Jak zrujnować scjentyzm ateisty, czyli Mitch Stokes w akcji
Ale to dobre jest! Takie było moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki apologetycznej Mitcha Stokes'a, zatytułowanej Jak być ateistą. Dlaczego sceptycy bywają często nie dość sceptyczni (Warszawa 2020). Książka ta została opublikowana u nas przez wydawnictwo Prodoteo, które specjalizuje się wyłącznie w publicystyce apologetycznej (wreszcie jakieś wydawnictwo, które się na to zdecydowało). Na internetowej stronie księgarni Prodoteo kolejne nowości książkowe wyrastają jak grzyby po deszczu. Ledwo się obejrzałem, a w bardzo krótkim okresie pojawiło się tam już 21 pozycji apologetycznych. Jeśli ktoś interesuje się apologetyką, to większość z tych ofert książkowych trzeba po prostu mieć. A przynajmniej przeczytać. Przysłowiowy must have. Naprawdę jest tam w czym wybierać. Z tamtejszych książek godnych polecenia warto zarekomendować zwłaszcza prace Morelanda, Habermasa, Swinburne'a, Koukla, McGratha i Bannistera. Niemniej jednak z tych wszystkich książek największe wrażenie zrobiła na mnie jak dotychczas właśnie praca Mitcha Stokes'a. Po prostu trafia w sedno. Taka właśnie powinna być współczesna książka apologetyczna. Nic dodać, nic ująć, przy czym moja entuzjastyczna ocena jest być może podyktowana tym, że książki apologetyczne mojego autorstwa idą dokładnie tą samą drogą pod względem argumentacji, co książka Stokes'a. Niezależnie od siebie argumentujemy w tym samym stylu i w tym samym czasie napisaliśmy swe książki. Kolejny dobitny dowód na to, że Duch Święty działa w swojej społeczności w sposób zsynchronizowany. Jak dobrze, że ukazała się książka Stokes'a.
Stokes zatytułował swą książkę Jak być ateistą. Ten tytuł to oczywiście żart. Coś w rodzaju podpuchy. Anglosasi mają powiedzonko don't judge a book by its cover (nie osądzaj książki po okładce). Zastanawiam się ilu nieuważnych ateistów kupi tę książkę w nadziei na to, że dostaną do ręki kolejne preteksty aby pluć jadem na religię. Srodze się rozczarują. Książka Stokes'a doszczętnie masakruje scjentyzm wyznawany przez tak wielu ateistów. Jedna z prac Victora Stengera ma podtytuł: Jak nauka wykazuje, że Bóg nie istnieje. Jest to swoiste credo wielu ateistycznych kabotynów. I jest to zarazem twierdzenie, które Stokes bierze na celownik. Cała książka Stokes'a jest po brzegi wprost napakowana walką ze scjentyzmem. Przy okazji publikuje on mnóstwo ciekawostek i smaczków z zakresu fizyki i jej historii. Książka zawodowego filozofa nauki, który polemizuje ze scjentyzmem, nie mogła być inna. Książka Stokes'a zamiast Jak być ateistą powinna być zatytułowana Jak zrujnować ateistyczny scjentyzm. Ale rozumiem, że marketing jest na rynku anglojęzycznym sprawą pierwszorzędną. Nie czepiam się.
Poniżej wynotowuję najciekawsze myśli z książki Stokes'a. Numery stron podaję za wspomnianym polskim wydaniem Prodoteo. Mój niniejszy tekst nie powinien być jednak traktowany jak recenzja tej książki. Nie jest nawet jej streszczeniem. Jeśli ktoś chce odnieść pełen pożytek z tej publikacji to zachęcam do nabycia jej lub przeczytania za pośrednictwem jakiejś biblioteki, o ile któraś z bibliotek w waszym pobliżu oferuje ją.
Już na samym początku książki Stokes'a znajdujemy rodzynki. Na jednej z pierwszych kart zestawia on dwa cytaty, których porównanie wypada nadzwyczaj interesująco. Jeden cytat pochodzi od Richarda Dawkinsa, flagowego ateisty, a drugi cytat pochodzi od C.S. Lewisa, jednego z najbardziej poczytnych apologetów chrześcijańskich współczesności. Dawkins oświadcza we wspomnianym cytacie, że chce nawrócić ludzi z religii na racjonalistyczny sceptycyzm. Lewis natomiast stwierdza w drugim z omawianych cytatów, że racjonaliści są niekonsekwentni gdyż sceptyczni są tylko co do przekonań innych, zwłaszcza teistów, ale nie są sceptyczni co do swoich przekonań (s. 7, por. s. 11, przedmowa Morelanda, patrz też s. 15, 161).
Drążąc dalej temat konsekwencji Stokes zauważa, że konsekwentny sceptyk podważa naukę, metodę naukową (indukcję) i normy moralne. Nie ma dla niego nic świętego. Jednak współcześni ateiści tak nie robią. Każda próba uzasadnienia indukcji może się skończyć jedynie błędnym kołem w rozumowaniu (s. 16, 34, 35, 41, 68). Wiarygodności zmysłów i rozumu również nie można uzasadnić. Każde takie uzasadnianie skończy się błędnym kołem ponieważ w trakcie uzasadniania nie oprzemy się na niczym innym niż rozum i zmysły (s. 42-43, 48, 69, 75). Tym samym z góry założymy to, czego mamy dopiero dowieść. Nie można zatem dowieść również i tego, że powstaliśmy na drodze ewolucji i życie powstało przypadkowo (s. 48-49). Ateiści niemal nigdy nie są sceptyczni względem tych kwestii. No chyba, że zostaną do tego przymuszeni przez stronę przeciwną.
Nie można dowieść również związków przyczynowo-skutkowych w nauce. Obserwujemy jedynie następstwo zdarzeń, a nie samą przyczynowość (s. 70-71). Nie widzimy związku przyczynowego między kulami bilardowymi odbijającymi się od siebie. Gdyby odbicie kul spowodował anioł lub elf, ruch tych kul byłby nie do odróżnienia (s. 70).
Stokes jednak często porusza kwestię niekonsekwencji u rzekomo sceptycznych ateistów, można odnieść wrażenie, że to jego ulubiony temat (co sugeruje zresztą podtytuł jego książki). Ateiści często zapewniają wszystkich dookoła, że cenią wiedzę (naukową) i sceptycyzm. Jednak Stokes zauważa, że przecież wiedza i sceptycyzm to przeciwieństwo. Jedno wyklucza drugie. Konsekwentny sceptyk podważa wszelką wiedzę, wiarygodność własnego rozumu, podważa nawet istnienie świata poza wlasnym umysłem. Podważa też istnienie nieobserwowalnych bytów naukowych, takich jak kwarki, grawitony, elektrony, a także podważa teorię ewolucji (s. 25-26, 40, 48-49, 75, 161). Ateiści jednak tak nie robią. A zwłaszcza ateiści scjentystyczni. Zatem są niekonsekwentni.
Stokes zauważa, że ateiści nie są też w stanie udowodnić, że nie są mózgiem w słoiku (s. 38-40, 96, 122, 202, 263). Mózg w słoiku podlega manipulacji w kwestii wszystkich swych przekonań, mniej więcej tak, jak oglądaliśmy to na filmie Matrix.
Stokes polemizuje też z częstym wśród ateistycznych darwinistów przekonaniem, że ewolucja gwarantuje im poprawne postrzeganie rzeczywistości. Ateistyczni darwiniści wierzą, że gdyby ewolucja nie gwarantowała im poprawnego rozpoznawania rzeczywistości, to inaczej nie przetrwaliby w niej. Tymczasem Stokes kontrargumentuje, że nie trzeba mieć poprawnych przekonań o świecie aby w nim przetrwać. Nie trzeba mieć wręcz żadnych przekonań o świecie, aby w nim przetrwać. Wirusy i bakterie nie mają żadnych przekonań i doskonale sobie radzą pod względem przetrwania (s. 51). Choroby psychiczne, środki halucynogenne czy somnambulizm (lunatycyzm) dostarczają przykładów na to, że ludzie potrafią poruszać się po świecie pomimo skrajnie fałszywych przekonań (s. 52, przypis nr 23).
Nawet gdyby ewolucja dawała nam poprawne przekonania co do naszego otoczenia w celu przetrwania w tym otoczeniu, to nie ma żadnych dowodów na to, że dała nam mózgi zdolne do wykraczania poza te bezpośrednie obserwacje i umożliwiające nam konstruowanie skomplikowanych teorii naukowych, opisujących nieobserwowalne byty (s. 53-55). A przecież nauka to główny oręż scjentystycznych ateistów.
Ateiści scjentystyczni naiwnie wierzą, że nauka konsekwentnie odkrywa kolejne bezsporne prawdy o świecie i przyjdzie taki czas, że odkryje wszystkie prawdy o świecie. Świat nie będzie miał przed nią żadnych tajemnic. Tymczasem analiza teorii naukowych przeczy takiemu naiwnemu postrzeganiu nauki przez ateistów. Na przykład ogólna teoria względności nie jest spójna z mechaniką kwantową (s. 66, przypis nr 19, patrz też s. 131-132, 145). Jak stwierdził fizyk Brian Greene, kiedy równania ogólnej teorii względności przeplatają się z równaniami mechaniki kwantowej, to rezultat jest katastrofalny, równania całkowicie załamują się (s. 131). A tymczasem próby połączenia tych teorii są czynione ponieważ nie da się stosować ich oddzielnie w fizyce opisującej środek czarnych dziur i w przypadku tak zwanej osobliwości, do której był ściśnięty Wszechświat przed Wielkim Wybuchem. Potrzebujemy tu wspólnej teorii grawitacji kwantowej, której nie mamy, co doprowadziło do największego od stu lat kryzysu w fizyce (s. 132). Obie te teorie więc zawiodły gdyż są niespójne. I brak następnej teorii, którą można by było w ogóle testować. Fizyka znalazła się więc w taraptach (s. 140). Stokes zauważa, że znany fizyk Lee Smolin, autor książki o znamiennym tytule Kłopoty z fizyką (wyszła również po polsku w 2008 roku - wydawnictwo Prószyński i S-ka), powiada, że fizyka znalazała się obecnie w takiej samej sytuacji jak na początku XX wieku, kiedy kwestionowano sens i fundamenty istnienia tej dyscypliny (s. 160). Teorie naukowe obalają się wręcz nawzajem. Teoria względności i teoria kwantowa obalają teorię Newtona, który wcześniej obalił Arystotelesa (s. 82).
Również teoria strun wymaga kolejnej radykalnej zmiany naszych poglądów co do zasadnicznej rzeczywistości. Kwarki, elektrony i inne egzotyczne cząstki nie uchodzą już za elementarne czy fundamentalne składniki rzeczywistości. Teraz są to struny (s. 133). Nie ma jednak dowodów empirycznych na teorię strun i struny mogą nawet nie istnieć (s. 136). Nie można też sfalsyfikować (obalić) teorii strun ponieważ nie posiada ona żadnych testowalnych przewidywań (s. 137-138, 140). Nie posiada ona nawet sformułowania matematycznego. Liczba równań w teorii strun wynosi zero, jak stwierdził fizyk Leonard Susskind (s. 139). To wszystko jest dość ciekawe, wziąwszy pod uwagę fakt, że zdaniem scjentystycznych ateistów w nauce wszystko jest weryfikowalne i falsyfikowalne, w przeciwieństwie do teizmu.
Ateiści często chełpią się właśnie, że nauka, w przeciwieństwie do teizmu, mówi jedynie o tym co obserwowalne i empirycznie weryfikowalne. Tymczasem Stokes ripostuje, że w nauce jest wiele nieobserwowalnych bytów. Newton nie wiedział co wywołuje siłę przyciągania się dwóch ciał. Zarzucano mu, że jego siła grawitacji w niczym nie różni się od tajemniczych sił okultystycznych. Również pola opisywane przez fizykę nie są obserwowalne (s. 73 i tamże przypis nr 4, patrz też s. 74-75, 127). Same hipotezy w nauce również składają się z elementów nieobserwowalnych (s. 75, 90). Nawet dziś nie obserwujemy, ściśle rzecz biorąc, że świat jest heliocentryczny (s. 89, 123). Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że do jednego zestawu obserwacji pasuje nieskończenie wiele sprzecznych ze sobą hipotez, które są niedookreślone przez te obserwacje. Same obserwacje nie rozstrzygają więc o tym czy teoria jest prawdziwa i nie rozstrzygają o tym, która teoria jest prawdziwa (s. 91-92, 94, 95, 101, 109-110, 113-114, 127). Jak więc naukowcy wybierają swe teorie? Często decyduje po prostu to, co oni lubią (s. 99). Nie musi to jednak być zgodne z prawdą (s. 125, 127, 129).
Ponadto, jak zauważa Stokes, naukowe kryterium weryfikowalności empirycznej obala samo siebie ponieważ nie sposób go zweryfikować empirycznie. Nauka nie samą logiką i obserwacją żyje, do tego panuje w niej nieład epistemologiczny (s. 85). To tylko pogarsza sytuację ateistów scjentystycznych, którzy twierdzą, że respektują ponoć jedynie postulaty empirycznie weryfikowalne.
Do wielu osób, w tym do wielu naukowców, nie dotarła informacja o zgonie pozytywizmu logicznego (s. 86). To właśnie obumarły pozytywizm logiczny jest wciąż odpowiedzialny za naiwny scjentyzm wśród wielu ateistów i naukowców.
Stokes zadaje następujące pytanie ateistom scjentystycznym: jeśli nauka myli się w sprawach ziemskich, to czemu mielibyśmy uważać, że obala istnienie Boga? (s. 87, 141, 143). Stwierdzenie ateistycznych scjentystów, że nauka rzekomo udowodniła nieistnienie Boga, jest zatem nonsensem. Istnieją powody do powątpiewania nawet w wiarygodność samych przesłanek naukowych, a co dopiero mówić o tym, że nauka mogłaby udowodnić nieistnienie Boga. Nauka nie jest i nigdy nie będzie w stanie tego zrobić (s. 150, 165).
Nieprawdziwe jest też roszczenie scjentystycznych ateistów, którzy naiwnie wierzą w to, że nauka jest w stanie wszystko wyjaśnić. Tymczasem nauka nie jest w stanie wyjaśnić choćby świadomości, nie wie jaka jest natura masy i ciemnej materii (s. 145).
Stokes zauważa, że przekonania, które mamy, silnie wpływają na przekonania, do których dochodzimy (s. 97). To podważa tezę ateistów scjentystycznych, którzy są pewni, że nauka opiera się rzekomo jedynie na bezstronnych obserwacjach. Naukowcy przechodzą przez silny proces indoktrynacyjny w ramach kształcenia (s. 98).
Stokes porusza też problemy obecne w logice formalnej. Ateiści bardzo często powołują się bowiem na logikę aby uwiarygodnić swe wnioski i chcą przekonać publikę, że ich rozumowanie musi być prawdą ponieważ jest rzekomo oparte na żelaznej logice. Tymczasem Stokes zauważa, że słynny paradoks czarnego kruka, zwany również paradoksem Hempla, wskazuje, że nawet nasza logika klasyczna może być wadliwa. Można bowiem wykazać zgodnie z regułami logiki dedukcyjnej, że dowolne białe przedmioty nie będące krukami, na przykład białe ciężarówki, potwierdzają hipotezę, że wszystkie kruki są czarne, co zakrawa na absurd (s. 101, przypis nr 22). Proponowano też rewizję logicznego prawa wyłączonego środka aby uprościć mechanikę kwantową. W gronie matematyków stworzono tak zwaną logikę kwantową, która była jednak krytykowana (s. 104). Jak widać, nawet logika nie jest nienaruszalnym monolitem. To wszystko sprawia, że ateiści scjentystyczni, powołujący się na pozytywizm logiczny, mają problem. Nie są bowiem w stanie oprzeć swego rozumowania na niczym pewnym, w tym na rzekomo bezdyskusyjnej logice, którą uważają za gwarant swego rozumowania.
Ateiści scjentystyczni często chełpią się też tym, że w przeciwieństwie do religii nauka dysponuje metodą, która umożliwia trafne przewidywania (predykcje). Tymczasem Stokes zauważa, że nie gwarantuje to prawdziwości teorii naukowych. Sfalsyfikowana (obalona) teoria geocentryczna umożliwiała przewidywania z dokładnością 1 do 1000 (s. 110). Co z tego, skoro okazała się fałszywym poglądem na świat.
Stokes odnotowuje, że historia nauki zarzucona jest szczątkami teorii udanych, aczkolwiek fałszywych. Pasowały do dostępnych obserwacji, przyczyniały się do postępu technologicznego (ateiści często twierdzą, że o prawdziwości teorii naukowych świadczy rozwój technologii opartej na nauce), a nawet były zdolne do odkrywczych i zaskakujących przewidywań (s. 110-111, 115). Stokes podaje przykłady takich teorii:
- krystaliczne sfery w astronomii starożytnej i średniowiecznej
- teoria humoralna (temperamentów) w medycynie
- teoria ulatniania się dotycząca elektryczności statycznej
- teoria flogistonu w dziedzinie chemii
- teoria cieplika
- drganiowa teoria ciepła
- teorie siły życiowej w fizjologii
- eter elektromagnetyczny
- eter światłonośny
- teoria bezwładności kolistej
- teorie samorództwa (s. 111).
Co więcej, nieodnoszące się do rzeczywistości dziewiętnastowieczne teorie eteru święciły większe sukcesy niż współczesne im opisujące rzeczywistość teorie atomistyczne. Wielki fizyk teoretyczny J.C. Maxwell powiedział nawet kiedyś, że eter znajduje lepsze potwierdzenie niż jakakolwiek inna jednostka teoretyczna w fizyce (s. 111). Z czasem fizyka orzekła jednak, że żaden taki eter nie istnieje. Mimo to również optyczne teorie eteru miały sukcesy w kwestii przewidywań, na przykład potwierdzone eksperymentalnie przewidywanie Fresnela o jasnym miejscu pośrodku cienia okrągłego dysku (s. 111-112). Lord Kelvin z kolei powiedział, że eter to jedyna substancja, co do której jesteśmy w dynamice przekonani i jesteśmy pewni istnienia oraz materialności światłonośnego eteru (s. 112). Ale żaden taki eter nie istnieje, zdaniem obecnej fizyki, jak już wspomniałem.
Stokes słusznie zauważa zatem, że nie ma powodu przypuszczać, iż aktualne udane teorie, będące radykalną rewizją poprzednich teorii, są bardziej poprawne niż odrzucone teorie fizyczne (s. 112-113). Niewykluczone, że znajdujemy się dopiero na etapie prymitywnym w wyjaśnianiu świata, niewiele dalej niż starożytni Egipcjanie, którzy dysponowali całkiem zdumiewającą technologią budowania piramid. I też mogli uznać, że już prawie wszystko wiedzą o świecie (s. 114).
Stokes odnotowuje również, że ateiści scjentystyczni mają problem ponieważ większość współczesnych fizyków to instrumentaliści, zwłaszcza fizycy kwantowi. Einstein był instrumentalistą do około 1920 roku i obydwie jego teorie względności miały ramy instrumentalistyczne. Dlaczego ateiści scjentystyczni mają w związku z tym problem? Instrumentaliści nie wierzą bowiem, że teoria naukowa odsłania fundamentalną prawdę o świecie. Interesuje ich wyłącznie spójne powiązanie posiadanych już parametrów (suche dane) i nie wypowiadają się o naturze rzeczywistości stojącej za tymi danymi (s. 116-127). Widać to dość dobrze po tym, jak fizycy traktują atom w modelu Bohra. Laicy wyobrażają sobie, że atom posiada orbity elektronów krążących wokół jądra, niczym układ słoneczny. Tymczasem to tylko poręczny model, a wręcz fałszywy obraz. Tego co dzieje się w atomach nie rozumie nikt. Arthur Eddington stwierdził kiedyś o atomie, że coś nieznanego robi w nim nie wiadomo co. Elektrony nie mają określonej pozycji i pędu, nie są nawet cząstką bo mogą zachowywać się jak fala, którą też zresztą nie są. Cząstki to zamazane, widmowate byty, nie przypominające niczego, co moglibyśmy sobie wyobrazić (s. 119-120). Fizycy są więc z reguły instrumentalistami i nie wypowiadają się o naturze rzeczywistości stojącej za badanymi zjawiskami. Zjawiska te może generować nawet Matrix, który oszukuje nas. W tej sytuacji niczego nie zmieniłoby to w nauce i nadal byłaby ona tak samo instrumentalistyczna. To burzy scjentystyczne pojmowanie nauki przez ateistów, którym zdaje się, że nauka wygłasza same pewne prawdy o świecie i najgłębszej naturze bytu oraz rzeczywistości. Nic takiego nie ma jednak miejsca. To jedynie naiwne złudzenia ateistów scjentystycznych. Od siebie dodam, że Karl Popper, najsłynniejszy filozof nauki w XX wieku, już w latach sześćdziesiątych zauważał, że większość fizyków jest instrumentalistami (por. Karl R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, Warszawa 1999, s. 173-174).
Stokes wziął też na warsztat takich ateistycznych fizyków jak Hawking i Krauss, którzy podobno udowodnili, że Wszechświat powstał z niczego i bez udziału Boga. Stokes zauważa, że Hawking zaprzecza sam sobie ponieważ też jest instrumentalistą. A instrumentalista nie twierdzi, że nauka orzeka prawdę o naturze świata (s. 152). Hawking sugeruje, że Wszechświat został wyłoniony z nicości przez fluktuacje kwantowe. Ale fluktuacje kwantowe nie są nicością lecz są już jak najbardziej czymś. Z kolei Krauss powołuje się na kwantową teorię pola i twierdzi, że to pusta przestrzeń spontanicznie wyłoniła Wszechświat z niczego. Jednak przestrzeń ponownie nie jest niczym. Posiada choćby energię i potrafi się zakrzywiać (s. 154). Absurdem jest też twierdzenie Hawkinga, że za powstanie Wszechświata są odpowiedzialne prawa M-teorii. Prawa nie mogą nic stwarzać i odnoszą się do czegoś, co już istnieje (s. 155). Prawa fizyki nie wyjaśniają pochodzenia Wszechświata ale opisują zasady już istniejącego Wszechświata (s. 155). Tak samo jak prawa arytmetyki nie stwarzają pieniędzy ale opisują operacje na walucie, która już istnieje. Hawking i Krauss psioczą na filozofię ale ich książki są od A do Z filozoficzne. Na polu filozoficznym rozumują oni jednak wyjątkowo kiepsko i niekonsekwentnie (s. 160).
Stokes słusznie zauważa, że we współczesnej popkulturze, przesyconej naiwnym scjentyzmem, zwrot „udowodnione naukowo” zastąpił dawny zwrot „tak mówi Pan” (s. 156). Dlatego Hawking i Krauss mogą pod swym autorytetem głosić dowolne bzdury, nawet logicznie niespójne, a ludzie i tak to kupią.
W sekcji trzeciej swej książki Stokes analizuje zagadnienia etyczne i rozważa konsekwencje jakie wynikają dla naszej moralności w sytuacji gdy ateizm jest prawdą i Bóg nie istnieje. Jeśli Bóg nie istnieje, to wszystko jest dozwolone (s. 165, 169, 197, 220, 249), nawet ludożerstwo (s. 169). Darwinizm przecież przekonuje nas, że jesteśmy tylko wytworem ślepych, przypadkowych i bezcelowych sił przyrody (s. 170), czyli przypadkowym rozmieszczeniem atomów (s. 260-261).
Niektórzy ateiści scjentystyczni zdruzgotani faktem, że bez Boga nie możemy ustanowić żadnej obiektywnej moralności, próbują wyprowadzać powinności moralne z nauki lub natury. Stokes jednak ripostuje, że nauka mówi nam jedynie o tym co „jest”, a nie o tym co „powinno być”. Nie można przejść od „jest” do „być powinno” (s. 183, przypis nr 15, s. 184, 190, 213-216). Naturalizm nie mówi nam co być powinno (s. 171, 217, 249, przypis nr 1, s. 262), niespójne są więc wszelkie próby opierania moralności na samej naturze (s. 170, 172-173) przez scjentystycznych ateistów. Żadna ilość faktów nie podejmie za nas decyzji etycznej. To my sami musimy ją podjąć (s. 217, 233). Teizm jest więc niezbędny dla istnienia obiektywnej moralności (s. 173). Musi istnieć jakiś obiektywny (boski) autorytet poza nami, abyśmy nie mogli zakwestionować jego orzeczeń etycznych, tak jak zawsze możemy to zrobić z subiektywnymi postulatami moralnymi ustanawianymi jedynie przez zmiennego w swych poglądach człowieka.
Stokes rozprawia się też z ateistycznymi próbami oparcia moralności na samej naturze. Niektórzy ateiści o nastawieniu utylitarnym twierdzą bowiem, że dobre jest to co przyjemne, a złe jest to, co jest brakiem przyjemności lub jest cierpieniem (s. 181). Tymczasem Stokes ripostuje, że stan cierpienia lub przyjemności to jedynie kwestia uczucia i nie można stanów uczuciowych przekłuć w racjonalnie uzasadnioną etykę (s. 182-183, 214). W dodatku przyjemność i dobrostan to kwestia dość mglista i względna, zależna od naszego światopoglądu. A światopoglądy i przekonania na temat tego, co jest dobre, zaprzeczają sobie (s. 201, 218, przypis nr 9). Nie można wywieść etyki z koncepcji dobrostanu, jak proponują niektórzy ateiści, tacy jak Sam Harris (s. 204, 206, 209, 216-217).
Niektórzy ateiści w desperacji próbują oprzeć zasady etyczne również na teorii ewolucji. Jest to jednak kolejna ślepa uliczka bo darwinowska ewolucja co najwyżej mówi nam skąd wzięła się nasza moralność, a nie jaka powinna być nasza moralność (s. 190). Jest też wątpliwe czy teoria ewolucji w ogóle jest w stanie wyjaśnić pochodzenie naszej moralności. Teoria ewolucji to jedynie omylna hipoteza, nie mówi nam więc jak było ale co najwyżej mówi nam jak mogło być. A to zasadnicza różnica (s. 190). Kolejny problem w przypadku prób uzasadnień etyki przy pomocy teorii ewolucji jest taki, że jeśli nasze przekonania moralne są wynikiem ewolucji, to nie możemy wykluczyć, że będą one ewoluowały nadal (s. 193). To co dziś jest moralne jutro może być niemoralne (s. 194). Próby uzasadnienia przez ateistów naszej moralności przy pomocy teorii ewolucji są więc bez sensu (s. 195). To samo tyczy się ateistycznych prób socjobiologicznego wyjaśnienia pochodzenia naszej moralności za pomocą teorii ewolucji. Z tego, że coś mogło się odbyć w określony sposób nie wynika, że tak właśnie się to odbyło, jak bezpodstawnie zakładają ateiści powołujący się na darwinizm (s. 195-196).
Stokes zauważa, że scjentystyczny ateista nie ma podstaw aby uważać kłamstwo za coś złego (s. 167). Przecież nigdy empirycznie nie obserwujemy, że kłamstwo to coś złego (s. 168). Nie możemy empirycznie zaobserwować, że jakikolwiek czyn jest zły (s. 182), z morderstwem włącznie (s. 214-215). Ateista scjentystyczny ma tu kolejny problem ponieważ wszystkie jego poglądy są rzekomo empirycznie zweryfikowane i opierają się ponoć wyłącznie na naukowych obserwacjach rzeczywistości. Jest to jednak laicki mit, jak widać.
Stokes słusznie również odnotowuje, że główne tezy ewolucji darwinowskiej, tak hołubionej przez scjentystycznych ateistów, stoją w konflikcie z ideą stworzenia etyki odwołującej się do dobra jako braku cierpienia (tak zwany dobrostan Sama Harrisa). Tymczasem z punktu widzenia darwinizmu - gwałt, agresja i ksenofobia są korzystne ewolucyjnie gdyż sprzyjają przetrwaniu najsilniejszych i najlepiej przystosowanych (s. 194). Dla silnych naturalne jest pokonywanie słabych, a bogaci wykorzystują biednych (s. 195). To co jest dla nas korzystne ewolucyjnie nie musi być więc etyczne (s. 190-191).
Stokes analizuje też kwestię wolności naszych decyzji w kontekście determinizmu. Jeśli ateista scjentystyczny ma rację i Boga nie ma, to wtedy wszystko co nas otacza, z nami samymi włącznie, będzie zdeterminowane wyłącznie przez prawa fizyki. W takiej sytuacji nie jesteśmy wolni i nie podejmujemy samodzielnie żadnych decyzji. Po prostu fizyczne prawa podejmują wszelkie decyzje za nas. Nasze zachowanie nie jest zależne od nas i wolna wola jest złudzeniem (s. 234-235). W tym momencie nie ma sensu nawet mówić, że Hitler i Stalin byli w jakikolwiek sposób winni i odpowiedzialni za swoje zbrodnie. Przecież to nie oni podejmowali swoje decyzje ale prawa fizyczne poza ich kontrolą robiły to za nich. Takie oto są etyczne konsekwencje ateizmu scjentystycznego i naturalistycznego poglądu, że nie istnieje nic poza fizyczną rzeczywistością (s. 249, 251-252, 255, 259). W tej sytuacji żadna etyka nie ma najmniejszych podstaw poza naszym kapryśnym widzimisię, które możemy sobie dowolnie zmieniać w zależności od naszych zachcianek.
I to tyle, co chciałem wynotować z opracowania Stokes'a. Taka właśnie powinna być dobra książka apologetyczna. Oczywiście to, co wyżej opisałem jest zaledwie promilem spostrzeżeń tego autora i zamieszcza on dużo więcej ciekawych wniosków. Ja jednak wynotowałem jedynie to, co mi się najbardziej podobało. Zachęcam więc do przeczytania w całości książki apologetycznej Mitcha Stokes'a. Naprawdę warto. Jest tam dużo więcej takich smaczków. Książka Mitcha Stokes'a to prawdziwe tornado na polu płytkiej wiary scjentystycznego ateisty w naukę. A jeśli kupujesz jedynie najlepsze książki apologetyczne, to jest to właśnie ta książka, którą po prostu trzeba mieć i polecać ją innym. Gdybym miał zabrać na bezludną wyspę tylko trzy książki apologetyczne, to ta na pewno znalazłaby się wśród nich. Mówcie co chcecie ale ja jestem urzeczony tą książką.
Mitch Stokes, Jak być ateistą. Dlaczego sceptycy bywają często nie dość sceptyczni, Warszawa 2020.
Jan Lewandowski, lipiec 2022.