Czy Mikołaj z Oresme wykazał fałszywość Całunu Turyńskiego?
W ciągu ostatnich kilku miesięcy mieliśmy w mediach zalew newsów o rzekomych najnowszych odkryciach, które jakoby (po raz już kolejny!) miałyby dowodzić, że słynny Całun Turyński, płótno, które miało okrywać Jezusa Chrystusa w grobie (i na którym to płótnie w tajemniczy sposób miał się odwzorować Jego wizerunek), jest średniowiecznym fałszerstwem.
Jednym z tych doniesień są twierdzenia (które pojawiły się w mediach pod koniec sierpnia), że nowo odkryta relacja w pismach słynnego średniowiecznego francuskiego uczonego, biskupa Lisieux, Mikołaja z Oresme (żył w latach ok. 1320-1382 r.), w której miał on stwierdzić, że Całun Turyński jest fałszerstwem. Patrz np. Magdalena Rudzka: Odcisk ciała Jezusa czy „jawne fałszerstwo kleru”? Nowe informacje o Całunie Turyńskim odkryte w XIV-wiecznym manuskrypcie. National Geographic, 2025-08-29:
Nowo odkryty średniowieczny dokument podważa autentyczność Całunu Turyńskiego – płótna, którym miano owinąć ciało ukrzyżowanego Jezusa. Artykuł w czasopiśmie naaukowym „Journal of Medieval History” opisuje manuskrypt autorstwa Mikołaja z Oresme – teologa, filozofa i matematyka, późniejszego biskupa Lisieux we Francji
„Całun Turyński to fałszerstwo” – opinia średniowiecznego duchownego
Najnowsze badania odkrywają sensacyjną opinię Mikołaja z Oresme o Całunie . Okazuje się, że już w XIV w. uznał on całun za „jawne fałszerstwo” dokonane przez duchownych dla zysku. To najstarsze znane źródło jednoznacznie odrzucające wiarygodność słynnej relikwii
Tajemnica Całunu Turyńskiego rozwiązana. Naukowcy rozwiewają wątpliwości. WPROST.pl, 2025-09-05:
Całun Turyński to oszustwo. Naukowcy nie mają wątpliwości
Nowe światło na kwestię autentyczności Całunu kładą badania nad dokumentem pochodzącym z XIV wieku. Traktat został odnaleziony w Bibliotece Narodowej Francji. Natrafił na niego belgijski historyk z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven.
Nicolas Sarzeaud podkreślił, że dokument to rękopis autorstwa Nicole’a Oresme’a, który pochodzi z 1370-1380 roku. Był on wybitnym teologiem i kanonikiem. To właśnie on bardzo stanowczo podważał autentyczność Całunu Turyńskiego. Już w XIV wieku zarzucał duchownym, że specjalnie utworzyli mit wokół Całunu, aby w ten sposób wyciągnąć od wiernych większe ofiary.
W tym kontekście warto dodać, że w Lirey w Szampanii Całun był publicznie wystawiany jako relikwia aż do 1355 roku. Dopiero po stwierdzeniu fałszerstwa biskup Troyes wydał nakaz jego usunięcia.
Odkrycie Nicolasa Sarzeauda to najstarszy dokument mówiący o tym, że Całun Turyński nie jest autentyczny. Do tej pory najstarszym tego typu świadectwem było memorandum biskupa Pierre’a d’Arcis z 1389 roku.
Doniesienia te opierają się na pracy (młodego, wedle komentarzy ludzi na blogu znanego sceptyka Całunu Hugha Fareya, ma mieć on ok. 30 lat -Hugh Farey zamieścił na swoim blogu zajawkę tej pracy tuż przed jej opublikowaniem: Breaking News z 28 sierpnia 2025https://medievalshroud.com/breaking-news/ ) mediewisty zatrudnionego na stażu post-doktorskim (postdocu) na Katolickim Uniwersytecie w Lowanium (tak nazywa się ta uczelnia, słynna z tego, że Niemcy podczas najazdów w 1914 i 1940 r. dwukrotnie barbarzyńsko zniszczyli jej bibliotekę), Nicolas Sarzeauda, opublikowanej 28 sierpnia:
Nicolas Sarzeaud (28 Aug 2025): A New Document on the Appearance of the Shroud of Turin from Nicole Oresme: Fighting False Relics and False Rumours in the Fourteenth Century, Journal of Medieval History, DOI: 10.1080/03044181.2025.2546884 (link: https://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/03044181.2025.2546884 )
W niniejszym artykule omówimy sobie pracę Sarzeuda, która jest publikacją wyraźnie pisana pod Z GÓRY ZAŁOŻONĄ TEZĘ, że Całun Turyński jest XIV w. fałszerstwem! Jak nowo odkryta wzmianka Mikołaja z Oresme ma się do wcześniejszych relacji o najwcześniejszych potwierdzonych wystawieniach Całunu Turyńskiego z XIV w. Omówimy jej kontekst historyczny i czy wnosi ona jakieś nowe istotne informacje. Ale jak ktoś jest niecierpliwy i nie chce tego wszystkiego czytać, to z góry może przejść do Podsumowania na końcu artykułu. Mogę stwierdzić jasno -tak naprawdę wzmianka Mikołaja z Oresme NIE DOWODZI NICZEGO i (niemal) nic nie dodaje do naszej wcześniejszej wiedzy o historii Całunu Turyńskiego.
Ale najpierw krótka wzmianka kim był Mikołaj z Oresme. Jest on uważany za jednego z najbardziej światłych uczonych późnego średniowiecza, podejmującym także liczne zagadnienia z nauk przyrodniczych, takich jak astronomia, fizyka czy matematyka (ale także ekonomia czy psychologia). Oprócz stanowiska biskupa Lisieux był on też doradcą króla Francji Karola V Mądrego, (za którego panowania Francja podnosiła się z chaosu wywołanego Wojną Stuletnią, nastąpił rozwój kultury i nauki). Na królewskie zlecenie Mikołaj z Oresme dokonał m.in. tłumaczeń dzieł Arystotelesa na francuski, które również (jak i inne dzieła starożytnych Greków) obdarzał komentarzem. Oresme rozważał zagadnienia przyrodnicze opisane w tych dziełach, takie jak zagadnienia koncepcji ruchu (podejmujące problem powiązania położenia z czasem), geometrii, logiki czy teorii zmysłów i poznania. Dyskutował on m.in. takie koncepcje jak względność ruchu, czy możliwość, że Ziemia obraca się wokół swojej osi (a ruch sfery niebieskiej jest pozorny), a także zagadnienia wartości pieniądza i inflacji, czy zaufania zmysłom. Wiele z tych koncepcji z dzisiejszej perspektywy zdaje się wyprzedzać swoje czasy, antycypując twierdzenia Galileusza czy Newtona -albo, paradoksalnie wskazywać na zapaść naukową po okresie rozkwitu nauki greckiego pochodzenia w okresie hellenistycznym. Bowiem te koncepcje były już znane od epoki hellenistycznej, jednak począwszy od okresu cesarstwa rzymskiego (kiedy zaczął dominować paradygmat arystotelizmu) uległy stopniowemu zapomnieniu, zwłaszcza na łacińskim Zachodzie Europy. Ludzie tacy jak Mikołaj z Oresme po prostu, na podstawie odnalezionych i sprowadzanych ze Wschodu (podobnie jak w tym okresie przypuszczalnie ze Wschodu sprowadzono Całun Turyński) rękopisach, z Bizancjum i świata arabskiego stopniowo odtwarzali te koncepcje. Mikołaj z Oresme nie był „naukowcem” w nowożytnym znaczeniu tego słowa, nie był empirystą, prowadził pomiarów czy przeprowadzał eksperymenty. Bardziej raczej średniowiecznym scholastykiem, opierającym się autorytetach i formalnym racjonalnym rozumowaniu, choć potrafił on niekiedy również krytycznie podchodzić do autorytetów, ich twierdzeń i metod stosowanych w scholastyce (którą, można by powiedzieć, usiłował on usprawnić).
Nic więc dziwnego, że stwierdzenia, że tak wielki i światły średniowieczny uczony miał stwierdzić, że Całun Turyński jest fałszerstwem, to z pozoru wydaje się przekonującym (propagandowo) argumentem na rzecz tej tezy. Jednak Mikołaj z Oresme był umysłem z jednej strony na wskroś nowożytnym, z drugiej jednak wciąż na wskroś średniowiecznym.
Wedle Sarzeauda, Alain Boureau i Béatrice Delaurenti, uczeni przygotowujący nowe wydanie dzieł Mikołaja z Oresme, zauważyli w jego wcześniej nieopublikowanym dziele „Problemata” (napisanym najprawdopodobniej po 1370 r., choć niektórzy przesuwają to na okres wcześniejszy) wzmiankę odnoszącą się do Całunu Turyńskiego (wzmianka ta była publikowana już wcześniej, ale nie zdawano sobie sprawy z jej znaczenia i że jest powiązana z Całunem Turyńskim). Po opisaniu sylwetki Mikołaja z Oresme (który w swoim dziele dyskutuje tzw. mirabilia, czyli rzeczy niezwykłe, „cudowne”, począwszy od przepowiedni, a skończywszy na lunatykowaniu) i stara się dla nich znaleźć racjonalne wytłumaczenia), Sarzeaud przytacza ową wzmiankę Oresme:
non est michi necesse credere cuilibet dicenti: “talis fecit michi tale miraculum”, quia sic multi viri ecclesiastici deciperent alios ut oblationes suis ecclesiis afferrent. Patet hoc ad sensum de ecclesia in Campania ubi dicebatur quod esset sudarium domini Ihesu Christi, et de quasi infinitis qui finxerunt talia et cetera.
Nie jest dla mnie konieczne wierzyć każdemu, kto mówi: «taki to a taki uczynił mi taki cud», ponieważ w ten sposób wielu duchownych mogłoby oszukiwać innych, aby składali ofiary na rzecz swoich kościołów. Widać to wyraźnie na przykładzie kościoła w Kampanii, gdzie mówiono, że znajduje się tam całun Pana Jezusa Chrystusa, i [tak samo] u niemal nieskończonej liczby tych, którzy zmyślali podobne rzeczy, i tak dalej.
Później Sarzeaud przytacza znane już wcześniej dokumenty z lat 1389-1390 wspominające Całun i kontrowersje związane z jego wystawieniami w Lirey oraz jego dalszą historię. Przytoczmy ją w skrócie. Literatura o historii Całunu Turyńskiego jest bogata, tu przytoczymy jedynie kilka najbardziej użytecznych opracowań w języku polskim, z których będziemy dalej korzystać:
Ian Wilson, Całun Turyński, Instytut Wydawniczy PAX 1983
Ian Wilson, Święte Oblicza, Wydawnictwo da Capo 1994
Ian Wilson, Krew i Całun, Amber Sp. z.o.o. 1998,
Gian Maria Zaccone, Całun Turyński: Historia Tajemnicy, eSPe, Kraków 2011
Szczególnie godną polecenia jest Chronologia dziejów Całunu od czasów Jezusa do dziś znajdująca się w Krew i Całun, str. 230-268
Najstarsze uznawane za bezspornie potwierdzone wystawienia Całunu Turyńskiego miały miejsce ok. 1356 r. w małym kościele w wiosce Lirey w północno-wschodniej Francji. Wioska była posiadłością francuskiego rycerza Geoffreya de Charny I (w odróżnieniu od jego syna, noszącego to samo imię Geoffreya de Charny II, przyjmijmy taką pisownię imienia i nazwiska, choć niekiedy w literaturze polskojęzycznej nazywany jest również Godfrydem lub Galfrydem, albo Geoffreiem) , słynącego jako wzór rycerskich cnót i chorążego świętego sztandaru królów Francji Oriflamme. Jako chorąży królewski, brał udział w tragicznej dla Francuzów bitwie pod Poitiers 19 września 1356 r. z Anglikami (trwała wówczas Wojna Stuletnia). Trzymając ten sztandar do ostatka, Geoffrey poległ, broniąc króla Jana II Dobrego, który dostał się do niewoli.
Kilka lat wcześniej Geoffrey de Charny I w 1353 r. ufundował w swojej wiosce mały kościół, jednak od razu starał się on, by ów kościółek zyskał status kolegiaty, z jakichś niejasnych powodów nadając mu specjalny status. Dzisiejsi historycy domyślają się, że domniemanym powodem było to, że świątynia miała przechowywać posiadany przez Geoffreya całun z grobu Jezusa (czyli nasz Całun Turyński), jednak żaden z dokumentów z tamtego okresu nie wspomina ani słowem o Całunie! Ani akt fundacyjny kolegiaty z Lirey datowany na 20 czerwca 1353 roku, ani bulla papieża Innocentego VI ustanawiająca kanoników z 30 stycznia 1354 roku, ani dokument z 3 sierpnia tegoż roku nadający kolejne odpusty, ani list z 28 maja 1356 roku biskupa Henryka z Poitiers (który rzekomo miał przeprowadzać wówczas śledztwo dotyczące pochodzenia Całunu), chwalący Geoffreya za ufundowanie kolegiaty i ogólną pobożność, ani dokument z 5 czerwca 1357 roku, w którym dwunastu biskupów sądu papieskiego w Awinionie udzielało dodatkowych odpustów tym którzy odmówią modlitwę za duszę poległego Geoffreya [Ian Wilson, Święte Oblicza str. 39-41, por. również Całun Turyński str.230, Krew i Całun, str. 124-125, oraz 241-242, Zaccone, Całun Turyński: Historia Tajemnicy, str. 114-116].
O tym, że w tym okresie (ok. lat 1355-1356) w kolegiacie w Lirey miał być wystawiany Całun Turyński i że miało to wywołać gwałtowny sprzeciw lokalnego biskupa Troyes, Henryka z Poitiers (zmarłego w 1370 r.), dowiadujemy się właśnie z dokumentów z okresu o ponad 30 lat późniejszego, z lat 1389-1390. Dokumenty te zebrał w 1903 r. francuski uczony, duchowny i kanonik Ulysse Chevalier (Autour des origines du suaire de Lirey: avec documents inédits, Picard 1903, wersja dostepna na Internet Archive ), notabene zaciekły przeciwnik autentyczności Całunu Turyńskiego. Niedługo wcześniej w 1898 r., włoski fotograf amator Secondo Pia wykonał pierwszą fotografie Całunu Turyńskiego, odkrywając negatywowy charakter wizerunku na Całunie, co wywołało sensacje i stąlo się początkiem współczesnych naukowych badań nad Całunem (co zyskało miano syndonologii). Swoistym paradoksem jest, że odkrycie to wywołało niechętną reakcję i sceptycyzm wielu uczonych duchownych takich jak Chevalier (w owym czasie na przełomie XIX i XX w. pośród duchowieństwa i uczonych katolickich szerzył się modernizm, potępiony przez papieża Piusa X w 1907 r.), natomiast żywe reakcje i zainteresowanie naukowców badających nauki przyrodnicze, jak biolog i agnostyk Yves Delage. Który w swoim sprawozdaniu dla Francuskiej Akademii Nauk uznał autentyczność Całunu jako płótna Jezusa, wywołując tym gniewną reakcję i skandal w zeświecczonym francuskim środowisku akademickim -w owym czasie, państwo francuskie, laicka III Republika znowu poszła na konflikt z Kościołem. Ostatecznie sprawozdanie Delage’a dla Akademii zostało ocenzurowane (wbrew jego sprzeciwom). Delage porzucił zainteresowanie Całunem, ale badania kontynuował jego uczeń (i pobożny katolik) Paul Vignon. Więcej o tym można przeczytać m.in. w: Zaccone str. 268n
Wróćmy jednak do XIV w. Jak pisałem, o tym, że, Całun miał być wystawiany w kolegiacie w Lirey ok. 1356 r. (i miało to wywołać kontrowersje) dowiadujemy się z dokumentów z lat 1389-1390r., kiedy doszło do kolejnego wystawienia, z którego już zachowała się bezpośrednia dokumentacja, świadcząca o kontrowersjach, jakie owe wystawienia wywoływały. Tym razem do owego wystawienia, rodzina de Charny przygotowywała się staranniej, budując odpowiednią siec rodzinnych koneksji z możnymi tak ze stanu duchownego, jak i francuskiej arystokracji i starając się o odpowiednie pozwolenia. Geoffrey II, będący dzieckiem w momencie śmierci ojca, poślubił bratanicę biskupa Henryka, Małgorzatę de Poitiers, zaś Joanna de Vergy, druga żona Godfryda I wyszła za mąż (a do 1388 roku owdowieć) za niejakiego Aymona z Genewy, wuja biskupa Roberta z Genewy, później kardynała, później, po schizmie z 1378 roku, awiniońskiego (anty)papieża Klemensa VII. Godfryd syn załatwia pozwolenie nuncjusza Klemensa VII, kardynała de Thury, oraz pozwolenie królewskie na pokaz, tłumom oficjalnie mówi się im że wizerunek przedstawia jedynie podobiznę, lub wyobrażenie prawdziwego całunu pogrzebowego Chrystusa [drzewo genealogiczne rodów de Charny, de Vergy, de la Roche i de Charpigny, Ian Wilson, Krew i Całun, str. 130-131, Małgorzata de Poitiers jest wymieniona jako córka Karola de Poitiers, brata biskupa Henryka, Wilson, Całun Turyński, str. 244-245, Gian Maria Zaccone, str. 122]. Fragment bulli z 28 lipca 1389 r. antypapieża Klemensa VII do Gotfryda II de Charny (tekst przytacza Sarzeud):
Ponieważ niegdyś twój ojciec, zapłonąwszy żarliwością pobożności, pewną figurę lub przedstawienie Całunu Pana naszego Jezusa Chrystusa, szczodrze mu ofiarowaną, kazał umieścić z czcią w kościele Najświętszej Marii Panny w Lirey, w diecezji Troyes, którego to kościoła był fundatorem; a następnie, gdy – za przyzwoleniem Bożym – owe strony zostały ciężko dotknięte wojnami i zarazami, owa figura lub przedstawienie, również na polecenie ordynariusza miejsca oraz z innych pewnych powodów, została przeniesiona z rzeczonego kościoła Najświętszej Marii do innego, bezpieczniejszego miejsca, i odtąd była tam przechowywana w należyty sposób oraz otaczana czcią.
Jednak te wszystkie pozwolenia na niewiele się zdały, bo kontrowersje znowu wybuchły, tym razem ze strony kolejnego biskupa Troyes, Pierre de Arcis (Piotra z Ars). Po jego interwencji król Francji Karol VI Szalony (który, jak przydomek wskazuje, miał nie do końca poukładane w głowie i często ulegał naciskom ludzi ze swojego otoczenia) nakazał 4 sierpnia bailifowi (urząd na kształt szeryfa, zajmujący się utrzymaniem porządku i zbieraniem podatków) Troyes konfiskatę Całunu, do której jednak dzięki różnym przemyślnym obstrukcyjnym sztuczkom kanoników z kościoła z Lirey nie doszło.
Fragment listu królewskiego z 4 sierpnia:
W kolegialnym kościele Blogoslawionej Marii w Lirey w Szampanii przechowywane jest ludzką reką i artystycznie namalowane płótno, będące wyobrażenime lub podobizną oraz wspomnieniem świetego sudarium, w które najdrogocenniejsze cialo naszego Pana Jezusa Chrystusa zostąło owinięte po świętej Męce. I choć naraża to wiernych na niebezpieczeństwo bałwochwalstwa, ryucerz Geoffrey II osobiście wystawiał lub przyczyniał się do wystawiania tegoż płótna w oprawie pełenej ceremonii, jak gdyby było ono prawdziwym sudarium Christi; nie zaprzestał też tych działan mimo że próbowaliśmy go powstrzymać. Rozkazuje Ci zatem, Bailili, zdobyć płótno i sprowadzić je do mnie, abym mógł je przenieść do innego kościoła w Troyes i umieścić pod stosowną opieką.
A tu raport bailifa Jeana de Venderesse z 15 sierpnia tegoż roku:
Wkroczyliśmy do kościoła w Lirey i na mocy królewskich listów zażądaliśmy, by z rozkazu króla dostarczono nam płótno. Dziekan odrzekł, że nie może go wydać, gdyż ukryto je w skarbcu ukrytym na wiele kluczy, gdzie przechowywane są szaty liturgiczne, relikwie i cenne księgi [protokoły]. Sam miał tylko jeden z kluczy. Gdy jednak mój pomocnik zamierzał włamać się do środka, dziekan zaprotestował, stwierdzając ze nie ma tam płótna. Położyliśmy zatem na drzwiach naszą pieczęć, postawiliśmy strażnika, a sami udaliśmy się na obiad. Tego wieczora dziekan ponownie zapewnił, że płótna nie ma w środku, i poprosił o usunięcie naszej pieczęci. Dodał jeszcze, że drugi klucz znajduje się w rękach ludzi pana z Lirey. Stwierdziliśmy, że pieczęć na skarbcu pozostanie, dopóki nie pojawi się drugi klucz, na co dziekan odparł iż nie wie, kiedy właściciel klucza może nadejść. Powiedzieliśmy, że będziemy czekać do następnego dnia; gdy jednak dziekan i kanonicy złożyli oficjalną apelację odstąpiliśmy od naszych zamiarów.
[oba teksty za Krew i Całun str. 243, wedle raportu bailifa dziekanem kolegiaty w Lirey był niejaki Nicole Martin, a kanonikami Jean Boygney, Jacques Coardot i Thiebault Goutey].
W międzyczasie rodzina de Charny zaczęła wykorzystywać zakulisowo swe koneksje, by ominąć zakaz biskupi i odwołać wydany pod jego wpływem nakaz królewski. Oburzony tym, że zamierzają go wykiwać, biskup Piotr z Ars pod koniec 1389 r. napisał list-memorandum do awiniońskiego antypapieża (trwał okres Wielkiej Schizmy Zachodniej po niewoli awiniońskiej papieży, a Francja uznawała za prawowitych „swoich” papieży rezydujących w Awinionie, a nie tych w Rzymie) Klemensa VII. To właśnie na początku owego memorandum (który mamy tylko w dwóch niedatowanych kopiach brudnopisu) znajdujemy wzmiankę o pierwszym wystawieniu ok. 1355-56 r. Tutaj jest kluczowy tekst początku owego memorandum :
Sprawa, Ojcze Święty, przedstawia się następująco. Jakiś czas temu dziekan pewnego kościoła kolegiackiego w diecezji Troyes, to jest kościoła w Lirey, kierując się chciwością i nie powodując się w żadnym stopniu pobożnością, lecz tylko chęcią zysku, w sposób pełen fałszu i z zamiarem oszustwa wystarał się dla swojego kościoła o pewne płótno chytrze namalowane, na którym za pomocą pewnej sztuczki szalbierskiej przedstawiono podwójne wyobrażenie mężczyzny, to jest przód i tył ciała, utrzymując przy tym fałszywie, że jest to prawdziwy całun, w który nasz Zbawiciel Jezus Chrystus został owinięty przed złożeniem do grobu i na którym podobizna całej postaci Zbawiciela jest odciśnięta wraz ze śladami Jego ran. Tę opowieść rozgłoszono nie tylko w królestwie Francji, ale, rzec można śmiało, w całym świecie, tak że ze wszystkich stron przybywali ludzie, aby to płótno zobaczyć. Nie poprzestano na tym i by zwabić jak największe tłumy ludzi i wycisnąć z nich chytrze pieniądze, postarano się o rzekome cuda: w tym celu wynajęto pewnych ludzi, aby głosili, że zostali uzdrowieni w czasie publicznego pokazu całunu, który w opinii wszystkich miał być całunem naszego Pana.
Świętej pamięci pan Henryk z Poitiers, biskup Troyes, dowiedziawszy się o tym i przynaglany przez różne roztropne osoby do podjęcia jakiś kroków, co w końcu należało do jego obowiązków wynikających ze zwyczajnej jurysdykcji, zabrał się gorliwie do badania całej sprawy i wykrycia prawdy. Wielu teologów i innych mądrych ludzi oświadczyło że nie może to być prawdziwy całun naszego Pana z odciskiem jego podobizny, jako że święta Ewangelia nie wspomina o takiej cudownej podobiźnie, a byłoby zupełnie nieprawdopodobne, by święci ewangeliści zaniedbali odnotowania jej istnienia, gdyby to było prawdą, podobnie też fakt ten nie mógłby pozostać nieznany aż do naszych czasów.
W końcu, po wnikliwym dochodzeniu i badaniach, wykrył on szalbierstwo, oraz sposób, w jaki wspomniane płótno zostało chytrze pomalowane, prawdę poświadczył zaś ten artysta, który je namalował, a mianowicie, że nie było ono uczynione w sposób cudowny, ani też nam zesłane, lecz było dziełem ludzkiej umiejętności.
Biorąc to pod uwagę, po zasięgnięciu rady mądrych teologów i prawników, widząc że nie może i nie powinien pozwolić na kontynuowanie tych praktyk, wszczął on formalne postępowanie przeciw rzeczonemu Dziekanowi i jego współwinnym towarzyszom, aby położyć kres owym fałszywym pogłoskom. Ci zaś widząc że ich niegodziwość została ujawniona, ukryli gdzieś rzeczone płótno, tak że Ordynariusz nie mógł go odnaleźć i trzymali je w tym ukryciu przez następne trzydzieści cztery lata, lub coś koło tego, aż do tego roku[tzn. ok. 1355 r. do 1389 r.]. -no i dalej biskup w równie emocjonalnym tonie opisuje wystawienie z 1389 r. i spory i kontrowersje z tym związane.
(za Ian Wilson, Całun Turyński, Dodatek B, str. 306-307).
Owa relacja stała się zarzewiem sporu i dyskusji na temat pochodzenia Cąlunu. Dla sceptyków jego autentyczności (takich jak Sarzeaud) stała się ona, obok niesławnego datowania radiowęglowego z 1988 r., koronnym argumentem, czy wręcz „dowodem” na to, że Całun jest fałszerstwem z XIV w. Ot biskup Henryk z Poitiers ok. 1355 r. przeprowadził śledztwo, wykrył fałszerza, sprawa jest zamknięta. Tylko że wcale tak nie jest, bo ta relacja budzi OLBRZYMIE wątpliwości. Z wielu powodów.
Jak widzieliśmy, dokumenty z ok. 1356 r., mimo iż opisują wiele spraw, ani słowem nie wspominają o Całunie! Mogłoby to wręcz podważać relację biskupa Piotra z Ars, że w ogóle wystawienie Całunu miało wtedy miejsce, jednak jest to tylko pozbawiony waloru ścisłości argument z milczenia. Argumenty z milczenia bardzo często zaś okazują się błędne.
Decydujący dowód, że do owego pierwszego wystawienia Całunu rzeczywiście doszło, wyłowiono zupełnym przypadkiem z Sekwany w 1855 roku. Jest to medalion pielgrzymkowy z Lirey, przechowywany obecnie w Muzeum Cluny [Dokładna prezentacja medalionu z Cluny znajduje sie na stronie Mario Latendressa : http://www.sindonology.org/papers/clunySouvenir.shtml ]. Przedstawia on płótno z wyraźnie zaznaczonym splotem jodełkowym, na którym są dwie płaskorzeźby przedstawiające przód i tył ludzkiej postaci z rękami założonymi na kroczu, wszystko dokładnie tak jak na Całunie Turyńskim –świadczy to o tym, że do tego płótna jednak odbywały się pielgrzymki. Pod spodem jest podobizna pustego grobu oraz herby rodów de Charny (z lewej strony) oraz de Vergy (z prawej). Powstał on za życia Geofreya ojca lub tuż po jego śmierci, zanim jego syn, Geoffrey II, osiągnął pełnoletniość (posługiwał się innym herbem [Wilson, Święte Oblicza, Wydawnictwo da Capo 1994, str. 42]). Tylko właśnie czy za życia, czy po śmierci pod Piotiers 19 września 1356 r.? Niektórzy historycy wysuwali przypuszczenie, że kłopoty finansowe po śmierci męża, skłoniły Joannę de Vergy do publicznego wystawienia Całunu i uszczknięcia nieco grosza, zanim przyznano jej królewską rentę [Wilson, Całun Turyński, str.237-242]. Przypuszczenie to pozostaje jednak jedynie przypuszczeniem.
Ułożenie herbów mogłoby coś sugerować czy medalion powstał za życia, czy po śmierci Godfryda - gdyby tylko specjaliści od heraldyki zdecydowali się na jedną wersję: czy ułożenie herbu męża po lewej stronie, a żony po prawej, świadczy o tym, że mąż ów żyje czy że jego żona jest już wdową (i czy w ogóle w tamtej epoce i w tamtym rejonie cokolwiek znaczyło [Wilson, Krew i Całun, Amber Sp. z.o.o. 1998, str. 124 i 275.]). Ale żeby sprawę rozwiązać lub wprost przeciwnie, bardziej skomplikować, w 2009 roku odkryto fragment foremki służącej do wyrobu tego typu medalionów, a ściślej rzecz biorąc jego nieco innej wersji, różniącej się w szczegółach. Jednym z tych szczegółów jest orientacja splotu jodełkowego: na medalionie z Cluny ciągnie się on wzdłuż płótna (tak jak na Całunie Turyńskim), zaś na foremce wszerz. Pozwala to przypuszczać, że foremka przedstawia wersję wcześniejszą, gdzie źle wyryto orientację splotu, później trzeba było to poprawiać. Co ciekawe foremka przedstawia herb de Charny po lewej stronie a de Vergy po prawej –jako że odbity medalion stanowiłby odbicie lustrzane, to w tej wersji herb de Charny byłby zatem po prawej stronie, a de Vergy po lewej [Ian Wilson, A significant new example of the Lirey pilgrim badge, British Society for the Turin Shroud Newsletter No 76 : http://www.shroud.com/pdfs/n76part2.pdf , patrz też prezentacja na stronie Mario Latendressa : http://www.sindonology.org/papers/clunySouvenir.shtml]. I bądź tu człowieku mądry…
Dalej omawiając wątpliwości wokół relacji Piotra z Ars, która jest jedyną znaną wzmianka o rzekomym średniowiecznym fałszerzu, który miał niby stworzyć Całun Turyński. Biskup w oficjalnym dokumencie, majac do dyspozycji archiwa swojej diecezji nie jest w stanie podać ani nazwiska owego fałszerza, ani jaki los go spotkał, ani w jaki sposób miał on spreparować Całun, ani nawet dokładnej daty, kiedy to wszystko miało się wydarzyć -jedynie ogólnikowe stwierdzenia, że było to ok. 1355 roku. Wszystko to jak się wydaje, ma jedynie wartość plotek i insynuacji, wziętych nie wiadomo skąd. Opisanych w bardzo emocjonalnym tonie, bez prawdziwych dowodów. Cała argumentacja opiera się jedynie na argumentach z milczenia i z autorytetów (Wielu teologów i innych mądrych ludzi oświadczyło że nie może to być prawdziwy całun naszego Pana z odciskiem jego podobizny, jako że święta Ewangelia nie wspomina o takiej cudownej podobiźnie, a byłoby zupełnie nieprawdopodobne, by święci ewangeliści zaniedbali odnotowania jej istnienia, gdyby to było prawdą, podobnie też fakt ten nie mógłby pozostać nieznany aż do naszych czasów), które są niewiele warte. Już samo zakończenie Ewangelii Jana twierdzi, że nie wszystkie wydarzenia z życia Jezusa zostały spisane (J 21,25: Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać -Biblia Tysiąclecia) i istnieje wiele możliwych wytłumaczeń, dlaczego o wizerunku na płótnie pogrzebowym Chrystusa nie napisano w Nowym Testamencie, a także, dlaczego płótno nie zostało ujawnione powszechnie aż do późnego średniowiecza (na temat historii Całunu napisano wiele książek i publikacji, a najpowszechniej przyjmowaną teorią jest właśnie teoria Iana Wilsona o identyfikacji Całunu z legendarnym mandylionem z Edessy, cudownym wizerunku Chrystusa ofiarowanym współczesnemu Jezusowi królowi Edessy Abgarowi V). Wiadomo też o wzmiance uczestnika IV krucjaty (która w 1204 r. złupiła Konstantynopol), francuskiego rycerza Roberta de Clari, że w Konstantynopolu znajdował się całun z wizerunkiem Chrystusa (niemal na pewno nasz Całun Turyński, ale 100% pewności nie ma).
Wszystkie te oskarżenia i historia o domniemanym fałszerzu, wydają się tak naprawdę jedynie elementami ówczesnych XIV-wiecznych rozgrywek o posiadanie Całunu, pomiędzy rodziną de Charny i kanonikami z Lirey, a niecieszący się zbyt wielką renomą, ówczesnymi biskupimi Troyes. Biskup Henryk z Poitiers miał mieć kochankę i gromadkę nieślubnych dzieci [Wilson, Krew i Całun, str. 126], a jego następca biskup Piotr z Ars, skarży się w swoim memorandum, że: „jego [Całunu] obrońcy rozgłaszają za granicą, że działam z zawiści i chęci zysku po to aby samemu zawładnąć tym płótnem, jak to już twierdzili o moim poprzedniku.”[Ian Wilson, Całun Turyński, Dodatek B, str. 309).]. Co do motywów stron (biskupów, rodziny de Charny, kanoników z Lirey, antypapieża Klemensa VII, króla Karola VI) zaangażowanych w spór wiele dyskutowano, jednak wszystko to tylko subiektywne interpretacje i osądy.
Biskup Piotr z Ars pisze, że Henryk z Poitiers: w końcu, po wnikliwym dochodzeniu i badaniach, wykrył on szalbierstwo, oraz sposób, w jaki wspomniane płótno zostało chytrze pomalowane, prawdę poświadczył zaś ten artysta, który je namalował, a mianowicie, że nie było ono uczynione w sposób cudowny, ani też nam zesłane, lecz było dziełem ludzkiej umiejętności. Jednak współczesne badania zaprzeczają temu, wskazując, że wizerunku z Całunu Turyńskiego praktycznie nie da się podrobić nawet współczesnymi metodami, a co dopiero średniowiecznymi [krótkie podsumowanie tego faktu przedstawia Giulio Fanti w artykule: Fanti G. Turin Shroud: Comprehensive Impossibility for a Work of Art. Medi Clin Case Rep J 2025;3(1):693-702. DOI: doi.org/10.51219/MCCRJ/Giulio-Fanti/182 ] . Nie wiemy skąd się ta wzmianka o jakimś „artyście’ wzięła i w jaki sposób owemu „artyście” miano by rzekomo dowieść winy (wedle relacji artysta sam miałby się przyznać do swego czynu, z nieznanych powodów czy motywacji). Nonsensy relacji Piotra z Ars ciekawie punktuje w swojej książce Krzysztof Tarnowski (Całun Turyński, relikwia czy genialne fałszerstwo?, Instytut wydawniczy Pax , warszawa 2011, str. 73-82, także we wczesniejszej swojej ksiazce napisanej pod pseudonimem Nex Arnov, Całun turyński jest prawdziwy: „Zmartwychwstanie relikwii Chrystusa”, Warszawa 2001 str. 73-86).
Dobra, jak się sprawa z owym memorandum skończyła. Antypapież Klemens VII, 6 stycznia 1390 roku pisze odpowiedź do Piotra z Ars: biskup ma siedzieć cicho albo zostanie ekskomunikowany, a Geoffrey ma prawo wystawiać Całun, ale tylko jasno prezentując, że nie jest to prawdziwy Całun, a tylko podobizna, zakaz oddawania takiej samej czci jak Eucharystii itp. 30 maja te warunki zostają znacznie złagodzone –informowanie wiernych, że to nie jest prawdziwy Całun nieobowiązkowe, wyrażenie „nie jest to prawdziwy Całun, ale malowidło” zastąpione przez „nie wystawiają jakby, to był prawdziwy Całun” (nie znaczy to, że jest nieprawdziwy, tylko że nawet jakby był prawdziwy, to należy go wystawiać tak, jakby był nieprawdziwy), szaty liturgiczne dozwolone, formy solenne jak przy wystawianiu relikwii niedozwolone. Czyli tak naprawdę nie wiadomo czy jest to prawdziwy Całun, czy nie. Na wszelki wypadek ma się go traktować jak podobiznę. Jest to po prostu zgniły kompromis, który ma doprowadzić do jako takiego załagodzenia sporu [Wilson, Krew i Całun str. 120; Zaccone, str. 138-140].
Po tym opisie historii pierwszych znanych wystawień Całunu Turyńskiego z lat 1355-1389 wróćmy do przerwanego wątku omawiania publikacji Nicolasa Sarzeauda.
Dalej Szarzeaud wspomina kolejne dzieje Całunu Turyńskiego. Wzmiankuje jak Małgorzata de Charny przekazała w 1453 r. Całun książętom Sabaudii. Kult Całunu został oficjalnie zaaprobowany przez papieża Juliusza II w 1506 r., choć Dynastia Sabaudzka starała się zatrzeć ślady jego pochodzenia, oficjalnie twierdząc, że nabyli go z Cypru, będąc spowinowaceni z władcami dawnego Królestwa Jerozolimskiego i kontrowersje związane z dokumentami z lat 1389-1390, az do czasów współczesnych, rzucając parę pogardliwych uwag pod adresem syndonologów i raz wspominając owo niesławne datowanie radiowęglowe z 1988 r., które jakoby ustaliło czas powstania Całunu na lata 1260-1390 (patrz mój artykuł: Jak obalono datowanie C-14 Całunu Turyńskiego z 1988 r., link]. Po czym wraca do historii pierwszych wystawień Całunu Turyńskiego ok. 1355 i w 1389 r. Następnie dyskutuje metodę scholastyczną (opartą na świadectwach i autorytetach) używaną m.in. przez Oresme do oceny wiarygodności i wyjaśniania mirabilia. I jak podobną metodę miałby używać biskup Henryk z Poitiers od oceny wiarygodności Całunu Turyńskiego, przy czym Sarzeaud stwierdza, jakoby fałszerstwo miało być rzekomo „oczywiste”. Później dyskutuje traktowanie Całunu podczas wystawień w latach 1389-1390 oficjalnie jako jedynie „reprezentację” Całunu Chrystusa i jakie to miało teologiczne znaczenie. A na końcu wraca jeszcze do rozważań nad scholastyczną metodą Oresme oceny wiarygodności zgłaszanych mirabilia.
Podsumowanie: Czego dowodzi sama nowo odnaleziona wzmianka Mikołaja z Oresme? W zasadzie nie dowodzi NICZEGO! Jedynie co najwyżej tego, że rzeczywiście miały miejsce kontrowersje związane z wcześniejszym wystawieniem Całunu Turyńskiego ok. 1355-56 r., a nie zmyślił ich sam biskup Piotr z Ars w swoim memorandum. Wzmianka jest jedynie o kilkanaście lat wcześniejsza od poprzednich dokumentów, pierwszych jednoznacznych pisemnych świadectw o Całunie Turyńskim z lat 1389-1390. Czyli od tej pory po prostu kolejny przypis w pracach o historii Całunu Turyńskiego i tyle!
Wzmianka de Oresme prawdopodobnie opiera się jedynie na zasłyszanej gdzieś historii, o ile nie wręcz na plotkach. Jest raczej mało prawdopodobne, by wielki uczony Oresme osobiście widział Całun Turyński, czy wręcz samodzielnie go badał. A nawet gdyby, nawet gdyby był on jednym ze wspomnianych w memorandum biskupa Piotra z Ars wielu teologów i innych mądrych ludzi [którzy oświadczyli poprzedniemu biskupowi Henrykowi z Poitiers] że nie może to być prawdziwy całun naszego Pana z odciskiem jego podobizny, to i tak w XIV w. nie miał on do dyspozycji współczesnych metod badawczych, które mimo intensywnych studiów (szczególnie podczas badań STURP-u z 1978 r.), nie były w stanie wykryć śladów fałszerstwa. Co najwyżej scholastyczne spekulacje z autorytetu, jakimi zachwyca się w swoim artykule Sarzeaud. A które jak widzimy -czasem mogą tak scholastyków, jak i innych racjonalistów prowadzić na manowce.
Można jeszcze powiedzieć, że historia polemik wokół autentyczności Całunu Turyńskiego stanowi swoistą ironię i zaprzeczenie popularnych stereotypów, jak o np. zabobonnym, utrzymywanym przez kler w ciemnocie średniowieczu. Jak widzimy na przykładzie Mikołaja z Oresme, postawy na wskroś „modernistyczne”, racjonalistyczne (bo scholastyka to w gruncie rzeczy racjonalizm, niby odmienny, bo „ochrzczony”, a jednak bardzo podobny do oświeceniowego czy pozytywistycznego, bo stojący na analogicznych podstawach) były obecne już w średniowieczu, w XIV w. Wówczas biskupi (jak Henryk z Poiters czy Piotr z Ars, a także sam Mikołaj z Oresme, który też został biskupem, choć innej diecezji) podważali autentyczność Całunu Turyńskiego, natomiast broniło go świeckie rycerstwo (szczerze kierujące się ideami honoru i szlachetności) w postaci rodziny de Charny. Na początku XX w., po odkryciu w 1898 r. negatywowego charakteru wizerunku z Całunu wielu uczonych księży-profesorów (nieraz przesiąkniętych z pozoru „naukowymi” ideami modernizmu) podważało autentyczność Całunu (jak Ulysse Chevalier czy Herbert Thurston, patrz jego artykuł o Całunie z Catholic Encyclopedia z 1912 r. :https://www.newadvent.org/cathen/13762a.htm ), podczas gdy przyrodnicy, nawet niewierzący jak Yves Delage (agnostyk!), czy jego uczeń -katolik -Paul Vignon, bronili autentyczności Całunu. I podobnie jest nieraz do dzisiaj, gdy na wielu uczelniach, również katolickich czy chrześcijańskich (Katolicki Uniwersytet w Lowanium jest nadal katolicki, choć to obecnie raczej już tylko etykietka) problematyka Całunu Turyńskiego nadal stanowi temat tabu.
Listopad 2025