Polemika z rozdziałem 9 książki "Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi"
Tym razem nietypowo zacznę kolejny swój tekst wyjątkowo osobiście. Odkąd tylko pamiętam uważałem, że rozdział dziewiąty z książki „Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi” (rozdział ten traktuje o nauce o piekle) to najbardziej zwodzicielska porcja literatury z jaką miałem do czynienia w przypadku publikacji Towarzystwa Strażnica (dalej: TS). Kiedyś pożyczono mi rzeczoną książkę, aby uczynić ze mnie Świadka Jehowy (dalej: ŚJ). Była to pierwsza książka ŚJ jaką miałem w ręku. Lektura ta była momentami nawet wciągająca, chwilami powodowała znudzenie, czasem raziła infantylizmem. Jednakże rozdział 9 wspomnianej książki spowodował, że w głowie zapaliło mi się przysłowiowe czerwone światełko z napisem: „Uwaga! Robią cię w konia!”. Kto wie, gdybym zaczął swą przygodę ze ŚJ od innej książki, to może dziś spotykalibyście mnie roznoszącego publikacje TS podczas niedzielnych spacerów? A tak, stało się tak, jak się stało. Co ciekawe, nie byłem wtedy uprzedzony do ŚJ ani przez jakieś progiertychowskie „szwadrony śmierci”, czy inne bojówki spod sztandaru takiego czy innego radia katolickiego. Do lektury rzeczonej książki zasiadłem zupełnie obojętnie, będąc skazanym na odczucia jakie pojawią się dopiero w wyniku tejże. ŚJ mieli u mnie wtedy carte blanche, zupełnie czyste konto, które mogli sobie zapisać dowolnie. Ta książka zapisała je właśnie tak jak to przedstawię niżej. Być może sami ŚJ, którzy nie mieli okazji doświadczyć wolności ku takiej refleksji jakiej ja doświadczyłem, bo od razu wbijano im siłą do głowy wnioski z tej książki podczas jakiegoś studium Biblii, co już w zarodku tłumi możliwość jakiejkolwiek krytycznej autorefleksji, są ciekawi jak to się odbywa w przypadku kogoś, kto nie jest poddawany takiej presji. Jeśli jakiś ŚJ jest ciekawy, dlaczego inni nie zostali ŚJ tak chętnie jak on po przeczytaniu wspomnianej książki, to teraz ma dobrą okazję ku temu, aby znaleźć odpowiedź na swoje pytanie. Chociaż z drugiej strony ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła. Ale ŚJ w piekło nie wierzą, więc tym samym mogą bez obaw przystąpić do lektury niniejszych zwierzeń.
Niniejszy nieco wspomnieniowy tekst polemiczny ma na celu zaprezentowanie czytelnikowi refleksji jakie kołatały mi się po głowie podczas mojej pierwszej lektury wspomnianego rozdziału. Myśli te nie muszą być rzecz jasna pierwszorzędne pod względem jakości analizy teologicznej, ponieważ trudno oczekiwać, że ktoś kto ma pierwszy kontakt z literaturą ŚJ od razu będzie tryskał pomysłami na miarę mistrzów teologii i egzegezy biblijnej. Jednakże bardzo wyraźnie pamiętam tamte odczucia po dziś dzień i dlatego chcę zaprezentować te spostrzeżenia jako coś, co może stać się swego rodzaju upamiętnieniem pierwotnej świeżości głosu zdrowego rozsądku w obliczu jawnego gwałtu jaki ktoś chce przeprowadzić na tym rozsądku. Literatura TS raz po raz sprzedaje Ci ckliwe historie i opowiastki o tym, dlaczego ktoś został ŚJ. Tym razem możesz posłuchać o tym, dlaczego ktoś nie został ŚJ.
Już na samym początku wspomnianego rozdziału znajdujemy bardzo wątpliwe próby wyciągania wniosków. TS wpierw pyta, czy Bóg mógł stworzyć piekło. Już samo to pytanie naprowadza czytelnika na fałszywy wniosek, że Bóg jest twórcą piekła. Skoro piekło jest obrazem stanu duchowego, w jaki człowiek wpada na skutek własnych działań i decyzji polegającej na uporczywym odmawianiu wspólnoty z Bogiem, to jak można winić Boga za stworzenie stanu w jakim człowiek znalazł się de facto na własne życzenie? TS po prostu bezczelnie odwraca tu kota ogonem i czyni winnym Boga za tworzenie sytuacji, którą na swe własne życzenie spowodował sam człowiek, nie Bóg. W ten sam sposób TS odwraca kota ogonem na końcu rzeczonego rozdziału, gdzie znów sugeruje, że to Bóg jest twórcą piekła, ponieważ męczy tam ludzi przez wieczność za postępki, których dokonywali oni tylko przez „niewiele lat”.
Ale nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć następne odwrócenie kota ogonem przez TS w omawianym rozdziale, bowiem już tylko kawałek po jego rozpoczęciu przyrównują oni piekło do wyżyny Tofet, na której okoliczne narody paliły dzieci żywcem w starożytnej historii narodu wybranego (Jr 7,31). Rozumowanie TS przebiega tak: Bóg w Jr 7,31 powiedział, że myśl o spaleniu tych dzieci żywcem w ogniu nie zrodziłaby się w Jego sercu, jest On przecież miłością (1 J 4,8). A zatem Bóg ŚJ to Bóg miłości a Bóg chrześcijaństwa to Bóg palący sobie żywe i niewinne dzieci ogniem. Na pierwszy rzut oka jest to bardzo sugestywne zestawienie skrajności, nieprawdaż? Ale ja tu widzę manipulację, a nawet kilka. Po pierwsze, w teologii chrześcijańskiej piekło nie musi być pojmowane w znaczeniu literalnym, jest to bowiem przede wszystkim stan duchowy. A TS zrównuje to właśnie z literalnym paleniem żywych, małych i niewinnych istot w ogniu. Kompletnie fałszywa analogia. Zupełnie nietrafione porównanie. Nie do uniknięcia jednak dla ludzi, którzy w swej edukacji religijnej najwyraźniej nigdy nie wyszli poza dziecinny poziom zbyt dosłownego rozumienia banalnych symboli religijnych (przypomnijmy sobie opowieści o diabłach gotujących ludzi w smole). Następna manipulacja TS w tym miejscu polega na fałszywym uogólnieniu. Już mówię o co chodzi. TS rozumuje tak: skoro w Jr 7,31 Bóg mówi, że myśl o spaleniu tych dzieci żywcem w ogniu nie zrodziłaby się w Jego sercu, to oznacza to, że w Jego sercu w ogóle nie zrodziłaby się myśl o spaleniu kogokolwiek żywcem. I to jest właśnie manipulacja przez uogólnienie, tak sugestywna, że uśpiła czujność tak wielu. Tymczasem kto powiedział, że w Jr 7,31 Bóg ma na myśli coś więcej niż palenie wspomnianych dzieci? No właśnie nikt! Z tego wynika prosty wniosek: Bóg wcale nie powiedział, że w Jego sercu nie zrodziłaby się myśl o spaleniu żywcem kogokolwiek, przeciwnie, On mówił tylko tyle, że w Jego sercu nie zrodziłaby się myśl o paleniu żywcem dzieci na wyżynie Tofet jako ofiary dla innych bogów. Jest różnica? Jest! Jak byk. No i istotnie, Bóg nie tylko byłby w stanie spalić kogoś żywcem, czasem nawet z pozornie błahego powodu, ale wręcz nie raz to zrobił. Niestety. Spójrzmy na poniższe wersy z Biblii:
„Nadab i Abihu, synowie Aarona, wzięli każdy swoją kadzielnicę, nabrali do niej ognia, włożyli na niego kadzidło i ofiarowali przed Panem ogień inny, niż był im nakazany. Wtedy ogień wyszedł od Pana i pochłonął ich. Umarli przed Panem” (Kpł 10,1-2, Biblia Tysiąclecia, dalej: BT).
„Lecz lud zaczął szemrać przeciw Panu narzekając, że jest mu źle. Gdy to usłyszał Pan, zapłonął gniewem. Zapalił się przeciw nim ogień Pana i zniszczył ostatnią część obozu” (Lb 11,1, BT).
„Wtedy wypadł ogień od Pana i pochłonął dwustu pięćdziesięciu mężów, którzy ofiarowali kadzidło” (Lb 16,35, BT).
Czy w świetle wymowy tych wersetów uważasz, że TS mówi prawdę, gdy powołując się na Jr 17,3 podaje, że „w sercu Boga nigdy nie powstała myśl o paleniu ludzi w ogniu” („Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi”, str. 81, par. 3)?
Następnie TS stwierdza, że wedle niektórych biblijny Hades/Szeol jest miejscem wiecznej męki a potem zasypuje nas mnóstwem przykładów z Biblii, z których wynika, że biblijny Hades/Szeol to tylko grób ludzkości. Owszem, Biblia Wujka tłumaczy słowo Szeol i Hades w Jonasza 2,2 i Dz 2,31,32 przez termin „piekło”, ale szczerze mówiąc nie znam nikogo kto twierdzi, że biblijny Hades/Szeol to tylko i wyłącznie piekło. Czy znasz kogoś kto tak twierdzi? Wygląda to jak kolejna manipulacja. Obecnie chrześcijanie traktują Szeol/Hades jak krainę umarłych, w której przebywali oni zanim Jezus przyszedł i ogłosił naukę o nowym stanie - piekle. Przypowieść o Łazarzu i bogaczu ukazuje jednak, że pewni umarli mogą doznawać cierpienia w Hadesie. Nie oznacza to jednak, że wszyscy. Napiszę o tym jeszcze dalej przy okazji omawiania tej przypowieści.
TS jest jednak na tyle sprytne, że uprzedza ewentualny kontrargument w tej kwestii i dalej napomyka o tym, że dla wielu piekło to przede wszystkim biblijna Gehenna. Jak tym razem TS próbuje zaciemnić to, że biblijna Gehenna to coś, co może oznaczać mękę ludzi? Stwierdzają oni, że choć w ST Gehenna oznaczała dolinę Hinnoma, w której Izraelici palili żywcem swe dzieci na ofiarę, to w czasach Jezusa nikomu się to z tym już nie kojarzyło, ponieważ w tych czasach Gehenna oznaczała już tylko zwykłe tlące się śmietnisko, w którym znajdowały się m.in. zwłoki przestępców. A skoro zwłoki przestępców nie mogą doświadczać bólu, to stąd już niedaleko do zaserwowania czytelnikowi kolejnej sugestywnej porcyjki pokarmu na czas słuszny: Gehenna też więc oznacza tylko grób, w którym zmarli nic nie czują, żadnych cierpień, i tak też rozumieli to słuchacze Jezusa, którym Gehenna tak się właśnie kojarzyła. Jednakże tu znów można śmiało zaprotestować: skąd TS wie, że tak właśnie kojarzyła się Gehenna współczesnym Jezusa w kontekście akurat argumentacji religijnej? Tego wcale nie wiemy! W czasach Jezusa funkcjonowało wiele pojęć starotestamentalnych, które nie straciły nic ze swojej dawnej aktualności. Słuchacze Jezusa mogli tym samym kojarzyć Gehennę właśnie z tym paleniem dzieci żywcem. No bo czemu nie?
Ale TS nie daje tak łatwo za wygraną w przypadku Gehenny i prezentuje też inne „argumenty”, przyrównując ją do „jeziora ognia” z Ap 20,14. Ich zdaniem „jezioro ognia” ujawnia właśnie symboliczny obraz biblijnego piekła, ponieważ w Ap 20,14 czytamy, że do tego jeziora ognia wrzucono Hades i śmierć. A skoro nie można literalnie spalić śmierci i Hadesu, to oznacza to zdaniem TS, że to wszystko to tylko symbolika. Piekło też jest więc tylko taką symboliką. A zatem nie istnieje ono realnie, nikt też w nim realnie nie cierpi. Sugestywne, prawda? Niestety, tylko sugestywne, ale nic więcej.
Zastanówmy się więc najpierw, czy słuszna jest „logika” TS, zgodnie z którą jakiś element symboliczny w danym opisie z góry przekreśla realność reszty elementów biorących udział w tym opisie? Nie ma absolutnie żadnych podstaw do takiego pochopnego wnioskowania. Aby się o tym przekonać spójrzmy na kilka wziętych z brzegu przykładów z Biblii. W Rz 6,3 czytamy, że zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa przez zanurzenie w Niego samego. Czy sam fakt, że nie możemy zostać literalnie zanurzeni w śmierć Chrystusa, lub w Niego samego, oznacza, że ani Chrystus nie jest realny, ani Jego śmierć nie była realna, lub nawet my sami nie jesteśmy realni i to wszystko tylko jakieś symbole? No bo posługując się sposobem rozumowania TS w kwestii Ap 20,14 należałoby tu wyciągnąć taki właśnie wniosek. Spójrzmy na inne przykłady: Rdz 44,29.31 mówi o tym, że siwizna Józefa zstąpi do Szeolu. Czy to oznacza, że jego siwizna nie była realna, jest tylko symbolem, bo siwizna nie może przecież literalnie zstąpić do Szeolu? Dalej: w Iz 14,11 i Ez 31,16.18 czytamy, że do Szeolu strącono dźwięk harf i wiele drzew. Znów spytajmy, posługując się sposobem rozumowania TS: czy dźwięk harf i drzewa to jedynie coś nierealnego i symbolicznego, skoro nie można ich literalnie strącić do Szeolu? Albo weźmy przykład, który jeszcze bardziej zbliża nas do omawianego zagadnienia. W tym samym rozdziale swej książki TS powołuje się na Ap 20,13, który to tekst mówi, że śmierć i Hades wydadzą umarłych. Można by tu ponownie zadać pytanie w stylu w jakim rozumuje TS: jak śmierć i Hades mogą literalnie wydać umarłych, skoro są to biblijne twory symboliczne oznaczające zwykły niebyt, a sami umarli po prostu nie egzystują? Czy to oznacza, że umarłe osoby, które Bóg przywróci do życia w raju nie będą istniały realnie, a może nawet nigdy nie istniały realnie i są tylko symbolami, skoro coś co nie istnieje nie może literalnie wskrzesić umarłych do życia, może to zrobić tylko Bóg? Jak widzimy, wbrew rozumowaniu TS symboliczny element jakiegoś opisu biblijnego nie neguje realności reszty elementów biorących udział w tym opisie. Na tej samej zasadzie, wbrew sugestiom TS, określenie „wtóra śmierć” z Ap 20,14 tyczące się wrzuconych do jeziora ognia nie neguje realności ich cierpienia, ponieważ Pismo nie raz mówi, że umarł ktoś, kto w rzeczywistości żyje (por. Rz 7,9-13; Ef 2,5; Kol 2,13; 1 Tm 5,6). Z tych wszystkich powodów nie można pochopnie odrzucać realności cierpienia jakiego będą doznawać ci, którzy zostaną wrzuceni do jeziora ognia wspomnianego w Ap 20,14.
No właśnie, Pismo wyraźnie mówi, że diabeł będzie cierpieć wieczne męki w jeziorze ognia (Ap 20,10). Tekst ten jest tak dobitnym stwierdzeniem realności cierpienia jakiego będzie się doznawać w piekle, że TS bardzo nieudolnie próbowało zaciemnić wymowę tego fragmentu Pisma w omawianym rozdziale rzeczonej książki. Uczynili to za pomocą zupełnie nieadekwatnej analogii odnośnie do dozorców wspomnianych w Mt 18,34. Nawiasem mówiąc jest to najbardziej nieudolny i wręcz koślawy (a zarazem niezwykle mętny) pod względem argumentacyjnym fragment rzeczonego rozdziału z omawianej książki (por. „Będziesz mógł.....,” str. 87-88, par. 16). Szczerze polecam przeczytanie tego tekstu tym, którzy chcą namacalnie przekonać się jak bardzo TS jest w stanie ściemniać, aby tylko jakoś wyślizgnąć się ze szponów dobitnego przekazu Pisma. No bo tak naprawdę co mają wspólnego jacyś dozorcy z faktem, że Pismo wprost mówi o tym, że diabeł będzie cierpiał w piekle? Jak niby fakt istnienia tych dozorców oprawców z Mt 18,34 (lub jakichś im podobnych) ma implikować to, że diabeł będzie martwy w jeziorze ognia i przeczyć temu, że będzie tam cierpiał? W żaden sposób to z tego nie wynika! TS dobrze o tym wie, dlatego nie przeprowadza w tym fragmencie tak naprawdę żadnego logicznego wnioskowania ukazującego powiązanie tych kwestii, zamiast tego maskuje pustkę swej argumentacji za pomocą powtarzania jedynie swych wcześniej zupełnie nie dowiedzionych tez w stylu „przecież umarli i tak nic nie czują”, czy przez powtarzanie wniosku o utracie świadomości w jeziorze ognia, który to wniosek utworzyli na podstawie źle zinterpretowanego tekstu o „wtórej śmierci” z Ap 20,14 (patrz wyżej). Tylko, że to jest teza, której trzeba dopiero dowieść w oparciu o Pismo, a nie próbować dowodzić jej samej za pomocą jej samej (co jest tylko błędnym kołem w argumentowaniu).
Na samym końcu omawianego rozdziału TS próbuje podważyć argument o egzystencji pośmiertnej oparty na przypowieści o bogaczu i Łazarzu z Łk 16,19n. TS znów używa tu tych samych sztuczek jakie omówiłem wyżej i próbuje zanegować realność przesłania tej przypowieści za pomocą argumentów, które mają wskazać na niemożność literalnego urzeczywistnienia pewnych jej elementów: bogacz w Hadesie cierpi, choć to tylko kraina niebytu; niebo od piekła jest oddalone zbyt daleko, żeby Łazarz mógł prowadzić rozmowę z bogaczem. TS stwierdza też, że gdyby bogacz cierpiący w jeziorze ognia dostał tylko kroplę wody, to byłoby to o wiele za mało, aby mu ulżyć. Wszystko to są jednak tylko znów bardzo infantylne argumenty. Zauważmy, że TS w swym zdziecinniałym do granic możliwości interpretowaniu rzeczywistości piekła w pojęciu chrześcijańskim przyjmuje wręcz chyba, że piekło znajduje się gdzieś w ziemi, a niebo gdzieś tam, gdzie latają samoloty i ptaki. W tej sytuacji rzeczywiście nikt by się z nikim nie dogadał, tylko, że takie spekulacje są po prostu wyprowadzaniem czytelnika na manowce jakiejś totalnie groteskowej interpretacji, bo kto z chrześcijan zakłada, że tak wygląda piekło i niebo? Skoro są to rzeczywistości duchowe, to rozmowa między nimi jak najbardziej może się już odbyć, jeśli tylko Bóg zechce. Następnie, z logicznego punktu widzenia pewne symboliczne elementy tej przypowieści, takie jak kropla wody, która miała ulżyć bogaczowi, wcale nie negują realności innych elementów tej przypowieści, o czym pisałem szerzej już wyżej. Ponadto Pismo wcale nie mówi, że bogacz dostał kroplę wody, mogło mu się jedynie wydawać, że to możliwe, lub mógł jedynie doznawać złudzenia takiej cielesnej potrzeby, żyjąc już w rzeczywistości bez ciała. Ten argument TS zatem upada. Tak samo upada argument TS, zgodnie z którym cierpienie bogacza w Hadesie implikuje symbolizm tej przypowieści, skoro zdaniem TS Hades jest krainą, w której zupełnie nie ma cierpienia, gdyż zstąpił tam nawet Jezus. Jak jednak widać z rzeczonej przypowieści Jezusa, biblijny Hades to po prostu kraina umarłych, gdzie może ich spotkać bardzo różny los. Zakładanie przez TS, że w Hadesie nie ma cierpienia, skoro zstąpił tam nawet Jezus i inni dobrzy ludzie, jest kolejnym uogólnieniem, uproszczeniem i pójściem na skróty w analizie nieco bardziej złożonych danych biblijnych, niż się to TS wydaje.
Na samym końcu omawianego rozdziału TS podaje, że dusza nie istnieje, ponieważ rajska Ewa umarła. TS uważa, że nauka o duszy to wymysł diabła, który powiedział Ewie, że pierwsi rodzice nie umrą. Cała ta „argumentacja” to już w ogóle pomieszanie z poplątaniem. Szatan mówił o życiu w ciele. W tym znaczeniu Ewa rzeczywiście umarła a diabeł okazał się kłamcą twierdząc, że będzie inaczej. Jednak o żadnej duszy mowy między nimi nie było. Dlatego TS bierze zupełnie z sufitu swój wniosek, zgodnie z którym „każda cząstka” Ewy umarła. Pismo nie wypowiada się na temat jakiejkolwiek cząstki duchowej Ewy i tyle.
Jak zatem widzimy, 9 rozdział książki „Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi” to jedno wielkie wypaczanie przesłania biblijnego za pomocą wysoce pokrętnych i nieprawidłowych wnioskowań, które są mocno wadliwe z punktu widzenia logicznego rozumowania.
Jan Lewandowski, marzec 2007