Sceptyczny Chrześcijanin

Komentarz do debaty Wojtysiak vs. Fjałkowski cz. 4 – Podsumowanie

dodane: 2019-07-09
0
Komentarz do debaty Wojtysiak vs. Fjałkowski cz. 4 – Podsumowanie
Niniejszy artykuł jest czwartą i ostatnią częścią krytycznego komentarza do debaty „Czy Bóg istnieje?” na której debatował profesor Wojtysiak z panem Fjałkowskim. Do omówienia zostały jeszcze tylko odpowiedzi na pytania i mowy końcowe. Jeśli nie czytałaś/łeś poprzednich części, polecam najpierw się z nimi zapoznać. Link poniżej.

Link do poprzedniego artykułu (gdzie jest link do jeszcze wcześniejszego artykułu).

W odpowiedzi na jedno z pytań pan Fjałkowski przyznaje, że nie ma „poczucia”, że przytomnieje wraz z odrzuceniem teizmu i przyjęciem nihilizmu, bo nie ma możliwości porównywania jak blisko rzeczywistości są jego poglądy. Wydaje mi się jednak, że tutaj nie zrozumiał on pytania lub uważa, że tego typu poczucie „przytomnienia” należy rozumieć jako coś, co może wynikać tylko gdy wiemy na pewno, że posiadamy jakąś prawdę, czy coś bliskiego prawdzie, pogląd bliski rzeczywistości. Oczywiście nie znając rzeczywistości nie możemy porównać, czy posiadany przez nas pogląd jest jej bliski (jest to jeden ze starych i typowych problemów sceptycyzmu). Osobiście jednak poczucie „przytomności” poglądów, czy to ateistycznych, czy teistycznych, czy nihilistycznych postrzegam jako coś wynikającego również z intuicji właśnie, tym razem w szerokim rozumieniu tego słowa. Wydaje mi się, że często jest tak, że ateiści odczuwają swe poglądy jako bardziej „przytomne”, głównie na zasadzie przyzwyczajenia do codziennych zjawisk empirycznych i na zasadzie wizji nauki z końca XIX wieku, w którym miała ona wyjaśniać niemal wszystko będąc zamkniętym systemem.  Wszystko co wychodzi poza codzienne zjawiska, czy zjawiska badane naukowo odczuwają oni jako „nieprzytomne”. Ponadto wielu ateistów, którzy interesują się filozofią w jakimś stopniu mogą odczuwać ateizm jako przytomny ze względu na paradoksy i różne problemy, które pojawiają w związku z teizmem.

Zaś większa przytomność teistycznego poglądu dla teistów może wynikać dla jakiejś podgrupy (1)  z przyzwyczajenia, tradycji, nie zajmowania się paradoksami itp., ale też dla dla innych, może bardziej filozofujących  teistów ze zdawania sobie sprawy, że (2a) w każdym konstruowanym systemie świata (nie tylko teistycznych) występują różne trudności (także w naturaliźme o czym tutaj wspomina jego obrońca), oraz (2b) że:

„Teza 6.371 U podstaw nowożytnego poglądu na świat leży złudzenie, że tzw. prawa przyrody są wyjaśnieniem jej zjawisk.

Teza 6.372 Tak więc nowożytni zatrzymują się na prawach przyrody jako na czymś nietykalnym, podobnie jak starożytni na Bogu i Losie. I jedni, i drudzy mają tu rację, i nie mają. Starożytni widzieli to co prawda o tyle jaśniej, że uznawali wyraźny kres, podczas gdy systemy nowsze stwarzają pozór, iż wszystko zostało wyjaśnione.” [Wittgenstein, , 1997, s. 79]

Następnie jeden z pytających odniósł się do negowania przez pana Fjałkowskiego pojęcia „przyczynowości”, pytając jak bez niej wyjaśni codzienne i skuteczne funkcjonowanie ludzi, nauki, społeczeństw itp. Pan Karol odpowiedział na to, że ciężar dowodu nie leży jego stronie, gdy jedynie odrzuca czyjeś przekonania. Odrzucając kategorię przyczynowości zatem nie musi konstruować alternatywnych wyjaśnień dla postrzeganego przez nas funkcjonowania świata. Oczywiście można przyjąć taką strategię, ocena tego jest kwestią normatywną, a więc empirycznie się tego nie rozstrzygnie. Warto jednak zwrócić uwagę, że nauka tak nie działa. Nawet gdy pojawiają się mocne argumenty podważające daną teorię, to nie odrzuca się jej dopóki nie zostanie skonstruowana jakaś rozsądna alternatywa. Dzieje się tak głównie dlatego, że po (1) argument obalający może się w przyszłości okazać nieobalający, a po (2) delikatne modyfikacje rzekomo obalonej teorii, lub jej rozwinięcie może prowadzić do rozwiązania problemu zawartego w argumencie. Ukażę to na dwóch przykładach z historii nauki. Po pierwsze, precesja (ruch) peryhelium Merkurego, niezgodna z przewidywaniami fizyki Newtona, była zaobserwowana astronomicznie na długo przez teorią względności Einsteina, mimo to nie odrzucono od razu fizyki Newtona, z powodu braku dla niej rozsądnej alternatywy. Co więcej, okazuje się też, że „uwzględnienie spłaszczenia Słońca pozwoliłoby na klasyczne (Newtonowskie) wyjaśnienie precesji peryhelium Merkurego” [Feyerabend, 1996, s. 58]. Kolejnym przykładem jest odkrycie neutrin. Otóż w pierwszej połowie XX wieku z obserwacji wynikało, że rozpad neutronów łamie (obala) zasadę zachowania energii, gdyż do tej reakcji więcej wkładano energii niż z niej otrzymywano. Jednak nie odrzucono tej zasady, a w zamian za to założono ad hoc, że w tym rozpadzie powstają jeszcze trudno wykrywalne cząstki, mianowicie neutrina. Dopiero po niemal 30 latach nastąpiło odkrycie innych zjawisk, które w jakimś stopniu utwierdzają w przekonaniu o istnieniu neutrin. Oczywiście trzeba też przyznać, że sama krytyka, nawet bez alternatyw, również coś daje – ukazuje potencjalne wady danego pojęcia, teorii i tym podobnych. Natomiast to czy ktoś krytykuje konstruktywnie, czy tylko destruktywnie to już wybór danej osoby i zależy od jej świadomym bądź nieświadomych celów.

 

Mowa końcowa, kwestia uzasadniania przesłanek ciąg dalszy

 

Przechodząc już do mowy końcowej pana Fjałkowskiego błędnie twierdzi on, że aby uznać argument profesora Wojtysiaka należy przyjąć nieskończoność jakichś dziwnych założeń, jedynie na podstawie intuicji. Jest to błędne dlatego, że (1) prof. Wojtysiak nie wymaga przyjmowania nieskończoności założeń – na co później w odpowiedzi zwrócił uwagę, wymieniając je, a jest ich 5. Błędne jest również sugerowanie sposobem wypowiedzi jakiejś dziwności tych założeń/intuicji, gdyż większością z nich (jeśli nie wszystkimi) posługujemy się zarówno w potocznym jak i naukowym poznaniu implicite. Większość razy nie uświadamiamy tego sobie, nie wysławiamy tych intuicji (jak kwestia racji, na której opiera się w ogóle podjęcie wyjaśniania, a zatem rozpoczęcie jakiejkolwiek pracy naukowej). W filozofii właśnie często podaje się słownie lub próbuje się uchwycić słownie założenia nieraz dla kogoś tak oczywiste, że niewarte wypowiedzenia. Sam Betrand Russel potwierdza to mówiąc: „w filozofii rzecz polega na tym, by zacząć od czegoś tak prostego, że wydaje się niewarte wypowiedzenia”. Umożliwia to jednak odbiorcom danej teorii filozoficznej łatwą weryfikację, czy uznają oni dane założenia. W naukach szczegółowych też występuje wiele tego rodzaju założeń, jednak nie są one zazwyczaj podawane. Dzieje się tak m. in. dlatego, że nauka to część filozofii, co do której znaczna część ludzi zgodziła się na jakąś metodę jej uprawiania, a każdy kto chce do niej dołączyć musi z automatu tę metodę uznać. Jest tam zatem mniej miejsca na dyskutowanie założeń. Przedstawiając zaś wyniki badań ludziom spoza danej dziedziny przyjmuje się, że każdy rozsądny człowiek również uznałby założenia danej metody, choć zapoznając się z nimi wcale tak nie musiałoby być.

Należy dodać, że sam pan Fjałkowski część z tych przesłanek też przyjmuje implicite poprzez swoje działanie, dla przykładu chociażby argumentując, że ludzie wymyślili Boga podaje wyjaśnienie (racje dostateczne), z czego to wymyślanie mogłoby wynikać – jego zdaniem z motywów egzystencjalnych i praktycznych. Jedynie gdy intuicje są one sformułowane słownie explicite, to na tym poziomie ich nie przyjmuje.

Ogólnie rzecz biorąc duża część mowy końcowej pana Karola to narzekanie na brak jednoznacznej rozstrzygalności w ludzkim poznaniu. (Fjałkowski twierdzi, że w poznaniu filozoficznym, ale jak dla mnie wszelkie rzetelnie prowadzone poznanie oznacza poznanie filozoficzne, a zatem w poznaniu w ogóle). Pyta on retorycznie, czy na taki rozwój w filozofii czekamy, gdy jedynie możemy określić, co wynika z danych przesłanek, a co wynika z innych. Warto tutaj zwrócić uwagę, że bez uznania przez większość rozmówców zasady niesprzeczności, oczywistej intuicyjnie!, nawet czegoś takiego nie bylibyśmy w stanie uczynić. W związku z tym pan Fjałkowski podkreśla, że pytanie o Boga w filozofii jest zapewne nierozstrzygalne, bo nie znamy kryteriów jego rozstrzygalności i nie wiemy, jak mielibyśmy się o nich dowiedzieć. Nie dopowiada jednak, że w takim ujęciu łącznie z kwestią Boga całe ludzkie poznanie nie prowadzi do jednoznacznych rozstrzygnięć. A wszelka „nauka jest zbiorem przesądów opartych na przyzwyczajeniach [– Hume]” [Grobler, 2006, s. 30]. Dokładnie tę kwestię – konieczność łańcucha nieskończonych uzasadnień – poruszyłem na początku pierwszej części komentarza przywołując tzw. Trylemat Agryppy. Pisał o tym też tymi samymi słowami Kazimierz Ajdukiewicz w popularnej książeczce „Zagadnienia i kierunki filozofii”:

„Sceptycy twierdzili, że o niczym nie możemy zdobyć uzasadnionej wiedzy. Aby taką wiedzę zdobyć trzeba ją uzasadnić jakąś metodą, czyli kierując się jakimś kryterium. (…) Aby się zaś przekonać, czy owo kryterium jest wiarygodne, trzeba by się znów posłużyć jakimś kryterium, które znów należałoby poddać krytycznemu rozpatrzeniu, zanim byśmy mogli mu zaufać itd. w nieskończoność” [Ajdukiewicz, 1983, s. 27].

Dalej Ajdukiewicz daje swoją odpowiedź podważającą owe rozumowanie sceptyckie. Kto jest tym zainteresowany polecam samemu przeczytać cytowaną książeczkę. To co chciałem tu ukazać, to fakt, że pan Fjałkowski nie mówi nic oryginalnego, a powtarzając tezy sceptyckie, wręcz posługuje się słownictwem wprost z książek, które o nich piszą. W niektórych momentach rzeczywiście uczciwie przyznaje, że neguje całą wiedzę i możliwość poznawczą człowieka, w innych zaś odnosi się jedynie do kwestii Boga. Poza tym należy dodać, że teza o nierozstrzygalności żadnych problemów, jak każda konsekwentna teza sceptycka, jest wewnętrznie sprzeczna, gdyż ktoś w niej rozstrzygnął, że nic się nie da rozstrzygnąć.

Kontynuując domaganie się jednoznacznych i rozstrzygających dowodów za istnieniem Boga, pan Fjałkowski zauważa, że idee o mocnych konsekwencjach dla życia ludzi powinny być poparte mocnymi argumentami. I znów tutaj mam uwagi do dwóch kwestii. Po pierwsze (1) ocena „mocności” argumentów zależy od przyjętych kryteriów, co jest dla kogo mocne. Dla niektórych  istnienie samoświadomości jest samooczywiste i udowodnione najmocniej jak się da, a dla innych własna świadomość jest iluzją, co ukazałem w części 2. komentarza. Po drugie (2) są to znów żale ogólnie do rzeczywistości, nie tylko do zagadnień religijnych. Wszak codzienne życie wymaga nieraz ważnych decyzji, wypisanie się z życia – samobójstwo, czy chowanie się w domu, też są decyzjami. Podobnie ateizm, nihilizm też są decyzjami religijnymi z mocnymi konsekwencjami ich przyjęcia. Jednocześnie nie wiadomo czym się kierować, bo nie ma ostatecznych rozstrzygnięć w niemal żadnej istotnej kwestii, a w każdej są spory i nic nie jest uzasadnioną wiedzą (zdaniem pyrrońskich nihilistów, którym jest pan Karol).

Po zanegowaniu możliwości wiedzy uzasadnionej pan Fjałkowski twierdzi, że jego przesłanki przemawiające za tym, że Bóg jest jedynie ludzkim wymysłem są łatwo dostępne w doświadczeniu, (a zatem są dobrze uzasadnione). No cóż… Po pierwsze (1) w ogóle nie dowodził, że Bóg jest jedynie ludzkim wymysłem, a tylko wskazywał na motywy wiary i przyznawał, że istnienie motywów nie wyklucza istnienia racji za tą wiarą. Po drugie (2)  aby jego przesłanki dowodziły, że Bóg pochodzi jedynie z ludzkich wymysłów, musiałby on dołożyć do nich właśnie m. in. przesłankę o wykluczaniu się motywów i racji (a sam temu zaprzeczył). Ponadto nawet brak istnienia racji do wiary w Boga nie oznacza, że jest on ludzkim wymysłem, bo jak ktoś słusznie zauważył w pytaniach, pojawienie się motywów do wiary w Boga można wyjaśnić zaszczepieniem ich przez Stwórcę w nas, abyśmy zaczęli Go, transcendentnego, szukać będąc w świecie doczesnym. Przesłanki pana Karola zatem przemawiałyby za tezą o nieistnieniu Boga poza ludzkimi wymysłami jedynie wtedy, gdyby dobrze uzasadnił naturalistyczne pochodzenie motywów wiary w Boga (takich jak potrzeba sensu, celu itp.). Tego typu wyjaśnienia oczywiście są tworzone, jednak jak pokazywałem  w części pierwszej, też jest to kwestia nierozstrzygnięta i zapewne nierozstrzygalna.

Pod koniec mowy podsumowującej pana Fjałkowskiego znów pojawił się problem, że wiemy o atrybutach Boga z definicji, który już komentowałem. Tak samo wiemy o atrybutach elektronów z definicji elektronu, którą stworzyliśmy na podstawie rozpoznania zjawisk wskazujących na te atrybuty. Atrybut Boga jakim jest przykładowo WIECZNOŚĆ jest rozpoznawana chociażby z twierdzenia, że „nic nie powstaje z niczego”. Twierdzenie to jest oczywiście pewną pierwotną intuicją i opiera się na niej nasze codziennej rozumowanie jak i cała nauka. Podobnie materialiści twierdzili niegdyś, że materia jest wieczna na zasadzie analogicznego rozumowania. Dlatego też profesor Wojtysiak mówił o przyjmowaniu tzw. minimalnego absolutu (przykładowo wiecznych praw, czy materii) przez przytłaczającą większość filozofów. W nawiązaniu do atrybutów z definicji jeszcze pan Karol podniósł problem, że Bóg nie jest w pełni i jednoznacznie określony. Nie wiemy wszak w pełni jaki jest i są różne możliwości odnośnie tego jaki jest rzeczywiście, a różni filozofowie-teiści proponują różne rozwiązania. Pomijając już kwestie, że nie wiemy o niczym w pełni jakie jest, łącznie z nami samymi, co przyznaje w tej samej debacie pan Fjałkowski, to posłużę się tutaj dobitnym przykładem znów z fizyki współczesnej. Otóż w związku z naturą korpuskularno-falową cząstek elementarnych powstają różne interpretacje, na podstawie różnych intuicji. Być może pełna zgoda co do interpretacji mechaniki kwantowej jest nieosiągalna, a zatem jest to zagadnienie nierozstrzygalne. Czy to oznacza że cząstki elementarne nie istnieją? No nie, to oznacza moim zdaniem, że leżą blisko fundamentalnego poziomu rzeczywistości, dlatego tyle z nimi problemów. Dla teistów Bóg zaś jest fundamentem rzeczywistości, nie dziwne więc jest dla nich zatem, że są w związku z Nim zagadnienia różnie rozwiązywane i trudne.

 

PODSUMOWANIE

 

Pod koniec debaty pan Fjałkowski przyznał, że z tym jego wyborem między wiarą i niewiarą to jest tak niemal 50%/50% i właściwie nie do końca wie w ogóle dlaczego akurat teraz „zawiało” go do niewiary. Wyjawił też, że w czasach gdy wierzył, bliski był mu fideizm, a zatem stanowisko, że wiara religijna jest bez (żadnego?) uzasadnienia i taka musi być, wszak nic nie ma uzasadnienia. Również będąc nihilistą jego głównym argumentem jest, że nic nie wiemy na pewno. I tutaj pewnie mamy coś wspólnego, wszak nazwałem się, trochę przekornie, sceptycznym chrześcijaninem. Zdaję sobie jednak sprawę, że konsekwentny i maksymalny sceptycyzm jest nie tylko wewnętrznie sprzeczny, ale i niemożliwy do stosowania w życiu. Jesteśmy skazani na wybór (nawet jeśli nie ma wolnej woli)! W związku z tym warto nie tylko poddawać się różnym wydarzeniom, negatywnym, czy pozytywnym emocjom, które przez nas przepływają i w jakimś stopniu kreują światopogląd, ale świadomie prowadzić dociekania (choć niedoskonałe) i na tej podstawie podejmować decyzje, odsiewać oczywiste fałsze, czy przyjmować nieraz pozorne paradoksy – inaczej się nie da, wszak każdy system filozoficzny ma jakieś trudności, o czym mówił prof. Woleński broniąc naturalizmu (link podany wyżej). Korzystając z frazeologii profesora Wojtysiaka, w filozofii (a zatem i w rzetelnie tworzonym światopoglądzie) niezależnie od tego jakie stanowiska się wybierze zawsze napotka się na szalenie trudne problemy. A całość cytowanej wcześniej wypowiedzi Russela brzmi: w filozofii rzecz polega na tym, by zacząć od czegoś tak prostego, że wydaje się niewarte wypowiedzenia, a skończyć na czymś tak paradoksalnym, że nikt w to nie uwierzy.”

Wydaje się, że pan Fjałkowski nie chce jednak podjąć tego typu (żadnego typu) rzetelnych i spójnych dociekań, a jedynie wciąż ukazywać niedoskonałość w dociekaniach innych. Jednak robiąc to też musi przyjmować, i przyjmuje, wiele założeń, do których pewnie explicite by się nie przyznał. Przykładowo w twierdzeniach z pierwszego wystąpienia pana Karola o tym, że poważną wadą hipotezy Boga jest jej niefalsyfikowalność pobrzmiewa implicite założenie scjentyzmu właśnie. Zatem twierdzenie, że wszystko o czym można sensownie rozmawiać, jest naukowe, co jak ukazałem w części 3. jest wewnętrznie sprzeczne. Powiedziałbym w związku z tym, że swoje wystąpienie oparł o przezałożenia/przesłanki popularne w danej epoce (jak scjentyzm). Profesor Wojtysiak swoje wywody opierał zaś na przesłankach/założeniach mniej codziennych i oczywistych przez to, ale też bardziej filozoficznie opracowanych i moim zdaniem bardziej zasadnych – po wmyśleniu się w nie – na pewno bardziej niż scjentyzm!

Pan Fjałkowski, a propos nieswoich przesłanek i (przed)założeń domagał się uzasadnienia, jednocześnie samemu nie uznając z założenia żadnego kryterium, którym można by ocenić dane uzasadnienie (choćby określić prawdopodobieństwo danych tez). W takim sytuacji ciężko o racjonalną debatę ad rem, gdyż pojawia się problem z samą kwestią racjonalności. Wszak nie da się rozstrzygnąć, czy świat jest racjonalny, choćby częściowo, może tylko wydaje nam się, że jest. Jednak przyjęcie, że jest racjonalny daje wiele owoców, co  w jakimś stopniu potwierdza jego racjonalność, czym po raz drugim wracam do książki Moralność myślenia Hellera.

Mimo wszystko jednak muszę przyznać, że pan Fjałkowski stanowi dla mnie silne źródło skojarzeń polemicznych, dzięki czemu też mogę przedstawić swoje rozważania na różne tematy, za co jestem mu naprawdę bardzo wdzięczny.

Można mi zarzucić, że wciąż krytycznie odnosiłem się jedynie do jednej strony, nie zajmując się porządnie wywodami profesora Wojtysiaka. Jednak poza moim oczywistym nastawieniem światopoglądowym, z którego zdaję sobie sprawę i z którym każdy ma do czynienia, profesor Wojtysiak, w przeciwieństwie do pana Fjałkowskiego, jak na ironię, nie był tak pewny siebie! Jedyna krytyka ze strony profesora w kierunku oponenta to zwrócenie uwagi, że motywy nie wykluczają racji, z czym się zgadzam. Tymczasem pan Karol wydawał się, jak na nihilistę-sceptyka, bardzo przekonany odwołując się do przeróżnych zagadnień w swojej krytyce. Dlatego też w większości niniejszego tekstu jako sceptyk cyceroński – nie pyrroński, jakim określił się pan Fjałkowski – ukazałem po prostu wątłość, niedostateczność i fałsz w przedstawieniu wielu z tych zagadnień.

 

Źródła:

Ajdukiewicz, K., 1983, Zagadnienia i kierunki filozofii, Warszawa: Wydawnictwo Czytelnik

Feyerabend, P., 1996, Przeciw Metodzie, Wrocław: Wydawnictwo Siedmioróg

Grobler, A., 2006, Metodologia nauk, Kraków: Wydawnictwo Aureus, Wydawnictwo Znak.

Heller, M., 2016, Moralność myślenia, Kraków: Copernicus Center Press

Wittgenstein, L., 1997, Traktat logiczno-filozoficzny, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości