chciał przekazać autor. A jeżeli zakładamy, że wiemy lepiej, co autor chciał przekazać i szukamy sensu, który jest ukryty w jakiś sposób w tym tekście, to każdy może doszukać się w tym tekście tego, co chce.

 

Odpowiedź:

Tutaj jako katolik, muszę przyznać częściowo rację Fjałkowskiemu - a mianowicie tylko w tej części, że jak każdy zacznie interpretować Biblię po swojemu i wciskać innym, że tylko on ma rację (i to drugie jest najważniejszym problemem), to może to być przyczyną rozłamów, co niestety stawało się i ciągle staje się na naszych oczach. Jednak trudno przyznać mu rację, co do tego, że najwłaściwszą interpretacją jest taka, która jest dosłowna, ponieważ ona nie daje zbyt dużych możliwości interpretacyjnych. Otóż Panie Fjałkowski: to że interpretacja dosłowna nie powoduje (a przynajmniej wg niego nie powoduje) problemów z różnorodnością interpretacji, to nie oznacza z automatu, że ta interpretacja jest najwłaściwsza i jest taką, jaką autor miał na myśli! Jeśli jakaś wypowiedź w rozumieniu dosłownym jest absurdalna i totalnie przeczy całemu kontekstowi nauki Jezusa, to nie będziemy jej na siłę przyjmować tylko dlatego, że taka opcja nie stwarza problemów związanych z różnorodnością interpretacyjną! W tej sytuacji o wiele poprawniejszą formą postępowania jest stwierdzenie "nie wiem co dokładnie Jezus miał na myśli", albo ukazanie kilku wariantów interpretacji bez rozstrzygania, która jest najwłaściwsza. I właśnie taki sposób postępowania obserwuję najczęściej w komentarzach biblijnych. Jezus to nie jest taki automat, który albo mówi wszystko dosłownie, albo mówi wszystko w przenośni. I też nie jest takim automatem, że zawsze daje jasno do zrozumienia, co jest dosłowne, a co dosłowne nie jest. Sposób narracji Jezusa był taki, jak chciał tego Jezus, a nie taki, jaki życzyłby sobie tego pan Fjałkowski! Jeśli chciał tego, aby nie było zawsze jasne, czy mówi dosłownie, czy nie, to musimy się z tym liczyć, a nie na siłę wybierać opcję "interpretacja dosłowna", ponieważ ona jedyna nie stwarza problemów wieloznaczności. I jeśli Jezus tak robił, to może miał ku temu jakieś powody, aby tak robić (np. żeby ludzie wierzący do końca życia nie ustawali w poszukiwaniach odpowiedzi, rozważaniu Jego słów i medytacji nad Jego nauką).

 

Fjałkowski:

Chciałbym jeszcze zdążyć wspomnieć o pewnych problemach moralnych jeśli chodzi o nauczanie Jezusa. Ponieważ bardzo często spotyka się tam taką opinię, że być może chrześcijaństwo to nie jest religia wiarygodna, Trójca Święta, piekło, niebo, itd. ale Jezus to był taki bardzo dobry prorok, który głosił bardzo na wysokim poziomie moralnym zasady właśnie moralne. Jezus nie miał najwyraźniej problemów z doktryną piekła, która budzi całą masę problemów etycznych, czy to jest kara sprawiedliwa, czy kara słuszna itd. Ale jeden przykład chciałem zdążyć omówić dosłownie.

Otóż: wiemy z Ewangelii, że Piotr miał teściową, a to oznacza, że miał żonę. I Piotr mówi w pewnym momencie do Jezusa tak: oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: "zaprawdę powiadam wam: nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz w tym czasie: domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.

Nie tylko jest to jedna z fałszywych obietnic bez pokrycia, o których wspominałem, ale proszę zwrócić uwagę: Jezus pochwala porzucenie żony, porzucenie dzieci dla celów religijnych.

 

Odpowiedź:

Nie wszystko to co mówi Jezus jest dosłowne. I również ten fragment daje nam istotną wskazówkę, aby właśnie w ten sposób wszystkiego tego nie odbierać - bowiem pada tutaj obietnica, że ci uczniowie otrzymają "wiele matek" w życiu doczesnym. I to nie jest coś, co zdaje się być oczywiste dla słuchacza, ani nie stanowi dla niego realnej i kuszącej zachęty, ale ukazuje wyraźnie, że to przenośnia. Podobnie jak Jezus naucza o konieczności odcinania sobie rąk, nóg, wydłubywania oka. Nikt tego nie odbiera dosłownie. Tak też i w ten właśnie sposób zrozumieli to apostołowie, bo wszystko wskazuje na to, iż wielu z nich miało żony i zabierali je ze sobą, oraz posiadanie żony w tamtym czasie i pełnienie służby dla Ewangelii nie stanowiło żadnej przeszkody, na co mogą wskazywać poniższe wersety:

Czyż nie wolno nam brać z sobą siostry żony, podobnie jak to czynią pozostali apostołowie oraz bracia Pańscy i Kefas? (1 Kor 9:5)

To wyrażenie siostry żony (adelfen gynaika) może być przetłumaczone w taki sposób, że pomiędzy nimi jest przecinek, a wiec w domyśle jest słowo "lub".

1 Tm 3:2 pau "Biskupem powinien być człowiek nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, zdolny do nauczania."

1 Tm 3:12 pau "Diakonami niech będą mężowie jednej żony, którzy dobrze wychowują swoje dzieci i zarządzają własnym domem."

Tt 1,5-9 (5) Zostawiłem cię na Krecie, abyś uporządkował resztę spraw i ustanowił w każdym mieście starszych, jak ci poleciłem. (6) Każdy z nich powinien być bez zarzutu, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, a nie oskarżane o rozwiązłość i nieposłuszeństwo. (7) Trzeba bowiem, aby biskup, który zarządza w imieniu Boga, był bez zarzutu. Nie może on być pyszny, gwałtowny, skłonny do pijaństwa i awantur, chciwy brudnego zysku. (8) Lecz niech będzie gościnny, kochający dobro, roztropny, sprawiedliwy, święty, opanowany. (9) Niech trzyma się przekazanego mu słowa wiary, tak aby potrafił zarówno umacniać tych, którzy trwają w zdrowej nauce, jak i wykazywać błąd tym, którzy się jej sprzeciwiają.

Warto jeszcze dodać, że Jezus wzywa do noszenia krzyża, co wcale nie oznacza, że powinniśmy to potraktować literalnie, że każdy powinien sobie zmajstrować coś takiego z belek drewna. Tak samo Jezus nakazuje nastawiać drugi policzek, podczas gdy sam go nie nastawił. To ukazuje, że nie wszystko to, co mówił, należy rozumieć tak dosłownie, jakby się to mogło wydawać np. panu Fjałkowskiemu. Dalej mówi on:

 

Czy to jest nauczanie moralne, które zasługuje na uznanie z punktu widzenia naszych współczesnych wrażliwości moralnych - nie sądzę. Dlatego chciałbym bardzo serdecznie zachęcić tych z państwa, którzy są entuzjastami Jezusa: po pierwsze do przeczytania Biblii - szczególnie Nowego Testamentu, od początku do końca ze zrozumieniem. To jest coś, co w moim odczuciu jest bardzo wartościową rzeczą. Szczególnie, jeśli macie państwo nadzieję na jakąś pozytywną zmianę w swoim życiu - na taką jak np. porzucenie religii w której państwo teraz jesteście, to przeczytanie Biblii jest znakomitą droga do tego, żeby to się właśnie stało.

- Sorry, ale nie mogę się powstrzymać od komentarza. Otóż Panie Fjałkowski, ja przeczytałem Biblię (właśnie Nowy Testament) chyba z kilkadziesiąt razy - i powiem nieskromnie, iż mam wrażenie, że z o wiele większym zrozumieniem, niż Pan - i skutek był zupełnie odwrotny - to akurat umocniło moją wiarę. Panu się wydaje, że każdy czytelnik podobnie jak Pan, skoncentruje się najbardziej akurat na tych 3 pana ulubionych fragmentach spośród całego tysiąca innych, zinterpretują to sobie tak jak Pan, po czym całą chmarą wystąpią z Kościoła. Sorry, ale dla mnie to żenada i wciskanie jako oczywistą oczywistość, że same tylko jednokrotne przeczytanie biblii skłania wszystkich normalnych ludzi do porzucenia wiary.

 

Fjałkowski:

I drugie, do czego chciałbym zachęcić tych z państwa, którzy są entuzjastami Jezusa - to jest zwrócenie uwagi na jedno proroctwo, które sprawdza się znakomicie, które budzi mój podziw, jak bardzo ono się sprawdza. Jest trafne, dokładne i Jezus dokładnie przewiduje wydarzenia, które widzimy i obserwujemy dookoła siebie. Mówi Jezus tak: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z ojcem, matkę z córką, synową z teściową i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Przyszedłem ogień przynieść na ziemię. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, lecz powiadam wam, lecz rozłam.

Proszę państwa - proszę zauważyć, że bardzo duża część historii naszej części świata to są nieustanne rozłamy o Jezusa, rozłamy wśród przyjaciół, wśród rodzin. Rozłamy między tymi, którzy uparli się, aby straszyć nas piekłem i tymi, którzy chcieliby żeby dano nam spokój na ten temat. Rozłamy wewnętrzne w ramach chrześcijaństwa o Jezusa. Rozłamy pomiędzy chrześcijaństwem, a Islamem o Jezusa. Itd itd. Wydaje mi się, że jeśli chcemy mieć udział w budowaniu takiego świata, takich relacji, w którym każdy człowiek będzie mógł żyć, rozwijać się zgodnie z własnymi wartościami, własnymi przekonaniami, własnymi celami, to tego rodzaju autorytety, tego rodzaju fałszywi prorocy, tego rodzaju entuzjaści miecza i ognia nie są nam w tym celu do niczego potrzebni.

- Znowu mamy do czynienia z narzucanym punktem widzenia Fjałkowskiego, który zakłada, że wartość zgody między stronami jest bez wątpienia zawsze lepszym rozwiązaniem, niż rozłam. Otóż sorry, ale osobiście się z tym nie zgodzę. W sytuacji, kiedy ktoś próbowałby mi narzucić system wartości, który rażąco uderza w mój system wartości, który uważam za słuszny, to po stokroć bardziej wolałbym wybrać rozłam i niezgodę (choćby zadziało się to w mojej własnej rodzinie), niż za wszelką cenę utrzymać zgodę i przystać na ten system wartości, który rażąco uderza w moje wartości. Dla przykładu - gdyby weszło prawo nakazujące naszym dzieciom odbywać praktyki z prostytucji, to co ja powinienem zrobić? W imię zgody i nie robienia rozłamów przystać na to prawo? I tak też się składa, że sytuacja narzucania wartości miała miejsce już na początku chrześcijaństwa, kiedy pierwszym chrześcijanom nakazano porzucić tę wiarę, to niejednokrotnie miało miejsce w ich własnych rodzinach - wystarczy wspomnieć o scenie nawrócenia św. Pawła, o którym Dzieje Apostolskie piszą, że Szaweł niszczył Kościół, wpadał do domów, porywał mężczyzn i kobiety i wtrącał ich do więzienia (Dz 8,3; 9,1-2). Tak się składa, że w chrześcijaństwie są rzeczy ważniejsze niż święty spokój i zgoda za wszelką cenę.

Kolejna rzecz to taka, że Fjałkowski na poparcie swojej tezy przytacza tutaj jakąś dziwną i moim zdaniem znacznie przerysowaną dramaturgię, której przyznam się szczerze - nie dostrzegam. Ja nie widziałem nikogo ze swoich znajomych chrześcijan, którzy chodzą po ateistach, non stop zakłócają ich święty spokój i nieustannie straszą piekłem. Nie widzę również żadnych przejawów ingerowania w ich święte prawo rozwoju wg ich własnych wartości. W tym miejscu również mógłbym powiedzieć o rozłamach pomiędzy tymi, którzy wciskają, że wiara w Boga to zabobon i średniowiecze, a tymi, którzy chcieliby, aby dano im spokój na ten temat - i uważam, że to moje jest o wiele bardziej na czasie.

 

W tym miejscu również wyjdę trochę poza temat i może powiem kilka słów o tzw. „straszeniu piekłem”. Tak jak wielokrotnie wspomniałem - jestem wyznawcą Kościoła Katolickiego, który - nie da się zaprzeczyć - wyznaje ideę wiecznego potępienia i wiecznej kary. Lecz wydaje mi się, że warto tutaj wyprostować pewne kwestie, które często moim zdaniem są źle rozumiane. Po pierwsze - jestem jak najbardziej przekonany w istnienie tego piekła, jak również jestem przekonany, że trafiają tam nawet ci, którzy w to nie wierzą. Myślę, że działa to na takiej zasadzie, jak działa nasz system karny - niezależnie od tego, czy się z tym zgadzamy, czy się nie zgadzamy, czy w to wierzymy, czy też nie wierzymy, to w przypadku przestępstwa zagrożonego karą pozbawienia wolności, możemy zostać pozbawieni tej wolności. W przypadku szczególnie rażących przestępstw skazany może zostać pozbawiony swojej wolności aż do (z ateistycznego punktu widzenia) końca swojego istnienia. I to więzienie jest realne, a stworzone zostało m.in. po to, aby odstraszać ludzi przed przestępstwami. System karny funkcjonuje na takiej zasadzie, że niezależnie od tego, czy znasz prawo, czy nie znasz prawa, to możesz zostać skazany, jeśli dopuściłeś się zabronionego czynu. Jak mawiali starożytni Rzymianie „Ignorantia iuris nocet” - czyli „Nieznajomość prawa szkodzi”. Oczywiście nasz system prawny robi wyjątki od tej reguły:

Art. 29. Nie popełnia przestępstwa, kto dopuszcza się czynu zabronionego w usprawiedliwionym błędnym przekonaniu, że zachodzi okoliczność wyłączająca bezprawność albo winę; jeżeli błąd sprawcy jest nieusprawiedliwiony, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.

Art. 30.Nie popełnia przestępstwa, kto dopuszcza się czynu zabronionego w usprawiedliwionej nieświadomości jego bezprawności; jeżeli błąd sprawcy jest nieusprawiedliwiony, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.

Podobnie też działa to w nauce Chrystusowej, który pouczał, że „jeśli bylibyście ślepi, nie mielibyście grzechu”

BP J 9,41 Gdybyście byli ślepi, nie mielibyście grzechu. Lecz teraz mówicie: Widzimy! - trwacie w grzechu.

BW Łk 12,47-48 "Ten zaś sługa, który znał wolę pana swego; a nic nie przygotował i nie postąpił według jego woli, odbierze wiele razów. Lecz ten, który nie znał, choć popełnił coś karygodnego, odbierze niewiele razów. Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać, a komu wiele powierzono, od tego więcej będzie się wymagać."

Myślę, że podobnie działa ten system kar po drugiej stronie naszego życia. Wiara w jego realność jest związana z wiarą w prawdomówność Bożą. Jednak warto tutaj poruszyć inną kwestię, która wielu z Państwa może się nasunąć. Czy wg Kościoła Katolickiego do piekła pójdą wszyscy ci, którzy nie są wyznawcami tej doktryny? Tutaj odpowiedź brzmi „definitywnie NIE”. Kościół głosi, że poza Kościołem nie ma zbawienia, ale również definiuje 4 kręgi przynależności do Kościoła. Pierwszy krąg to wyznawcy doktryny katolickiej, drugi krąg to wyznawcy wiary chrześcijańskiej, lecz nie katolickiej, trzeci krąg to szeroko pojęte wyznania teistyczne - od Judaizmu i Islamu, aż po lokalne politeistyczne religie. Czwarty krąg to jest pewnym warunkiem, który dotyczy również wszystkich pozostałych kręgów - są to tzw. „ludzie dobrej woli” - a więc tym samym mieszczą się tam i ateiści, o ile postępują wg zasad tzw. „dobrej woli” - której definicji niestety nie jestem w stanie przytoczyć. Tutaj warto dodać, że nawet przynależność do pierwszego kręgu nie jest gwarantem zbawienia, o ile nie postępuje się zgodnie z sumieniem, realnym przekonaniem i wspomnianymi wyżej zasadami dobrej woli.

 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane