Verificator

Polemika z tekstem Andrzeja Boruszewskiego pt. Jezus: prorok apokaliptyzmu

dodane: 2021-01-15
Polemika z tekstem Andrzeja Boruszewskiego pt. Jezus: prorok apokaliptyzmu, zamieszczonym na blogu Testimonia.

    Niniejszy tekst jest polemiką z tekstem Andrzeja Boruszewskiego pt. Jezus, prorok apokaliptyzmu, który to tekst został zamieszczony na blogu Testimonia: https://testimonia.pl/jezus-prorok-apokaliptyzmu/


    Tekst Boruszewskiego zaznaczam kursywą aby czytelnik mógł łatwo odróżnić moje polemiczne komentarze od wywodów Boruszewskiego. Odpowiadam zdanie po zdaniu. Przechodzę zatem do polemiki:

Czytając Nowy Testament napotykamy na miejsca, które muszą budzić zaskoczenie. W przypadku Ewangelii Marka może to mieć miejsce już na samym początku, gdzie Jezus daje się ochrzcić Janowi Chrzcicielowi, który chrzcił na odpuszczenie grzechów.


    Odpowiedź:


    Nie ma w tym nic zaskakującego dla kogoś, kto dobrze zna teologię Nowego Testamentu. Boruszewski najwidoczniej nie zna tej teologii skoro go to zaskakuje.


U Mateusza i Łukasza mamy do czynienia z genealogią Józefa, która nie bardzo wiadomo po co jest, jeśli Józef nie był ojcem Jezusa.

 
    Odpowiedź:


    Jezus został adoptowany przez Józefa. W kulturze bliskowschodniej, z której pochodził Jezus, bez problemu możemy odnaleźć przypadki genealogii osób, które zostały przez kogoś adoptowane i którym przypisuje się właśnie genealogie ich przybranych rodziców. Przykłady tego typu sytuacji można znaleźć w jednym z tekstów na naszej stronie:


https://www.apologetyka.info/ateizm/sprzeczne-rodowody-jezusa,392.htm  


    Ponownie wychodzi więc tu na jaw nieznajomość kultury semickiej przez Boruszewskiego. Wbrew temu co twierdzi Borszewski, z tekstów Ewangelii nie wynika też jednoznacznie, że genealogie Jezusa są wyprowadzane przez przodków Józefa. Są bowiem bibliści, którzy uważają, że rodowody Jezusa w Ewangeliach są wyprowadzane po linii przodków Matki Jezusa. Możliwość taką rozważał już Annius z Viterbo w 1490 roku (dla Ewangelii Łukasza) i wcześniej Tertulian (dla Ewangelii Mateusza). Więcej na ten temat można znaleźć w tekście do jakiego przed chwilą linkowałem.


Czytając opowieści o pustym grobie, zauważymy, że wersje ewangelistów różnią się między sobą w bardzo istotnych szczegółach. 
    

Odpowiedź:


    Różnice w interpretacjach Boruszewskiego nie muszą być od razu różnicami w Ewangeliach. Więcej pisaliśmy o tym w specjalnym cyklu harmonizującym domniemane różnice w Ewnageliach odnośnie grobu Jezusa i nie tylko:


https://www.apologetyka.info/inne-tematy/harmonie-biblijne/relacje-o-zmartwychwstaniu-uzgodnienie,1172.htm 


Te przykłady nie tylko nie wyczerpują tematu, ale także nie reprezentują problemu według wielu badaczy najważniejszego. Tym, co często daje czytelnikom do myślenia, jest zapowiedź Jezusa, że za czasów jemu współczesnych nastąpi apokaliptyczny koniec świata. Dzieje się tak dlatego, że – jak ogólnie wiadomo – świat nadal istnieje.


    Odpowiedź:


    Jezus nic takiego nie zapowiadał i to tylko nadinterpretacja Boruszewskiego. Zajmiemy się tym szczegółowo w niniejszej polemice i odeprzemy insynuacje Boruszewskiego.


Analizę fragmentów mówiących o rychłym końcu świata nie zaczniemy jednak od słów przypisywanych Jezusowi, ale od najstarszego dokumentu chrześcijańskiego, czyli od 1. Listu do Tesaloniczan.
To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami! (1 Tes 4, 15-18).
Chociaż „dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy” (1 Tes 5, 2), czyli dokładna data nie jest znana, to w zacytowanym fragmencie Paweł z Tarsu najwyraźniej przekazuje adresatom swojego listu przekonanie, że powrót Jezusa nastąpi jeszcze za ich życia. To powtórne przyjście, czyli Dzień Pański, według Nowego Testamentu – o czym dokładniej będzie dalej – związane jest z apokaliptycznym końcem świata, wskrzeszeniem zmarłych i sądzeniem żywych i umarłych.
 
    

    Odpowiedź:


    Boruszewski nadinterpretowuje tu tekst z 1 Tes 5,2 i wcale nie wynika z tego fragmentu, że Paweł uważał, iż apokaliptyczny koniec świata nastąpi za jego życia i za życia odbiorców jego listu. Ponownie wychodzi na jaw nieznajomość stylistycznych środków wyrazu w Biblii. Zauważmy, że św. Paweł, pisząc o porwaniu na obłoki i pozostaniu przy życiu aż do przyjścia Pana, konsekwentnie używa drugiej osoby liczby mnogiej: „my” („będziemy porwani”, „pozostaniemy przy życiu do przyjścia Pana” itd.). Co to oznacza? Bardzo wiele, bowiem wiemy, że św. Paweł miał w zwyczaju używać tej formy także w bardziej ogólnym sensie, odnosząc swe słowa nie do siebie bezpośrednio, lecz do osób, za życia których jeszcze go nie było na świecie. Na przykład w Ga 3,23-24, a zwłaszcza w Ga 4,3-4, św. Paweł pisze w drugiej osobie liczby mnogiej („Tak i my” – houtos kai hemeis – Ga 4,3) o tym, że „byliśmy” poddani Prawu ST („Prawo wychowawcą naszym” – nomos paidagogos hemon – Ga 3,24) aż do przyjścia Jezusa. Mimo to, że św. Paweł pisze tu w drugiej osobie liczby mnogiej o poddanych Prawu z czasów przed przyjściem Chrystusa, to jednak nie mógł odnosić tego do siebie, bowiem wedle ustaleń urodził się on dopiero około 10 lat po przyjściu Chrystusa. Zatem z tego punktu widzenia wcale nie jest dowiedzione, że gdy Paweł pisał w 1 Tes 4,15-18 o porwaniu na obłoki w drugiej osobie liczby mnogiej, to koniecznie odnosił to również do siebie. Pisząc o porwaniu na obłoki i pozostaniu przy życiu aż do przyjścia Pana, mógł on równie dobrze mieć na myśli wszystkich późniejszych czytelników jego listów, których mogło to dotyczyć. To jest właśnie to co umknęło Boruszewskiemu.


    Warto nadmienić, że w języku polskim również istnieje forma wypowiadania się w drugiej osobie liczby mnogiej o osobach, które nie są współczesne temu, kto się o nich wypowiada. Mówimy na przykład: „od tysiąca lat jesteśmy narodem” lub „za 500 lat będziemy jako ludzkość o wiele lepiej rozwinięci technicznie” itd. „My” nie odnosi się tu tylko do nas i wręcz wcale się do nas nie odnosi. Przecież za 500 lat nas nie będzie. Tym samym wyżej cytowane przez Boruszewskiego słowa z 1 Tes 4,15-18, w których św. Paweł pisze w drugiej osobie liczby mnogiej o porwaniu na obłoki i doczekaniu przyjścia Pana, nie dowodzą, że wierzył on, iż stanie się to za jego życia.


Podobne przekonanie wyraża autor 1. Listu Jana:
Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina (1 Jn 2, 18).
Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który – jak słyszeliście – nadchodzi i już teraz przebywa na świecie” (1 Jn 4,3).
Podobnie autor Listu do Efezjan uważa, że Antychryst już jest, chociaż dla przeciwnika Boga nie używa nazwy Antychryst, lecz „Władca mocarstwa powietrza”:
I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu (Ef 2, 2).
Czas końca świata to – jak to ujmuje Słownik Teologiczny 1 w objaśnieniu hasła „Apokaliptyka” – „czas panowania grzechu, szatana i mocy ciemności”. W „dniach ostatnich” spodziewano się antychrystów-ludzi, zwodzicieli, którzy będą głosić fałszywe nauki o Jezusie oraz głównego Antychrysta bezpośrednio przed powrotem Jezusa. Skoro nowotestamentowi autorzy w swoich czasach i w swoim otoczeniu dopatrywali się działalności tych sił, to najwyraźniej – jak Paweł z Tarsu – przekonani byli o rychłym powrocie Jezusa, a co za tym idzie o bliskości końca świata.


Odpowiedź:


    Znowu Boruszewski nadinterpretowuje kolejne teksty. Z żadnego z tych tekstów nie wynika, że apokalipsa i koniec świata nastąpią akurat za życia autorów tych tekstów. Nic takiego tam nie znajdujemy. Konia z rzędem temu, kto w tych tekstach znajdzie zdanie „koniec świata nastąpi za waszego życia”. Nigdzie nie pada tam takie zdanie. A ono właśnie byłoby jednoznacznie rozstrzygające. Jak zatem widać, Boruszewski po prostu naciąga te teksty pod swoją tezę. Co zatem znajdujemy w tych tekstach? Co chcą nam one powiedzieć? Są tak samo aktualne dziś, jak i 2000 lat temu: pojawiło się wielu antychrystów i czas rozliczenia się przybliża. Ale w skali boskiej jest to inny czas niż czas naszej krótkoterminowej perspektywy, która trwa jakieś 80 lat lub trochę więcej (biorąc pod uwagę długość życia współczesnego człowieka).


Z tymi oczekiwaniami wiąże się potrzeba bycia przygotowanym i potrzeba odpowiedniego sposobu życia, na co zwraca uwagę Paweł z Tarsu w 1. Liście do Koryntian:
Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci,  a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata (1 Kor 7, 29-31).
O bliskości czasu, kiedy Jezus powróci, zapewnia też autor Listu do hebrajczyków:
Jeszcze bowiem za krótką, za bardzo krótką chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się (Hbr 10, 37).
A także autor Listu św. Jakuba:
Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie (Jk 5, 7-8).


    Odpowiedź:


    Kolejne teksty nadinterpretowane przez Boruszewskiego. Pojęcie „blisko” jest w Biblii względne i ma znaczenie perspektywy boskiej, a nie ludzkiej. W przeciwieństwie do Boruszewskiego, dla autorów biblijnych takie słowa jak „blisko”, odnoszone do działań Boga, wcale nie oznaczały bardzo krótkiego czasu. Autorom NT dobrze znany był na przykład powstały setki lat przed nimi psałterz, gdzie często czytamy, że „bliskie” (hebrajskie: qarob) jest zbawienie Boga, którego królestwo zapanuje nad ziemią (Ps 85,10-14; por. też So 1,7; Ag 2,6; Ps 37,10). Tak samo czytamy w Iz 51,5 (por. Iz 13,6), Joela 1,15 (por. Joela 2,1; 4,14), Abd 1,15, Sof 1,14 i Ez 30,3, gdzie Jahwe mówi, iż „bliska” (qarob) jest jego sprawiedliwość i czas sądu nad narodami. Od napisania tych słów (tzn. Ps 85,10-14; por. też So 1,7; Ag 2,6; Ps 37,10; Iz 13,6; 51,5; Jl 1,15; 2,1; 4,14; Abd 1,15; Sof 1,14; Ez 30,3) w ST do czasów autorów NT minęło setki lat, i jak widać, dla żadnego autora NT nie było niczym dziwnym, że takie określenia jak „blisko” mogą być dla autora natchnionego rozumiane jako bardzo długi okres czasu, dużo dłuższy niż czas życia tego autora. Z tego punktu widzenia słowo „blisko” używane w Biblii od samego początku nie musiało absolutnie mieć znaczenia takiego, jakie przypisuje mu Boruszewski. Jak pokazują podane przeze mnie przykłady, słówko „blisko” używane w Biblii w kontekście eschatologicznym było rozumiane jako dowolnie długi okres czasu. Ramy boskiej perspektywy czasowej są dużo szersze niż ramy ludzkiej perspektywy czasowej i tego właśnie nie rozumie Boruszewski.


    Nawet z punktu widzenia zwykłej logiki językowej wiadomo, że takie zwroty jak „blisko”, czy nawet „bardzo blisko”, są bardzo ogólnikowe i względne oraz zależą od kontekstu, w jakim są używane. Autorzy NT pisali w kontekście odnoszącym się do bardzo szerokich rozpiętości czasowych, sięgających (jeśli wziąć pod uwagę etapy historii zbawienia) tysięcy lat. Autorzy NT pisali więc jak gdyby w skali Bożej. W skali Bożej zaś „blisko” może być rozumiane jako w zasadzie dowolny okres czasu. W takich tekstach jak Ag 2,6 i Ps 37,10 Bóg mówi, iż minie tylko „jedna chwila” kiedy nastąpi pokój czasów mesjańskich. W czasach NT autorzy biblijni uważali, że od napisania mówiących o „chwilce” słów z Ps 37,10 mija już około 1000 lat, a mimo to okres mesjańskiego pokoju wciąż jeszcze za ich czasów nie nadszedł; jednakże nie dziwiły ich takie przenośne kategorie czasowe (gdzie słowo „chwila” mogło odnosić się do okresu trwającego nawet około 1000 lat) używane w strukturach literackich ST. Stąd sami autorzy NT, gdy używali słowa „blisko” odnośnie czasu powtórnego przyjścia Jezusa, nie musieli tych słów używać w znaczeniu jakiegoś bardzo krótkiego okresu czasu. Boruszewski nie znając tych subtelnych kategorii biblijnych przykłada własne świeckie proporcje czasowe do terminologii NT, mówiącej o „bliskim” powrocie Jezusa, stąd wychodzi mu na to, że wedle NT koniec świata miał nastąpić nie później niż za życia Jezusa i apostołów na ziemi.


    Spójrzmy też z innej strony na to, że proporcje czasowe jednego człowieka żyjącego kilkadziesiąt lat nie nadają się do oceny takich słów jak „blisko”, stosowanych w kontekście eschatologicznych rozważań autorów NT, piszących o Bożym planie odnośnie do całej ludzkości, jaki jest realizowany od tysięcy lat. Jeśli świat istnieje miliardy lat, homo sapiens przynajmniej od około 400 000 lat, a Jezus przyszedł dopiero dwa tysiące lat temu, to w tej skali czasu nawet dwa tysiące lat, jakie upłynęły od czasu pojawienia się Jezusa na ziemi, są zaledwie chwilką. Jak widać, takie słowa jak „blisko” czy „niedługo” przyjmują całkiem inne znaczenia i zakresy czasowe, gdy na skali historii zbawienia przyjmiemy właściwe dla tego tematu ogromne obszary i właściwe proporcje czasowe.

 
Z upływem czasu wierni najwyraźniej zaczynali się niecierpliwić, skoro w 2. Liście Piotra czytamy:
To przede wszystkim wiecie, że przyjdą w ostatnich dniach szydercy pełni szyderstwa, którzy będą postępowali według własnych żądz i będą mówili: Gdzie jest obietnica Jego przyjścia? Odkąd bowiem ojcowie zasnęli, wszystko jednakowo trwa od początku świata. (…) Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia (2P 3, 3-9).
Co nam mówi powyższy fragment? Po pierwsze, że głoszono rychły powrót Jezusa. Po drugie, że wbrew obietnicom to się nie stało. Po trzecie, że nastały dni ostatnie, skoro pojawili się szydercy.


    Odpowiedź:


    Nie, tego ten fragment nie mówi i znowu są to tylko nadinterpretacje Boruszewskiego. Z 2 P 3,3-9 wynika tylko tyle, że niektórzy zaczęli szydzić bo ich oczekiwania na przyjście Jezusa były przedwczesne. Ale ich zniecierpliwienie to tylko i wyłącznie ich problem. Nie musiało to mieć nic wspólnego z żadną obietnicą lub jej brakiem. Zniecierpliwieni wyznawcy zdarzali się na przestrzeni wszystkich czasów i do dziś zdarzają się wspólnoty, w których oczekuje się końca świata w określonym czasie. Gdy ten nie następuje to niektórzy są rozczarowani. Ale nie ma to nic wspólnego z zapowiedziami samego Jezusa. Taka sytuacja występowała też w I wieku i nie było to nic zaskakującego. Zawsze będą jacyś zniecierpliwieni ludzie.


Idea Pawła?
Powyższe fragmenty Nowego Testamentu nie pozostawiają wątpliwości, że ich autorzy byli przekonani, że apokaliptyczny koniec świata oraz wszystko, co się z tym wiązało, wydarzy się już wkrótce, prawdopodobnie jeszcze za ich życia. 


    Odpowiedź:


    Nic takiego z tych fragmentów nie wynika i wykazałem to wyżej. Boruszewski po prostu naciąga teksty biblijne pod swoją odgórną tezę.


John N.D. Kelly w Początkach doktryny chrześcijańskiej napisał, że pierwsza generacja chrześcijan miała pewność życia w wieku mesjańskim. Według niego „cztery główne momenty dominują w eschatologicznym oczekiwaniu wczesnej chrześcijańskiej teologii: ponowne przyjście Chrystusa, to jest paruzja, zmartwychwstanie, sąd i zakończenie się katastrofą obecnego porządku świata.”


    Odpowiedź:


    To tylko subiektywna opinia Kelly. Taka sama jak opinia Boruszewskiego. Boruszewski ma w zwyczaju „uzasadniać” jedne opinie przy pomocy innych opinii ale jedna opinia po prostu nie uzasadnia drugiej opinii w żaden sposób.


David Stern w Komentarzu Żydowskim do Nowego Testamentu pisze, że
Niektórzy w Tesalonice najwyraźniej tak bardzo spodziewali się rychłego powrotu Jeszui i końca dziejów lada moment, że przestali pracować.
Czy to automatycznie oznacza, że taka była nauka Jezusa? Nie. Przecież mogło to być jedynie wyrazem błędnych przekonań pierwszych chrześcijan, ich nieuzasadnionych nadziei.


    Odpowiedź:


    Tak też było. Tyczyło się to tylko niektórych chrześcijan.


I tak być może byśmy myśleli, gdyby nie Ewangelie, które przekazują słowa Jezusa, w tym i takie:    
„Mówił także do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy» (Mk 9, 1).


    Odpowiedź:


    Ten tekst nie mówi nic o końcu świata i Boruszewski znowu zmanipulował go przez wyrwanie tego fragmentu z kontekstu. Gdy przeczytamy dalej to co znajduje się po Mk 9,1 to odkryjemy, że mowa tam o wizji Eliasza i Mojżesza na górze Tabor, którym Jezus ukazał się w swej chwale. To było to królestwo Boże przychodzące w mocy, które Jezus ukazał swym uczniom w tej wizji. Tekst z Mk 9,1, który mówi nam o królestwie Bożym przychodzącym w mocy już za życia apostołów, jest jak najbardziej zgodny z innymi fragmentami nauczania Jezusa. W Łk 17,21 czytamy, że królestwo Boże jest już pośród uczniów.


Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec (Mk 13, 30-32).


    Odpowiedź:


    Kolejny fragment wyrwany przez Boruszewskiego z kontekstu i tym samym zmanipulowany. Słowo „pokolenie” – genea z Mt 24,34 nie musi być rozumiane w sensie generacji wymierającej po określonym okresie czasu, bowiem słowo to może też oznaczać plemię czy po prostu naród żydowski (por. takie użycie słowa genea w Septuagincie [LXX] w Pwt 32,20 oraz w NT: Mt 12,39.41-42.45; 16,4; 17,17; 23,36; Mk 8,12.38; 9,19; Łk 7,31; 9,41; 11,29-32.50; Dz 2,40; 13,36; Flp 2,15; Hbr 3,10), rozumiany nawet jako Żydzi żyjący na przestrzeni wszystkich dziejów. Te ostatnie znaczenie słowa „pokolenie” w sensie całego naród żydowskiego, istniejącego na przestrzeni wszystkich dziejów, dobrze widać w Łk 11,50-51, gdzie winą za śmierć wielu proroków z ST Jezus obarcza „to pokolenie”. Również w Dz 8,33 i w Hbr 7,3 (por. Hbr 7,6) słowo genea („pokolenie”) i wywodzące się od niego agenealogetos zostało najwyraźniej zastosowane do rodowej linii genealogicznej przodków Jezusa, czyli do wielu pokoleń, a nie tylko do jednego (por. też Kpł 25,41; Ps 48,20 i 72,15 w Septuagincie). Podobnie jest w Septuagincie, gdzie słowo geneas zostało użyte w Jr 10,25 na określenie narodów, na które Bóg wyleje swój gniew (por. też podobne użycie słowa genea w Septuagincie wobec narodów: Iz 61,3; So 3,9; Mdr 3,19; Ps 44,18; Lb 13,28 – genean – „naród” – zastosowane wobec Anakitów; Enach w LXX).


    Zatem można przyjąć, że słowo „pokolenie” jest w ST (LXX) i NT używane wyraźnie odnośnie do wielu pokoleń razem wziętych, a także odnośnie do całego narodu żyjącego na przestrzeni wszystkich dziejów. Stąd niektórzy egzegeci w sposób uzasadniony interpretują wspomniane w Mt 24,34 „pokolenie, które nie przeminie” na zasadzie pewnej nieokreślonej liczby pokoleń Izraela jako narodu żyjącego na przestrzeni wszystkich dziejów (por. przypis do Mt 24,34 w BT). Najwyraźniej rzeczywiście w takich szerokich kategoriach czasowych myślał Jezus, skoro w następnym zdaniu (Mt 24,35) rozważał nieprzemijalność swoich słów w kontekście ogromu czasu, w jakim istnieją niebo i ziemia. W zasadzie nie jest to jednak aż tak istotne, bowiem – jak wyżej już wspomniałem - wszystko wskazuje na to, że Jezus, mówiąc w Mt 24,34 o pokoleniu, które nie przeminie, miał na myśli pokolenie, które ma zobaczyć zburzenie świątyni w 70 roku.


    To, że Jezus powiedział, iż „wszystko” (an panta), o czym mówił w Mt 24, nastąpi, nim „przeminie to pokolenie”, nie przesądza, że w zakres tego „wszystkiego” wlicza się również kwestia końca świata, o jakim Jezus mówił w Mt 24,29-31. Z uważnej lektury i badania kontekstu Mt 24,32-35 jednoznacznie wynika, że termin „wszystko” z Mt 24,34 nie dotyczy wszystkiego, co opisał Jezus w Mt 24 (czyli także końca świata), lecz nawiązuje do tego samego słowa „wszystko” (znów panta) padającego w poprzedzającym go Mt 24,33, gdzie słowo „wszystko” dotyczy tylko znaków poprzedzających przyjście Jezusa („kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach” – Mt 24,33), co dodatkowo zostało zilustrowane przypowieścią o gałązce drzewa figowego (Mt 24,32). Zburzenie Jerozolimy było jednym z tych znaków i o tym Jezus mówił w Mt 24,33, gdy rzekł „ujrzycie to wszystko”. Konkludując zatem: słowa „nie przeminie to pokolenie, aż ujrzycie to wszystko” dotyczą w Mt wydarzeń związanych ze zburzeniem Jerozolimy w 70 roku n.e., jakie mogli ujrzeć niektórzy słuchacze Jezusa.


Marek opisuje wydarzenia sprzed okresu, w którym Paweł z Tarsu pisał swoje listy, ale te listy są wcześniejsze od Ewangelii Marka. Teoretycznie jest więc możliwe, że bliskość końca świata zapoczątkował Paweł, ale żeby wzmocnić rangę tej nauki, przypisano ją Jezusowi. Jest to jednak możliwość jedynie czysto teoretyczna. Po pierwsze Paweł nie miał aż takiego autorytetu, żeby wszyscy podchwycili jego pomysł, jeśli nie miałby oparcia w autentycznym nauczaniu Jezusa; po drugie bardzo wątpliwe jest, by tak ważną kwestię przypisano Jezusowi fałszywie.


    Odpowiedź:


    To są puste spekulacje i nie ma tu co komentować.


Z drugiej strony Jezus jako fałszywy prorok to nie jest coś, czego się spodziewamy po Bożym Synu, czy chociaż Bożym wysłanniku. Może więc zarówno Paweł, jak i Marek się mylili? Gdyby tak było, późniejsi autorzy (Mateusz, Łukasz i Jan) sprostowaliby tę błędną naukę, tymczasem mamy do czynienia jedynie z wygaszaniem oczekiwań na bliskość powtórnego przyjścia Jezusa. Im późniejszy autor, tym mniejszy nacisk na oczekiwanie, że dożyje „końca czasów”. Jednak i u autorów późniejszych niż Paweł i Marek, zachowały się słowa Jezusa o tym, że koniec świata jest „we drzwiach”:
Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie syn człowieczy (Mt 10, 23).


    Odpowiedź:


    Kolejny tekst wyrwany przez Boruszewskiego z kontekstu i zmanipulowany. Znów kłania się u Boruszewskiego brak jakichkolwiek analiz gramatycznych czy egzegetycznych tekstu greckiego, przytacza on jedynie popularne polskie tłumaczenie tekstu (dopasowując je zresztą do swojej odgórnej tezy o końcu świata w I wieku naszej ery, zamiast przede wszystkim uważnie analizować kontekst otaczający to zdanie). W ten sposób Boruszewski przeoczył jednak pewne niuanse, które w tłumaczeniu zostały zgubione. Wyjaśnijmy więc, że po pierwsze, w mówiącym o przyjściu Jezusa greckim zdaniu z Mt 10,23 wcale nie mamy trybu orzekającego, lecz przypuszczający, co całkowicie zmienia postać rzeczy, bowiem w takim wypadku Jezus nic nie orzekał o swym domniemanym przez Boruszewskiego przyjściu w I wieku naszej ery. Przetłumaczone w Mt 10,23 na „przyjdzie” słowo elthe jest w aoryście czynnym trybu subiunctivus, czyli coniunctivus. Mamy tu więc do czynienia z czasem przeszłym dokonanym i czasownikiem w trybie przypuszczającym (stojący obok niego czasownik telesete również jest w aoryście czynnym trybu subiunctivus). Użycie słowa elthe w trybie przypuszczającym dobrze widać w kilku miejscach Septuaginty. Na przykład w Rdz 42,15 Józef mówi swym braciom, że nie puści ich, chyba że „przyszedłby wasz brat najmłodszy” (ho adelfos hymon ho neoteros elthe). W 2 Sm 24,13 Gad pyta się Dawida, czy ma nastać siedem lat głodu, czy chce on trzy miesiące uciekać przed wrogiem, czy może „ma przyjść trzy dni zarazy” (ei elthe soi tria ete limos). Słowo elthe jest zatem używane w trybie przypuszczającym, słowo to nie mówi w tym wypadku, że coś na pewno się stanie, tylko co by było, gdyby tak się stało. Patrz też w LXX takie wersy jak: Pwt 13,3; 29,21; Sdz 4,20; 1 Sm 26,10; 1 Krl 8,31; 2 Krl 5,6; 2 Krn 6,22,32; Ezd 10,8; Jdt 7,31; 1 Mch 2,41; Zch 14,18; Ez 14,7; itd., gdzie również dobrze widać, iż słowo elthe jest używane w znaczeniu czegoś co może się stać, choć nie musi. Niżej rozwinę jeszcze wnioski, jakie dla interpretacji Mt 10,23 wynikają z tego faktu, że w Mt 10,23 Jezus użył trybu przypuszczającego.


    Po drugie i najważniejsze, Boruszewski, odrywając tekst z Mt 10,23 od poprzedzającego go kontekstu, traci z oczu pełną wymowę tej jednostki tematycznej. Gdyby jednak uwzględnił ten kontekst, to zobaczyłby, że Jezus, mówiąc od Mt 10,22 o prześladowaniach z powodu „swego imienia”, uspokaja swych uczniów, że w razie gdyby prześladowania te wzmogły się do tego stopnia, iż będą oni musieli w swej ucieczce „obchodzić” miasta Izraela, to nie powinni się wtedy bać, bowiem wtedy Jezus byłby w stanie przyjść szybciej niż Jego uczniowie byliby w stanie obejść wszystkie miasta Izraela (w celu znalezienia schronienia przed prześladowcami). Jezus, mówiąc o tym, używa – jak wspomniałem wyżej – trybu przypuszczającego, co uwypuklono w tekście greckim, nie zakłada więc tym samym na pewno, że dokładnie taki właśnie będzie przebieg wydarzeń. Jest to raczej snucie pewnych hipotez nawiązujących do ewentualnego przebiegu sytuacji. Takie jest pełne wyjaśnienie wyrwanych przez Boruszewskiego z kontekstu słów Jezusa z Mt 10,23.


    Z tego punktu widzenia rzeczone zdanie z Mt 10,23 niesie ze sobą w powiązaniu z kontekstem go poprzedzającym sens: nie bójcie się, gdy będziecie uciekać, nie będzie dla was istniał w razie czego problem, że nie ma już gdzie się skryć w Izraelu, bo ja zdążę przyjść prędzej, niż powstanie problem braku znalezienia schronienia. Jezus pokazuje tu, że Jego potęga jest większa niż potęga prześladowców jego uczniów. I taki właśnie jest sens zdania z Mt 10,23, który to sens zupełnie zignorował tu Boruszewski bo naciągnął ten tekst jedynie pod swą odgórną tezę o końcu świata w I wieku n.e.


    Nie jest natomiast celem zdania z Mt 10,23 zapowiadanie, iż Jezus przyjdzie szybciej niż jego uczniowie zdążą niby opowiedzieć o Nim, „obchodząc” miasta Izraela, jak zakłada wyżej Boruszewski. Kontekst poprzedzający zdania z Mt 10,23 w ogóle nie mówi nic o działalności misjonarskiej uczniów Jezusa, stąd Boruszewski zwyczajnie manipuluje tu swymi czytelnikami, gdy sugeruje, że w takim znaczeniu słowo „obchodzić” występuje w Mt 10,23. Jednakże kontekst poprzedzający Mt 10,23 zdecydowanie traktuje o prześladowaniach, stąd mówiąc „o obchodzeniu miast Izraela” w Mt 10,23 Jezus ma na myśli właśnie ucieczkę przed prześladowaniami i nic więcej.


Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię» (Mt 11, 2-5).
Tak samo i wy, kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą (Mt 24, 33-35).


    Odpowiedź:


    Z żadnego z tych wersów nie wynika, że koniec świata miał nastąpić w czasach Jezusa.


O jakim „wszystkim” mówi Jezus u Mateusza? Odpowiedzią na to pytanie są wersy wcześniejsze, w których opisuje apokaliptyczny koniec świata. Dlaczego to robi? Z powodu pytania uczniów:
A gdy siedział na Górze Oliwnej, podeszli do Niego uczniowie i pytali na osobności: «Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak Twego przyjścia i końca świata?» (Mt 24, 3).
Ponieważ przemowa Jezusa jest całością, zarówno opis „dni ostatnich”, jak i słowa o bliskości, drzwiach i pokoleniu, są odpowiedzią na pytanie o koniec świata i związany z nim powrót Jezusa. 


    Odpowiedź:


    Znowu Boruszewski manipuluje w tym miejscu i jest to bardzo ważne miejsce. Pytanie uczniów było o znak przyjścia Jezusa i końca świata. Nie znaczy to jednak, że Jezus zgadzał się z pytaniem uczniów i łączył zburzenie Jerozolimy w 70 roku ze swoim powtórnym przyjściem. To bardzo istotna uwaga i uczulam czytelników na ten element. Niżej jeszcze on się pojawi.


W przemowie Jezusa przewijają się wątki znane nam już z wcześniej cytowanych fragmentów Nowego Testamentu, czyli anioł z trąbą i zwodziciele. Także zalecenia Jezusa przypominają nam słowa Pawła o tym, „aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci”:
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. /…/ Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt 6, 25-34).


    Odpowiedź:


    Widzicie tu coś o „końcu świata”?


Ponieważ powyższe rady Jezusa stanowią nakaz skoncentrowania się na wyższych celach aniżeli doczesne życie, najsensowniejszym wyjaśnieniem jest, że dotyczą „dni ostatnich”, podobnie jak słowa Pawła w 1 Kor 7. Wobec faktu, że za chwilę nastąpi koniec świata, faktycznie bez znaczenia są troski o przyszłość ziemskiego bytowania; znaczenie ma tylko to, co pomoże przypodobać się Bogu, być dobrze ocenionym na jego Sądzie, co pozwoli się znaleźć w Królestwie Bożym, i to nie Królestwie rozumianym metaforycznie, ale tak, jak je rozumiano w czasach Jezusa, czyli w sensie apokaliptycznym.


    Odpowiedź:


    To jest bardzo naciągane rozumowanie. Aby je odeprzeć wystarczy zauważyć, że mamy dziś wiele wspólnot religijnych (i nie tylko), które żyją w warunkach pogardy dla życia doczesnego i w ogóle nie spodziewają się bliskiego końca świata. Patrz choćby klasztory buddyjskie.


Odwleczenie w czasie eschatonu
W związku z powyższym rodzi się pytanie: jak to możliwe, żeby pomimo niespełnionego proroctwa Jezusa nadal w niego wierzono? Można odpowiedzieć pytaniem: a jak to możliwe, że pomimo tego, że nie nastąpił zapowiadany przez Świadków Jehowy koniec świata, ten związek wyznaniowy wciąż istnieje? Jak to możliwe, że pomimo niewypełnienia przez Jezusa tego, co należy do Mesjasza, niektórzy Żydzi uwierzyli, że nim był/jest? Odpowiedzią jest prosty i zadziwiająco skuteczny zabieg: reinterpretacja.


    Odpowiedź:


    Analogia Boruszewskiego w stronę świadków Jehowy jest fałszywa. Świadkowie Jehowy podawali konkretne daty końca świata. Jezus zaś nigdzie nie powiedział, że koniec świata nastąpi w I wieku n.e. Tego Boruszewski nie wykazał w swym tekście.


Niektóre wypowiedzi Jezusa faktycznie brzmią wieloznacznie i wygląda na to, że można je różnie rozumieć. Gdy się jednak zbada, w jakim padają kontekście – na przykład „pokolenie” – widać wyraźnie, że wcale takie wieloznaczne nie są.


    Odpowiedź:


    Wyżej wykazałem, że słowo „pokolenie” w Biblii jest bardzo wieloznaczne. Boruszewski nie zdaje sobie z tego sprawy i w tym punkcie dość dobrze widać jego brak przygotowania do wypowiadania się w zakresie biblistyki.


W dodatku objaśniają je inne zwroty, już nie wieloznaczne, które chociaż nie padają w tym samym miejscu, to w takim samym kontekście. Gdy nie ma pewności, jak interpretować dany fragment, zawsze warto poszukać pomocy w innym fragmencie mówiącym o tym samym, ale mniej wieloznacznie. Chrześcijańscy apologeci próbują to tłumaczyć na różne sposoby. Twierdzą na przykład, że pytania uczniów w szóstym rozdz. Mateusza o czas zburzenia Świątyni, powtórnego przyjścia Jezusa i końca świata, to pytania o wydarzenia różne czasowo. 


    Odpowiedź:


    Bo tak właśnie jest.


Otóż te pytania dotyczą elementów jednego, większego wydarzenia, co zresztą widać po odpowiedzi Jezusa, w której od 30. wersu Mt 6 mowa jest o znakach poprzedzających przyjście Syna Człowieczego, co zakończy aktualny stan świata i zapoczątkuje nowy, czyli Jezus pytanie uczniów o kilka spraw rozumie jako pytanie o jedną: apokaliptyczny koniec świata, w czasie którego nastąpi kilka kluczowych zdarzeń.


Odpowiedź:


    To jest kolejne naciąganie tekstu z Mt 24, który wcale tego nie mówi. Boruszewski musiał więc to dopowiedzieć do tego tekstu. Odsyłam do analizy na naszej stronie, w której zostało ukazane, że w Mt 24 Jezus nie łączy swego powtórnego przyjścia ze zburzeniem Jerozolimy w 70 roku n.e.:

https://www.apologetyka.info/ateizm/czy-jezus-zapowiada-koniec-swiata-na-i-wiek-naszej-ery,1300.htm 


Innym wyjaśnieniem jest, że uczniowie mieli błędne mniemania dotyczące końca świata, co nie znaczy, że Jezus je podzielał. Jednak najwyraźniej podzielał, skoro nie wyprowadził uczniów z błędu, nie poprawił, a po prostu odpowiedział na ich pytania.

 
Odpowiedź:


    Odpowiadając uczniom w Mt 24 Jezus poprawił uczniów i wyjaśnił im, że zburzenie Jerozolimy w 70 roku n.e. i Jego powtórne przyjście to dwa oddzielne wydarzenia. Tej odpowiedzi Jezusa Boruszewski po prostu nie zrozumiał.


Tym bardziej by poprawił, wyjaśnił, co ma na myśli, że w tych czasach wielu prorokowało bliskość „dni ostatnich”, mając na myśli apokaliptyczny koniec świata, a nie jakiś metaforyczny i to – jak chcą niektórzy – adresowany do wszystkich przyszłych pokoleń, a nie tylko do swoich uczniów. Przecież skoro zwracał się do nich („tak samo i wy”), z nimi rozmawiał, to miał na myśli ich, a nie jakichś przyszłych, anonimowych czytelników.


    Odpowiedź:


    To jest bez związku. O żadnej „metaforze” nikt tu nie mówi. Nie mam pojęcia skąd Boruszewski to wytrzasnął.


Zarówno Jezus, jak i Paweł z Tarsu (a także inni nowotestamentowi autorzy) adresowali swoje wypowiedzi o końcu świata do konkretnych ludzi; nic w tych wypowiedziach nie wskazuje na to, że adresatów rozszerzają na szereg pokoleń żyjących na przestrzeni tysięcy lat. Zresztą wtedy ich wypowiedzi nie miałyby sensu, nie niosłyby żadnej przydatnej informacji, nie współgrałyby też z życiowymi zaleceniami, które – co omówiono wcześniej – idealnie pasują właśnie do czasów końca świata, a nie do „nie wiadomo kiedy” albo „zawsze”.


    Odpowiedź:


    Tylko ten „koniec świata” Boruszewski sobie odgórnie założył więc i nic dziwnego, że mu się „musi zgadzać”. Wyżej już pokazałem na podstawie przykładów ze Starego Testamentu, że wypowiedzi o bliskości nadejścia Pana istniały w Pismach już od kilkuset lat i nie przeszkadzało to ludziom w czasach Jezusa odnosić tych fragmentów również do siebie, choć autorzy tych Pism ST zdawali się kierować swe przesłanie tylko do im współczesnych. Tak samo wypowiedzi Jezusa i innych autorów NT, choć są kierowane do im współczesnych, to nie wyklucza to tego, że są też kierowane do nas dzisiaj. Mają praktyczne znaczenie również dla nas ponieważ w skali boskich ram czasowych przyjście Pana jest wciąż aktualne i wciąż jest blisko, dlatego też chrześcijanin powinien żyć wciąż tak jakby była ta „ostatnia godzina”. Rozumieli to chrześcijanie czasów Jezusa i rozumieją to też współcześni chrześcijanie. Nie rozumie tego Boruszewski.


Termin „pokolenie” nie może oznaczać ludzi żyjących w jakimś dłuższym odcinku czasu także dlatego, że zdanie z „pokoleniem” poprzedzają słowa „tak samo i wy”, co wyraźnie wskazuje na to, że Jezus miał na myśli pokolenie jemu współczesne.


    Odpowiedź:


    Boruszewski rozumuje tutaj niepoprawnie logicznie. Zwrot „tak samo i wy” wcale nie wskazuje, że Jezus miał na myśli tylko pokolenie Jemu współczesne. Wręcz przeciwnie. Zbitka „tak samo” wskazuje, że chodzi tu także o innych ludzi. Zwrot ten wskazuje więc co najwyżej na to, że Jezus miał na myśli również pokolenie Jemu współczesne. Chrześcijanie wszystkich czasów mają tak samo czuwać i być gotowi na przyjście Pana, bez względu na to czy żyją teraz, czy dwa tysiące lat temu. Zawsze trzeba żyć tak jakby Pan był już u drzwi. Bo jest. Chodzi o aspekt gotowości, bez względu na to czy Jezus powróci teraz, czy za 1000 lat. Tego aspektu nie pojmuje właśnie Boruszewski.


Terminu „ostatnia godzina” itp. nie można traktować metaforycznie, jako bliżej nieokreślony odcinek czasu, bo terminy „ostatnia godzina”, „blisko”, „jest we drzwiach”, nie oznaczają dwóch tysięcy lat albo i więcej. 


    Odpowiedź:


    Jak punkt wyżej. Aspekt gotowości i czujności wymaga od nas nastawienia takiego, jakby Jezus miał wrócić za godzinę. Trzeba cały czas tak właśnie żyć, jakby Jezus stał u drzwi. Tego elementu nie uświadamia sobie właśnie Boruszewski. Wyżej przytaczałem już fragmenty ze Starego Testamentu, w których też znajdujemy zapisy, że nastanie dnia sądu Jahwe jest blisko. Wierzący czasów Jezusa czytali Stary Testament i znali te zapisy. Doskonale wiedzieli, że zapisy te powstawały nawet ponad pół tysiąca lat wcześniej. Mimo to nie interpretowali tego jako niespełnione zapowiedzi. Rozumieli skale teologiczne i zakres ram boskiego wymiaru czasu, gdzie takie terminy jak „blisko” miały względne znaczenie, były formułowane raczej z perspektywy boskiej niż ludzkiej. „Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” (2 P 3,8, Biblia Tysiąclecia). Boruszewski uważa, że terminu „ostatnia godzina” nie należy interpretować metaforycznie. Czyżby? Naprawdę Boruszewski wierzy w to co tu napisał? To która to była dokładnie godzina? Przeprowadźmy pewne rozumowanie i w zgodzie z założeniem Boruszewskiego przypuśćmy, że biblijny autor zwrotu „ostatnia godzina” rozumiał ten zwrot dosłownie, a nie metaforycznie. Gdy się z tym zgodzimy, to dojdziemy do absurdów. Powiedzmy, że autor użył tego zwrotu o godzinie 15.30, gdy pisał ten list. Wynika z tego, że do końca świata została tylko jedna godzina. Koniec świata powinien nastąpić najpóźniej o 16.30, w godzinę po napisaniu tych słów. Ale to nie miałoby żadnego sensu bo nie było wtedy Internetu i ten list na pewno nie dotarłby do odbiorców w godzinę od napisania tych słów. Jeśli nawet dotarł następnego dnia to zwrot „ostatnia godzina” nie miał już najmniejszego sensu. Koniec świata powinien nastąpić przed dotarciem tego listu. No chyba, że chodziło o „ostatnią godzinę” tych, którzy czytali ten list. Ale w tej sytuacji mamy kolejną trudność bo okazuje się, że „ostatnia godzina” autora tego listu nie była tak naprawdę jego „ostatnią godziną”. Musiał on wstrzymać swą „ostatnią godzinę” aż do momentu gdy jego odbiorcy przeczytali ten list. Być może dysponował on jakimś bankiem czasu ale nic o tym nie wiemy (no chyba, że Boruszewski coś o tym wie ale nie chce nam powiedzieć). Jednak nawet po przeczytaniu tego listu przez jego odbiorców, wciąż był on kopiowany w kolejnych odpisach i trafiał do innych kościołów lokalnych w tym czasie i późniejszym, aż w końcu trafił do oficjalnego kanonu Nowego Testamentu. Był czytany i rozważany przez setki lat nim trafił do oficjalnego kanonu. Jest rozważany do dziś, dwa tysiące lat później. Wszyscy czytelnicy tego listu natrafili na zwrot „ostatnia godzina” i jakoś nikt nie zinterpretował tego dosłownie. Nie da się zinterpretować dosłownie tego zwrotu, bo każda taka interpretacja doprowadzi do logicznych i czasowych sprzeczności, na jakie przed chwilą właśnie wskazałem. Ten zwrot jest więc jak najbardziej metaforyczny i upierając się przy jego dosłownym odczytaniu Boruszewski ląduje w obszarze absurdu i wspomnianych sprzeczności, którymi obarczona jest jego literalna interpretacja.

    
Na obejście wszystkich miast Izraela też nie potrzeba aż tyle czasu (Mt 10, 23), nawet w czasach Jezusa z powodzeniem można to było zrobić za życia jednego pokolenia.


    Odpowiedź:


    Ten wers był już omawiany wyżej i Boruszewski zmanipulował go, wyrywając go z kontekstu i ignorujac tryby gramatyczne jakie pojawiają się tu w tekście greckim. Odsyłam więc czytelnika do tego co już było powiedziane wcześniej na ten temat.


Konsekwencją przyjęcia argumentacji, że oczekiwania pierwszych chrześcijan wynikały z błędnego zrozumienia słów Jezusa, byłaby konieczność uznania, że albo Jezus niechcący wprowadził swoich uczniów w błąd, albo zrobił to celowo. Pierwsze wyjaśnienie robi z Jezusa kogoś, kto nie potrafi komunikować się ze swoimi rozmówcami,


    Odpowiedź:


    Nieprawda, nie ma tutaj takiego wynikania. Istnieją nawet filozofowie jacy wskazują na nieścisłość języka matematyki. Zawsze istnieje więc możliwość, że ktoś opacznie zrozumie nawet najbardziej precyzyjne zwroty. Ale nie musimy się tu uciekać aż do takiego wyjaśnienia i wystarczy wskazać, że nic nie wiemy o tym czy przedwczesne oczekiwania niektórych chrześcijan na powrót Jezusa wynikały akurat z Jego słów. Nowy Testament nigdzie nam o tym nie mówi. Nie wiemy na przykład czy jacyś fałszywi nauczyciele nie zaczęli rozpowszechniać takiej nauki w oparciu o własne widzimisię. Powyższe rozumowanie Boruszewskiego jest więc bezpodstawne.


 drugie wprowadzałoby zawirowanie teologiczne, którego omawiać w tym miejscu nie ma potrzeby. Moim zdaniem Jezus wierzył w rychły koniec świata, a wierzył w to, bo – jak wielu Żydów – miał nadzieję na poprawę losu swoich rodaków, na przywrócenie świetności Izraela z czasów Dawida, a jako człowiek głęboko wierzący nadzieje te wiązał – jak wielu innych Żydów – z ingerencją Boga w ziemskie sprawy.


    Odpowiedź:


    To tylko prywatna opinia Boruszewskiego. Nigdzie w swym tekście nie wykazał on, że Jezus wierzył w rychły koniec świata. Taki wniosek wynika tylko i wyłącznie z nadinterpretacji Nowego Testamentu w wykonaniu Boruszewskiego. Uwypuklam to właśnie w niniejszej polemice.


Powrót Eliasza
Według wierzeń żydowskich jednym ze znaków bezpośrednio poprzedzających pojawienie się Mesjasza miał być powrót Eliasza z nieba – nic więc dziwnego, że prorokiem, który najczęściej jest przywoływany w Nowym Testamencie, jest właśnie Eliasz. Do Eliasza jest porównywany (albo za niego brany) zarówno Jan Chrzciciel (MT 17, 9-13; Łk 1,17), jak i Jezus (Mt 16, 14; Jn 1,21). Ten pierwszy ma do przekazania bardzo ważną informację (którą ten drugi podchwyci i też ją będzie głosić):
„Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 3, 2).
Nie jest to informacja, którą Jan Chrzciciel otrzymał w jakimś objawieniu. Wystarczyło, że dorastał w tamtym czasie i tamtym miejscu, przecież oprócz niego historia w swej pamięci zachowała także innych apokaliptyków, chociażby Theudasa i Egipcjanina.
Innym dowodem, że w czasach najwcześniejszego chrześcijaństwa uważano, że już nastały czasy mesjańskie, jest genealogia Józefa w Ewangelii Mateusza. Według Józefa Kellera 5 genealogia tam przedstawiona ma konstrukcję zbudowaną na micie apokaliptycznym. Podstawą tej konstrukcji jest liczba 7, a wyjaśnienie tej symboliki znajduje się w apokryficznej Księdze Henocha, w części zwanej „Apokalipsą dziesięciu tygodni”. Dziesiąty tydzień historii świata to tydzień mesjański – według genealogii przedstawionej przez Mateusza Jezus urodził się właśnie w tym tygodniu.
Według tego samego Mateusza po zmartwychwstaniu Jezusa
groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu (Mt 27, 52-53).
Powodem umieszczenia tej historii w opowieści o Jezusie jest chęć przekonania czytelników, że żyją w czasach końca świata, wierzono bowiem, że w „dniu Pańskim” zmartwychwstaną żydowscy święci.


    Odpowiedź:


    Z tekstów tych wynika tylko tyle, że wraz z narodzeniem Jezusa rozpoczęły się czasy mesjańskie (sam Jezus w Łk 17,21 mówi o tym, że Królestwo Boże jest już pośród uczniów). Ale koniec świata i sąd Boży nad wszystkimi narodami to zupełnie osobna historia. Jedno z drugim wcale nie musi się łączyć. To kolejna rzecz, której Boruszewski nie zrozumiał. Co do terminu „blisko” odnośnie królestwa Bożego to pisałem wyżej, że termin ten spotykamy już w księgach Starego Testamentu, które powstały setki lat przed narodzeniem Jezusa. Nikt jednak nie rozumiał tego w skali ludzkich ram czasowych, tak jak Boruszewski. Niewierzący nie mają ducha Bożego i błądzą przy próbie zrozumienia Pism. Widać to bardzo wyraźnie zwłaszcza w przypadku Boruszewskiego.


Wiara Jezusa w rychły koniec świata nie wzięła się znikąd i nie była czymś wyjątkowym w tamtych czasach, a przeciwnie, była mocno umocowana w żydowskiej tradycji. Elementy doskonale znane z Nowego Testamentu – Postać Syna Człowieczego, wieczne Królestwo, niespotykany wcześniej ucisk w dniach ostatnich – bez trudu odnajdziemy w Księdze Daniela. Zniszczenie Świątyni Jerozolimskiej, sąd ostateczny, Mesjasz i zmartwychwstanie Świętych to motywy związane w judaizmie czasów Jezusa z apokaliptycznym końcem świata. Ks. Mariusz Rosik jako główne tematy żydowskiej apokaliptyki mającej swoje odzwierciedlenie w Nowym Testamencie wymienia: „próba i ostateczne kataklizmy, przybycie Eliasza jako poprzednika Mesjasza, pojawienie się samego Mesjasza, ostatnie ataki sił szatańskich i ich destrukcja, odnowienie Jerozolimy, zgromadzenie rozproszonych z Izraela, ustanowienie chwalebnego królestwa, odnowa świata, powszechne zmartwychwstanie i sąd ostateczny”. To wszystko znamy z Nowego Testamentu, gdzie Królestwo Boże/Niebieskie wymienione jest około sto razy.


    Odpowiedź:


    Wszystko to może i prawda ale wydarzenia te w skali apokaliptycznej są dużo bardziej rozciągnięte w czasie niż tylko I wiek naszej ery. Pierwszy wiek był tylko początkiem czasu końca, a nie końcem. Boska rama czasowa ma dużo szerszą perspektywę niż rama czasowa Boruszewskiego. Dlatego właśnie rozumuje on w tak zawężonej skali. Ale to nie jest skala Boga. Dla Boga czasy ostateczne mogą trwać nawet kilka tysięcy lat. Bo czemu nie. Tym bardziej, że kilka tysięcy lat to zaledwie ułamek sekundy w skali czasu trwania świata, który wedle szacunków nauki trwa ponad 10 miliardów lat.


Zdając sobie sprawę z kontekstu czasu i miejsca, w zupełnie innym świetle widzimy relację Marka o początkach działalności Jezusa:
Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! (Mk 1, 15).
Ewangelia głoszona przez Jezusa to było właśnie głoszenie bliskości Królestwa Bożego (a co za tym idzie apokaliptycznego końca świata), co potwierdza też Mateusz:
Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»” MT (4, 17).
Wiele spośród swoich mów Jezus umieszcza w kontekście Królestwa; przykładem jest jego odpowiedź na pytanie „uczonego w Piśmie” o najważniejsze przykazanie. Jezus wymienia trzy przykazania, a rozmowę kończy słowami skierowanymi do swego rozmówcy:
Niedaleko jesteś od królestwa Bożego (Mk 12, 28-34).
Inne przykłady to chociażby Mk 9, 1; Mk 10, 15; Mt 5, 17-37; Mt 18, 3-4; Łk 2, 22. 
Dalej Jezus mówi: 
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5, 17-37).


    Odpowiedź:


    Znowu Boruszewski naciąga i nadinterpretowuje teksty. Czy ktoś tam widzi coś o „końcu świata” w I wieku naszej ery? Nic takiego tam nie ma. Boruszewski musiał ponownie dodać swe odgórne założenia do tych tekstów bo te teksty już tych jego odgórnych założeń nie zawierają. Wszystkie te fragmenty mówią o bliskości Królestwa Niebieskiego. Ale to samo mówił Stary Testament od blisko tysiąca lat przed narodzeniem Jezusa. Nic nowego. Fragmenty z ST przytaczałem już wyżej. W czasach Jezusa czytano te teksty z ST i wcale nie uważano, że „blisko” dla autorów Starego Testamentu musiało oznaczać „koniec świata” w czasach autorów Starego Testamentu. Gdy więc spotykamy takie terminy jak „blisko” w Nowym Testamencie to autorzy tych tekstów też nie musieli uważać, że „blisko” oznacza „za ich życia”. Boskie kategorie i ramy czasowe są inne i dużo szersze niż zawężone ramy czasowe w rozumowaniu Boruszewskiego. Dlatego właśnie naciąga on te teksty pod swe błędne rozumienie.


Nie jest tematem tego artykułu szukanie wyczerpującej odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że judaistyczne pojmowanie Królestwa Bożego zamieniło się na pojmowanie chrześcijańskie (to samo dotyczy Mesjasza). Za odpowiedź musi starczyć wyjaśnienie: dokonano reinterpretacji wobec braku nadejścia paruzji. Nie nastało Królestwo Boże w judaistycznym sensie (sensie zrodzonym z uwarunkowań politycznych i społecznych) i Jezus nie okazał się Mesjaszem, na jakiego Żydzi czekali. Jeśli nadal miano wierzyć w Jezusa, musiano pojęcia Królestwa i Mesjasza zreinterpretować. Historię chrześcijaństwa można widzieć także właśnie jako historię reinterpretacji, w tym słów Jezusa o rychłym końcu świata.


    Odpowiedź:


    To wszystko są tylko błędne reinterpretacje Boruszewskiego. Po prostu nie rozumie on, że idea i historia chrześcijaństwa są inne niż jego błędna reinterpretacja historii i idei chrześcijaństwa. Dlatego tak uparcie trwa on przy tej swojej błędnej reinterpretacji. I wyżej ukazałem punkt po punkcie wszystkie elementy błędnych reinterpretacji Boruszewskiego. Z jego tekstu nie wyciąłem ani jednego zdania i skomentowałem wyczerpująco każdy element jego układanki. Błędnie skonstruowanej układanki.


Czy to się kiedyś skończy?
Jak Jezus nie był pierwszym, który głosił rychły koniec świata, tak i nie był ostatnim. Jak już zostało tu napisane, głosili to za nim jego pierwsi wyznawcy, w tym Paweł z Tarsu, na tym jednak – gdy koniec świata nie nadszedł, a Jezus nie powrócił, by sądzić żywych i umarłych – sprawa się nie zakończyła. 


Odpowiedź:


    Te same błędne wnioski co wyżej, powtarzane już tylko ad nauseam.


W bliskość końca świata wierzono jeszcze w II wieku, a także później. Bart D. Ehrman w Jesus: Apocalyptic Prophet of the New Millennium wymienia kilka ruchów i postaci, które od czasów Jezusa aż po dziś głosili/głoszą nowinę, że – jak nauczał Jezus – nie ma co się troszczyć o dzień dzisiejszy, bo on zaraz przeminie, zastąpi go apokaliptyczny koniec świata, najlepiej jest porzucić pracę, rozdać majątek i zacząć się modlić.
W drugiej połowie II wieku sporą popularność zdobyli montaniści pod wodzą Montanusa. Joachim z Fiore (ur. w 1135 roku) nie podał dokładnej daty, ale jego zwolennicy zrobili to po jego śmierci – koniec świata miał nastąpić w roku 1260. Jeśli tak się stało, to nikt tego nie zauważył i niejaki William Miller (1782-1849) musiał na nowo wyliczyć koniec świata. Wyszło mu, że nastąpi w 1843 roku. Jakiż zawód musieli przeżyć ci, którzy wierząc Millerowi, porzucili pracę albo rozdali majątki.
W 1970 roku niejaki Hal Lindsey stał się jednym z najnowocześniejszych proroków, bo obwieścił, że do końca 1980 roku nastąpi apokaliptyczny koniec świata w postaci termonuklearnego holokaustu, który – gdyby nie Boża interwencja – odebrałby ludzkości wszelką nadzieję na ocalenie kogokolwiek i czegokolwiek. Na szczęście Bóg nie musiał interweniować, bo także Lindsey się pomylił.
W 2. połowie XX wieku, podparty autorytetem przynależnym inżynierowi NASA, także Edgar Whisenant przeprowadził tyleż skomplikowane, co i błędne, jak się wkrótce okazało, wyliczenia daty „wielkiego ucisku” i powrotu Jezusa. Z jego pomyłki z pewnością nie ucieszyli się ci wszyscy, o których wkrótce trąbiono w telewizji, że przestając się troszczyć o życie doczesne i poświęcając całe dnie na modlitwy, postawili na konia, który w ogóle nie pojawił się na mecie, czyli na najgorszego z możliwych.
Mamy XXI wiek, a głoszenie rychłej paruzji ma się równie dobrze jak 2000 lat temu. Sprzyjają temu zawirowania społeczno-ekonomiczno-polityczne, które mają miejsce na świecie. Również obecna pandemia staje się kolejnym argumentem współczesnych apokaliptyków. Apokaliptyzm jest więc ponadczasowy i nic nie wskazuje na to, by miało się to w przyszłości zmienić.


    Odpowiedź:


    Wszystkie te błędne oczekiwania na rychły koniec świata wynikają jedynie z pochopnych pragnień niektórych ludzi. Nie są one jednak ideą zawartą w nauczaniu Jezusa i Nowego Testamentu. Gdy dokładnie i bez odgórnych uprzedzeń prześledzimy nauczanie Jezusa i Nowego Testamentu to odkryjemy jedynie to, że mamy żyć tak jakby przyjście Pana miało nastąpić w każdej chwili. Ale to wcale nie oznacza, że Jezus powróci za naszego życia. W Nowym Testamencie znajdujemy także zapisy, że niektórzy chrześcijanie oczekiwali na koniec obecnego porządku rzeczy za ich życia. Nie było to jednak nauczanie autorów Nowego Testamentu ale jedynie mylne mniemanie, które ci autorzy prostowali (2 P 3,3-9). Boruszewski zna te fragmenty i je nawet przytacza w swym artykule. Ignoruje to jednak i widzimy po tym, że dość tendencyjnie odczytuje Nowy Testament. Nie znajdziemy w Nowym Testamencie nauczania, że koniec świata nastąpi w I wieku naszej ery. Ateiści i „racjonalisci” musieli więc dośpiewać to sobie do Nowego Testamentu i jednym z takich autorów jest Boruszewski. Ale to tylko bajka „racjonalistów” i ateistów. Wierzą oni w wiele bajek. Boruszewski nigdzie nie wykazał, że Jezus i autorzy pism Nowego Testamentu zapowiadali koniec świata na I wiek naszej ery. Takiej nauki w Nowym Testamencie po prostu nie ma. Znamy ten zarzut od wielu lat i nie jest on nowy. Na naszym portalu pojawiło się więc na przestrzeni czasu kilka tekstów, w których polemizowaliśmy z tym zarzutem. Listę linków do tych tekstów czytelnik znajdzie poniżej. Boruszewski jest tylko kolejnym autorem powtarzającym już tylko ten stary zarzut. Nie ma tu nic poza odgrzewaniem starych kotletów. A oto obiecana lista linków, w których wielokrotnie zajmowaliśmy się wspomnianym zarzutem o „koniec świata”:


https://www.apologetyka.info/ateizm/czy-jezus-zapowiada-koniec-swiata-na-i-wiek-naszej-ery,1300.htm


https://www.apologetyka.info/racjonalista/czy-jezus-przepowiedzia-apostoom-koniec-swiata-za-ich-zycia,72.htm 


https://www.apologetyka.info/ateizm/czy-jezus-przepowiedzia-swoj-powrot-w-czasie-zburzenia-jerozolimy,1180.htm 


Polecam też film Stanisława Sylwestrowicza, który również zajmuje się odparciem tego zarzutu:
https://www.youtube.com/watch?v=ovdouCwryCA&feature=youtu.be+%28od+54%3A55%29 (od 54:55)


Verificator
 

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane